Nie podoba mi się ta nowa ustawa. Mam na myśli to, że od
2011 roku, 6 stycznia ma być dniem wolnym od pracy (chyba, że się nasz
Senat lub Prezydent pod tym nie podpiszą).
Prawdę mówiąc nie widzę sensu takiego stanu rzeczy. Po co ten dzień ma być wolny? Bo mnie się wydaje, że tylko po to, żeby sobie ludzie robili trzytygodniowe superdługie weekendy. Chociaż i tak wydaje mi się, że całkiem sporo osób wcale na tak długą nieobecność w pracy nie będzie mogła sobie pozwolić – początek miesiąca, ba! przełom roku – w wielu miejscach pracy jest to okres zamykania jednego okresu i przygotowywanie się do kolejnego. Taki wolny dzień ni z gruchy ni z banana w środku tygodnia będzie tylko przeszkadzał.
Pewnie, że fajnie jest móc legalnie nie iść do pracy, ale ja po
prostu uważam, że jeśli już chcieli zrobić koniecznie jakiś dodatkowy
wolny dzień, to lepszy byłby na przykład Wielki Piątek – kiedy wszyscy
szykują się do świąt wielkanocnych. Albo 2 listopada – tuż po Wszystkich
Świętych, kiedy to ludzie jeżdżą zwykle po całej Polsce a i tak na
drugiego muszą być w pracy, co czasami jest nie lada sztuką… Prawdę mówiąc nie widzę sensu takiego stanu rzeczy. Po co ten dzień ma być wolny? Bo mnie się wydaje, że tylko po to, żeby sobie ludzie robili trzytygodniowe superdługie weekendy. Chociaż i tak wydaje mi się, że całkiem sporo osób wcale na tak długą nieobecność w pracy nie będzie mogła sobie pozwolić – początek miesiąca, ba! przełom roku – w wielu miejscach pracy jest to okres zamykania jednego okresu i przygotowywanie się do kolejnego. Taki wolny dzień ni z gruchy ni z banana w środku tygodnia będzie tylko przeszkadzał.
Niektórzy mówią, że polskiej gospodarki po prostu nie stać na dodatkowy dzień wolny. Od razu mówię, że sprawami gospodarczymi nie interesuję się na tyle, żeby obiektywnie to stwierdzić. Ale być może wyjdzie na to samo, skoro w zamian za tego 6 stycznia, odebrane zostaje nam prawo odrabiania sobie dnia wolnego, kiedy święto przypada na przykład w niedzielę… Słyszałam dziś wypowiedź jakiegoś eksperta, że to i tak w rzeczywistości było stosowane tylko w urzędach. Ale to nie do końca tak – bo nawet jeśli faktycznie nie było tak, że na przykład ja czy Franek nie mogliśmy sobie nie pójść do pracy w poniedziałek, jeśli 3 maja wypadał w niedzielę, to jednak etat w danym miesiącu był o te osiem godzin zmniejszony. Ja miałam płacone nadgodziny, a Franek miał mniej kursów w miesiącu. I jakoś wydaje mi się to rozsądniejsze i dla nas, zwykłych zjadaczy chleba bardziej korzystne niż ten wolny 6 stycznia
Ale możliwe, że się nie znam. Powtórzę się – nie podoba mi się ta ustawa, ale może ktoś mnie przekona? Bo ja po prostu nie widzę żadnego powodu, dla którego Trzech Króli miałoby być dniem wolnym – argumenty, że tak było pięćdziesiąt lat temu, ani to, ze tak jest również w Hiszpanii czy Niemczech jakoś do mnie nie przemawiają. A jeśli to sprawa wiary – wierzący i praktykujący i tak zwykle dadzą radę pójść tego dnia na mszę, czy pracują, czy nie… Więc jeśli ktoś mógłby mi przedstawić jakieś logiczne i przekonujące argumenty, to ja bardzo poproszę, no bo może ja się tu niepotrzebnie upieram przy swoim zdaniu?
Ps. I mimo tego, że to mi się nie podoba, oczywiście przeżyję fakt, że nie będę musiała iść tego dnia do pracy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz