Ochhh, uwielbiam ten świąteczny czas. Choć przyznam, że
zawsze podczas kolacji wigilijnej mam ochotę zatrzymać czas. Co roku
jest tak samo. Ciepło, przyjemnie i wesoło. A przede wszystkim
rodzinnie. Tylko raz było inaczej…
Trzy lata temu, kiedy byłam w Hiszpanii, nie bardzo miałam możliwość wrócić na święta do Polski. Początkowo opcja spędzenia Bożego Narodzenia za granicą wydawała mi się zupełnie nie do pomyślenia. Ale potem rozsądek wziął górę nad emocjami i pogodziłam się z tym… Okazało się, że dwie moje koleżanki, które przebywały w Ciudad Real – jakieś 150 km od Cordoby – również nie wracały na święta do Polski. Postanowiłam spędzić Wigilię z nimi. I wiecie co? Mimo, że tęskniłam za domem, było całkiem przyjemnie. Do dzisiaj wspominamy miło tamte święta – było tradycyjnie (na tyle, na ile pozwalała nam Hiszpania ;)), wesoło i naprawdę potrafiłyśmy stworzyć rodzinną atmosferę.
Zaczęło się ciekawie, kiedy o mało nie przesiadłam się do złego autobusu Specjalnie dla mnie zatrzymano autobus jadący w kierunku Ciudad Real Potem było jeszcze ciekawiej, kiedy wysiadłam na dworcu autobusowym, gdzie miała czekać na mnie koleżanka. Nie doczekałam się jej… Ani ona mnie… czekając na dworcu kolejowym Błogosławmy telefony komórkowe, bo nie wiem co bym zrobiła
Ale potem było już raczej bezproblemowo. Mama krótko przed świętami przysłała mi paczkę, w której oprócz prezentów były między innymi suszone grzyby i kiszona kapusta :)) Mogłyśmy więc przyrządzić sobie chociaż część wigilijnych potraw. Na przykład zupę grzybową:
Trzy lata temu, kiedy byłam w Hiszpanii, nie bardzo miałam możliwość wrócić na święta do Polski. Początkowo opcja spędzenia Bożego Narodzenia za granicą wydawała mi się zupełnie nie do pomyślenia. Ale potem rozsądek wziął górę nad emocjami i pogodziłam się z tym… Okazało się, że dwie moje koleżanki, które przebywały w Ciudad Real – jakieś 150 km od Cordoby – również nie wracały na święta do Polski. Postanowiłam spędzić Wigilię z nimi. I wiecie co? Mimo, że tęskniłam za domem, było całkiem przyjemnie. Do dzisiaj wspominamy miło tamte święta – było tradycyjnie (na tyle, na ile pozwalała nam Hiszpania ;)), wesoło i naprawdę potrafiłyśmy stworzyć rodzinną atmosferę.
Zaczęło się ciekawie, kiedy o mało nie przesiadłam się do złego autobusu Specjalnie dla mnie zatrzymano autobus jadący w kierunku Ciudad Real Potem było jeszcze ciekawiej, kiedy wysiadłam na dworcu autobusowym, gdzie miała czekać na mnie koleżanka. Nie doczekałam się jej… Ani ona mnie… czekając na dworcu kolejowym Błogosławmy telefony komórkowe, bo nie wiem co bym zrobiła
Ale potem było już raczej bezproblemowo. Mama krótko przed świętami przysłała mi paczkę, w której oprócz prezentów były między innymi suszone grzyby i kiszona kapusta :)) Mogłyśmy więc przyrządzić sobie chociaż część wigilijnych potraw. Na przykład zupę grzybową:
W hiszpańskim supermarkecie udało nam się dopaść „remolachas”, czyli coś jakby buraki, więc wyszło nam nawet coś jakby barszcz…:
…z uszkami :)]
Były oczywiście również pierogi z kapustą i grzybami
W końcu mogłyśmy zasiąść do wieczerzy :)) No same powiedzcie, nastrój trochę był
A po kolacji każda z nas zajęła swój kąt w pokoju, dopadła swojego laptopa i połączyłyśmy się z Polską…
Nie ma to jak święta w domu. Ale tamto Boże Narodzenie również miało swój urok. Bałam się, że totalnie się zdołujemy i będziemy ryczeć po kątach. A okazało się, że potrafiłyśmy stworzyć taką rodzinną, ciepłą atmosferę. Za domem nadal tęskniłyśmy, ale tu pomogła nam technologia i Skype:) No i oczywiście własne towarzystwo, no bo same powiedzcie, czy wyglądałyśmy na smutne? ;))
ZDJĘCIE BYŁO I SIĘ ZMYŁO
Ps. I uwielbiam tę hiszpańską „kolędę”: klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz