*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 15 listopada 2014

Panowie uczą się rodzić

W tym tygodniu skończyliśmy trwający sześć tygodni kurs w szkole rodzenia. Będzie mi brakowało tych spotkań. Podobało mi się, kiedy jeździliśmy razem z Frankiem na te zajęcia i kiedy później omawialiśmy to, co tam usłyszeliśmy. W ogóle od samego początku wiedzieliśmy, że na takie zajęcia się zapiszemy i nie zawiodły one naszych oczekiwań. Pewnie jeszcze napiszę o naszych wrażeniach ogólnych albo po prostu o refleksjach, które przyszły nam na myśl po omówieniu jakiegoś tematu, ale dzisiaj trochę o czymś innym - o facetach :)

Na pierwszych zajęciach położna prowadząca powiedziała coś, co bardzo mnie zaskoczyło - że wie, że panowie przyszli tutaj zaciągnięci na siłę przez swoje partnerki i pewnie będą się nudzić jak mopsy, ale jednak zachęcała ich, aby nie traktowali tego kursu jako zła koniecznego, skupili się na tematach, postarali się wsłuchać, zaangażować i na pewno zobaczą, że to nie jest tak zupełnie tematyka im obca... Byłam zdumiona, bo ja Franka nawet nie musiałam na uczestnictwo w szkole rodzenia namawiać, a co dopiero zaciągać go na siłę. Właściwie dla niego to było naturalne, że się na takie zajęcia zapiszemy, bo kiedy tylko wspomniałam coś na ten temat po raz pierwszy, od razu powiedział, że też o tym myślał.Nie traktował tych cotygodniowych spotkań jako przykrego obowiązku, ale jechał na nie tak jak ja - z przyjemnością i z ciekawością. Nawet kiedy był mocno zmęczony po pracy. Słuchał bardzo uważnie, był zaangażowany i później omawiał ze mną w domu to, co usłyszeliśmy.

Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej! Jeśli Franek jeździłby na takie zajęcia niechętnie, to wolałabym, żeby nie jeździł wcale. A samej pewnie też by mi się za bardzo nie chciało, bo źle bym się czuła sama pośród par. Ale przede wszystkim byłoby mi cholernie przykro! Nie uważam, że ciąża i dziecko to tylko moja sprawa. Sądzę, że oboje powinniśmy się angażować w równym stopniu w to wszystko, co się z tym tematem wiąże i nawet jeśli ze względu na fizjologię, oczywistym jest, że pewne rzeczy Franka bezpośrednio nie dotyczą, to i tak powinien o nich nie tylko wiedzieć, ale podchodzić do nich tak, jakby było inaczej.

Kiedy patrzyłam na innych facetów w naszej grupie, wydawało mi się, że właściwie większość z nich podchodzi do zajęć tak samo jak Franek. Byli zaangażowani nawet bardziej, niż kobiety. Zadawali więcej pytań, rwali się do ćwiczeń praktycznych, aktywnie uczestniczyli w spotkaniach i widać było, że sprawiają im one przyjemność. Zwróciłam uwagę na to, że kiedy mieliśmy ćwiczenia z lalkami, to właśnie mężczyźni w większości trzymali je w objęciach :)

Ale okazało się, że to chyba jakieś wyjątkowe egzemplarze :P Ze względu na nasz urlop, nie mogliśmy brać udziału we wszystkich zajęciach w naszej grupie, ale mieliśmy możliwość odrobienia dwóch spotkań z inną grupą w Warszawie. Pojechaliśmy więc i tam właśnie zobaczyłam tych facetów, o których wspominała położna na wstępie!
Byłam w szoku, kiedy patrzyłam na te znudzone miny albo kiedy usłyszałam od dwóch dziewczyn, że ich mężowie nie przyjechali, bo wieczorem jest mecz w telewizji i oni nie mogą się na niego spóźnić! Franek też jest kibicem i też zależało mu, żeby ten mecz obejrzeć, ale do głowy mu nie przyszło, żeby wobec tego powiedzieć, że mam jechać sama. Dwóch kolesi rozsiadło się (a właściwie rozłożyło) na workach sako, po czym całkowicie zatopili się w wirtualnej rzeczywistości. Nie wiem co robił ten siedzący na przeciwko mnie, ale facet obok sprawdzał pocztę na swoim smartfonie a potem przez całe zajęcia grał w jakąś głupią gierkę. Nie dość, że zupełnie nie był zainteresowany tym, co się dzieje na kursie, to jeszcze po prostu pokazywał położnej prowadzącej zajęcia, że ma ją gdzieś. W pewnym momencie ona nawet zwróciła mu delikatnie uwagę, ale nie zrozumiał aluzji :/ Żenada. Autentycznie wstydziłabym się za takiego faceta.

Wiem, że mężczyźni są różni. Związki też są różne. Ludzie dobierają się w pary w taki sposób, jaki im odpowiada i mnie nic do tego. Ale słowo daję, cieszę się, że Franek jest inny! Tak, jak już wspomniałam, byłoby mi bardzo przykro, gdybym widziała, że nie obchodzi go to wszystko, co dzieje się podczas tych dziewięciu miesięcy oczekiwania na dziecko. Byłabym też pewnie wkurzona. Prawdę mówiąc, to nie wiem, czy byłaby to rzecz, którą potrafiłabym zaakceptować, wydaje mi się, że nie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z tym wszystkim sama - bo tak właśnie bym się czuła. Odnosiłabym wrażenie, że mój mąż uważa, że te wszystkie ciążowe sprawy go nie dotyczą, nie mogłabym z nim o tym porozmawiać i zwyczajnie nie czułabym, że mam w nim jakiekolwiek oparcie.
Nie twierdzę, że tamci faceci będą złymi ojcami, bo tego wcale nie wiem i nie mam podstaw, żeby tak sądzić. Ale nie jestem pewna, czy są dobrymi partnerami. Dla mnie na pewno by nie byli...

Wolę jednak Franka, który do mojej ciąży podchodzi nawet bardziej emocjonalnie niż ja - który w przeciwieństwie do mnie gada z moim brzuchem i któremu zdecydowanie lepiej poszło zmienianie pieluchy lalce :) Jeździ ze mną na większość badań, rozmawia ze mną na tematy związane z ciążą, porodem i dzieckiem. Który od samego początku - od tego momentu, kiedy wszedł do łazienki i zobaczył mnie zapłakaną nad testem ciążowym - jest dla mnie wsparciem, pomimo wszystkich gorszych dni i pomimo tego, że nie skacze usłużnie wokół mnie.
I  nie chodzi mi o to, że absolutnie wszystko musimy robić razem i być jak papużki nierozłączki. Wręcz przeciwnie - uważam, że to niezwykle ważne, aby każde z nas zachowało autonomię. Ale są pewne sprawy, które według mnie można przeżywać tylko we dwoje i które należy traktować po prostu jako wspólne.

Na koniec jeszcze taka anegdotka z kursu - na jednych zajęciach położna mówiła o tym, że kobiecie podczas porodu nie można nic jeść, więc, aby pamiętała, żeby posilić się wcześniej. Poza tym poród, to czas, kiedy ma się ona skupić tylko na sobie i kiedy to ona jest najważniejsza, a osoba towarzysząca (w większości przypadków mąż) ma być jej podporą. Opowiadała właśnie historię z morałem - rodząca kobieta w przerwie między jednym a drugim skurczem chodziła na paluszkach obok szpitalnego łóżka, na którym chrapał jej zmęczony po nocce facet - kiedy jeden z chłopaków podniósł rękę i nieśmiało zapytał:
- Bo pani mówiła, że kobieta nie może jeść podczas porodu... Ale czy w szpitalu jest jakaś stołówka, żebym mógł sobie coś kupić? Bo przecież ja będę głodny...
Biedactwo powiedział to w taki sposób, że wszyscy wybuchnęliśmy szczerym śmiechem :))

61 komentarzy:

  1. Faceci z takim podejściem to dla mnie abstrakcja (nie chodzi mi o samą szkołę rodzenia co o ogólne podejście do związku i swojej kobiety) i mimo, poglądu, że każdy związek rządzi się swoimi prawami, że różnym ludziom odpowiadają różne rzeczy, które niekoniecznie muszą być zbieżne z moimi preferencjami i, że skoro dorosły człowiek na coś się godzi to znaczy, że mu to odpowiada, zadziwia mnie fakt, że znajdują się kobiety, które nie dość, że chcą z takimi samcami żyć to jeszcze rodzą im dzieci;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też jest abstrakcja - na szczęście :) I również nie chodzi mi tylko o szkołę rodzenia, bo co prawda na takim przykładzie to zaobserwowałam, ale jakoś trudno mi uwierzyć, ze w każdej innej dziedzinie życia taki facet zachowuje się inaczej. Mnie też dziwi, że są kobiety, którym to nie przeszkadza. Ich wybór, ale przyznam, ze zawsze się zastanawiam, jak można coś takiego akceptować, bo dla mnie naprawdę byłoby to nie do zaakceptowania. Nie wiem, jak skończyłaby się moja historia z Frankiem, gdybym nagle teraz zobaczyła, że on ma gdzieś ciążę i to dziecko, ktore niedługo się urodzi uważając, że przecież to babska sprawa, bo to by było dla mnie coś nie do przeskoczenia. Na szczęście nawet nie muszę sobie tego wyobrażać.
      Ja naprawdę byłam zdumiona zachowaniami tamtych facetów - żeby tak jawnie okazywać swoje znudzenie i to, że im to wszystko wisi, ale chyba jeszcze bardziej dziwiłam się tym kobietom, że wyglądały tak, jakby im to nie przeszkadzało. Gdyby Franek mi powiedział, że nie jedzie na zajęcia, bo mecz, to ja bym powiedziała, ze w takim razie ja też nie jadę!

      Usuń
    2. Myślę, że duża część takich dziewczyn po prostu liczy na to, że facet się zmieni. A on się nie zmienia, potem jest katastrofa.

      Usuń
    3. Pewnie masz rację, chociaż ja się dziwię takiemu myśleniu. Przecież wiadomo, ze facetowi trzeba się pomóc zmienić :P Haha :))

      Usuń
  2. ano niestety niektóre kobiety faktycznie ciągną mężów na siłę na te zajęcia a niektórzy po prostu nie nadają się na uczestniczenie w porodzie. Ja osobiście uczestniczyłam i uważam, że nie jest to tak całkiem fajny widok i jak któryś mdleje na widok krwi albo nie chce swojej żony oglądać w takiej sytuacji to się go zmuszać nie powinno.

    Co do jedzenia to Mleczkowej pozwolono pić wodę i jeść czekoladę :D a potem wsuwała po wszystkim kanapki z wędlinką ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mnie właśnie dziwi niezmiernie fakt, że są faceci, których trzeba ciągnąć na siłę. Nie wyobrażam sobie, że Franek miałby być kompletnie niezainteresowany tematem. Bo nie chodzi przecież o sam poród. Ten temat to były raptem jedne zajęcia, a pozostałe obejmowały na przykład przygotowania do wyjazdu do szpitala, logistykę, psychologiczne aspekty ciąży, opiekę nad noworodkiem, czy połóg - moim zdaniem przyszły ojciec również powinien się w to wszystko zaangażować, choćby po to, żeby być przygotowanym na różne wydarzenia.
      W szkole rodzenia nikt nie mówił, że wszyscy mają w tym porodzie uczestniczyć obowiązkowo - wręcz przeciwnie, jasno powiedziano, że nie można faceta do tego zmuszać jeśli nie chce i że jeśli on się nie czuje na siłach to niech też odpuści, bo na sali porodowej nie ma czasu, zeby zajmować się mdlejącym tatusiem.
      Franek kiedyś zawsze powtarzał, ze nie chciałby być przy porodzie i ja to akceptowałam. Czułabym się co prawda osamotniona (z racji tego ze w ogóle jesteśmy tu sami), ale nie wyobrażam sobie, że siedziałby przy mnie na siłę. Nie namawiałam go, a on sam po prostu przyjął to za coś naturalnego, że przy tym porodzie będzie, bo to zwyczajnie dla niego tak samo ważne wydarzenie jak dla mnie.
      Więc w notce nie chodzi mi o to, czy oni chcą uczestniczyć w porodzie, czy nie, bo tego akurat nie oceniam. Ale już uczestnictwo w takich zajęciach i zaangażowanie w te ciążowo-dziecięce sprawy już tak i po prostu w głowie mi się nie mieści, że kobietom coś takiego u ich partnera nie przeszkadza.

      Wiele zależy od szpitala, ale zazwyczaj jest tak, że właśnie wodę można pić i ewentualnie zjeść coś, co doda energii (na przykład właśnie czekoladkę), ale normalnych posiłków się nie pozwala jeść, bo zawsze istnieje ryzyko, że trzeba będzie robić cesarkę, a wtedy trzeba być na czczo. No a po wszystkim to już po wszystkim :)))

      Usuń
    2. masz rację same zajęcia oddzielmy od porodu. No to w takich zajęciach myślę, że Lu na pewno by uczestniczył chociaż nie wiem bo nie pytałam ale w porodzie ... oj tu już gorzej bo on czasem nie każdy odcinek Ostrego Dyżuru daje radę obejrzeć ;D generalnie jak jest krew to on wymięka no i nie lubi opowiadania o operacjach i zabiegach więc tu by było ciężko ;D

      Usuń
    3. Ja to rozumiem, ze ktoś może mdleć na sam widok rozciętego palca, więc na pewno bym nie ośmieliła się oceniać czyjejś decyzji, że nie chce być przy porodzie. Jakbym rodząc miała jeszcze trzymać Franka za rękę, żeby nie padł, to bym go sama wykopała z sali :P Zresztą podobno zdarzają się sytuacje, że pomimo wcześniejszej decyzji, kobieta decyduje, ze nie chce męża przy sobie w takiej chwili albo on rezygnuje. I u nas przecież tak się może zdarzyć :)
      Ale jeśli widać, że wcześniej facet angażuje się w to wszystko (choćby w to, co niefizjologiczne) a nie stoi obok, to jest to zupełnie inna historia. Mnie by po prostu było przykro, gdybym widziała, że dla mojego partnera ciąża jest wyłącznie moją sprawą.

      Usuń
    4. no wiadomo. Teraz jest już inna świadomość i inne czasy. Kiedyś to była tylko nasza sprawa a teraz cóż ... razem się dziecko płodzi i razem je potem rodzi :)

      Ale mi się rymnęło :D

      Usuń
    5. Jasne, kiedys było zupełnie inaczej i mentalność ludzka była inna. Może kiedyś sama miałabym do tego inne podejście, ale nie teraz.. Zresztą - kiedyś przecież nie było szkół rodzenia :P

      Usuń
  3. Nie można jeść podczas porodu? Serio? :| Nawet herbatników? To ja nie rodzę, wypisuję się z tego :P
    Ja aktualnie muszę pokazać swojemu facetowi, że przestał być sam ze sobą i, że jestem też ja. To niższe od niego, włochate, słabsze, to ja :D Ciężko z egzemplarzem, który przez kilka ostatnich lat był sam, ale widzę w nim potencjał i myślę, że kiedyś nie zostanę z takimi sprawami sama, bo sobie tego nie wyobrażam. Ja muszę rozmawiać o tym, jak to będzie, co zrobimy itp i nie zniosłabym ignorancji z jego strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak napisałam wyżej w komentarzu do Polly - wiele zależy od szpitala, ale najczęściej można pić tylko wodę. Ewentualnie zjeść coś w rodzaju czekoladki, ale to już nie zawsze, bo chodzi o to, że w każdej chwili może zapaść decyzja o cesarce, a wtedy trzeba być na czczo.

      Właśnie po to jest ten czas przed podejmowaniem jakichś konkretnych kroków, żeby można było się poznać, zobaczyć jakie ma się względem siebie oczekiwania i ewentualnie nad czymś popracować :) Zawsze mnie dziwi, kiedy słyszę, że jakaś laska po ślubie nagle zaczynała musztrować swojego męża, bo nagle poczuła, że ma prawo zmieniać w nim rzeczy, które jej w nim od dawna przeszkadzały. Nie kumam tego, bo ja Franka zmieniałam prawie od samego początku związku :P On mnie pewnie też. Rzecz w tym, ze kiedy braliśmy ślub to juz wiedzieliśmy, jakimi jesteśmy ludzmi, co można było zmienić, a czego nie - i jeśli czegoś się nie dało zmienić, to czy jesteśmy w stanie to akceptować.
      Dlatego jak jest potencjał, to jak najbardziej należy go wykorzystywać :) Bo nie rozumiem też tego, ze ludzie rozstają się, bo nie chce im się nad związkiem pracować - coś się dziewczynie nie podoba, to woli faceta odpuścić zupełnie niż spróbować mu o tym powiedzieć i sprawdzić, czy on byłby w stanie daną cechę dla niech trochę zmienić. Ja też nie zniosłabym właśnie tego rodzaju ignorancji ze strony faceta, to po prostu dla mnie jakaś abstrakcja!

      Usuń
    2. No tak, teraz rozumiem ten brak jedzenia. Ale nie brzmi to fajnie :P

      Dla mnie najlepsze jest to, jak słyszę, że faceta trzeba sobie wychować :| no mnie trudno byłoby to zrobić z 26 letnim człowiekiem. W ogóle jest mi z nim trudno, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Ja G. też staram się jakoś zmienić, byle nie na siłę, nie zmuszam go do niczego. Wolę mu o czymś powiedzieć, niech to przemyśli i stwierdzi, że np faktycznie mam rację i powoli wcieli coś w życie. Nawet nie wiesz ile nerwów kosztowało mnie "nauczenie go" żeby mi napisał jak wróci do domu. Taka głupota, ale dla mnie ważna, bo nie lubię się o niego martwić. I widzę, że on też próbuje mnie zmienić, tylko trochę nieudolnie, za dużo chce na raz, chyba będę go musiała oświecić ;)
      Obiecałam sobie, wchodząc w ten związek, że będę mówić na bieżąco, co mi nie pasuje, co mnie wkurza itp. Mam nadzieję, że to zaprocentuje, bo nie chciałabym odpuścić. Ludzie teraz naprawdę są leniwi, a czasami wystarczy mała rzecz, żeby było ok.
      Tak jak czytałam Twój wpis, dopóki nie dotarłam do momentu o "tatusiach-olewusach", to pomyślałam, że przecież faceci coraz częściej zajmują się dziećmi na równi z partnerkami, nie boją się z dzieckiem zostać, opiekować się nim, a tu taki klops! Myślałam, że ten gatunek już wymarł.

      Usuń
    3. Nie brzmi, ale może w czasie porodu i tak wcale się nie chce jeść, bo w ogóle się o tym nie myśli :P Powiem Ci za jakieś dwa miesiące ;)

      Haha, no wiesz, ja też tak czasami mówię :P chociaż oczywiście nie mam na myśli tego typowego wychowywania od nowa a raczej jego adaptację do nowych warunków :P No na siłę to się nie da oczywiscie, ale jak facetowi zależy, to po prostu jest w stanie zmienić pewne swoje zachowania i tyle. Ja na przykład długo Franka uczyłam tego, żeby się nie spóźniał na spotkania ze mną! Albo tego, że lubię czasami poświętować w Walentynki albo Dzień Kobiet i że sprawia mi przyjemność, kiedy on o takim dniu pamięta.
      I bardzo dobrze. Ja też kiedyś byłam w związkach, które mi nie do końca odpowiadały, ale byłam młoda i głupia i wolałam się nie odzywać, żeby tylko tego chłopaka przy sobie zatrzymać. Związek i tak się rozpadł (choć nie z mojej inicjatywy), ale przynajmniej jeden z nich myśli dzisiaj, że jestem swego rodzaju ideałem (no ba! przecież teraz mają normalne baby, które zrzędzą, jak każda :P) i tylko byli za młodzi za poważny związek (po latach sami mi się do tego przyznali). Z Frankiem było inaczej - od samego początku głośno mówiłam o tym, ze coś mi nie pasuje i dlatego nie było sielanki :P Być może pamiętasz też nasze naprawdę kryzysowe sytuacje i trudne próby docierania się, ale jednak się udało i to wszystko tylko nas wzmocniło. A przecież tak wiele osób mówiło mi wtedy, zeby odpuścić.. Ja właśnie tego odpuszczania nie rozumiem. Ok, jak widać, ze już nic nie da się zrobić, to jasne, że nie można brnąć na siłę w coś, co nie ma przyszłości, ale tak nawet bez podjęcia próby...?

      Ja też myślałam, że czasy się już tak bardzo zmieniły, że nie ma mowy o takich zachowaniach :)) A tu zaskoczenie :)

      Usuń
  4. Boże, jak ja się cieszę, że trafiłam na M.! I że tworzymy taki, a nie inny związek. Tak samo jak Ty nie wyobrażam sobie, by mógł się nie interesować ciążą, mną i dzieckiem. Nie rozumiem zupełnie takich facetów, dla mnie są jak z innej planety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym ja trafiła na faceta z innym podejściem niż Franek w tych kwestiach, to na pewno nie tworzyłabym z nim żadnego związku :)
      Mnie chyba jeszcze bardziej dziwią kobiety, które coś takiego akceptują. Kompletnie nie umiem zrozumieć, ze im to nie przeszkadza :)

      Usuń
    2. No takiego egzemplarza nie brałabym nawet za darmo :P Zawsze od razu odrzucało mnie od takich automatycznie.
      Wiesz, tym kobietom może to 'pasuje', choć wątpię. Może się przyzwyczaiły. Bo nie wierzę, by były szczęśliwe z tego powodu, że ich facet gra w gierkę kiedy powinien być skupiony na niej i dziecku...

      Usuń
    3. Ja też nie :)
      Sama nie wiem - tak bardzo mnie to dziwi, że nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że można się do tego przyzwyczaić albo to zaakceptować :) Po prostu wkurzałoby mnie, że nie mam wsparcia w moim mężu

      Usuń
  5. Zadziwia mnie fakt, że znajdują się kobiety, które nie dość, że chcą z takimi samcami żyć to jeszcze rodzą im dzieci;)
    Zacytowałam Flo, bo właściwie w tym tkwi kwintesencja moich myśli o tym wszystkim:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kumam tego, bo ja Franka zmieniałam prawie od samego początku związku - a tu już cytuję Ciebie. Chyba powinnam wyłuskiwać takie fragmenty i tak po prostu tworzyć komentarze. Padłam:D

      Usuń
    2. W takim razie możesz potraktować odpowiedź do Flo. jaką tę do Ciebie również :) Zgadzam się z Wami i dla mnie to też jest abstrakcja, ze można się na coś takiego godzić :)

      Ale, że dlaczego padłaś? :)
      Wiesz, ja oczywiscie nie miałam na myśli, ze go całkowicie przerobiłam tylko to, że jak mi się jakieś jego zachowanie nie podobało, to nie siedziałam cicho i nie udawałam, ze mi wszystko pasuje i dopiero po ślubie nagle mu wyznałam, że to i to jest nie tak. Po ślubie to ja już wiedziałam co mam w domu :)

      Usuń
    3. Ja to wszystko rozumiem, ale to zabrzmiało genialnie:D
      A tak serio, mam wielu znajomych, jak wiesz, a wśród nich nie widzę ani jednego kandydata na takiego wyrodnego partnera. Nie wiem, czego to wina (albo czyja zasługa), ale nie wyobrażam sobie faceta, traktującego swoją kobietę jak ten grający na siedzisku.

      Usuń
    4. :)))
      Ja też sobie takiego faceta nie wyobrażam - a przynajmniej u swojego boku, bo skoro już taki egzemplarz na własne oczy widziałam, to wyobrażać sobie nie muszę :) Ale jak się tak , to też nie widzę wśród swoich znajomych takiego kandydata. Był kiedyś jeden, ktorego ewentualnie mogłabym o to podejrzewać, ale już od roku jest ojcem i nic takiego się nie zdarzyło :) Co prawda jest może mniej zaangażowany, niż ja bym sobie życzyła, żeby Franek był, ale generalnie nie można mu nic zarzucić. Więc chyba też wśród naszych znajomych nie byłoby takich facetów, ale też niektórzy nie mają dziewczyn, więc pod tym względem trochę trudno wyrokować :)

      Usuń
  6. U nasz na szkole rodzenia były same zainteresowane egzemplarze Męskie. Położna powiedziała, że mają uważać żeby świadomie zdecydować czy chcą przy tym być czy niekoniecznie.
    Osobiście nie umiałabym być z człowiekiem który nie interesuje się naszym dzieckiem...
    Dobrze, że są na świecie normalni Mężczyźni :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej naszej grupie podstawowej również. Dlatego zastanawiałam się o czym ta kobieta w ogóle mówi. I nie dowiedziałabym się, gdybym nie pojechała na zajęcia tej warszawskiej grupy :P
      Jasne, sam udział w porodzie to już trochę inna kwestia i nie należy nikogo do tego zmuszać, ale jednak uczestnictwo w zajęciach nie wymaga chyba aż tak wielkiego poświęcenia i wydaje mi się natualne, że facet też powinien się o niektórych sprawach dowiedzieć. Na szczęście Franek sam był tego wszystkiego ciekawy.
      Masz racje - dobrze, że są :)

      Usuń
  7. My nie byliśmy na szkole rodzenia bo moj mąż nie chciał.

    Nigdy nie było problemu z przewijaniem, karmieniem, to nie ja tule gdy brzuszek boli, to on wstaje w nocy, nie sadzilam ze tak latwo wejdzie w role ojca. Nigdy nie wymiguje sie od obowiązków.
    Akurat taki egzemplarz mi się trafił. Ba! Ten egzemplarz uwaza że będąc w domu tez pracuje ciężko, a nie ze "siedzę w domu"..

    Jak widac żadna szkola rodzenia mojemu mężowi potrzebna nie była. Mnie jako położnej, tym bardziej.

    Hebamme

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie jest notka o tym, że szkoła rodzenia jest obowiązkowa :)
      To jest decyzja przyszłych rodziców, czy chcą brać udział w takim kursie, czy nie - jeśli Wam nie była potrzebna, to wszystko w porządku. A nawet gdybyś Ty nie była położną, a Twój mąż nie chciałby iść na takie zajęcia to też ok, jeśli tylko oboje nie mielibyście z tym problemu. Gorzej gdy jedna strona chce, a druga jest kompletnie niezainteresowana. Albo właśnie, gdy ktoś kogoś ciągnie na siłę. I o tym właśnie jest ten post, bo ja kompletnie tego nie rozumiem. Nie mogłabym być z facetem, z którym nie potrafię się dogadać co do priorytetów - bo to jest właśnie dla mnie priorytetem, żebym czuła wsparcie z jego strony.

      Dlatego też napisałam, ze wcale nie twierdzę, że oni będą złymi ojcami. Przecież jak najbardziej może być tak, że ktoś, kto nie chodził do szkoły rodzenia będzie sobie radził świetnie. Zresztą ja wcale nie uważam, że takie zajęcia cokolwiek gwarantują. My chcieliśmy tam iść, bo czuliśmy taką potrzebę - chcieliśmy wejść w temat, obyć się z tym, posłuchać o pewnych rzeczach, o których nie mieliśmy pojęcia. Ale nikomu bym tego na siłę nie doradzała.
      Niektórym szkoła rodzenia nie jest potrzebna, a innym daje swego rodzaju komfort psychiczny. Więc to zupełnie nie o to mi chodziło, tylko o to, że nie wyobrażam sobie takiego podejścia u mojego męża.

      Usuń
    2. Dokładnie. Mojemu mężowi szkola rodzenia nie byla potrzebna. Tez.nie chciałam go ciągnąć na siłę.

      Musze ci napisać ze nie sądziłam ze tak będzie. Że programista, analityk matematyczny podejdzie do kwesti wychowania w ten sposob. Nigdy nie przepadal za dziećmi, nie miał z nimi do czynienia i nie lgnal do nich. No i w ogóle moj maz za bardzo wylewny nie jest.

      A teraz szaleje z synem, widac miłość i zaangażowanie.
      Jestem pozytywnie zaskoczona.

      Usuń
    3. I jestem w stanie zrozumieć coś takiego, ale to musi być jakaś wspólna decyzja. Jednak kompletnie nie rozumiem, dlaczego facet, który już na takim kursie się pojawia zachowuje się w tak lekceważący sposób. Byłoby mi bardzo przykro. A z drugiej skoro tak bardzo nie chciał w tym brać udziału, to dlaczego został zmuszony. Ale to już chyba zupełnie inne kwestie w które trzeba by się zagłębić, być może chodzi o priorytety, być może o inne podejście do życia tych dwojga ludzi itd. Po prostu mnie takie rozbieżności by nie odpowiadały.

      Mnie to jednak nie dziwi, bo co własne dziecko, to własne :) I raczej nie ma znaczenia tutaj na przykład czy ktoś ma umysł ścisły czy nie albo jaki jest na co dzień, bo w stosunku do dziecka zawsze człowiek zachowa się trochę inaczej. A ogólnie to wszystko co napisałaś o mężu mogłabym w zasadzie odnieść do siebie (no poza tym programistą i analitykiem matematycznym:)) a ja liczę na to, że jednak mimo tego, że nie jestem wylewna i nie kocham wszystkich dzieci, swoje będę traktować wyjątkowo :))

      I tak, jak napisałam, wcale nie twierdzę, że jak ktoś nie uczestniczył w zajęciach to nie będzie dobrym rodzicem (ani na odwrót), moim zdaniem jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Wszystko po prostu zależy od tego, jakim się jest człowiekiem. I tamci faceci mogą się okazać świetnymi ojcami, tylko po prostu zastanawiam się, czy są równie fajnymi partnerami, bo ja bym się raczej czuła samotna w takim związku.

      Usuń
  8. Jak długo trwają takie zajęcia, chodzi mi o jedno spotkanie godzina dwie? tak sobie myślę, po co tego faceta z gierką tam na siłę przyciągnęli.Jedyne co mi do głowy przychodzi, to desperacja kobiety, by jednak się zainteresował i chociaż trochę zorientował się w temacie. Co niezmienia faktu, że granie podczas takich zajęć jest zwykłą drwiną z prowadzącej i innych uczestników i oznaką braku wychowania. Rozumiem, że facet nie angażuje się w przedporodowe ćwiczenia jak kobieta, że nie chce być przy porodzie, ale zachowania na poziomie przedszkola u dorosłego faceta nie rozumiem. to nawet małe dzieci wiedzą, że zachowanie trzeba dobrać do sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie wszystko zależy od tego jaka to szkoła rodzenia i jak jest zorganizowana, u nas to były mniej więcej trzy godziny - czasami nieco krócej, innym razem przedłużało się nawet do niemal czterech - tak, zeby prowadząca zdążyła wszystko omówić.

      Właśnie mi też o to najbardziej chodzi, że kompletnie nie rozumiem jak można się w taki sposób zachowywać i wykazywać tak jawną ignorancją po drugie, po co na siłę takiego faceta w ogóle ciągnąć. Ktoś powie, że skoro jej zależało, no to mogła tego oczekiwać od swojego partnera, ale to jest już moim zdaniem zupełnie inna kwestia - jak to jest, że mają wobec siebie inne oczekiwania albo że mają trochę inne podejście do tak ważnych spraw. W to już nie wnikam.

      Usuń
  9. u nas na zajęciach faceci wszyscy byli zainteresowani tematem, niektórzy nawet bardziej od dziewczyn :P Dla mnie to jest absolutnie niezrozumiale jak ludzie, którzy maja zostać ojcami moga w taki sposób olewac temat. Mezu chodzil ze mna na prawie wszystkie zajecia, które były dedykowane dla obojga rodzicow (nie było go dwa razy, bo miał pilne sprawy do załatwienia i fizycznie nie był w stanie ze mna isc, a na niektóre zajecia mialysmy przyjść same, bo poruszaly tematykę, która niekoniecznie była niezbedna facetom, a tez dlatego, zebysmy się czuly bardziej komfortowo tylko w babskim gronie.
    Część facetow była jedynie niezdecydowana co do samego uczestnictwa w porodzie z obawy przed tym czy dadza rade. Mezu tez do samej koncowki ciąży nie wiedział czy pojdzie. Chcial, ale bal się czy da rade. Ja postanowiłam, ze to ma być jego decyzja i nie miałam zamiaru cianac go na sile. Ostatecznie był ze mna przez caly czas, za co jestem mu niesamowicie wdzieczna, bo sama jego obecność dodawala mi sil. A i on, mimo ze widoki podobno nie były zbyt fajne, chyba tez nie zaluje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej naszej grupie podstawowej też właśnie tak było i nie wiedziałabym w ogóle o czym mówiła ta położna, gdyby nie to, ze byliśmy na dwóch spotkaniach w innej grupie i tam właśnie zobaczyłam takie egzemplarze.
      Ja nie wyobrażałam sobie być na którychkolwiek zajęciach sama a i Franek chciał być koniecznie na wszystkich, dlatego jeszcze zanim się zapisaliśmy, pierwsze o co się pytałam, to czy gdyby mąż nie mógł przyjść (bo to był jeszcze czas, kiedy popołudniami też pracował, więc było pewne, że przynajmniej dwa razy musiałby być nieobecny), to będzie możliwość, żebyśmy razem odrobili te zajęcia w innym terminie. Później okazało się, ze Franek i tak mógł być zawsze, ale mieliśmy ten komfort, że w razie czego jest taka możliwość.
      O, to ja się cieszę, że u nas nie było takich zajęć, kiedy prowadzące prosiłyby o to, żeby kobiety przyszły same. Nawet jak było o karmieniu piersią, to choć na początku było wspomniane, że to są zajęcia głównie dla kobiet, to mężczyźni też byli jak najbardziej oczekiwani i jak się okazało naprawdę zainteresowani tematem. Owszem, są pewne sprawy typowo kobiece - choćby te związane z fizjologią, ale między mną i Frankiem nie ma absolutnie żadnych tematów tabu i mogę rozmawiać z nim o wszystkim, dlatego zdecydowanie czułabym się mniej komfortowo w babskim gronie złożonym z obcych mi kobiet niż z własnym mężem u boku ;) A przy okazji cieszę się, że Franek mógł usłyszeć o pewnych kobiecych sprawach, o których być może nawet nie miał pojęcia.

      Jeśli chodzi o udział w porodzie kiedyś Franek zawsze mówił, że on się na to nie pisze i ja go nie namawiałam, ale jak przyszło co do czego, to nawet nie wiem kiedy i dlaczego, ale jest zdecydowany, że będzie przy mnie. Oczywiście bardzo się z tego cieszę, bo nie wyobrażam sobie być w takim momencie bez niego, ale z drugiej strony wiem, że w tym kluczowym momencie różnie może być.

      Usuń
    2. wiesz, u nas w grupie to bardziej chodzilo wlasnie o te kwestie fizjologiczne i poloznej chodzilo o to, zebysmy nie krepowaly się zadawać intymnych pytan w obecności obcych facetow. Ja tez Mezowi i tak wszystko później opowiadałam, bo wiadomo, ze nie mamy przed sobą tematow tabu.
      A co do udziału w porodzie to masz racje, w kluczowym momencie może być roznie, dlatego, najlepiej, żeby to była swiadoma i przemyslana decyzja Franka. Do takich rzeczy nie można nikogo zmuszać :)

      Usuń
    3. Tak, ja się domyślam, ze to właśnie o to chodziło, ale po prostu mnie to by nie było w ogóle potrzebne (nie rozmowy o tym, tylko brak obecności męża) i byłabym zła, że tak go wykluczają :) Po prostu nigdy nie miałam problemu z zadawaniem jakichś intymnych pytań przy Franku - a jesli już miałabym jakieś opory to i tak przed innymi obcymi - niezależnie, czy to byłyby kobiety, czy mężczyźni, więc nawet przy samych babach takiego pytania mogłabym nie zadać :). Wiem, że są kobiety, które w ogóle nie rozmawiają z mężem nawet o miesiączkach, bo się krępują, ale ja tego raczej nie rozumiem :)
      Ja go absolutnie do niczego nie zmuszałam i nie zmuszał, więc to jest jego decyzja - już teraz. Tylko chodzi mi o to, że ona może się jeszcze zmienić. Zdarzają się przecież też przypadki, że nagle kobieta sobie nie życzy obecności męża z jakichś powodów itp. Po prostu zakładamy, ze Franek będzie, ale nie jest to coś, czego nie można by zmienić w razie potrzeby,

      Usuń
    4. Mezu i ja mielismy taka umowę (po tym jak już sam zdecydowal, ze idzie rodzic ze mna), ze w razie czego może w każdej chwili wyjść, jeśli stwierdzi, ze nie da rady. Mezu nie bal się widokow, a bezsilności i tego, ze ja będę cierpieć i się meczyc, a On nie będzie potrafil mi pomoc. No ale był dzielny, pięknie dal rade, a ja jestem mu za to bardzo wdzieczna, bo nie tylko wspomogl mnie swoja obecnoscia i dodawal sil do parcia (ze o zwykłym podaniu lyka wody nie wspomnę), to przede wszystkim jest z Juniorem od samiutkiego początku :)

      Usuń
    5. My właściwie też mamy taką właśnie umowę. I Franek też ku mojemu zdumieniu powiedział, że najbardziej się boi tego, że mnie będzie bolało. Ale jestem pod wrażeniem jego postawy, bo jeszcze dzisiaj zapytałam go o poród a on mi odpowiedział, że musi przy tym być. Musi! Bo musi mi pomóc..

      Usuń
  10. Niektórym się wydaje, ze szkoła rodzenia to tylko o rdozeniu,a tof aktycznie nieprawda, bo jest o ciazy, o karmieniu, pielegnacji itp itd. My chodziliśmy razem, Krzychu muial sie zwalnaic godzine wczesniej z pracy, ale nie stanowilo to dla niego problemu.

    i tez sie podpsize pod tym co napisała Flo- nie wyobrazam sobie być z facetem, który podchodziłby tak do tych spraw. I nie wyobrazam sobie, by temat ciaza i dziecko miał należeć tylko do kobiety. To ja bym pdoziękowała za takie coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Też mi się wydaje, że wiele osób tak uważa, a tymczasem u nas to były tylko jedne zajęcia a pozostałe dotyczyły czegoś innego. Franek nie miałby możliwości się zwalniać z pracy, ale upewniałam się wczesniej, czy w razie czego byłaby opcja odrobienia zajęć.

      Mnie by było strasznie przykro, gdybym miała takiego partnera. Czułabym się po prostu samotna w związku. Być może niektórym po prostu to nie przeszkadza, ale ja na pewno do takich osób nie należę.

      Usuń
    2. U nas o samym porodzie tez tylko jedne byly, a tak to laktacja, kapanie, przwijanie allek i inne takie- zajęcia praktyczne, bardzo fajne moim zdaniem:) W ogóle nie wyobrazma sobie takije sytuacj, żeby Krzychu nie umiał przewinac czy nakarmic/ wykapac itd, wszystkiego sie nauczył tak samo szybko jak ja, więc nie rozumiem skad w wielu ludziach poglad, ze facet nie da rady przyrzadzic mleka czy wykapac dziecka. Bzdura. Albo wymówka wynikajaca z lenistwa- bo najlatwiej powiedziec "nie umiem, boje sie, ze cos dziekcu zrobie, ono takie male jest". Takim facetom mowie NIE! :)

      Wiesz, gdybym nie mogła pogadać z Krzychem o okresie, grzybach, pmsie itp itd, to byłoby mi zle. Nie byłby to do konca zwiazek w moim rozumieniu.

      Usuń
    3. Tak, u nas też były takie tematy a poza tym też trochę o przygotowaniach przed przyjazdem do szpitala, o połogu, o psychologicznych aspektach ciąży itp. Dla nas te zajęcia były bardzo przydatne - o niektórych rzeczach nie mieliśmy zielonego pojęcia, nie wiedzieliśmy, że w ogóle na coś należy zwrócić uwagę. Poza tym trochę usystematyzowała się ta nasza bardzo ogólna i wybiórcza wiedza na te tematy, nie wspominając już właśnie o zajęciach praktycznych. Wiadomo, ze lalka to nie to samo co noworodek, ale jednak jakieś pojęcie już daje komuś, kto wcześniej niemowlaka na rękach nie trzymał.
      Wiesz, faceci bardzo często są usprawiedliwiani właśnie tym, że sobie z czymś nie poradzą, bo nie są do tego stworzeni itd. I ja też uważam to za bzdurę.

      Dokładnie! Mam tak samo! Wiem, ze są dziewczyny, którym przez gardło nie przechodzi słowo "okres" przy ich partnerze, ale dla mnie to niepojęte. Mogę się krępować różnych ludzi, ale na pewno nie Franka i nie ma między nami tematów tabu. Dlatego kompletnie nie potrafię sobie wyobrazić, że bylyby jakieś kwestie, o których nie chciałabym rozmawiać albo że wstydziłabym się o czymś mówić przy nim.

      Usuń
    4. No, o pakowaniu torny itd też byl:) Myslę, że rozkłąd zajęć w szkołach rodzenia jest podobny, co jest natualne zreszta:)

      Też nie uznaje tematów tabu w zwiazku, okres, poród, grzyby, bolacy tyłek, kurde z kim o tym gadac jak nie z kims, z kim sie spedza zycie? Staram się nie oceniać innych par i związków, ale nasuwa mi się jednak mysl, że jesli istnieja tematy tabu, to chyba nie do konca jest wszystko w porzadku.

      Usuń
    5. Tak, ja też tak myślę - chyba zresztą są jakieś programy, które muszą być realizowane i może tylko drobne modyfikacje są wprowadzane.

      Właśnie, ja też nie wyobrażam sobie nie rozmawiać o takich sprawach z mężem. I mnie też nachodzą takie myśli, że jeśli ktoś się własnego partnera krępuje, to coś jest nie tak z taką relacją.

      Usuń
  11. Ja ie chodziłam, bo miałam szkołę rodzenia na drugim koncu Krakowa, a z kolei prace P. konczyl pozno i bardzo nei mielismy jak sie zebrac. Bylismy za to na dniach otwartych szpitala. Swoja droga ja oprocz sniadanai nic nie jadlam tego dnia, P. dostal w spzitalu obiad, ja nie dostalam-b o bylam przygotowywana na znieczulenie, ktorego w sumie nei mialam, a potem po porodzie jak chcialam zjesc kolacje to wyladowalam na bloku operacyjnym i takim psosobem na noc dostalam tylko tabletki przeciwbolowe zamist kolacji;p Musialam poczekac na sniadanie ;)
    MOj P. bral udzial przy porodzie i byl pomocny, bo liczyl ile minelo od moich skurczow, a przy samej akcji dy mialam robic kilka rzeczy na raz, to popychal moje plecy do przodu bo ja o tym zapominalam ;p No i jak to sma stwierdzil ze ejst pelen podziwu po tym wszystkim dla kobiet, bo on jako facet nigdy by nie dal rady ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My trochę też musieliśmy dojeżdżać, ale mieliśmy taką możliwość a naprawdę bardzo nam zależało, więc się zebraliśmy. Potrzebowaliśmy udziału w tych zajęciach, zeby trochę wejść w ten temat, który dotychczas był nam zupełnie obcy.

      Nas położna uczulała, żeby zjeść kiedy rozpoczną się już skurcze porodowe, bo potem może być tak, ze przez parę najbliższych godzin nie będzie takiej możliwości, a energię skądś trzeba czerpać.

      Wyobrażam sobie, że właśnie po to tak naprawdę ten mąż jest najbardziej potrzebny, żeby służył wsparciem, a to jest bardzo wiele.

      Usuń
  12. Mnie tez wydaje się normalne (szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy nie uważa się, że dziecko to tylko domena kobiety), że facet uczestniczy w takich zajęciach. A na pewno byłoby wskazane interesować się, co się z kobietą dzieje i będzie działo i jak się potem takim maluchem zajmować. Jak słucham kolegów, to wielu to interesuje. Ale już relacje z porodówki były różne, pamiętam faceta, dla którego to była trauma życia :P Koleżanka (dzieciata) próbowała kiedyś wymusić na facetach w pracy zwierzenia, jak się czuli, gdy ich żony rodziły, jak im się podobało, czy się stresowali, ale uznali pytania za dziwne :>
    Kiedy obserwuję pary, w których wyczuwa się jakiś niepotrzebny dystans i brak zainteresowania sobą nawzajem, zastanawiam się, po co oni są razem. Wolę być sama niż w takim związku. Mnie nic do tego, ale nie rozumiem. Mogę tylko mieć nadzieję, że moje wrażenie jest mylne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla mnie to też dość naturalne. No i właśnie o to chodzi, że ja uważam, że mężczyzna powinien zwyczajnie orientować się również w tych typowo kobiecych sprawach, bo wtedy mu łatwiej pewne rzeczy zrozumieć. A Franek rzeczywiście chciała uczestniczyć w tym kursie głównie ze względu na to, że zależało mu, żeby ktoś mu pokazał jak się kąpie, czy przewija dziecko. Wiadomo, że lalka to zupełnie coś innego niż noworodek, ale zawsze jakieś tam pojęcie już człowiek ma.

      Własnie, ja też nie rozumiem tego kompletnie, chociaż oczywiście nie wnikam...

      Usuń
  13. Gdyby K. olewał moje dziecko też bym źle się z tym czuła ale nie wiem czy by mi przeszkadzało gdyby nie miał ochoty uczestniczyć w szkole rodzenia. Bardziej liczą się chyba dla mnie inne aspekty takie jak wspólne wychowywanie dziecka. Niewiem czy nawet chciałabym żeby K. uczestniczył w porodzie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz ta szkoła rodzenia właściwie jest tylko jakimś przykładem, bo nie chodzi mi o to, czy ktoś chodzi na te zajęcia, czy nie, tylko o podejście. Bo jeśli już się zgadza na takie zajęcia, to dlaczego robi to z łaską? Mnie sprawiłoby to ogromną przykrość. A z drugiej strony, jeśli trzeba tę drugą osobę zmuszać do takiego - jakby nie było - poświęcenia to moim zdaniem nie wszystko funkcjonuje tak świetnie w takim związku. W każdym razie ja bym się w takim odnaleźć na pewno nie potrafiła, bo czułabym, ze mam inne priorytety niż mój facet.
      Jasne, że najważniejsze jest to, co jest po porodzie, ale jednak uważam, ze to sporo mówi o podejściu danej osoby. I tak, jak napisałam, być może oni się okażą świetnymi ojcami, ale nie jestem pewna, czy są równie wspaniałymi partnerami.

      Usuń
  14. Mogłabym się podpisać pod Twoimi słowami rękami i nogami.. Cieszę się, że mój mąż nie należy do tej żenującej grupy facetów, że nie tylko uczestniczył w obu 'naszych':) ciążach i porodach, ale przede wszystkim, że teraz jest takim 100% tatą. Wszystkie obowiązki rodzicielskie i domowe dzielimy na pół i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się bardzo z tego cieszę... Oczywiście to, że w taki a nie inny sposób uczestniczyli w tych zajęciach jeszcze ich całkiem nie przekreśla jako ojców (tak, jak sam udział w szkole rodzenia nie daje żadnych gwarancji), ale jednak chyba pokazuje w pewien sposób ich podejście do niektórych spraw. Ja bym to odebrała jako brak wsparcia po prostu i miałabym wrażenie, że mi facet łaskę robi, ze się dał ze mną przywlec. Dziękuję bardzo za coś takiego :)

      Usuń
    2. Niby to nie przesądza o mężczyźnie, ale wiele o nim świadczy. Czy będzie 100% zaangażowanym tatą, czy tylko jego rola ograniczy się do spłodzenia potomka..;-)

      Ale tak swoją drogą to niech Franek faktycznie przygotuje sobie jakąś kanapkę jak zaczniesz rodzić, A. przypomniałam i zabrał, nawet położna na naszej szkole rodzenia radziła:-D i dobrze, bo przez tyle godzin umarłby z głodu, nawet adrenalina by nie pomogła;-) Poza tym koniecznie woda niegazowana dla Ciebie! Bo jak zdążysz zjeść lekki posiłek w domu, to głodna nie będziesz..;-)

      Usuń
    3. Tak, ja też myślę, że to mimo wszystko wiele o nim świadczy.

      Oczywiście, my też nawet na liście rzeczy do zabrania do szpitala mamy kanapki dla osoby towarzyszącej i dla mnie byłoby to oczywiste, ale z Frankiem jest taki problem, że on (w przeciwieństwie do mnie) nie jada regularnie niestety (trochę przez swoją pracę) i potrafi wytrzymać czasami kilka-kilkanaście godzin nawet bez jedzenia. Zwłaszcza, jak jest czyms zaabsorbowany (a przypuszczam, że będzie :)). Mogłabym go niby wysłać na jakiegoś kebaba, ale obawiam się, że może nie będę chciała, żeby chociaż na chwilę mnie zostawiał samą, więc na pewno będę mu kazała te kanapki wziąć choćby nie wiem co (a bo to pierwszy raz? :))
      Tak, wodę to na pewno weźmiemy, ale nie taką niegazowaną bo jej nie znoszę i nie piję (to tak jakbym kranówę piła i mam niemal odruch wymiotny :)), ale mam swoje ulubione naturalnie mineralizowane wody takie jak Staropolanka albo Kinga Pienińska, więc na pewno się zabezpieczę :) I tak przypuszczam, ze głodna nie będę - zastanawiam się tylko jak to się ma do mojej cukrzycy, ale wtedy pewnie dostaję taryfę ulgową :)

      Usuń
  15. Aż mi się wierzyć nie chce Margolko, że istnieją jeszcze TACY faceci w dobie akcji "rodzić po ludzku", nagłaśniania tego jak bardzo potrzebny jest kobiecie partner w tak ważnym wydarzeniu jakim jest poród. Mój Małżon nigdy nie siedział znudzony, nie grał w telefonie, zawsze był żywo zainteresowany tym co mówi położna , pediatra, ginekolog,ratownik medyczny- bo takie spotkania także mieliśmy w ramach spotkań w szkole rodzenia, kiedy byłam w ciąży z synkiem. Wiele też zależy od położnej prowadzącej takie zajęcia,nasza była wspaniała, potrafiła wszystkich tatusiów zaangażować, tylko raz byłam sama na takich zajęciach bo było o karmieniu piersią i spotkałyśmy się w babskim gronie. Dziwne jest to, że Pani ta pozwoliła sobie na takie lekceważące zachowanie!. Teraz jakoś nam czasu brakuje na to choć poszłabym tylko na spotkania z ratownikiem, pediatrą i ew. ginekologiem ale Małżon twierdzi, że ja obstukana już jestem ;-) może i ma rację bo mam medyczne- położnicze wykształcenie. Ja sobie nie wyobrażam sytuacji kiedy Męża nie byłoby obok kiedy rodziłam Synka i teraz kiedy urodzi się nasza Córeczka.Mimo, że nie bardzo mógł cokolwiek zrobić to sama Jego obecność do samego końca dodała mi sił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że mi się tez nie chciało wierzyć i dlatego w ogóle na początku się dziwiłam, że ta babka o czyms takim wspomina. Gdyby nie to, że przypadkiem uczestniczyłam też w zajęciach dla tej drugiej grupy, to bym nadal nie wierzyła :P
      Franek tez był bardzo zainteresowany - może nie udzielał się specjalnie, bo nie leży to w jego naturze, ale aktywnie brał udział we wszystkich ćwiczeniach i uważnie słuchał a później omawiał ze mną w domu niektóre kwestie .
      U nas nawet zajęcia z karmienia piersią były z udziałem panów i w sumie dobrze, bo oni też mieli jakieś pytania. A ja się cieszę, bo uważam, że po prostu nawet jeśli chodzi o wiedzę teoretyczną to im na pewno nie zaszkodziło :)

      No, przy drugim dziecku to już się chyba nie zdarza, żeby ktoś chodził na takie zajęcia - chyba, że miał długą przerwę albo za peirwszym razem nie uczęszczał na nie :) A może da się u Was wykupić np. tylko zajęcia z danego tematu? U nas tak można.
      Wyobrażam sobie, ja też dlatego chciałabym, żeby jednak Franek był przy mnie.

      Usuń
  16. Kiedy rodziłam dzieci, obecność męża podczas porodu praktycznie nie wchodziła w rachubę. Zresztą Małż mógłby się nie spisać... Wrażliwy na krew! Za to od pierwszego dnia spisywał się rewelacyjnie w roli Taty, instynktownie, bez szkolenia. Wyobraź sobie, że ja Pierworodnego po raz pierwszy sama wykąpałam, gdy miał 9 miesięcy? I ważył dobrze ponad 10 kilo. Gdy Asia miała rok, a było to 28 lat temu, P. dobrowolnie poszedł na ,,wychowawczy'' i do dziś wspomina to jako jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. A ja jestem pewna, że wspaniały charakter mojej córki to zasługa Taty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, kiedyś to były zupełnie inne czasy. Przy okazji mojej ciąży mama mi trochę opowiada, bo wczesniej jakoś się nie złożyło. Więc nie ma nawet co porównywać - podejście w szpitalach się zmieniło bardzo (chyba na lepsze), ale i nasza mentalność przecież też jest inna.
      I oczywiście jeśli ktoś nie brał udziału w takich zajęciach to wcale nie wyklucza go z grona wzorowych ojców :) W życiu bym tak nie pomyślała, bo to raczej zależy od charakteru i wyznawanych wartości.
      Często słyszę, że to tatusiowie kąpią dzieci i są w tym najlepsi :) NIe wiem jeszcze, jak będzie u nas, ale na ćwiczeniach to Franek kąpał a ja tylko podpowiadałam z boku :)

      Usuń
  17. Jak czytałam notkę to sobie wyobraziłam tego faceta z tym smartfonem i aż się zagotowałam:/ Na miejscu jego partnerki bym się chyba ze wstydu spaliła... a ich podejście do sprawy to naprawdę żenada :/

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja nie wiem, co napisać, bo z jednej strony myślę, że to żenujące, żeby się tak zachowywać i mieć takie podejście do ciąży, porodu i rodzicielstwa, a z drugiej strony, mój mąż potrafi mnie czasem tak zaskoczyć (zarówno pozytywnie jak i negatywnie), że wstrzymam się z oceną :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem chyba co masz na myśli. Ale w razie czego zrobisz Kubie jakieś pranie mózgu albo co i postawisz go do pionu :P A tak serio, to nie ma co się martwić na zapas - w pewnych kwestiach Kuba faktycznie (na tyle na ile go "znam") trzyma się takiego sztywnego podziału obowiązków (w sensie to co robi facet a co kobieta), ale jakoś wydaje mi się, ze ostatecznie zawsze staje na wysokości zadania w tych najistotniejszych kwestiach :)

      Usuń