*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 15 października 2010

Podwójny debiut.

Oto dziś kończą się moje trwające siedem miesięcy „wakacje”. Dzisiaj rozpoczynam studia na Uniwersytecie Ekonomicznym. Kurka wodna, się stresuję :) No bo to zupełnie nowa branża. Czy ja dam radę? Jak to w ogóle będzie, skoro wszyscy będą mówić do mnie po polsku? Nawet wykłady będą po polsku. Wy się śmiejcie, a ja naprawdę nie umiem sobie tego wyobrazić :) Naturalnym dla mnie dotychczas było to, że w szkole 95% informacji była przekazywana mi w języku obcym. Boję się, bo to zupełnie inna branża i nie wiem, czy sobie poradzę. Pocieszam się trochę, że całkiem głupia nie jestem i ewentualnie chyba mogę polegać na swojej jako takiej inteligencji wrodzonej :) Poza tym zastanawiam się jakich ludzi tam spotkam. Nie będę znała nikogo, a na studiach fajnie mieć kogoś, z kim można by chociaż notatkami się wymienić… Zobaczymy. A najbardziej to się boję, czy będę potrafiła napisać w ciągu roku pracę na temat, o którym nie mam zielonego pojęcia :) Ok, chwilowo wstrzymuję lekką panikę, zacznę się martwić znowu wieczorem, kiedy już będę po pierwszym dniu. Jutro kolejny. Na szczęście niedziele będę miała wolne :))

No i trochę pechowo się złożyło, że akurat w ten weekend zaczynam szkołę, bo jutro robimy z Frankiem coroczną imprezę imieninowo-urodzinowo-imieninową. Tym razem po raz pierwszy u nas. Zapraszamy jego kuzynostwo z partnerami, brata z żoną, rodziców, babcię… Łącznie ma być 13 osób. Znowu krzeseł nie mamy :) Nie wspominając już o zastawie :) Ale najgorsze jest to, że dziś wracam z pracy o 16, a na 17 mam zajęcia. Nie wiem jak długo to dziś potrwa, ale pewnie przed 20 to nie wrócę. A jutro zajęcia mam od rana do 16:25. Goście są zaproszeni na 18:00. Cóż, wygląda na to, że biedny Franek będzie musiał zająć się wszystkim sam. Przyjął to ze spokojem i twierdzi, że mu to nie przeszkadza. Menu już ustaliliśmy, większość zakupów zrobiliśmy wspólnie przedwczoraj. Franek ma się zająć sprzątaniem i gotowaniem. Jeśli mi się uda (a mam nadzieję, że tak) wrócić nieco wcześniej dziś, to zrobię chociaż jedną sałatkę. Mam wyrzuty sumienia, że go tak zostawiam, ale cóż mogę zrobić? Siła wyższa. On twierdzi, że sobie poradzi (w co nie wątpię), ale i tak żałuję, że tak wyszło. Szkoda, że nie możemy wszystkiego przygotować razem.

Wygląda na to, że przed nami debiut. Po raz pierwszy tak naprawdę i oficjalnie wystąpimy w roli gospodarzy. Bo jednak taka impreza rodzinna, to nie to samo, co parapetówka (no, pralkówka:)) dla znajomych, gdzie wystarczą chipsy, podłoga i alkohol. Nawet kawę musieliśmy kupić (bo żadne z nas nie pije) specjalnie dla gości :) Ciekawa jestem jak wypadniemy :) Czy impreza się uda, czy się wyrobimy i takie tam różne. 

Ale, ale będzie też to, co Margolki lubią najbardziej, czyli prezenty :)) Ja nie wytrzymałam i prezent imieninowo-urodzinowy wręczyłam Frankowi już przedwczoraj. No tak byłam ciekawa, czy mu się spodoba, że musiałam to zrobić. Podarowałam mu koszulę i małe radio, żeby mógł sobie w autobusie słuchać. Spodobało się :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz