*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 4 października 2012

Dobry dzień

I miało być o weselu, ale w ogóle nie miałam czasu przez cały dzień, żeby się za tę notkę zabrać, a przecież do takiego tematu to trzeba przysiąść:) Więc znowu przerywnik będzie.

Dobry dzień mam za sobą. Taki zwyczajny, ale jednak dobry.
Od kilku dni nie wiem co się stało Frankowi, ale wstaje dość wcześnie - tak w okolicach siódmej (bo chodzi teraz na popołudniówki), więc dzięki temu mamy okazję rano porozmawiać, zjeść razem śniadanie, napić się herbaty (z naszego nowego dzbanka :P)... Wczoraj mi nawet pomarańczę obrał do pracy :) Lubię takie poranki, bo mnie od razu dobrze nastrajają. 

Dzisiaj przy okazji poranka przeprowadziłam jeszcze dyskusję sama ze sobą -  a później również z Frankiem, czy mam jechać do pracy samochodem, czy komunikacją miejską i rowerem. Problem polegał na tym, że zapowiadali deszcz, (a w poniedziałek miałam okazję już zmoknąć na rowerze, nie miałam ochoty na powtórkę :/) ale rano było pięknie i trudno było mi uwierzyć w to, że spadnie :) Ale tak długo się zastanawiałam, że zrobiło się za późno na autobus :P Pojechałam więc samochodem. Ach, jaka byłam radosna, kiedy o 16:40 zaczęło lać (bo wcześniej prawie przez cały dzień było ładnie) ! Gdybym była rowerem, to właśnie znalazłabym się w samym centrum tej ulewy, bo z pracy wychodzę tak w godzinach 16.40-17.20! Zadowolona byłam bardzo ze swojej słusznej decyzji :)

W ogóle w pracy uporałam się wreszcie z jedną sprawą, która się za mną ciągnęła, a papiery z nią związane, które codziennie odkładałam na kupkę na parapecie łypały na mnie coraz groźniej. Okazało się jednak, że jak zwykle, jak już się za to zabrałam, to poszło całkiem sprawnie. 
Poza tym zadzwoniła do mnie właścicielka naszego mieszkania. Jak tylko zobaczyłam, że to ona, to mnie zmroziło, bo pamiętałam jej zeszłoroczny telefon mniej więcej o tej samej porze roku, kiedy to okazało się, że musimy ponieść dodatkowy wydatek rzędu prawie dwóch tysięcy. A w tym roku okazało się, że mamy ogromną nadpłatę za CO i w dodatku od października będziemy płacić czynsz niższy o jakieś 60 zł :) To dopiero dobra wiadomość! Jednak sprawiedliwość na tym świecie musi być - w zeszłym roku się załamywałam, a tym razem mogę się cieszyć.
Otrzymałam też dziś jedną niewesołą wiadomość. Ale choć niewesoła, to jednak kwestie z nią związane trochę nastrajają optymistycznie. Chodzi o zdrowie jednej z bardzo bliskich mi osób i nie jest najlepiej, ale z drugiej strony właśnie dzięki temu jest szansa, że ta osoba się weźmie wreszcie za siebie i wszystko jakoś się ułoży. To sprawa, którą normalnie bym się przejmowała - jak to ja - ale teraz staram się nie martwić na zapas i dostrzec właśnie tą dobrą stronę sytuacji. Nie wiem, może mój optymizm jest na wyrost, ale dobrze mi z nim i mam nadzieję, że pozytywne myślenie przyniesie pozytywne skutki.

Wracając z pracy, rozmyślałam o tym, że muszę szybko zjeść obiad, ogarnąć mieszkanie i przyjdą Bachorki na angielski (no tak, tak, wakacje się skończyły:)) - wyjątkowo mi się dzisiaj nie chciało, miałam ochotę na spokojny, nudny wieczór. I dokładnie w momencie, gdy wjeżdżałam w bramę naszego osiedla zadzwonił telefon - mama Bachorków powiedziała, że pomyliły im się godziny i Piotruś już stoi pod klatką! A Marysi nie będzie, bo ma dziś szkolną dyskotekę :) Pogratulowałam sobie znowu świetnej decyzji (gdybym jechała rowerem, byłabym jakieś dwadzieścia minut później) i ucieszyłam się, że dzięki temu szybciej skończę i wieczór naprawdę będę miała wolny :) Głodna trochę byłam, to fakt, ale dałam radę. W dodatku Piotruś jutro ma kartkówkę ze słówek, więc zrobiłam z nim ćwiczenia na słownictwo i nie musiałam wymyślać nic nowego na lekcję, a dzisiaj naprawdę nie byłam kreatywna :)
Tak więc wszystko się dzisiaj ładnie poukładało i niby zwykły dzień, ale taki przyjemny był.

Do momentu aż wrócił Franek. Niby było dobrze, ale za chwilę przypomniał sobie, jak go rano facet od domofonu wkurzył i opowiadając mi o tym, tak się nakręcił, że aż się wyżył na mnie :( Naprawdę nie miałam pojęcia o co mu chodzi i dlaczego tak się na mnie wścieka. To nie było miłe. W końcu poszłam sobie do drugiego pokoju a za chwilę on przydreptał i zaczął przepraszać. Teraz już cały czas jest przymilny, grzeczny i w dodatku w świetnym nastroju. I nikt mi nie wmówi, że to baby są humorzaste!
No nic, grunt, że ostatecznie nadal uważam, że dzień był dobry :)

40 komentarzy:

  1. Dobry dzień, niech i noc będzie dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój też był dobry. Oby więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wbrew pozorom faceci też strzelają fochy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet mi się nie wydaje, żeby to było wbrew pozorom :)

      Usuń
    2. pewnie, faceci potrafia strzelac fochy gorzej niz my i dlzuej ich trzyma:D

      Usuń
    3. Faceci nawet menopauzę przechodzą, tylko u nich się to inaczej nazywa :)

      Usuń
  4. Najważniejsze, że ogólnie dzień na plus. Mnie niestety wczoraj złapała ulewa i dzisiaj czuję to w kościach :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to było chwilowe odczucie i dzisiaj już jest dobrze - ja po poniedziałkowej ulewie też się czułam kiepsko, ale nic mnie nie dorwało.

      Usuń
  5. Właśnie, a ponoć to my babki humorzaste jesteśmy. Mój tata strzela niezłe fochy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wymyslili faceci, żeby się zamaskować ;)
      U mnie akurat ani mama ani tata nie są jakość szczególnie fochowaci :)

      Usuń
    2. Ja mam czasem ubaw z mojego, bo minę ma wtedy taką... ale te fochy bardziej idą w parze z jakimś poważniejszym zdenerwowaniem konkretną sprawą z reguły.
      Oszczędność i u mnie na CO była, także miło nie płacić czynszu w tym miesiącu, zwłaszcza że pralkczeka na zakup :D
      antylia

      Usuń
    3. U Franka niestety wygląda to gorzej i czasami zupełnie mnie tym zaskakuje.

      Tak, ja się tez bardzo cieszę z tej oszczędności :)

      Usuń
  6. też miałam wczoraj dobry dzień... wzięłam sobie wolne na żądanie i pojechałam do Nowego Targu na lody...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to nawet bardzo dobry ;)
      Jakie lody? :)

      Usuń
    2. najlepsze w całej południowej Polsce:)

      Usuń
    3. Rozumiem :) Ale jakiś konkret? Jaki smak? Deser lodowy, czy lody galkowe? :)

      Usuń
  7. Bo babsku można zrozumieć, że się nakręci i wypluje, co mu leży na wątrobie :))) Ważne, że nie jest zły na Ciebie i że przychodzi się miziać po :)))

    Kurczę, a u mnie rower rdzewieje na balkonie. Można by pośmigać, póki jeszcze okazja, ale po odklejeniu się od komputera myślę tylko o tym, żeby oczy odpoczęły, a nie żeby połykać oponami kilometry asfaltu ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, u Franka mniej więcej tak to wyglądało - i w sumie dobrze, chociaż naprawdę nie czułam się fajnie w danym momencie :/ Ale dobrze, że szybko mu przeszlo.

      Ja nawet swojego nie mam, ale na szczęście wypożyczalnia jeszcze czynna. Już niedługo, ale póki mogę, korzystam.

      Usuń
  8. u Ciebie przerywniki i u mnie przerywniki. Ciężko coś wspominać w kilku notkach jak się i na bieżąco coś dzieje ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, a poza tym, do notki o weselu to muszę odpowiednio przysiąść, a nie zawsze jest ku temu okazja ;)
      No, te Twoje przerywniki trochę mniej przyjemnie, obyś miała jak najmniej wizyt u lekarzy do opisania :)

      Usuń
  9. Oj tam, facet też człowiek, to się nakręci, zjeży, na foczy, obrazi, a często jeszcze nie rozumie naszej reakcji na taki stan. A Franuś skumał i od razu się "naprawił " ;)
    Jak najwięcej takich dobrych dni, jest na to sposób, by właśnie z dnia codziennego wyłuskiwać dobre chwile, one są, czasami tylko zaplatane wte złe i dlatego ich nie dostrzegamy. Natura człowieka tak jakoś bardziej ciapnie do rozpamiętywania tych złych, wyolbrzymiania- niepotrzebnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pewnie masz rację, chociaż mile to nie było. Ale fakt, że dobrze, że się szybko naprawił :)

      Staram się więc dotrzegać to, co dobre i miłe, chociaż czasami naprawdę łatwe to nie jest.Ale oby się zawsze dało :)

      Usuń
  10. O nie, nie! To nieprawda, że tylko kobity mają humory! Prawdę mówiąc chyba mojemu M zdarza się częściej miewać dziwne nastroje, by za chwil parę wpaść w skrajnie inny humor niż mnie. Na szczęście nie jest to na dużą skalę bym miała się czym przejmować;)
    Dostałaś ode mnie maila??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem humory Franka są często o wiele mniej uzasadnione, niż moje :)
      Tak, dostałam, dziękuje. Odpowiem, ale nie miałam nawet kiedy odpowiedzieć tym osobom, o których ostatnio w notce wspominałam, więc pewnie chwilę to potrwa :)

      Usuń
    2. Ok, spokojnie, martwiłam się tylko czy aby się nie zapodział się gdzieś w przestrzeni internetowej;) Ale skoro doszedł to jest ok:) Odpisz jak będziesz miała czas:)

      Usuń
  11. Ale ta ulewa była nawet całkiem przyjemna :) Wszyscy się dziwią, że to mówię, ja sama się sobie dziwię, ale było tak ciepło, że z radością spacerowałam sobie pod parasolem :) Chociaż spacerować a jechać pół miasta ze zgrają mokrych ludzi to dwie różne sprawy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół miasta ze zgrają mokrych ludzi jakoś mi niespecjalnie przeszkadza - ale spacerować pod parasolem a jechać w ulewie na rowerze to są dwie diametralnie różne sprawy.

      Usuń
  12. Humorzasty nie ma co. Przebił mnie z tym XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Każdy miewa swoje humorki, nieważne czy to kobieta czy mężczyzna :) Nie mogę się już doczekać notki ślubnej ! :) U nas przygotowania idą bardzo powoli, ale mamy dużo czasu, więc nie mamy się gdzie spieszyć. Ja osobiście jakbym miała do wyboru auto czy autobus, to ani bym się nie zastanawiał tylko wybrałabym auto ! Taki ze mnie leniuch :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że każdy :)

      Hmmm, ale zdaje się, że coś przegapiłaś, i to sporo, bo notki ślubnej już nie będzie, po tych, które już popełniłam :) teraz już co najwyżej weselna.

      Usuń
  14. Grunt to pozytywne nastawienie ;)) A Reszta jak widac sama się ułoży, taka dobra aura ;)) I byle jak najczęsciej.
    Jesli chodzi o notki ślubne, na któe tak czekałam to choć nie zawsze mam na tyle weny i kreatywnosci aby coś pod nimi napisać, to wiedz, że czytam regularnie, włączam tą piękną pieśń , wczuwam się jak trzeba i nawet czasami wzruszam, bo takie piękne to wszystko.... ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, byle jak najczęściej :)

      Cieszę się w takim razie, że czytasz, wczuwasz się i w dodatku Ci się podoba :)

      Usuń
  15. A mówiłam, mówiłam! Słoooońce! Zawsze skubane gdzieś się kryje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja wcale nie twierdziłam, że tak nie jest. Nie jestem typem depresyjnym, wiem, że każdy dołek mija, ale po prostu jak jest mi smutno, to jest i już i nie udaję, że jest inaczej :)

      Usuń