Co
prawda takich prawdziwych wakacji to już od paru lat nie mam, ale niech
będzie, że wczoraj skończyły mi się wakacje. Wróciły dziewczyny –
właściwie Dorota wróciła na dobre, bo chodzi na zajęcia od poniedziałku do
piątku. A w czwartek przyjechała również Ela- nasza nowa
współlokatorka, która będzie miała zajęcia podobnie jak ja w soboty i
niedziele. No i chociażby po tym można poznać, że koniec wakacji
nadszedł:) Franek już u mnie nie będzie tak często bywał – to znaczy
często może i będzie, ale nie na długo. No i spać raczej u mnie już nie
będzie. Koniec ze śniadankami rano
Miałam wczoraj pierwsze zajęcia, dzisiaj kolejne. Przeżyłam, nawet fajnie było mogłabym powiedzieć. Śmiesznie tylko trochę, bo każdy co innego nam mówi odnośnie pisania pracy magisterskiej… Bo moje studia są takie dziwne trochę – taki wytwór dwu i półletni Więc bronić się mamy dopiero w lutym tego roku. I mój promotor powiedział na naszym seminarium, że mamy do końca maja 2009 dostarczyć mu temat wraz z outlinem pracy. Mnie to pasuje. Potem jeszcze dwa miesiące wakacji – ja się potrafię sama mobilizować, więc nawet w lecie jestem w stanie poświęcić parę godzin tygodniowo na naukę. A nawet jeśli mi się bardzo nie będzie chciało, to potem będę miała jeszcze przynajmniej cztery miesiące na napisanie tej pracy. No jak ja napisałam licencjacką w dwa miesiące to magisterki w cztery nie napiszę? Wolne żarty.
A tu się okazuje, że w innych grupach ludzie do końca grudnia mają już całe rozdziały pooddawać. I w ogóle na spotkaniu organizacyjnym powiedziano nam, że do końca października mamy zadeklarować temat. (Przepraszam komu, skoro nasz promotor nie jest na razie zbyt zainteresowany? A do końca maja oddać pracę. Założenie jest takie, że w maju mamy mieć pracę już „poskładaną” jak to się wyraziła pani opiekun roku. I co? Potem od czerwca do stycznia mamy poprawiać tą pracę?? Bez sensu. Przecież to śmieszne. Wolę słuchać promotora. Plan mam taki, żeby do końca tego roku już mieć temat. Wcale to nie jest takie proste, bo piszę pracę z literatury a źródeł nie ma wcale tak wiele na te tematy o których chciałabym pisać. Jak pisałam licencjat to sobie wszystkie książki z Hiszpanii przywiozłam. Teraz będzie ciężko. Sam promotor stwierdził, że nasza biblioteka jest kiepska. Ale pocieszył nas, że zawsze możemy się do biblioteki uniwersyteckiej w Berlinie przejechać No nic, trzeba będzie się przejść na razie do mojej biblioteki, widziałam, że ją trochę przeorganizowali i wreszcie więcej książek jest na widoku a nie schowanych gdzieś na innych piętrach.
A od drugiego tygodnia października zaczynam kurs przygotowujący do egzaminu z hiszpańskiego. No to naprawdę koniec wakacji Skończyło się leniwe wylegiwanie się przed telewizorem po powrocie z pracy. I serfowanie po necie całymi godzinami. Ale to chyba akurat dobrze, bo stwierdziłam, ze zdecydowanie muszę ograniczyć używanie komputera. W pracy osiem godzin przed monitorem siedzę, a potem wracam i co robię? Włączam kompa przecież A moje oczy błagają o ratunek. Niedługo oślepnę chyba.
A tymczasem dzisiaj wieczorek relaksacyjny. Książka, herbatka a potem „Teraz albo nigdy”. Mój drugi po „Gotowych na wszystko” ulubiony serial.
Miałam wczoraj pierwsze zajęcia, dzisiaj kolejne. Przeżyłam, nawet fajnie było mogłabym powiedzieć. Śmiesznie tylko trochę, bo każdy co innego nam mówi odnośnie pisania pracy magisterskiej… Bo moje studia są takie dziwne trochę – taki wytwór dwu i półletni Więc bronić się mamy dopiero w lutym tego roku. I mój promotor powiedział na naszym seminarium, że mamy do końca maja 2009 dostarczyć mu temat wraz z outlinem pracy. Mnie to pasuje. Potem jeszcze dwa miesiące wakacji – ja się potrafię sama mobilizować, więc nawet w lecie jestem w stanie poświęcić parę godzin tygodniowo na naukę. A nawet jeśli mi się bardzo nie będzie chciało, to potem będę miała jeszcze przynajmniej cztery miesiące na napisanie tej pracy. No jak ja napisałam licencjacką w dwa miesiące to magisterki w cztery nie napiszę? Wolne żarty.
A tu się okazuje, że w innych grupach ludzie do końca grudnia mają już całe rozdziały pooddawać. I w ogóle na spotkaniu organizacyjnym powiedziano nam, że do końca października mamy zadeklarować temat. (Przepraszam komu, skoro nasz promotor nie jest na razie zbyt zainteresowany? A do końca maja oddać pracę. Założenie jest takie, że w maju mamy mieć pracę już „poskładaną” jak to się wyraziła pani opiekun roku. I co? Potem od czerwca do stycznia mamy poprawiać tą pracę?? Bez sensu. Przecież to śmieszne. Wolę słuchać promotora. Plan mam taki, żeby do końca tego roku już mieć temat. Wcale to nie jest takie proste, bo piszę pracę z literatury a źródeł nie ma wcale tak wiele na te tematy o których chciałabym pisać. Jak pisałam licencjat to sobie wszystkie książki z Hiszpanii przywiozłam. Teraz będzie ciężko. Sam promotor stwierdził, że nasza biblioteka jest kiepska. Ale pocieszył nas, że zawsze możemy się do biblioteki uniwersyteckiej w Berlinie przejechać No nic, trzeba będzie się przejść na razie do mojej biblioteki, widziałam, że ją trochę przeorganizowali i wreszcie więcej książek jest na widoku a nie schowanych gdzieś na innych piętrach.
A od drugiego tygodnia października zaczynam kurs przygotowujący do egzaminu z hiszpańskiego. No to naprawdę koniec wakacji Skończyło się leniwe wylegiwanie się przed telewizorem po powrocie z pracy. I serfowanie po necie całymi godzinami. Ale to chyba akurat dobrze, bo stwierdziłam, ze zdecydowanie muszę ograniczyć używanie komputera. W pracy osiem godzin przed monitorem siedzę, a potem wracam i co robię? Włączam kompa przecież A moje oczy błagają o ratunek. Niedługo oślepnę chyba.
A tymczasem dzisiaj wieczorek relaksacyjny. Książka, herbatka a potem „Teraz albo nigdy”. Mój drugi po „Gotowych na wszystko” ulubiony serial.
Franek gdzie? No jak to gdzie w końcu Lech z Legią grał dzisiaj –
poszedł drużynę wspierać hehe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz