Kiedy
tydzień temu omawialiśmy z naszymi rodzicami podstawowe kwestie, przez
chwilę obawiałam się, że jednak będę musiała się poddać i ślub i wesele
będą w Poznaniu.
Ja
sobie doskonale zdawałam sprawę z tego, że organizacja w Poznaniu
byłaby łatwiejsza. Być może wyszłoby też taniej – bo nie trzeba szukać
noclegów dla rodziny Franka, tylko dla mojej, a w Miasteczku prawie dla
wszystkich (moja rodzina też w większości przyjezdna). Ale naprawdę to
była dla mnie ostateczność.
Rodzice
Franka nie do końca mnie rozumieli („przecież podobały Ci się wesela w
Poznaniu”), moja mama też skłaniała się ku wygodniejszemu rozwiązaniu.
Ale tata się za mną wstawił („jak Margolce zależy, to możemy się
zorientować jak to wygląda w Miasteczku”). A mój tata to jest taki typ,
że generalnie sie wcale nie odzywa, ale jak już się odezwie, to wszyscy
się z nim liczą, bo wiedzą, że on mówi tylko wtedy, jak ma coś mądrego
do powiedzenia :)))
Trudno
mi wytłumaczyć, dlaczego się upieram… Bo chodzi tylko o emocje. Po
prostu chciałabym mieć ślub i wesele w swoich rodzinnych stronach. Poza
tym cała rodzina Franka to Poznaniacy od pokoleń. Nawet na moim własnym
weselu, które ja bym organizowała, czułabym się trochę jak gość u nich. A
ja bardzo chciałam, żeby to oni poczuli się jak goście, żeby zobaczyli
moje rodzinne strony (nie byłoby innej okazji), bo przecież to skąd
pochodzę miało wpływ na to, kim jestem. Żeby mogli zjeść „nasze”
jedzenie (kluski śląskie zamiast tych drożdżowych na przykład - bo w
Poznaniu zawsze te drożdżowe są podawane), żeby mogli zobaczyć, czym są
poprawiny… Chcę ich zaprosić do siebie. No i jeszcze ta tradycja, że
wesele jest w rodzinnych stronach panny młodej…A przecież logiczne jest,
że w przypadku ślubu w Poznaniu, to rodzice Franka bardziej by się
angażowali, a to mi jakoś tak dziwnie wygląda, bo mam wrażenie, że
powinno być na odwrót
I wreszcie – skoro na co dzień mieszkamy tu, to chociaż to wielkie
wydarzenie chciałabym mieć w Miasteczku. I może to było by takie
symboliczne pożegnanie z moimi rodzinnymi stronami
Frankowi
z kolei wszystko jedno, a ponieważ wiedział, że mi zależy, to też
raczej za Miasteczkiem optował. Ostatecznie postanowiliśmy, że popytamy w
Miasteczku, a potem się zastanowimy. Odpowiadał mi ten kompromis –
gdybym zobaczyła, że naprawdę jest trudno pod względem logistycznym i
drogo, odpuściłabym…
Ale
okazało się, że nie jest tak źle! Z terminami może nawet lepiej niż w
Poznaniu, co do noclegów - okazało się, że trochę miejsca w naszych
domach się znajdzie, a dla rodziny Frankowej będzie miejsce w jakimś
pensjonacie, czy hoteliku.
Miało
być wstępnie - rodzice na urlopie, więc w piątek zajrzeli do jednej
restauracji, spytali w drugiej… Ja wszystko przekazałam dalej. Mnie tak
naprawdę było wszystko jedno gdzie to będzie (pomijając miasto
oczywiście:)) Więc gdy pokazałam Frankowi w internecie salę, która
wpadła w oko moim rodzicom a on się nią zachwycił, a potem jeszcze
spodobała się jego rodzicom, stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać.
Dzisiaj mama zadzwoniła i zarezerwowała termin. Wstępnie zaklepaliśmy
też zespół.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mogę Wam przedstawić datę naszego ślubu. A oto i ona: 15 września 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz