No
dobra, to ostatnio było sielsko i anielsko a dzisiaj czas porozmawiać o
problemach. Muszę przestać udawać, że na stole nie ma wielkiego słonia –
że się tak posłużę idiomem angielskim… Problem mam już tak naprawdę od
dobrych dwóch miesięcy, ale omijałam myślenie o nim jak tylko się dało. I
nie tylko ja, podobnie robiła Dorota, której sprawa również dotyczy.
Dorota
postanowiła się wyprowadzić. A właściwie konkretniej chodzi jej o to,
żeby mieć własny pokój Skończyła studia i nie wiem co zamierza dalej, ani
nie wiem tak do końca dlaczego chce się wyprowadzać. Oficjalna wersja
jest taka,że nie mieści się ze swoimi rzeczami. Jestem w stanie w to
uwierzyć, bo mamy tylko po jednym segmencie i po połowie szafy a przez
pięć lat trochę się mogło tego nazbierać. Nie wiem czy jest jakaś wersja
nieoficjalna… Może chce się jeszcze bawić (bo ostatnimi czasy się
bardzo rozrywkowa zrobiła) a ja jej sprawy nie ułatwiam chodząc spać
przed 23 i wstając o 6. Chociaż kiedy nie wychodzi, nieraz kładzie się
spać nawet przede mną, więc nie jestem taka pewna, że rzeczywiście o to
chodzi. Może chce mieć więcej swobody, albo coś zmienić w swoim życiu…
Nie wiem, pomysłów jest dużo… A może wcale nie ma żadnej wersji
nieoficjalnej. W każdym razie, powiedziała, że chciałaby mieszkać ze mną
nadal, tylko w osobnych pokojach. I mamy problem.
Najbardziej
pasowałoby nam nie zmieniać mieszkania. Mamy świetną lokalizację i
czujemy się tam po pięciu latach świetnie. Ale jest jeszcze Ela, której
nie możemy przecież „eksmitować”, mimo, że mieszka dopiero od roku z
nami. Tak się po prostu nie robi. Z Elą sprawa wygląda tak, że ona uczy
się w jakimś studium, zajęcia ma w weekendy, dość
nieregularnie. Nie pracuje. Często więc jest tak, że przyjeżdża w
czwartek, zostaje do poniedziałku i wyjeżdża na dwa tygodnie. Mniej
więcej połowę miesiąca jej w ogóle nie ma.
Miałyśmy taką cichą nadzieję, że ona stwierdzi, że jej się nie opłaca po
prostu wynajmować to mieszkanie, wtedy zostałybyśmy we dwie na dwóch
pokojach. Niestety przeprowadziłyśmy z Elą rozmowę i ona o wyprowadzce
nie myślała. I teraz każda z nas ma problem. Ja jednak skupię się tylko
na moim dylemacie. Opcje są dwie – albo zostaję z Elą na starym
mieszkaniu, albo przeprowadzam się z Dorotą. Ela jeszcze wspomniała o
poszukaniu mieszkania z trzema pokojami, ale opcja szybko odpadła kiedy
zobaczyłyśmy jakie są ceny wynajmu…
Nie
wyobrażam sobie mieszkać bez Doroty. Nie i już. Eli prawie nie ma w
Poznaniu, a nawet jeśli jest, to przeważnie siedzi zamknięta w pokoju.
Boję się, że będę miała permanentnego doła spowodowanego brakiem Doroty.
Ja nawet nie lubię sama spać w pokoju… Teoretycznie więc powinnam się
wyprowadzić razem z Dorotą. Ale tu sprawa komplikuje się jeszcze
bardziej. Jeśli już miałabym się wyprowadzać, to na pewno nie tak, żeby
utrudniać sobie życie. Czyli pasowałoby mi najbardziej przeprowadzić się
na osiedle w północnej części miasta, ale wtedy będę miała do Franka
daleko… Teraz możemy sobie przez okno machać… Poza tym Dorota nie chce w
tej części Poznania,bo jest dalej do centrum. Gdybyśmy szukały w naszej
okolicy, to raczej tylko na południe, bo z drugiej strony jest rzeka,
więc oddaliłabym się nie tylko od Franka, ale też od pracy… No i
ostatnia rzecz, przeprowadzać się z całym majdanem na chwilę? Bo za parę
miesięcy prawdopodobnie będziemy szukać czegoś z Frankiem. Przynajmniej
on ma takie plany
Dołuje mnie ta cała sytuacja, bo tak naprawdę najchętniej zostawiłabym
wszystko tak jak jest. Oczywiście żaliłam się mamie i ona poradziła mi,
żebym została. Powiedziała, że za niecały rok ja też będę po studiach i
będę pewnie coś zmieniać w swoim życiu. A poza tym powiedziała,że
przecież nie będę z Dorotą mieszkać całe życie, więc co za różnica, czy
się„rozstaniemy” teraz, czy za rok. Niby racja, ale jak to bez Doroty???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz