Mam za sobą dziwaczny tydzień. A w zasadzie to dwa… Bo
mam wrażenie jakby się wszystko zaczęło w piątek dwa tygodnie temu. Od
tamtej pory czuję się jakbym… nie była sobą. A właściwie chodzi o to, że
wydaje mi się jakbym patrzyła na siebie z boku i zdumiewają mnie
niektóre moje decyzje i myśli. A od zeszłego czwartku ogóle jest jakoś
tak… dziko. Tak, to jest dobre określenie
Dziko jest po prostu. Dziwne rzeczy się dzieją wokół mnie od tygodnia i
mam jakieś dziwaczne przeczucia. Ale nawet nie umiem ich określić.
Trochę jakby niepokój, do tego szczypta tęsknoty za czymś nieokreślonym.
Ale jest też trochę pozytywnych uczuć. Nie umiem się określić.
Chciałabym, żeby było już normalnie. Ale może nie będzie, bo i
wydarzenia niecodzienne mnie czekają. Przede wszystkim podróż
niedzielna…
A w ogóle to chciałam powiedzieć, że coś się ostatnio dzieje z czasem. Mam wrażenie jakbym się zapętliła
Jakbym utknęła w jakimś momencie i nie potrafiła się z niego ruszyć,
jakbym znalazła się w jakimś tunelu, na zewnątrz którego czas pędzi jak
szalony. I tylko ja w takim zwolnionym tempie się poruszam. I wcale nie
chodzi o to, że jestem bierna albo nie chce mi się czegoś robić. Mam
wrażenie, że robię wszystko jak zwykle, tylko dziesięć razy wolniej O, weźmy takie blogowanie
Nigdy nie miałam problemu z tym, żeby przeczytać codziennie wszystkie
blogi, skomentować je w większości i jeszcze co nieco sklecić u siebie. A
ostatnio nie wiem jak to się dzieje, ale się nie wyrabiam Wybaczcie mi więc ewentualne zaległości u Was, ale zawsze wszystko nadrabiam, więc na pewno i teraz mi się uda.Mam jeszcze jedną teorię. W moim otoczeniu prawdopodobnie grasuje jakiś kradziej czasu Robi to bardzo subtelnie. Niemal nie zauważam, tego, że ktoś mi uszczknął trochę z mego czasu, ale wieczorem orientuję się, że gdzieś mi się podziało pół dnia Chyba po prostu nie mogę funkcjonować bez planu. Muszę sobie rozpisać co i jak codziennie mam zrobić a najlepiej to jeszcze dopisać do tego przedział czasowy. W przeciwnym razie jest tak jak dzisiaj – przez całe popołudnie udało mi się tylko wyprać kilka rzeczy (dodam, że ręcznie, żeby nie było, że skończyło się na wciśnięciu kilku guziczków ;)) Pozostały czas spędziłam w pozycji pół leżącej z Frankiem. Oglądaliśmy jakieś bzdury w telewizji, rozmawialiśmy również o bzdurach i robiliśmy tysiące zdjęć, żeby rozładować baterię w aparacie. Misja się powiodła. Ciekawy dzień, nie pogadasz Aha, z rzeczy pożytecznych – zjadłam cztery Mamby
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz