*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 12 grudnia 2009

Byle nie za dobrze ;)

Wygląda na to, że dzień dobrych wiadomości trwa. Aż w szoku jestem ;) Poszłam dzisiaj na zajęcia, ale wcześniej musiałam załatwić jedną drobną sprawę w dziekanacie. Poszła ze mną koleżanka i czekała na zewnątrz. Kiedy wyszłam Aga spytała jaki mam numer indeksu. Podałam numer i usłyszałam:
A: Jesteś na liście.
Na jakiej liście myślę se. Już mi jakieś głupoty po głowie chodziły, że czegoś nie zdałam, albo za coś mnie ścigają..
M: Na jakiej liście?
A: Dostałaś stypendium naukowe.
M: Ooo rzeczywiście. 600 zł. To stówka miesięcznie. Fajnie.
A: Sześć stówek miesięcznie…
M: ????
Kurka wodna, dostałam stypendium naukowe w wysokości sześciuset złotych miesięcznie! W ogóle się tego nie spodziewałam, bo nie wiedziałam, że studenci z jedenastego semestru mają jeszcze przydzielane stypendium. A po drugie nie wiem jak to się stało, ale nie wiedziałam, że moja średnia za ostatni rok to 5,0. No to się dzisiaj dowiedziałam.
A u promotora też było ok ;)

Wczorajsze emocje trochę już opadły i spojrzałam z dystansem na wszystko. Pewnie, że się cieszę, ale nie chcę też popadać w euforię, bo jeszcze dużo przed nami… Franek jeszcze będzie miał kilka egzaminów do przejścia i pewnie jeszcze nie raz będziemy się denerwować a może i płakać. Mam tylko nadzieję, że wszystko w miarę dobrze pójdzie…

A mi jest dziwnie ;) Kiedy pisałam pracę, ciągle myślałam sobie „jak już napiszę to…” i wymieniałam setkę rzeczy, na które miałam ochotę. A teraz… Jakoś za nic się zabrać nie mogę :) Co prawda to jeszcze nie koniec, bo będę miała poprawki do pracy no i przygotowanie do samej obrony. Ale jednak najważniejsze zrobione i to pozwoliło mi się rozluźnić. Mam tyle fajnych rzeczy do zrobienia i… nic ;) Przykład: zawsze w piątki, kiedy na drugi dzień miałam szkołę, wracałam po pracy i zabierałam się za pisanie. A wczoraj? Przyszłam, usiadłam, pomyślałam i… poszłam na bezpłatny próbny egzamin z języka angielskiego organizowany przez szkołę, w której uczę się hiszpańskiego. Do niczego nie było mi to potrzebne. Poszłam, bo miałam ochotę testy porozwiązywać. To już chyba na pracoholizm zakrawa? :))

Dzisiaj się lenię. Jutro się będę lenić. A potem tak sobie wszystko rozplanuję, żeby nie odpuścić całkiem magisterki i nie rozluźnić za bardzo (przynajmniej do obrony;)) ale jednocześnie znajdować czas na przyjemności i może w końcu znowu będę czytać osiem książek na miesiąc a nie dwie :)
Tak się dzisiaj złożyło, że Franek w pracy a wszyscy znajomi mają jakieś plany. Ale dzisiaj mi dobrze samej ze sobą. Ooo, właśnie sobie przypomniałam, że mam Redsika w lodówce. No to – Wasze zdrówko! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz