Jeśli się czytacie tę notkę, to znaczy, że się udało
Od kilku dni usiłuje opublikować ten wpis. Ale chyba trafiam w
niedobre godziny, bo ciągle się nie udaje a u innych widzę, że się
czasami coś nowego pojawia
Ale i tak musiałam dojrzeć do tej notki
A w zasadzie – przeczekać. Przeczekać aż miną mi chociaż trochę
wszelkie złe przeczucia i smutki. Bo jak to tak pisać o nowym roku i
nadziejach z nim związanych w nastroju minorowym? Ale już trochę lepiej
No i pocieszam się tym, że początkowo na początku roku 2011 też nie
miałam jakichś specjalnych oczekiwań od niego i jakoś bardzo
optymistycznie nastawiona nie byłam. A jednak był świetny.
Mimo
wszystko przyznam, że wyjątkowo tym razem nie mam jakiegoś szczególnego
nastroju na snucie planów, czy wzbudzanie w sobie nadziei dotyczących
roku, który panuje nam już od dziesięciu dni. Przyjęłam ten 2012 z
wyjątkowym spokojem i naturalnością
Czego mogę się po nim spodziewać? Oczywiście jeden przełom, ten
najważniejszy jeszcze przed nami. Za 250 dni nasz ślub, na który czekam z
coraz większą niecierpliwością z jednej strony, a z drugiej, wcale nie
chcę, żeby to było już za nami, bo szkoda mi będzie, gdy już się skończy
to oczekiwanie
To jest bardzo ważna dla nas sfera życia i oboje cieszymy się, że
przed nami kolejny etap. Ta rewolucja zapowiada się bardzo pozytywnie
Ale jest
jeszcze druga sfera, która także jest bardzo ważna – i bardzo często od
niej zależy wiele innych spraw. Chodzi oczywiście o pracę. Tu
przyznaję, że jestem trochę zaniepokojona. Umowę w nowej pracy dostałam
tylko na rok i ten rok dobiegnie końca już całkiem niedługo, bo za
niecałe trzy miesięce… Niby nie ma powodu, żeby nie była ona przedłużona
(chyba, że moje stanowisko byłoby likwidowane, a na to się nie zanosi) –
ale przecież nigdy nic nie wiadomo tak naprawdę. Wydaje mi się, że w
takich sprawach nigdy nie można być niczego pewnym. Przyznaję, że trochę
mnie niepokoi, co będzie i włączył mi się tryb, którego bardzo nie
lubię – martwienie się na zapas. Franek stara się mi go wybić z głowy,
ale łatwo nie jest. On z kolei ma umowę do połowy roku przyszłego i jak
dobrze pójdzie to kolejna powinna być na czas nieokreślony, ale w
Zielonej Firmie wcale się tak całkiem wesoło nie dzieje, jak to w
czasach kryzysu no i nie ułatwia mi to sprawy. Ale tu jeszcze mamy czas.
Natomiast
jeśli chodzi o inne kwestie, to się na jakieś spektakularne zmiany nie
zanosi. O zmianie mieszkania pomyślimy najwcześniej po ślubie, ale
pewnie to już zahaczy o rok 2013, więc tu planów nie snuję. Edukację na
razie zakończyłam definitywnie i na żadne kursy czy studia się póki co
nie wybieram
Liczę jedynie na to, że będę mogła nadal realizować się w mojej pracy i
w tej sposób się rozwijać. I że w dalszym ciągu będę miała czas na
dokształcanie się we własnym zakresie w sferze językowej.
I wcale nie przeszkadza mi ten brak zapowiadających się wielkich zmian
Bo tego właśnie bym sobie życzyła na rozpoczynający się rok –
spokojnego dążenia do osiągania kolejnego etapu stabilizacji. Niech
będzie wesoło, i aktywnie – jak dotąd, ale wielkie rewolucje mi nie
potrzebne. I powtórzę to, czego życzyłam sobie rok temu – niech ten rok
będzie taki jak miniony. Wcale nie musi być lepszy, nie należę do osób,
które zawsze chcą więcej
Niech też już mnie opuści ten niepokój, który się pojawia czasami w
moich myślach, a sama nie do końca wiem, czym jest wywołany. Życzyłabym
sobie problemów takich jak dotychczas. Niech wszyscy będą zdrowi i
zadowoleni. I żeby nic nie zakłóciło nam radości z tego najważniejszego
wydarzenia w tym roku. Obyśmy byli cały czas tak szczęśliwi jak w roku,
który pożegnaliśmy.
***
Wróżba jajcarska w tym roku była genialna Zwłaszcza frankowa. Tyle, że zaginęła w akcji
W sensie podczas transportu z domu rodziców Franka do naszego – nie
wiemy gdzie się jego ludzik zapodział (Franek twierdzi, że mi wrzucił do
torebki, ale powątpiewam). Jeśli nie znajdziemy go dziś to niestety
będziecie musiały zadowolić sie moim opisem Z notką wróżbiarską wstrzymam się więc jeszcze tę chwilę i dam szansę ludzikowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz