*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 6 listopada 2014

Maratonu ciąg dalszy

Ech, tyle zaległych notek czeka na napisanie lub publikację, a tymczasem nie mam na to czasu, bo codziennie biegam po lekarzach. Pojechałam dzisiaj do tego szpitala na oddział patologii ciąży. Dobrze, że tam przynajmniej można ot tak sobie wejść... Siedziała tam miła pani (położna, pielęgniarka?), powiedziałam jej, że w wypisie ze szpitala mam napisane, że w przypadku nieprawidłowych wartości glikemii mam się zgłosić i chyba te wartości są nieprawidłowe... Pani powiedziała, żebym chwilę poczekała, bo pokaże te wyniki pani doktor. Za moment pani doktor się pojawiła, chwilę ze mną porozmawiała i powiedziała, że mam zrezygnować z jedzenia jakiegokolwiek chleba na śniadanie, bo dotychczas był przykaz, żeby jeść pieczywo razowe - trzy kromki i absolutnie żadnego nabiału na I śniadanie. Ja i tak nie jadłam trzech, bo to dla mnie za dużo, tylko jedną lub dwie, a od tygodnia cukier miałam właśnie po śniadaniu bardzo wysoki. No to teraz chleba też mam nie jeść i jedyne co mi pozostaje to chrupkie pieczywo. Jeśli po tygodniu takich śniadań wartości nadal będą wysokie mam się zgłosić i dostanę insulinę.

A tymczasem rano okazało się, że te paski do mierzenia poziomu cukru, po receptę na które szłam ostatnio specjalnie do lekarza rodzinnego, nie są do mojego glukometru! Nazywały się podobnie, tylko wariant był jakiś inny i zauważyłam to dopiero rano, gdy otworzyłam opakowanie i zobaczyłam pudełko :( W szpitalu nie mogli mi wypisać nowej recepty, bo to była tylko konsultacja a nie zarejestrowana wizyta. Zadzwoniłam więc znowu do przychodni, ale okazało się, że nie ma już miejsc do mojej lekarki. 
Najpierw poszłam do apteki, żeby sprawdzić, co było na recepcie. Na szczęście w aptece byli sami bardzo mili farmaceuci, którzy nie robili żadnego problemu. Na recepcie rzeczywiście były wypisane złe paski, poradzili mi więc, żebym oddała dwa nieotwarte opakowania i założyła za to trzecie otwarte, które sprzedadzą mi bez refundacji i oddadzą mi receptę do poprawki. Poszłam do przychodni i na recepcji powiedzieli mi, żebym weszła jako pierwsza poza kolejką i wyjaśniła, o co chodzi. Łatwo powiedzieć :/ Wiadomo, jak ludzie patrzą na takie osoby wchodzące poza kolejnością :( Ale bez tego zostałabym bez pasków przez cały tydzień :( Poprosiłam więc starszego pana, który miał być przyjęty jako pierwszy, żeby mnie wpuścił na chwilę przed sobą. Zgodził się. Ale pech chciał (chociaż raczej mam wrażenie, że to norma u lekarzy), że pani doktor się spóźniła i zamiast o 14 zaczęła przyjmować 20 minut później. W międzyczasie przyszła już kolejna pacjentka, starsza pani - po której od razu było widać, że będzie problem i już mnie to strasznie zestresowało... I rzeczywiście - kiedy pani doktor wołała pacjenta do gabinetu pan wskazał na mnie, a kiedy wyszłam, wstała ta kobieta wołając, że teraz jej kolej, bo ona była na 14:15! Ale zatorowaliśmy jej drogę z Frankiem (bo przyszedł po mnie) tłumacząc, że pan był przed nią a mi po prostu kazali w recepcji wejść na tę samą godzinę. Jakoś poszło, a pan bez problemu wszedł do gabinetu, nie musiał się nawet słowem odezwać.
Ale wracając do mojej wizyty - bardzo się denerwowałam, kiedy tłumaczyłam całą sytuację (ech, chyba za to nie lubię lekarzy - wybacz Meg! :* - że się człowiek przy większości z nich czuje taki malutki i zdany na ich łaskę...) - bo chodziło o to, żeby poprawiła mi receptę na 3 opakowania dobrych pasków i 1 tych złych, żebym miała je refundowane (różnica naprawdę ogromna). Pani doktor od razu powiedziała: "no, ale to skąd ja wzięłam te drugie paski, przecież sobie ich nie wymyśliłam!" sugerując, że to ja poprosiłam o złe... A ja jej pokazywałam nazwę na wypisie ze szpitala... Na szczęście lekarka zajrzała do mojej karty i tam były wpisane przez nią te dobre paski, a na recepcie również jej ręką wpisane złe, więc widać było, że istotnie sobie tamte wymyśliła. Uff. Dostałam to, co chciałam, poszłam do apteki i zrealizowałam nową receptę. Mam co prawda jedno opakowanie niepotrzebnych pasków (nieużywanych, ale otwartych, że też nie pomyślałam, żeby zakleić opakowanie!), ale przynajmniej kosztowały mnie one tylko kilkanaście złotych a nie kilkadziesiąt, a poza tym nie wiem, czy to nie są przypadkiem te, których używa mój tata, więc może się przydadzą jednak...
Oj naprawdę człowieku, na chorowanie to Ty musisz mieć czas :/

Na niechorowanie zresztą też - Franek miał pół roku temu badania, kiedy przyjmował się do pracy, ale teraz kończą mu się uprawnienia do przewozu osób i musi wszystko robić jeszcze raz. Dzisiaj miał wolne, więc chodził od lekarza, do lekarza i zbierał pieczątki, że jest zdolny do pracy. Zajęło mu to pół dnia, a i tak jeszcze jutro ma okulistę. No i żeby nie było tak różowo, okazało się, że coś jest nie tak z jego zapisem EKG :( Nie wiemy dokładnie o co chodzi, bo lekarka medycyny pracy powiedziała, że nie zna się na tym aż tak dobrze i później wypisze Frankowi skierowanie do kardiologa - tyle, że to nie stan przedzawałowy. Więc mamy kolejne zmartwienie :( Zwłaszcza, że nie wiemy, czy wobec tego Franek dostanie zdolność! Dopiero jak już będzie miał wszystkich lekarzy załatwionych to musi wrócić do tej od medycyny pracy (a ona przyjmuje tylko we wtorki i czwartki - przyszły wtorek święto) i ona mu wypisuje zdolność, ale nie wiemy, czy to może być tak, że ze względu na ten zapis Franek zdolności nie dostanie :( Serio już mam dość tego wszystkiego.

Ps. Pani doktor w szpitalu pozbawiła mnie złudzeń, jeśli chodzi o to, że moją ciążę widać. Od paru dni miałam wrażenie, że brzuch mi się zaokrąglił i byłam wręcz pewna, że teraz to już nie da się go nie zauważyć! A pani się mnie pyta, w którym jestem tygodniu, odpowiadam, więc, że w 30tym, a ona patrzy na mój brzuch i woła "Boże, gdzie ta ciąża?" Ja nie wiem, Tasiemiec jakiś uświęcony będzie, bo ciągle ktoś na jego widok (a raczej "niewidok") przyzywa imienia Pana Boga nadaremno.

18 komentarzy:

  1. Mimo iz Wam na pewno do smiechu nie jest :* to nie sposob sie nie usmiechnąc po przeczytaniu koncowki ;) A Ty zdecydowanie jestes blogoslawiona miedzy niewiastami z tak malym brzuszkiem na tym etapie! :)

    Gosiu wybaczam, myslisz, ze mnie czasem nie stresują wizyty lekarskie od strony pacjenta? ;)

    Trzymam kciuki, by u Franka to nie bylo nic powaznego. I za Twoją glikemie, niech wreszcie zacznie sie zachowywac! Bo na tej diecie,jak urodzisz, to bedzie polowa Margolki..:)

    Trzymajcie sie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trochę nie jest ze względu na te wszystkie zdrowotne problemy. Chociaż i tak wczoraj trochę mi się lepiej zrobiło, jak dostałam jeszcze "szansę" na zmodyfikowanie diety. Tylko z kolei to serce Franka.. Nie wiadomo, o co chodzi. Ja też mam nadzieję, że to będzie po prostu coś do konsultacji, ale nie na tyle poważne, że będą z tego jakieś konsekwencje - czy to zdrowotne, czy to związane z pracą.
      No, trochę się obawiam, czy po takich śniadaniach nie będę jednak głodna, ale zobaczymy.. Na szczęście nie muszę tego chleba eliminować całkowicie, więc może na II śniadanie będę mogła zjeść kromkę (na kolację na pewno, bo cukier zawsze mam niski wieczorem, nawet ponieżej 100) - muszę to sprawdzić. Ale dzisiaj stanełam na wadze i znowu mam pół kg mniej. To wprost nie do wiary! Nigdy nie chudłam w takim tempie, jak teraz. Tasiemiec jest niezawodny:P Za tydzień ósmy miesiąc, a ja ważę raptem 2kg więcej niż przed ciążą. No, ale skoro wszyscy mówią, że jest ok, no to chyba nie ma się czym martwić.

      Haha, błogosławiona między niewiastami :))) No tak, trochę to tak wygląda :P Chociaż wcale nie czuję się błogosławiona, kiedy w autobusie staruszkowie zabijają mnie wzrokiem za to, że siedzę :)

      No właściwie to sobie wyobrażam, że nawet możesz się czasami bardziej denerwować i stresować niż ja, bo patrzysz na to z trochę innej strony :) Ale cieszę się, że nie bierzesz do siebie tego, co napisałam ;) Ja też nie chcę uogólniać, bo niektórzy są w porządku, ale niestety nie aż tak często. Zauważyłam też ogromną różnicę zachowań lekarzy w mojej prywatnej przychodni i tej publicznej...

      Dziękuję za kciuki!

      Usuń
  2. niektórzy lekarze to koniecznie powinni dostać paskiem...
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam lubię swoich lekarzy! Co prawda nie chodzę do jednego rodzinnego, bo to zależy od tego co potrzebuję (mam wrażenie, że jeden jest lepszy w czyms od drugiego, a drugi nadrabia czyms innym:P), ale w jednej przychodni. Lubię tą przychodnię:) Jak i tą Lili :)
    Co do pasków - jeśli tata będzie miał inne, to spróbuj sprzedaż na olx.pl czy gdzieś. Zakazane to chyba nie jest, a może nic na tym nie stracisz, albo bardzo mało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie chcę uogolniać, bo różnie to bywa, ale jednak zazwyczaj postawa jaką siłą rzeczy przyjmuje się u lekarza nie jest partnerska tylko podporządkowana i to mi się nie podoba. Poza tym jest też ogromna różnica, którą zauważyłam w traktowaniu pacjentów w placówce publicznej a tej prywatnej sieci, do której należę. Z tego względu wolę lekarzy z tej drugiej i tam zazwyczaj wszyscy są w porządku.

      Jakoś nie umiem się bawić w to sprzedawanie w internecie - serio, nigdy tego nie robiłam. Poza tym jakoś nie jestem pewna, czy akurat paski do glukometru, ktoś by w sieci kupił :) No ale ogólnie nie jest to najgorszy pomysł, tylko na szczęście tata ma te same :)

      Usuń
  4. Lekarz też człowiek, może się pomylić! My, pacjenci, na to się wściekamy, wiadomo. Bo znów rejestracja, kolejka itp. Dopisuję sobie lekarza do listy zawodów, których na szczęście nie wybrałam w życiu. Obok pracownika opieki społecznej, górnika i ,,kanara''...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, zgadzam się z Tob i nawet nie miałam pretensji, tylko byłam mocno zestresowana, bo po pierwsze nie miałam czym mierzyć poziomu cukru, a po drugie nie wiedziałam jak to wszystko odkręcić (nie wiedziałam, czy zwrócą mi w aptece pieniądze), no i nie lubię sie wcinać w kolejkę.
      Ale nie podobało mi się, że lekarka nie potrafiła się przyznać do błędu, tylko próbowała "winę" zrzucić na mnie.

      Usuń
  5. O kurcze mam nadzieję, ze właśnie nie otwarł Wam się worek pod tytułem "problemy zdrowotne" tak jak nam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej wkurzające jest to, że oprócz stresu związanego z chorobą czy dolegliwościami dochodzi stres wizyt i terminów u lekarzy. Miałam zrobić PET na cito, a tu mówią mi, że miesiąc czekania, a potem jeszcze 10 dni na opis. Nawet za pieniądze nie było możliwości. Jednak moje doświadczenie przydało się i na PET czekałam 5 dni, a wynik był na drugi dzień. Jednak po tylu latach zwyczajnie jestem tym zmęczona!
    Co do Frankowgo EKG, to być może jakiś jednorazowy odskok od normalności, z EKG bywa jak z ciśnieniem.
    Musi być OK!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety masz rację :( Rzeczywiście te terminy są kosmiczne. Ja i tak korzystam w duzej mierze z tej prywatnej opieki medycznej, którą mam w pakiecie, ale nie wszystko mogę tam załatwić. A jak to zrobiłaś, że skrócił się ten czas oczekiwania?

      Co do EKG, to niestety nie jestem pewna :( Franek od jakiegoś czasu narzekał na kłucie w klatce piersiowej, może to zwykłe nerwobóle, ale teraz z tym wynikiem, zaczęłam się niepokoić.

      Usuń
  7. Chyba muszę nadrobić Twoje notki... mam nadzieję że wszystko u Was będzie dobrze
    Ściskamy mocno!

    OdpowiedzUsuń
  8. O masz, sporo stresu u Was ostatnio. Mam nadzieję, że u Franka to nic poważnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety.. Jutro Franek idzie do lekarza medycyny pracy - zobaczymy czy dostanie zdolność i skierowanie do kardiologa..

      Usuń