Mija już miesiąc od mojego pobytu w szpitalu, więc wypadałoby, żebym wreszcie nadrobiła trochę zaległości :) No to od początku...
A początkiem tak naprawdę było to moje pierwsze KTG jeszcze przed świętami, o którym wspominałam, że bardzo mnie podniosło na duchu i o którym miałam napisać coś więcej, ale nie zdążyłam. Zapis trwał 30 minut i potem zostałam wysłana na konsultację z lekarzem. Trochę musiałam poczekać, ale kiedy się już doczekałam, to zostałam bardzo mile zaskoczona. Lekarz wpuścił mnie do gabinetu po czym stojąc przywitał się ze mną, podał mi rękę i się przedstawił! Byłam w szoku, bo nawet w mojej prywatnej przychodni się z takim traktowaniem nie spotkałam, a to przecież izba przyjęć w publicznym szpitalu była...
Takie podejście od razu nastawiło mnie pozytywnie do całej wizyty, a potem było już tylko lepiej. Pan doktor spojrzał na moją kartę i stwierdził, że zapis jest wzorowy, ciąża przebiega prawidłowo i w zasadzie jestem tam tylko ze względu na cukrzycę. Po czym powiedział, że bardzo lubi pacjentki z cukrzycą ciążową. Zapytałam dlaczego - "bo zdrowo się odżywiają, bardzo o siebie dbają, tyją niewiele i rodzą zdrowe dzieci, zdrowsze niż te kobiety bez cukrzycy (sic!)!" padła odpowiedź. Zachęciło mnie to do rozmowy z tym lekarzem na temat tej mojej cukrzycy i podzieliłam się z nim wszystkimi moimi obawami. Wyszłam z gabinetu bardzo podbudowana! Aż żałowałam, że wcześniej na tego lekarza nie trafiłam.
Bo przecież tak naprawdę w tym wszystkim nie doskwierało mi najbardziej to, że musiałam się ograniczać jeśli chodzi o jakoś spożywanych produktów, czy że musiałam zjadać o ten jeden-dwa dodatkowe posiłki wieczorne (trochę na siłę). Fakt, że jedzenie przez to trochę przestało być dla mnie przyjemnością, ale nie ze względu na samą dietę (w gruncie rzeczy przecież była bardzo zdrowa i mogła mi wyjść tylko na dobre, a do eliminacji niektórych rzeczy bardzo szybko się przyzwyczaiłam), tylko ze względu na jej konsekwencje. Chodzi mi o to, że mimo wszystko cały czas obawiałam się, że coś robię nie tak. Przypuszczam, że tutaj znowu do głosu doszła moja natura perfekcjonistki - kiedy już coś robię, to zawsze na całego i porządnie. A tu nie na wszystko miałam wpływ. Owszem, trzymałam się zasad żywienia w diecie cukrzycowej, ale mimo to, nie zawsze efekt był taki, jakiego oczekiwałam. Wydawało mi się, że robię wszystko, co możliwe, a jednak pojedyncze wyniki glikemii bywały nieprawidłowe (nawet jeśli to było w granicach błędu, dla mnie to było istotne!). Kiedy jeszcze bardziej zaostrzałam dietę, okazywało się, że wpływa to negatywnie na inne parametry. Miałam wrażenie, że moje życie ciągle kręci się wokół jedzenia - bo albo jadłam, albo myślałam o tym, co zjem na kolejny posiłek (no bo skoro wstawałam o 6 i szłam spać o 21/22, to dawało to jedynie około 15 godzin na zjedzenie 6-7 posiłków, mam wrażenie, ze nigdy nie jadłam tak dużo jak będąc na tej diecie! bo zalecane porcje też były naprawdę duże). I do tego ciągle miałam wyrzuty sumienia, że coś robię nie tak.
Rozmowa z tym lekarzem całkowicie mnie tych wyrzutów sumienia pozbawiła i choć to może dziwnie teraz zabrzmieć, wręcz się w jakiś sposób ucieszyłam (i to uczucie mi pozostało do dziś), że wykryto u mnie tę cukrzycę. Pan doktor przede wszystkim spojrzał na mnie i powiedział, że w zasadzie wcale się nie dziwi, że badanie wykazało cukrzycę, bo dawka glukozy jest taka sama dla wszystkich. A wiadomo, że przy tak drobnej budowie ciała, jak moja, strawienie tej dawki zajmie organizmowi więcej czasu niż organizmowi dziewczyny, która waży 10 kg więcej ode mnie, a co dopiero jeśli tych kilogramów jest np. dwa razy więcej. Możemy zjeść to samo, może być nawet tak, że taka kobieta ważąca 80 kg zje dużo większą porcję a i tak będzie miała prawidłowy wynik glikemii, a mój może wykraczać ponad normę, bo po prostu moje ciało ma mniejsze siły przerobowe i to jest zupełnie normalne. Nie oznacza to natomiast, że czymś dziecku szkodzę, bo po pierwsze te normy są dość rygorystyczne, po drugie moje wyniki i tak były prawidłowe (nawet jeśli powyżej normy - wychodzi na to, że one są bardzo zachowawcze) a po trzecie ilości tych składników, które mogą negatywnie wpływać na glikemię są tak naprawdę w moim wypadku niewielkie (wprost proporcjonalne do ilości jedzenia spożywanego przeze mnie w ogóle). Lekarz dodał też, że on przypuszcza, że mam lepsze poziomy cukru we krwi, niż niejedna ciężarna u której tej cukrzycy przy badaniu krzywej cukrowej nie zdiagnozowano, bo po prostu bardziej o siebie dbam, lepiej się odżywiam i kontroluję glikemie. A już na pewno prowadzę zdrowszy tryb życia, bo taka dieta cukrzycowa jest w ogóle dietą bardzo zalecaną dla wszystkich ciężarnych i nie tylko (faktycznie, oglądaliśmy też program na ten temat i tam mówiono o tym, jak najlepiej odżywiać się w ciąży i Franek podsumował to zdaniem: "przecież to jest dokładnie taka dieta, jakiej Ty przestrzegasz!").
Na koniec jeszcze zapytałam, co miał na myśli mówiąc, że ciężarne z cukrzycą rodzą zdrowe dzieci, bo przecież tyle się naczytałam i nasłuchałam o różnych chorobach. Odpowiedział, że to się bardzo rzadko zdarza, a już na pewno nie, kiedy się przestrzega zaleceń diety - raczej wtedy, gdy kobieta nie wie, że ma cukrzycę, kiedy jej u niej nie zdiagnozowano i nieświadomie szkodziła sobie zbyt dużą ilością węglowodanów albo kiedy już przed ciążą chorowała na cukrzycę. Na pożegnanie pan doktor życzył mi wesołych świąt i powiedział, żebym na następne KTG zgłosiła się nie dokładnie za tydzień (miałam być wtedy w Poznaniu) tylko, żebym przyszła znowu do ich szpitala po powrocie.
Wyszłam z tego gabinetu jak na skrzydłach! Może to się Wam wydawać dziwne, ale naprawdę tak było. Słowa tego lekarza bardzo podniosły mnie na duchu i właśnie sprawiły, że po raz pierwszy pomyślałam, że ta cukrzyca to coś dobrego, bo zmobilizowała mnie do tego, żeby odżywiać się jeszcze zdrowiej, i wyeliminować słodycze, fast foody i żywność przetworzoną. Tak dobrze podziałało to na moją psychikę, że po pierwsze, nie bolały mnie wyrzeczenia jedzeniowe w czasie świąt, a po drugie okazało się, że poziom cukru przez święta miałam cały czas dobry, nawet jeśli zjadłam coś, po czym spodziewałam się wzrostu :)
Osiem dni później wieczorem miałam wizytę u pani doktor prowadzącej, która potwierdziła, że wszystko jest w porządku i nic nie wskazuje na to, żebym miała rodzić przed terminem. Dziewięć dni później zameldowałam się w warszawskim szpitalu na KTG. Miałam w planach tam wlecieć i wylecieć, bo myślałam, że może sobie do kina z Frankiem skoczymy, ale już wiecie z notek z 31 grudnia, że wszystko się potoczyło inaczej. Pisałam już, że mogło być tak, że przyszłabym na ten zapis 10 minut wcześniej albo pół godziny później i wszystko byłoby w porządku, wyszłabym tak, jak planowałam. Ale widocznie tak miało być, że miałam już tam zostać (o czym z kolei pisałam 21 stycznia). Z perspektywy czasu bardzo się z tego cieszę, bo tak bardzo chciałam rodzić właśnie w tamtym szpitalu, a wiem, że po szóstym stycznia na izbie przyjęć się zrobił straszny ruch! Dziewczyny rodziły niemal na korytarzach albo na izbie przyjęć, bo po prostu nie było miejsc! Przypadki, które przyjechały stosunkowo wcześnie, odsyłano...
Poza tym bardzo się cieszę, że lekarz odradził mi robienie zapisu KTG w Poznaniu! Gdyby nie ta rozmowa z nim, poszłabym na badanie 29go grudnia i kto wie, czy nie zdarzyłoby się wtedy coś takiego i czy by mnie nie zostawili? To byłby dla nas duży kłopot - nawet mimo tego, że mieliśmy ze sobą torby do szpitala i fotelik. A już najgorzej byłoby, gdyby się zdarzyło, że miałabym rodzić w Opolu (bo kiedy zastanawiałam się jak spędzamy święta i taka opcja wchodziła w grę, że na KTG jechałabym do Opola) - z tego zresztą powodu moja mama nawet nie bardzo chciała, żebyśmy przyjeżdżali, żeby się przypadkiem nie okazało, że trzeba będzie mnie do tamtejszego szpitala wieźć na porodówkę :) Na szczęście jednak wyszło jak wyszło i dlatego właśnie myślimy, że tak miało być :)
Z notek opublikowanych przez Franka oraz moich krótkich meldunków, wiecie mniej więcej, jak wyglądał ten czas, który spędziłam w szpitalu, być może jeszcze uzupełnię to i owo, ale już następnym razem, bo trochę się rozpisałam na temat tej pogadanki z lekarzem (ale to naprawdę był w pewnym sensie punkt zwrotny, mimo, że już na ostatniej prostej*), a Wiking pewnie zaraz będzie wołał, że chce jeść ;)
*a po tej rozmowie i w ogóle po tym, jak lekarz oraz położne na izbie przyjęć zachowywali się w stosunku do mnie, wiedziałam, że już na pewno nie chcę rodzić nigdzie indziej!
*a po tej rozmowie i w ogóle po tym, jak lekarz oraz położne na izbie przyjęć zachowywali się w stosunku do mnie, wiedziałam, że już na pewno nie chcę rodzić nigdzie indziej!
Bo takie było przeznaczenie:) Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny i przypadkowo:)
OdpowiedzUsuńChyba tak.. Tak sobie teraz myślę właśnie :)
UsuńZ jednej strony też w to wierzę, ze nic nie dzieje się przypadkowo, ale z drugiej wierzę w to, że swoje przeznaczenie można odwrócić :)
Ja też uważam, że Patryk nie bez powodu wybrał sobie tę srodę, 7go lipca na przyjscie na swiat, dzieki temu, w sobotę mogłam iść na egzamin i potem zgarniać stypendia:) W sumie kochany dzieciak:)
UsuńTo też była środa? :)
UsuńNo to u nas podobnie - martwiłam się cały czas, że Frankowi się urlop kończy i ósmego musi iść do pracy. To się Tasiemiec wyrobił do ósmego ;))
tak, sroda:)
Usuń:)
UsuńA Ty w jaki dzień się urodzilaś?
też w srode:)
UsuńMyślałam, że napiszesz, że w niedzielę, tak jak ja :P
UsuńA podobno ludzie urodzeni w niedziele są leniwi, a to za grosz nie pasuje do Ciebie:))
UsuńWiem, ze się tak mówi. I zawsze wszyscy twierdzą, ze to do mnie nie pasuje :P
UsuńJak to czytam to wszystko wydaje się takie logiczne i oczywiste, z tą cukrzycą, z tą dbałością o siebie, a jakoś nie umiałam znaleźć takich słow pocieszenia dla Ciebie, w czasie gdy miałaś tyle rozterek, obaw i czułaś się bezradna. No ale ja nie jestem lekarze :P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że trafiłaś na tak dobrego, empatycznego doktora :)
Ja wiem, pewnie wymagam za wiele (pamiętam początki z niemowlaczkiem, kiedy człowiek biega między kuchnią i łazienką, gadałyśmy z resztą w poprzednim poście o tym;) , ale mogłabyć po krótce opisać taki jednodniowy zdrowy jadłospis?
P.s a jak teraz się odżywiasz?
Prawda, że logiczne? :) Nie przejmuj się, ja sama sobie też nie potrafilam tego przetłumaczyć, a kiedy uslyszałam słowa lekarza, to stwierdziłam, ze to takie proste przecież... :) Zwłaszcza, ze mnie nie sama dieta dobijała tylko to, że wydawało mi się, ze i tak robię coś nie tak. Po tej konsultacji zupełnie zmieniłam podejście, naprawdę szkoda, ze to już była końcówka. Ale będę wiedziała w razie czego, do jakich lekarzy się zwracać w przyszłości :))
UsuńWiesz, mi w ogole chodzi po głowie notka na ten temat, zwłaszcza, ze jakiś czas temu jedna czytelniczka też mnie pytala jak jadam, ale wtedy byłam zbyt sfrustrowana i zmęczona tematem. Ale teraz chciałabym o tym napisać, tyle, że mam jeszcze tyyyle innych zelgłych notek :)) Ale na pewno w końcu napiszę mniej więcej co jadłam i jak to wyglądało, a najwyżej dopytasz o szczegóły.
Teraz odżywiam się w dużej mierze podobnie, tylko już sobie pozwalam na coś słodkiego raz na dzień lub dwa, czasami jadam też białe pieczywo i od czasu do czasu przygotowuję coś delikatnie smażonego (w czasie diety w ogóle nie smażyliśmy). No i nie jem już drugiej kolacji - około 21-22giej.
O tak! ja bardzo chętna na taką edukacyjną notkę! Proszę od razu z porcjami :)
UsuńPostaram się, chociaż nie zawsze wszystko ważyłam :)
UsuńBrrr! Jak sobie pomyślę o tak skrupulatnym organizowaniu jedzenia, przestrzeganiu diety i pilnowaniu się z tym, żeby jeść tyle ile trzeba (i kiedy trzeba), przypominam sobie, czemu przez te wszystkie lata nie udało mi się przytyć tyle ile bym chciała. Podziwiam Cię, ja jestem zdecydowanie zbyt na to leniwa i mam zbyt słabą silną wolę :)))
OdpowiedzUsuńDla mnie akurat to liczenie, przestrzeganie godzin i ilości itp nie stanowiło problemu. Przede wszystkim dlatego, że od dawna już zwracałam uwagę na takie rzeczy - tzn jadłam co 3 godziny, pilnowałam się, zeby było w miarę zdrowo (choć bez eliminacji czegokolwiek z diety), a kiedy stosowalam u siebie swego czasu dietę niskokaloryczną to w ogóle liczyłam co ile ma kalorii. Ale ja w ogole lubię takie matematyczne sprawy i bardzo to do mnie przemawia, gdy mam wszystko w liczbach :)
UsuńBardziej doskwierało mi to, ze miałam wrażenie, ze robię wszystko jak należy, a nadal szkodzę. Wyeliminowanie tak wielu produktów oczywiscie trochę też mi przeszkadzało, ale do tego akurat można było się przyzwyczaić :)
W każdym razie wiele nawyków już mi pozostało, a teraz to już zupełnie inna bajka, kiedy wiem, ze odżywiam się tak, a nie inaczej, bo chcę a nie muszę :)
Zobacz, jednak bycie lekarzem to misja i trzeba umieć nie tylko leczyć, ale i rozmawiać z pacjentem. Jakbyś trafiła na kogoś mniej otwartego mogłabyś stresować się nadal, a tak chociaż tę końcówkę miałaś spokojną. Szkoda, że nie trafiłaś do niego wcześniej.
OdpowiedzUsuńOtóż to, a naprawdę niewielu lekarzy umie rozmawiać. Często wszystko jest w pośpiechu, na pytania odpowiadają zdawkowo, trochę lekceważąco. Inni lekarze co prawda też mówili mi, że jak stosuję dietę, to jest ok, ale tylko ten naprawdę mnie uspokoił właśnie dlatego, ze poświęcił mi sporo czasu, zeby wszystko dokładnie mi wytlumaczyć. To co mówił było po prostu logiczne i wiedziałam, że nie jestem zbywana.
UsuńTak, przynajmniej pod koniec się już nie stresowalam, ale dzięki temu teraz mam już inne podejście, nie czuję się "poszkodowana" tą cukrzycą, tylko mam swiadomość, że zrobiłam coś dobrego dla dziecka,ale i dla siebie dzięki temu, że stosowałam się do zaleceń.
Ale fajny doktor, serio rzadko kiedy trafia się na takiego, który wszystko Ci wytłumaczy i tak "podmiotowo" do Ciebie podejdzie, szkoda, że wcześniej na niego nie trafiłaś, wiele Twoich niepokojów wtedy by zniknęło. Ja właśnie dlatego boję się jakiegokolwiek nowego lekarza i ogólnie swojego też nie lubię, bo są tacy strasznie oschli, zdawkowo odpowiadają, zaczynając od lekarza POZ a kończąc na specjalistach. W ogóle ostatni ginekolog u którego byłam walił do mnie na "Ty", ledwo weszłam do gabinetu, nie zdążyłam nawet całkowicie opowiedzieć co mnie sprowadza i w ogóle żadnego wywiadu nic tylko od razu "rozbierz się" wtedy zdębiałam, bo nawet słowa "proszę" ani nic... A na internecie miał niby fajne opinie, że właśnie pogada, dopyta, a ja takiego lekarza właśnie szukałam a tu całkowita odwrotność... Jedyny dobry lekarz, przy którym miałam poczucie, że się mną naprawdę zainteresował była moja Pani endokrynolog, wiele rzeczy mi opowiedziała, uspokoiła, dopytała, wytłumaczyła i chciałabym częściej na takich trafiać...
OdpowiedzUsuńAle dobrego ginekologa to nadal szukam i znaleźć nie mogę ;p tak samo jak dentysty ;p
Hehe ok kończe bo zaraz całą służbę zdrowia tutaj opiszę ;p
Tak, masz rację, że nieczęsto się na takiego lekarza trafi. Chociaż przyznam, ze i tak podczas tej ciąży miałam okazję spotkać wielu najrożniejszych lekarzy i generalnie nie było najgorzej, ale ten poświęcił mi najwięcej uwagi. Natomiast niestety często właśnie jest tak, jak piszesz, ze lekarze są oschli i zdawkowo odpowiadają na pytania. A lekarze POZ to już w ogole jak dla mnie masakra. Nie mam do nich za grosz zaufania i prawda jest taka, ze mam wrażenie, ze lekarz POZ to taki lekarz, ktoremu nie wyszło i który się już do niczego innego nie nadawał :/ Może moja opinia jest krzywdząca, ale niestety spowodowana jest właśnie podejściem lekarzy POZ, którzy wydają mi się zupełnie niekompetentni.
UsuńWybacz za wtrącenie, ale mam podobne skojarzenia jesli o lekarzy POZ chodzi. Tak jakby dano ich wlasnie tam, bo nikomu nie zaszkodza zapisujac syrop na kaszel:P A prawda jest taka, że często przez ich opieszalosc czy brak wiedzy cierpia pacjenci. No i antybiotyki- tak umiłowane przez nich. U nas w przychodni większosć lekarzy POZ wychodzi z zalozenia, że antybiotyk jest dobry na wszystko. Że nawet jak nie pomoze to nie zaszkodzi. Poza tym często skąpia na badaiach, zapisują leki na oślep, zamiast dac skierowanie do specjalisty. Prawda jest taka, ze jak ktos jest od wszystkiego to najczesciej jest do niczego.
UsuńJa też się właśnie z tym zgadzam. Nie dość że sami zwykle za wiele mądrego nie powiedzą to jeszcze często z łaski dają skierowania na badania bądź do specjalistów. Kiedyś ciągle chorowalam i wiedząc że mam chyba za slaba odpornosc chcialam skierowanie na morfologie ktora tez zaleca się robic raz na rok bez zadnych konkretnych przyczyn to uslyszalam ze nie ma takiej potrzeby ze choruje bo taka pora roku i ze witaminy mam jakies brac... A jeszcze jak mieszkałam we Wioseczce to mielismy takiego lekarza, ze kogo nie spotkalam jak byl chory to lekarz przepisywal Duomox ;d
UsuńJa też się właśnie z tym zgadzam. Nie dość że sami zwykle za wiele mądrego nie powiedzą to jeszcze często z łaski dają skierowania na badania bądź do specjalistów. Kiedyś ciągle chorowalam i wiedząc że mam chyba za slaba odpornosc chcialam skierowanie na morfologie ktora tez zaleca się robic raz na rok bez zadnych konkretnych przyczyn to uslyszalam ze nie ma takiej potrzeby ze choruje bo taka pora roku i ze witaminy mam jakies brac... A jeszcze jak mieszkałam we Wioseczce to mielismy takiego lekarza, ze kogo nie spotkalam jak byl chory to lekarz przepisywal Duomox ;d
UsuńNie wiem, jak kiedyś, obecnie POZ to jest osobna specjalizacja, więc to też się wybiera świadomie na starcie drogi zawodowej. A że są różni to niestety prawda... Z drugiej strony to jest dość specyficzny lekarz, bo powinien się znać na wszystkim po trochu, czasami dużo zależy od niego, czy szybko i trafnie zdiagnozuje i pośle do odpowiedniego specjalisty, a jednocześnie większość czasu spędza na wypisywaniu standardowych skierowań, recept i L4, i nad papierami. A ze skąpstwem w wydawaniu skierowań to bardziej wina przepisów niż lekarzy.
UsuńNajgorszą lekarką jaką spotkałam była akurat pani endokrynolog-ginekolog, bardzo mało jest takich specjalistów, a równie dobrze mogłam sobie ja usiąść na jej miejscu i efekt byłby identyczny, a przynajmniej byłabym milsza dla pacjentów.
Iza, właśnie takie też mam trochę podejście do tych lekarzy, jak to podsumowałaś w ostatnim zdaniu.
UsuńJowita haha! W Miasteczku też "za moich czasów" krolował Duomox :P I rzeczywiście otrzymać skierowanie na bezpłatne badania krwi czy moczu graniczy z cudem.. Może jest tak, jak pisze Sanglant, że to nie wina lekarzy, ale jednak nie powinno tak być..
U was duomox, a u nas króluje Augmentin- zapisywany zawsze i na wszytsko:P
UsuńHaha no to widzę, że to prawie jak moda haha masakra... Teraz nie wiem czy to jest bardziej śmieszne czy przykre... No tak z tymi badaniami zdecydowanie nie powinno tak być i ktoś powinien się tym zająć...
UsuńTo taki śmiech przez łzy...
UsuńTak naprawdę czasami tylko trzeba zeby lekarz nie traktowł Cię jak kolejna pacjentke tylko porozmawial po ludzku .
OdpowiedzUsuńMi sie przypomina e szpitala lekarz ktory jak wpadal do nas na obchod zawsze pozartowal, wytlumaczyl wszystko a nawet pomogl mi rozwiazac krzyzowke ;)
Niestety czasami ciezko znalezc lekarza z powolania...
Zdecydowanie tak, niby tak niewiele, a jednak to duży problem.
UsuńW szpitalu w którym byłam inni lekarze też byli fajni :) W ogole cały personel był w porządku, może była jedna, czy dwie położne, za ktorymi nie przepadałam.
A co masz do Opola? ;)
OdpowiedzUsuńNie tyle do Opola, co do szpitala w Opolu.
UsuńWiem, domyśliłam się ;) Tak, wszyscy to mówią, szczególnie po tych aferach. Ale akurat jestem bieżąco, bo chodzimy do przyszpitalnej szkoły rodzenia i wszystko wskazuje na to, że wiele się zmieniło. Mamy kontakt z położnymi, które tam pracują i jestem niemal nimi zachwycona. Mam pozytywne wrażenia. Poza tym kilka kobiet w moim otoczeniu rodziło tam niedawno i nikt nie narzekał. Także mam nadzieję, że to, co było minęło. W każdym razie ja zamierzam tam rodzić. Tym bardziej, że mam 5 minut pieszo ;)
UsuńJa znam tylko negatywne przypadki, (począwszy od siebie samej, bo po narodzinach zdrowa stamtąd nie wyjechałam; choć to było tak dawno temu i tego nie pamiętam, to uraz pozostał) dlatego nie odważyłabym się tam jednak rodzić - pewnie pojechałabym do Wrocławia. Nie twierdzę, ze na pewno każdy poród tam przebiega źle, bo gdyby tak było to by tę placówkę i nie jest to też jedyny szpital, w którym popełnia się tego rodzaju błędy, ale jednak mając wybór, ten szpital byłby dla mnie zlem koniecznym
UsuńPs, Pisząc o negatywnych przypadkach, niekoniecznie nawet mam na myśli te bardziej medialne ;)
UsuńTe medialne jednak przyniosły szpitalowi najwięcej pozytywnych zmian. Ja jestem bardzo blisko tego szpitala, nie tylko ze względu na zamieszkanie, ale odkąd jestem w ciąży bardzo interesuje mnie jego temat i gdyby było tam nadal źle, to na pewno bym go nie wybrała, bo zawsze można jechać gdzieś indziej (niekoniecznie do Wrocławia, mamy też dobre inne szpitale w województwie). Właśnie, bo we Wrocławiu mam wielu znajomych i szczerze mówiąc gorsze opinie słyszałam o tamtejszych placówkach, niż teraz o mojej. Ale wiadomo - co osoba, to opinia.
UsuńJa podchodzę do tego tak, że to tylko kilka dni, poza tym poród nigdy raczej nie należy do przyjemnych przeżyć i trzeba go po prostu przejść. Ja sobie dam radę i nie zależy mi na samych dobrych opiniach o lekarzach, czy referncyjności szpitala. No ale jak już pisałam - ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym szpitalem i nie bazuję tylko na historiach innych.
Ja też się tam urodziłam :)
Możliwe.
UsuńJeśli chodzi o Wrocław to z mojej strony tylko takie gdybanie, bo nie brałam na serio takiej ewentualności w ogóle pod uwagę (tak jak porodu w Opolu). Tak naprawdę tylko Warszawę. Ale ogolnie we Wrocławiu jest jakiś wybór. Podobnie jak w Poznaniu, czy Warszawie - bo przecież w Warszawie jest wiele szpitali i nie wszystkie cieszą się dobrą opinią jeśli chodzi o oddział położniczy.
Dla mnie akurat bardzo ważne były opinie o lekarzach, warunkach, podejsciu do pacjenta. W zasadzie nie wiem, czy bylo coś ważniejszego dla mnie, bo to wszytsko przekładało się na nasze bezpieczeństwo i komfort. Zresztą już teraz wiem, jak ważne było to, w jaki sposób się nami zajmowano, jak istotna była opieka i wsparcie (również psychiczne) po porodzie. Dlatego od początku chciałam tak bardzo rodzić w tym właśnie szpitalu, który ma świetne opinie (absolutnie nie na wyrost) i brałam pod uwagę jeszcze dwa inne ewentualnie na wszelki wypadek. I też nie bazowałam tylko na opiniach innych, bo np. szpital, który mi raz też polecano odpadł w przedbiegach, bo tam miałam konsultacje u diabetologów i choć oddział patologii ciąży był w miarę ok, to ten położniczy już jak dla mnie pod pewnymi względami nie do przyjecia.
No ja niestety też i do dzisiaj z tego powodu trochę cierpię od czasu do czasu :) Wtedy to też była afera, tyle, że w tamtych czasach się tak tego nie rozdmuchiwało. Niestety.
No ja też wolałabym mieć odpowiednią opiekę, pomoc i wsparcie, jak chyba każda rodząca. Ale nie mam naprawdę podstaw, by obawiać się o to, że może być inaczej. Oczywiście biorę pod uwagę to, że coś może mi się nie podobać, bo to naturalne. Jednak aż tak na wyborze odpowiedniego szpitala mi nie zależy, tym bardziej, że ten mój jest "fajny" - zarówno jeśli chodzi o warunki, jak i inne kwestie.
UsuńA ja jestem dumna, że się tu urodziłam :) Poród mojej osoby przebiegał bezproblemowo, nawet w tamtych, trudnych czasach. Moją Siostrę 1,5 roku później Mama rodziła gdzie indziej i zawsze powtarza, że lepiej było w Opolu.
Ale w Twoim przypadku to chyba coś bardziej poważnego...
A, chcę dodać, że czekam na kulminację opisu :)
UsuńMoim zdaniem najważniejsze jest nastawienie psychiczne- jeśli jesteś do tego szpitala pozytywnie nastawiona, to nie dziwię się, że chcesz tam rodzić. Wtedy niewiele rzeczy może człowieka zniechęcić :) U mnie z kolei na odwrót - ale też tak jak wspomniałam, nie bralam za bardzo pod uwagę tego miejsca.
UsuńJeszcze pewnie będę o tym pisać, ale ja zwracałam bardzo uwagę na takie kwestie jak np pojedyncze sale porodowe (bo absolutnym musem był dla mnie udział Franka w porodzie, a jeśli sale nie są pojedyncze, to różnie bywa), kwestia jak długo trwa kontakt "skóra do skóry" po porodzie i np to, czy przy rodzeniu łożyska albo zszywaniu zostawiają dziecko, (w "moim" szpitalu ten kontakt to były 2h, chociaż u nas i tak trwało to trochę dłużej), możliwość kangurowania dziecka przez ojca w przypadku cc, możliwość aktywnego porodu, to czy wykonują w czasie porodu KTG (ważne bylo dla mnie żeby wykonywali, ale żeby nie było przymusu leżenia przy tym) no i oczywiście opieka poporodowa - te dwa pozostałe szpitale, które brałam pod uwagę miały bardzo dobrą opinię, ale wlaśnie u nich opieka poporodowa chyba kulała, przynajmniej według części opinii, z którymi się spotkałam.
Muszę powiedzieć, że w przypadku szpitala w którym rodziłam, to sama jestem w szoku, ale wszystko mi się podobało :) Jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić to jedzenie - ale tylko to w diecie cukrzycowej, bo później już było ok :)
Jeśli chodzi o sam porod to w moim przypadku też było bezproblemowo i tu np moja mama też twierdzi, ze pod tym względem było lepiej niż w Namysłowie, gdzie rodziła moją siostrę. Ale chodzilo o komplikacje po porodzie, tak to było dość poważne, bo poprzez zadniedbanie personelu mnie i kilkoro innych dzieci zarażono bakterią, co miało poważne konsekwencje
Wszystko zależy od Wikinga i czy mi na to pozwoli ;))
UsuńMasz rację i sama tak uważam - jeśli chodzi o to nastawienie.
UsuńWszystkie warunki, które wypisałaś jako ważne dla Ciebie, są i ważne dla mnie i mój szpital je spełnia. Specjalnie dopytywałam na wykładach, ale i też wiele zostało nam powiedziane na sr. Stąd także wynika moje nastawienie do niego.
Oj, zarażenie faktycznie niefajne.
Wikuś - bądź grzeczny i daj mamie się wypisać :))
Niestety moja kuzynka tam też rodziła i omal nie wyszła z nogami do gory....lekarz był pijany...ona dostała krwotoku...na szczęscie uratowali ją ale w innym szpitalu...a ona nie ma macicy...
OdpowiedzUsuńtakże może coś się tam zmieniło, ale ja też na miejscu Margolki nie ryzykowałabym ;)
Kasia.
P.S. ja słyszałam zawsze, ze nie wybierać szpitala bo mam blisko....trzeba się zastanowić przez całą ciążę, chodzić, oglądać, i sprawdzić na stronie Rodzić Po Ludzku- tam są wykazy szpitali i opinie ; jest odnosnik BAZA SZPITALI (strona: gdzierodzic.info)
Dzięki Kasia. Ale czasem zdarzają się i takie przypadki i jest to niestety nieuniknione, mimo super opinii i nic na to nie można poradzić. A takie tragedie niestety najszybciej się roznoszą, zazwyczaj najmniej słychać o tych dobrych porodach, które przebiegały bez komplikacji.
UsuńJa własnie chodzę, oglądam i sprawdzam. I wybrałam :)
Niby tak, ale jednak nie mieści mi się w głowie, że zdarzają się tacy lekarze....Nie chciałam Cie nastraszyć, mam nadzieję i życzę Ci tego, że będziesz mieć znakomitą opiekę.
UsuńKasia
Ci lekarze już dawno tu nie pracują. Poza tym ja nie zamierzam utożsamiać się z tymi wszystkimi smutnymi historiami. To, że komuś coś takiego się przytrafiło nie znaczy, że przytrafi się mnie. To nie rzeźnia, naprawdę znam osobiście dobre opinie, w tym kilka z mojego bardzo bliskiego otoczenia, a nie z mediów czy koleżanek koleżanek ;)
UsuńI nigdy nie mamy gwarancji, że np. innym szpitalu nic złego się nie stanie. Zawsze istnieje takie ryzyko, bo niestety nie wszystko zależy od nas czy od personelu.
Z ciekawości spojrzałam na opinie na tym portalu, który podałaś i muszę powiedzieć, że dane są dawno nieaktualizowane (dlatego mówię wciąż, że wiele się zmieniło). No i z obecnych opinii zdecydowanie więcej zauważyłam jednak tych pozytywnych, w tym te sprzed medialnej akcji.
Ja nastawiam się pozytywnie :)
Kasia, ja właśnie też korzystałam z tej strony kiedy dokonywałam wyboru szpitala :)
UsuńMnie też się w głowie nie mieści, ze takie przypadki mogły się zdarzać i w ogóle, ze tyle tych wpadek odnotował jeden szpital nawet na przestrzeni wielu lat. Bo rozumiem, ze od czasu do czasu może się wszędzie taki błąd zdarzyć niestety.
Dlatego też tak, jak napisałam powyżej, nastawienie jest bardzo ważne, a moje niestety nie było pozytywne.
Naprawdę fajny lekarz, lubię takich, którzy wszystko wytłumaczą i opowiedzą :)
OdpowiedzUsuńTeoria o cukrzycy ma sens - widzisz, że coś się dzieje, więc bardziej o siebie dbasz :)
Ale teraz mi przyszło do głowy, że to bez sensu testować wszystkich taką samą dawką glukozy. :P
Ja też takich bardzo lubię :)
UsuńTak, ja też w tym widzę sens, dlatego też szybko dałam się przekonać :) Bez sensu, prawda? A jednak cały czas tak się robi, a przecież to jest całkiem logiczne