*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 8 października 2008

Walczę ze sobą

No i się zaczęło :) Ten koniec wakacji się zaczął znaczy się :) Coraz mniej czasu na wszystko. Ostatnio roboty mam strasznie dużo w pracy więc siedzę więcej niż osiem godzin, średnio wychodzi mi, że wracam do domu po siedemnastej. No to siadam i czytam. Mam na seminarium prezentację do przygotowania. Co prawda dopiero na 15 listopada, ale muszę najpierw w ogóle poszukać czegoś interesującego. Zresztą ja tak lubię sobie wszystko w czasie rozłożyć. Wypożyczyłam jakąś książkę, przez którą usiłuję przebrnąć. Ciężko się ją czyta, bo angielski w niej jest dość skomplikowany, a temat też raczej ciężki – analiza jednej powieści. Ale jakoś daję radę codziennie przebrnąć przez dwadzieścia stronę hihi:) Na więcej czasu brakuje, bo tu na aerobik lecę, to jeszcze jakąś swoją książkę po polsku przeczytam i takie tam. Jakoś trzeba sobie radzić, skoro czas nie z gumy :) 

A tak poza tym?Z Frankiem się ostatnio mało widzę. Naprawdę koniec wakacji :) W tamtą niedzielę jak poszedł na mecz to słuch o nim zaginął. Nie odzywał się, nie dzwonił, nie pisał. I ja tez postanowiłam, że się nie ugnę i nie będę wydzwaniać i pytać gdzie jest i ile już wypił. No i w nocy wysłał mi smsa, w którym się strasznie podlizywał i przepraszał, że się nie odzywał. W poniedziałek widzieliśmy się tyle, że przyjechałam z pracy a on czekał już na parkingu. Wysiadłam z samochodu, nawet silnika nie wyłączyłam, przekazałam mu tylko dokumenty i on pojechał do pracy. Wczoraj przyszedł wieczorem, ale ponieważ ja miałam książkę, a on był zmęczony po nocce i dniówce, skończyło się na tym, że ja czytałam a on spał.
No a dzisiaj? Miał przyjść do mnie po pracy, czyli po 18. Zadzwonił po 19. Już byłam niezadowolona, bo jeszcze był w pracy i pił piwo. Jedno. Tak powiedział przynajmniej. Agresor już mi się włączył, ale starałam się jeszcze powstrzymać. Powiedział, że już dopija piwo i idzie na autobus i będzie u mnie za jakieś piętnaście minut. To było prawie cztery godziny temu. Oczywiście go nie ma do tej pory. Szlag mnie trafia, bo o u niego normalne, zwłaszcza jak się napije. Pewnie któryś z jego kumpli przyjechał do niego do pracy i dalej gdzieś siedzą na mieście, albo wracając spotkał kolegów i siedzi gdzieś prawie pod moim oknem, ale nie łaska się odezwać. Walczę ze sobą, żeby nie zadzwonić i mu nie wygarnąć. Na razie wygrywam, ale ciężko jest :) Ale staram się wcielić w życie taktykę olewającą, bo na niego bardziej to działa niż moje krzyki. A wściekła jestem na całego. Ale nic staram się mocno… Miłej nocki życzę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz