*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 16 marca 2015

Jak w przedszkolu...

Rano wstaję, idę do kuchni, a tam na stole, jak niemal co dzień od dobrego miesiąca pudełko śniadaniowe - zaglądam i oczom nie wierzę - trzy - TRZY! - kromki chleba z wędliną, ogórek i pomidor. Zjadłam warzywka i półtorej kromeczki. Przyszedł Franek i dostałam ochrzan, że nie zjadłam wszystkiego, co mi przygotował.
Podczas mojego spaceru z Wikusiem dzwoni mama:
Mama: Ile razy dzisiaj jadłaś?
margolka: yyy... dwa razy...
M: Mało! Do tej pory powinnaś już trzy. A co jadłaś?
m: Opowiadam co jadłam.
M: A ta galareta, którą wczoraj zrobiłam z indyka i warzywami?
m: No jeszcze nie miałam kiedy jej zjeść.
M: Jak to kiedy? Wczoraj na kolację! Co jadłaś wczoraj na kolację?
m: Noo, nic, nie byłam głodna, bo późno zjadłam ciasteczko owsiane na podwieczorek.
M: Co to ma znaczyć, że nie byłaś głodna? Ty nie możesz nie być głodna! A jak nie jesteś głodna to i tak musisz coś zjeść! Najwyżej bez chleba. Nad tobą to chyba trzeba cały czas stać i pod nos ci jedzenie podsuwać!

Przychodzę do domu, Franek podsuwa :) mi pod nos talerz. 
m: Pomyliłeś się - tu są cztery kluski a na tamtym talerzu trzy. Zamieniłeś talerze, dostałam twój!
F: Nie, nie dostałaś mojego. Ty masz zjeść cztery kluski.
Oprócz tych czterech klusek i surówki miałam jeszcze na talerzu trzy ogromne kawały mięcha! A potem Franek stał nade mną i pilnował, żebym zjadła. Już nie mogłam, wciskałam w siebie na siłę, zatykałam się już i czułam się jak niegdyś w przedszkolu, kiedy to panie przedszkolanki pilnowały, żeby się wszystko zjadło. 
Do dziś pamiętam jak pani Grażynka wzięła mój talerz z zupą, podłożyła mi go pod brodę, żeby nie ściekało i łyżką wciskała mi do buzi to, czego nie zjadłam. Trauma! Ale to i tak lepsze od sytuacji, gdy ktoś za karę, ze nie zjadł zupy dostawał drugie danie do tego samego talerza - czyli do tej zupy... (czy ja już wspominałam o tym, że nie lubiłam przedszkola? :P)
W każdym razie ostatecznie Franek mi podarował jeden kawał mięsa i nie musiałam go jeść na siłę.

Powariowali normalnie z tym pilnowaniem mnie. Ja rozumiem, że muszę przytyć. Ciągle od wszystkich, łącznie z lekarzami, słyszę tylko, że muszę więcej jeść, ale ja po prostu nie umiem! Jem tyle co zawsze, albo nawet więcej! Ale nie umiem nic poradzić na to, że chudnę. Po prostu zawsze tyle jadłam, tylko wtedy nikt się temu nie dziwił. Wiem, że teraz powinnam swojemu organizmowi dostarczać większej ilości kalorii, ale naprawdę nie wiem, jak to zrobić. Teraz to już zaczęłam nawet codziennie jeść coś z pieczywa cukierniczego (wcześniej miałam postanowienie, ze tylko dwa razy w tygodniu) i nie pomaga.

Kto by pomyślał, że można się tym martwić? :P Żal mi moich ubrań, bo prawie wszystkie są za duże. W kozakach wyglądam jak kot w butach. Spodnie mi wiszą na tyłku i bluzki są porozciągane. Generalnie aż tak nad tym chudnięciem nie ubolewam, bo tak jak ostatnio Wam pisałam, przyzwyczaiłam się do swojego wyglądu. Tylko jak sobie robię zdjęcia to się dziwię.. A podobno fotki dodają 5kg... 

Mama przez cały tydzień, gdy u nas była, mnie tuczyła. Nawet jej się przez moment udało i jednego dnia na wadze miałam nawet pół kilo więcej. Ale dzisiaj rano znowu 43...
Franek już nie mówi na mnie "chuda glizdo". Teraz mówi "szkieletorku"...

Jestem rozdarta. Z jednej strony cieszę się, że nie muszę się martwić zbędnymi kilogramami. Z drugiej - wiem, że to nie jest zdrowe i przede wszystkim martwię się tendencją. Bo jak tak dalej pójdzie, to do ilu mi ta waga spadnie?? W pełni usatysfakcjonowałoby mnie 47 kilogramów.

59 komentarzy:

  1. Lepiej ważyć mniej niż więcej, a skoro jesz tyle co zawsze to chyba nic złego się nie dzieje;) Oddałabym Ci moje 4 kilo i obie byłybyśmy usatysfakcjonowane z wagi:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym akurat się jak najbardziej zgadzam - z mojej perspektywy też lepiej ważyć mniej niż więcej, bo zawsze się z wagą pilnowałam ;))
      Jem tyle co zawsze, tylko Wiking pożera połowę z tego chyba :P
      Tak myślałam, że mogę na Was liczyć w tej kwestii i chętnie się ze mną podzielicie :)

      Usuń
  2. A ja myślę, że może się to unormuje jak już nie będziesz karmić piersią :) ja przez traumę z koloni nie zje makaronu z białym serem i cukrem, Miałam 8 lat (pamiętam jak dziś a minęło już 15 lat) i nałożyłam sobie tego za dużo, zjadłam tyle ile mogłam, chciałam odejść od stołu a wychowaczyni z pyskiem na mnie (przepraszam, inaczej nie mogę tego nazwać) że nie odejdę od stołu póki nie zjem, siedziałam nad tym makaronem, popłakałam się. Po jakimś czasie pozwoliła mi odejść. Do dzisiaj żałuję, że nie powiedziałam wtedy tego rodzicom, bo dostała by taką zjebę(przepraszam, ale to nadal wzbudza we mnie emocje :) że do końca życia by zapamiętała. Po za tym, to MOI RODZICE płacili za kolonie i miałam prawo jeść tyle ile chciałam. Jak kiedyś taka mądra nauczycielka zrobi mojemu dziecku, to nie zostawię tego tak.
    Pozdrawiam, Kasia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też tak myślę, bo teraz ewidentnie chudnę właśnie przez karmienie. Pytanie tylko ile jeszcze spadnę z wagi do tego czasu? :) Ale już od ponad tygodnia ważę tyle samo, więc może tak już zostanie :)
      Rozumiem Cię, bo takie przeżycie jedzeniowe naprawdę może zostać w człowieku na zawsze :) A dzieci często nie mówią o takich rzeczach rodzicom - nie wiedzieć, czemu.. Ja też czasami teraz coś mamie opowiadam i ona się pyta, dlaczego wtedy, jako dziecko o tym nie powiedziałam, bo coś by z tym zrobiła. I nie umiem jej odpowiedzieć na to pytanie :)

      Usuń
  3. U mnie waga przestala spadac jak Mala sam zrezygnowala z piersi na rzecz butelki ;)
    Ja na szczescie ne chodzilam do przedszkola bo pewnie tez mialabym traume. Za o kiedys w szpitalu kazali mi zjesc udko z kurczaka a ja nie cierpialam tego! Pielegniarka nei pozwolila mi wyjsc ze stolowki poki nei zjem. A ja siedziala i plakalm nad tym udkiem (mialam 5 lat). Uratowala mnei sprzataczka ktora przyszl sprzatac sale i zjadla udko za mnie! Pielegniarka szukala po calej stolowce gdzie schowalam te udko ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak to było, że ona sama zrezygnowała? Po prostu przestała chcieć ssać piers?
      Niektóre dzieci (chyba całkiem sporo:)) lubią przedszkole - i wielu dorosłych swoje przedszkole też dobrze wspomina, więc nie wiadomo :) Ja się nabawiłam syndromu przedszkolaka :P
      O, nie wiedziałam, ze obudzę w Was jedzeniowe demony z przeszłości :P

      Usuń
    2. Ogolnie odkad wyszlo (czyli na samym poczatku) ze Mala ma alergie na laktoze to wszyscy napierali na mnei bym zrezygnowala z karmienia i diety bo spadam na wadze. Ja jednak clay czas przekonywalam ze ejscze meisiac i jescze meisiac i jeszcze meisiac. Mala zaczela jesc normalne jedzenie i czula sie najedzona wiec jak probowalam dac ja do piersi to possala moze minute a potem jzu nei chciala. Ostatni raz chyba ja karmilam gdzies na pcozatku przeprowadzki. Pozniej przy kazdej probie sama odwracala glowe, ewentualknei zlapala za piers i wypluwala, bardziej woalla bawic sie claa piersia i aj szcypac ;p ;) Teraz zdarza sie jej czasami zerknac na moj biust i chwile zamyslec tak jakby sobei cos przypominala ale nie chce ssac bo jzu to sprawdzalam ;)

      Usuń
    3. Rozumiem. Ja czasami podaję Wikingowi mleko z butelki (ale rzadko - tak ze dwa, trzy razy na tydzień, czasami wcale), więc na razie pierś kojarzy mu się jednoznacznie. Na razie jeszcze się nie zastanawiałam nad tym, kiedy będziemy kończyć karmienie tą drogą.

      Usuń
  4. Całe życie mam problem raczej odwrotny... Chociaż raz ważyłam Twoje wymarzone 47 kg! Było to po sześciu tygodniach nogi w gipsie. Leżałam dużo i wcale mi się jeść nie chciało. Ale to historia... Teraz na ogół walczę z nadmiernym apetytem!
    Czy przy tak niskiej wadze nie czujesz się osłabiona? Jeśli nie, to widać ,,taka Twoja uroda'' po prostu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dotychczas też.. Chociaż może to nie był aż problem, bo zazwyczaj wagę udawało mi się w miarę utrzymać, ale jeśli już to chciałam zrzucić kilogramy a nie sobie ich dodawać ;) Nadmiernego apetytu może nigdy nie miałam, raczej gubiły mnie niezdrowe zachcianki :)
      Nie, właśnie w ogóle nie czuję się osłabiona, nie czuję zadnych dolegliwości, zupełnie bez różnicy w porównaniu do tego, gdy miałam te 8 kilo więcej.

      Usuń
  5. Jesli czujesz sie dobrze fizycznie, to nic zlego sie nie dzieje, choc waga faktycznie bardzo niska. Ja kiedys schudlam do 49 kg (nie moglam jesc przez aparat ortodontyczny) i slabo sie czulam. Teraz jak wiesz mam na odwrot - chcialabym te 5 kg zrzucic, zeby dojsc do wymarzonej wagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czuję się dobrze. Nie czuję się słaba. Tylko plecy mnie bolą trochę, ale myslę, że to akurat skutek noszenia wikingowych 4,5kg :P
      Moją wymarzoną wagą zawsze bylo 48 (tak do mojego wzrostu 158) - nie sądziłam, ze uda mi sie kiedykolwiek zejść więcej niż kilo poniżej tego.

      Usuń
  6. Niby wszystko fajnie i tylko pozazdrościć, jednak na wszelki wypadek lepiej się przebadać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony fajnie, z drugiej nogi mam trochę za chude :P
      A co do badań - robiłam całkiem niedawno i wszystko jest ok. Nie mam nawet anemii. Tylko poziom leukocytów lekko zaniżony, ale lekarka powiedziała, że nie ma się czym martwić.

      Usuń
  7. Margolko mi się wydaje, że Ty naprawdę jesz jak ptaszek
    owsiane ciasteczko na podwieczorek? Póltorej kanapeczki?
    Podaj przykładowy swoj dzien- jestem bardzo ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak obiecałam, nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy wszystko szczegółowo opiszę :P Ale tak po krótce:
      Jem trzy główne posiłki dzennie plus jedną (jeśli Wikuś nie pozwala na więcej bo jest wyjątkowo absorbujący) lub dwie przekąski (mniejsze lub większe). Na śniadanie zjadam jedną kromkę zwykłego chleba lub dwie mniejsze kromki razowego (to częściej od kilku już miesięcy, kiedyś jadłam tylko biały chleb pszenny) - zwykle z plasterkiem wędliny a do tego pomidor, ogórek, papryka, sałata itp. Czasami zamiast kanapek jem owsiankę, jajecznicę albo twarożek ze jogurtem naturalnym.
      Na obiad jem zupę (około 250 ml) i drugie danie - około 70-100g węglowodanów (kasza, ziemniaki, ryż, makaron), około 60-80g mięsa (zwykle drób) grillowanego, pieczonego lub gotowanego na parze lub rybę. Do tego około 100-150g surówki.
      Na kolację zjadam zwykle to samo co na śniadanie.
      Jeśli chodzi o przekąski, to zależy o jakich porach je zjadam. Na drugie śniadanie zwykle zjadam owoc, jogurt (kiedyś słodki, teraz naturalny) lub wafle ryżowe a od pewnego czasu jakąś drożdżówkę. Ale jeśli to jest trochę później to zdarza mi się zjeść jakąś sałatkę, tosta lub coś innego na ciepło.
      Jeśli obiad jem wcześniej, to na podwieczorek zjadam np budyń, piję kawę zbożową z mlekiem (tylko mlekiem, bez wody), kakao itp. Zdarza mi się oczywiście również zjadać coś słodkiego, chociaż odkąd miałam cukrzycę ciążową, to się tego oduczyłam trochę.
      To nie są oczywiście jakieś żelazne zasady, ale właśnie tak, jak prosiłaś - przykładowe.

      Zawsze jadłam podobnie, tyle, że może mniej zdrowo. Przed ciążą zjadałam na śniadanie tylko pół kromki chleba, na drugie śniadanie dopiero jadłam coś większego. Kolacji nie jadałam wcale. Jako przekąski jadłam to samo co teraz, tylko częściej zdarzało mi się zjeść jakiegoś batonika, zupkę chińską albo zapiekankę (coś co dało się zrobić szybko w mikrofali)

      Dla mnie to nie są małe porcje. Takie zwyczajne. Ale często jak się z kimś spotykałam i jadłam z innymi (na studiach z koleżankami, ze współlokatorkami albo rodziną Franka) to słyszałam, że jem mało. Ale naprawdę ja tak wcale nie uważam. Wydaje mi się, że to są całkiem konkretne porcje :) W każdym razie głodna nie chodzę.

      Usuń
    2. Kochana, dla Ciebie nie są to małe porcje, a ja Ci mówie- sa maleńkie. Na diecie 1300 kcal mój obiad składała się ze 100 gram węgli, 150 gr mięsa i 150 surówki- taki przykład.
      Wg mnie spożywasz dziennie 1000 kcal- max 1200. To zdecydowanie ponizej Twojego BMR< a to jest naprawdę nie zdrowe. Masz mały żołądek po prostu :)

      Usuń
    3. Margolko, mnie też się wydaje, że to są małe porcje... Ja mam wzrostu 160cm i ważę ok. 44-47kg, od zawsze próbuję przytyć, ale nic z tego. Jedynie w ciąży (bliźniaczej) doszłam do 60kg, po czym też znacznie schudłam. Jednak ja jem co najmniej 4 duże posiłki, 3 kromki chleba to dla mnie standard, do tego często coś przegryzam, a i tak nie tyję. A jak karmiłam, to potrafiłam dwa razy tyle wciągnąć... Myślę, że powinnaś słuchać bliskich i próbować po troszku zwiększać porcje, rozciągać żołądek, jak to wszyscy mówią :-) Masz duże szczęście, że Ci pod nos poddtykają takie pyszności :-)

      Usuń
    4. Dziewczyny mają rację:) Wróbelek.. I jeszcze spalasz na spacerach, nie tylko na karmieniu!:) Powinnaś na okrągło coś jeść- małe porcje a często.. Bo to Ciebie zje Tasiemiec! (wybacz, ale w tym kontekście pasuje jego brzuchowe przezwisko;) :)

      Usuń
    5. A mnie dziwi, że wszyscy piszą, że to mało :D Ja też jem na śniadanie i na kolację tylko po kromce chleba, a w przypadku obiadu jeśli się nie mylę 100 g ryżu to jedna torebka, ja nigdy nie umiem zjeść całej torebki na jeden posiłek, zwykle zjadam więc pewnie ok 75 g ryżu/ziemniaków i jeden kawałek mięsa/ryby. Klusek zjadam 5, ale jem je rzadko, poza tym wiem, że mogą być różnej wielkości :P Inna sprawa, że przekąski mi wszystko psują, mam wrażenie, że potrafię zjeść np. więcej ciastek niż obiadu :D

      Usuń
    6. Dlatego, że prawdziwe przedszkolaki jedzą więcej. Nawet te malutkie i chudziutkie. Mam synka, który je niewiele, jest drobny, więc wiem co mówię :)
      Rozumiem już dlaczego Margolka ma taką niedowagę.

      100 gram ryzu to torebka surowego, po ugotowaniu ma 300 :D

      Usuń
    7. Dziewczyny - odpowiem zbiorowo, w jednym komentarzu :)
      Myślę, że przesadzacie :P (oprócz MK - dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak jadam:)) - to znaczy, możliwe, że te porcje są małe, a jeśli Wy jadacie więcej, to w ogóle jasne, że może Wam się tak wydawać (naprawdę wiele razy się już spotkałam z takimi komentarzami znajomych) - ale chodzi mi o to, że przecież ja zawsze tak jadałam, więc to nie może być szkodliwe - mój organizm jest do tego przyzwyczajony.
      Ale wiem, że przy karmieniu należałoby dostarczać sobie więcej kalorii i to pewnie dlatego chudnę, że tego nie robię, bo mimo, że jem jednak trochę więcej niż wcześniej, to okazuje się, że to jeszcze za mało. Ale naprawdę to, ile zjadam teraz to niemal szczyt moich możliwości. A przecież jedzenie na siłę jest bez sensu. No i jednak nie chcialabym uczyć się jadać dużo więcej i rozciągać sobie żołądka, bo to może mieć z kolei przykre konsekwencje dla mnie w przyszłości. Nie chcę się zmuszać do jedzenia bardziej niż to konieczne (bo i teraz bywa, że się zmuszam - jem nawet kiedy nie czuję się głodna, tylko dlatego, że wiem, że powinnam).

      Kiedyś przy takiej diecie nie chudłam, bo jadałam więcej kalorycznego jedzenia (słodycze, fast foody, szybkie dania z torebki) - to utrzymywało mnie przy stałej wadze, przypuszczam, że gdybym teraz tak nadal jadła, to też bym aż tak nie chudła.
      Dodam jeszcze, ze u mnie w rodzinie wszyscy jedzą stosunkowo niewiele :) Moja mama i siostra jadają tak, jak ja mniej więcej. Tata - wiadomo - trochę wiecej, ale żebyście wiedziały ile lat ja się musiałam przyzwyczajać do widoku kopiastego talerza Franka! :) Wydawało mi się, ze on strasznie dużo je - tak ze dwa razy więcej niż mój tata :) Dla przykładu - na obiad gotowaliśmy więcej ziemniaków niz u mnie w domu gotowało się dla czteroosobowej rodziny :) Tak więc myślę, że mój organizm z taką ilością kalorii dotychczas bardzo dobrze sobie radził, zrobiło się gorzej bez tego niezdrowego jedzenia i kiedy część mnie wysysa dawny Tasiemiec (masz rację Meg, to bardziej nawet pasuje :P)
      Ewelko, możliwe, że to jest tak w okolicach 1200 kcal - od dawna interesuję się odżywianiem się, kalorycznością posiłków itd, swego czasu liczyłam kalorie bardzo dokładnie - na początku kiedy chciałam schudnąć, a kiedy już mi się to udało i nie wróciłam do niepoządanej dla mnie wagi, wyrywkowo z ciekawości liczyłam i rzeczywiście przy normalnym odżywianiu się (łącznie z tymi kalorycznymi przekąskami o których wspomniałam) zazwyczaj zjadałam 1500-1700 kcal. Więc teraz jeśli jem mniej słodkiego, to może to być te 1200.
      Teraz też sie nie czuję słaba ani zmęczona i parametry krwi mam w normie. Na pewno chudnę przez karmienie i rzeczywiscie przez aktywność fizyczną.

      W każdym razie naprawdę rozumiem, że jeśli jadacie więcej, to moje porcję są dla Was malutkie, ale widocznie macie inne potrzeby :)Marudo - 3 kromki chleba dla mnie na jeden posiłek to pewny ból brzucha z przejedzenia :P a Tobie to wchodzi bez problemu i jeszcze wagę masz też malutką.
      A przecież ja nie głoduję :)

      W każdym razie dziękuję Wam za troskę :) Nie wiem na razie co z tym fantem zrobić, bo tak jak napisałam - jestem troche rozdarta. Nie jest to dla mnie duży problem, ale rozsądek podpowiada mi, że nie powinno tak być dłużej. A jak już mówi się, że jestem chudsza od mojej mamy to to jest dziwne :P

      Ps. I pisząc o gramaturze np pisałam o ugotowanych produktach :) Ważyłam to, co już miałam nałożone na talerz.
      A Franek je dużo - a zwłaszcza ziemniaków (jak to Poznaniak), ale ryżu i kaszy gotujemy zawsze tylko jeden woreczek na naszą dwójkę - i jeszcze czasami zostaje :)

      Usuń
    8. Yyyy te 100 gram ryżu to po ugotowaniu? :O No to ja w takim razie jadam o wiele więcej niż Ty, przynajmniej na obiad :D więc cofam moje zdziwienie, wywołane zdziwieniem Dziewczyn :D :P

      Usuń
    9. Echhh.. :)
      No to ja nadal jestem zdziwiona :) przecież nie chodzę głodna :)

      Usuń
  8. Margolko, ja Ci chętnie oddam kilka kilo, naprawdę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, ze będę mogła na Was liczyć ;))

      Usuń
  9. Zawsze się słyszy tylko o tych, którzy walczą ze swoją wagą, pod kontem nadmiernych kilogramów. Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy, że zbyt mała ilość tych kilogramów też jest takim dużym problemem. Cóż, pozostaje mi życzyć, żeby mamie i Frankowi udało się Ciebie troszeczkę utuczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Mnie samej do tej pory ten problem nie dotyczył i zastanawiałam się, jak to możliwe, że trudno jest przytyć - wystarczy zjeść przeciez kilka kalorycznych rzeczy więcej :P Ale okazuje się, ze jeśli chce się jednocześnie jeść zdrowo, to już nie jest takie proste! Wysokokaloryczne jedzenie jest zazwyczaj niezdrowe, bardzo słodkie albo mocno przetworzone niestety.

      Usuń
  10. Oj biedactwo, a żadna anemia Ci nie grozi?
    Myślisz, że to prawda o tym, że żołądek się kurczy i rozciąga? Jeśli tak, to popracujesz trochę nad porcjami i przyzwyczaisz się stopniowo do większych ilości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz po porodzie miałam anemię, ale brałam codziennie żelazo przez ponad miesiąc i właśnie między innymi po to robiłam badanie krwi, żeby sprawdzić, czy anemia sobie poszła. No i okazało się, że tak :) Na szczęście.

      Wydaje mi się, że to może być prawda. Ale trochę się boję rozciągać ten żołądek, bo jak przestanę karmić, to będę potrzebować mniej kalorii, a żołądek się bedzie jedzenia domagał :P

      Usuń
    2. To może po prostu jedz znacznie częściej, co 2- 2,5 godz. na przykład?

      Usuń
    3. Marudo, ja właściwie teraz tak właśnie jem. :) Śniadanie o 8:30, drugie śniadanie 10:30-11, potem jakiś posiłek między 13 a 14 i obiad 15:30-16. Kolację jem o 19. Już nie bardzo jest kiedy wcisnąć coś jeszcze. (przed Wikingiem wstawałam o 6, więc pierwszy posiłek jadałam dużo wcześniej, ale teraz, mimo, że się budzę o tej porze, to jeszcze nie wstaję) A inna sprawa, że mały nie zawsze daje mi zjeść, serio.. Gdyby nie to, że Franek mi szykuje coś do jedzenia, to pewnie jadłabym dużo, dużo mniej :)

      Usuń
  11. Margolko kochana, karmisz... Wikuś wysysa z Ciebie wszystko co możliwe i dlatego ta waga jest taka i nie zwiększa się :/
    Nie wiem co doradzić, bo gdyby nie karmienie na pewno miałabyś więcej kilogramów na wadze. Najważniejsze żebyś anemii nie miała i wyniki z krwi w porządku, a reszta oby z czasem przyszła. Ja dawno temu ważyłam 48 kg a w porywach do 50 udawało się dobić i wtedy naprawdę bylam mega chudzina, aż kości wystawały więc jako tako mogę sobie wyobrazić jaka drobna jesteś teraz, a masz kilka cm wzrostu mniej ode mnie.
    Mi takie półtorej kromeczki czy pół bułki też wystarczy na śniadanie, czasem więcej wcisnę ale to głównie w sobotę - takie śniadanie w domu inaczej smakuje niż w pracy :D tylko w pracy co ok 3 godziny coś w siebie wciskam i większym posiłkiem jest obiad w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja wiem, że to wszystko "wina" Wikinga :) Po prostu gdybym przytyła więcej w ciaży to teraz bym aż tak nie chudła.
      Krew jest w porządku. Anemię miałam zaraz po porodzie, ale potem brałam żelazo i pomogło.
      Ja jakiś czas temu sporo schudłam i ważyłam właśnie 47-48 (dokładnie tyle, ile chciałam) - wszyscy mi mówili, że jednak za chuda jestem i nie wyglądam dobrze. Kiedy ważyłam 50-52, to zdaniem moich bliskich wyglądałam najlepiej - choć oczywiście ja wolałam trochę mniej, ale z drugiej strony już nie było łatwo zrzucić te kg.

      Dokładnie, mnie też tyle wystarcza :) I też tylko w weekendy zjadam więcej przy rodzinnym (a więc zwykle w Miasteczku) obiedzie. W czasie studiow koleżanki nie raz komentowały, że jem mało, ale mnie się wcale tak nie wydaje

      Usuń
    2. Dla mnie jest w sam raz taka porcja śniadaniowa, a druga sprawa że to też kwestia przyzwyczajenia :)) od czasu do czasu zamiast chleba jem wafla ryżowego z serem czy wędlinką i do tego jajo czy inną sałatkę. Może i dla innych to mało, ale jeśli później zjem jogurt i owoca, to jest ok i wygłodniała się nie czuję (coś slodkiego też czasem zagryzę). A na obiad to wiadomo że coś bardziej pożywnego się zjada. Chociaż wokół mowią że za chuda jestem i może faktycznie coś w tym jest i ostatnio spodnie ciut luźne na tyłku się zrobiły i mam dylemat - chcialam nowe kupić i obecny rozmiar od razu bylo widać że nie ten, a mniejsze mega dopasowane i trochę się boję że jednak przyjdzie lato to waga mi wzrośnie i co z tymi spodniami? :D a w sezonie dzialkowo-letnio-owocowo-warzywnym zazwyczaj tak mam. Chociaż latem w dżinach to często nie będę chodzić, to może warto je kupić :P sama już nie wiem.
      A wracając do tematu notki :) schudnąć nie zawsze jest łatwo, ale utyć gdy dziecko wyciąga równie trudno... Może więc trochę więcej kalorii a niekoniecznie mega porcji?
      A jeszcze Ci powiem że jak byłam niedawno na makaroniku to nie dałam rady zjeść calej porcji 350g a jak zjem 3 kawałki pizzy to potem przejedzona jestem i żałuję, że nie zaprzestałam na 2 kawałkach :))

      Usuń
    3. Tak, masz rację, na pewno jest to też kwestia przyzwyczajenia, ale przyznam, że akurat nie chciałabym tego zmieniać i jakoś drastycznie zwiększać porcji, bo po pierwsze to dla mnie męczarnia i źle się czuję taka najedzona (dzisiaj rano Franek naszykował mi gigantyczne śniadanie - cała bułka z wędzonym halibutem a do tego sałatka na kuskusie i skutek tego jest taki, że choć jadłam o 9 to do tej pory ani trochę nie czuję głodu, a przecież lepiej jeść mniej a częściej)

      Ja właśnie teraz też mam ogromny dylemat jeśli chodzi o ubrania - wszystkie stare są na mnie za duże. Mam tylko te spodnie i spódnice, które sobie po porodzie okazyjnie kupiłam. A nie chcę kupować nic nowego, bo nie wiem przecież, czy za pół roku będzie jeszcze na mnie pasowało,bo a nuż mój metabolizm się całkowicie zmieni i przytyje...

      Przydałoby się więcej kalorii, tylko, ze to się okazuje wbrew pozorom skomplikowane, bo kaloryczne rzeczy są zwykle niespecjalnie zdrowe...

      Ja często jem oczami i jak jestem głodna to sobie nakładam dużą porcję a potem się modlę nad talerzem, bo już nie mogę :P A w ogóle to zawsze najdłużej ze wszystkich jem! Ale podobno to akurat dobry nawyk :)

      Usuń
  12. Trudno się odnieść do Twoich kilogramów, bo tak naprawdę, to zależy ile się ma wzrostu i jaki budulec kości...Ale jeśli uważasz, ze 43 kg ( moja mam miała tyle po porodzie mnie, a ja się urodziłam=4kg i Jej taka waga, była wagą normalną, czyli była szczupła i drobnej budowy, ale nie chuda) to stanowczo za mało, to nie pozostaje nic innego jak jeść bardziej kaloryczne posiłki, a niekoniecznie większe porcje, które stają Ci w gardle. Na pewno pomogłaby dietetyczka, bo przecież Wikusia trzeba wziąć pod uwagę. Ale najważniejsze są wyniki, jeśli są ok, to chudością nie ma co się martwić, szczególnie, że Ty akceptujesz swój wygląd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam 158 cm, ale kilka razy pisałam o tym w notce, dlatego nie powtarzam, (zakładając, że ktoś dopyta w razie potrzeby :)) - uważam, ze idealną wagą dla mnie jest 48 kg. 43 daje już bardzo niskie BMI, niedowagę prawie na granicy wychudzenia. Moja mama też po porodzie ważyła 44 kg (dziś waży 43), ale przed ciążą ważyła 38, a wzrostu ma 153 cm. Więc ona właśnie jest szczupła i drobnej budowy. Ja też jestem raczej drobnej budowy, ale teraz jestem po prostu chuda i koścista. Własnie najlepiej widać to kiedy stoję przy mojej mamie, bo to się wydawało niemożliwe, że można wyglądać bardziej szczupło niż ona.
      Od jakiegoś już czasu jem bardzo zdrowo, dostarczając organizmowi wszystkich ważnych składników odżywczych. Niestety to, co jest bardzo kaloryczne, zazwyczaj nie jest aż tak zdrowe, a tych zdrowych rzeczy musiałabym właśnie jeść jeszcze większe porcje, których nijak zmieścić nie mogę.
      Trudno powiedzieć, żebym się teraz nie akceptowała, ale jednak wydaje mi się, że te 4kg wiecej (zwłaszcza w nogach i tyłku) wyglądałyby dużo lepiej

      Usuń
    2. Twoja mama ma tyle wzrostu co moja :)
      A co myślisz o owocach? O ile je może jeść matka karmiąca np. banany, winogrona
      Podejrzewam jednak, że dopóki będziesz karmić, to waga raczej nie pójdzie w górę. Ale i tak myślę, że dietetyczka coś by poradziła, tyle, że teraz przy Wikusiu to trudno przygotowywać specjalne posiłki dla siebie. Wiem, że nie stosujesz diet (tak jak ja) odchudzających, więc pewnie trudno byłoby się zmusić do diety zbilansowanej na przytycie ;)

      Usuń
    3. :)
      Jem jeden owoc dziennie - tak się nauczyłam przy diecie cukrzycowej, bo jednak owoce zawierają duzo cukru. W dodatku pediatrzy odradzają mi też jedzenie większej ilości owoców, bo fruktoza może fermentować łatwo w jelitach dziecka i powodować (bądź wzmagać) bóle brzuszka.
      Masz rację, trochę trudno - zwłaszcza, że jakoś w głowie zawsze miałam zakodowane, ze nie chcę przytyć :))

      Usuń
  13. Jak ja bym tam chciala, żeby mi mówili "jedz" zamiast "nie jedz tyle" ;D i chyba wolalabym chciec przybrac na wadze niz tak jak teraz musieć schudnąć ;p

    A tak ogolnie to w tym przedszkolu jakies dziwne te praktyki mieli masakra teraz nie do pomyslenia, mnie to by bardziej zniechęcało niż zachęcało do jedzenia.

    P.S. A co do tej mojej koleżanki, o której pisałam to urodziła chłopca ważył 4580g i miał 59cm więc myślę, że był spory. Urodzila przez cc ale nie wiem czy główna przyczyną tego bylo to ze byl tak duzy czy byly ku temu inne zalecenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) W sumie to Cię rozumiem, bo zawsze tak miałam.. Ale Ty mi w ogóle nie wyglądasz na osobę, która musiałaby schudnąć. Naprawdę.

      Masakra, żebyś wiedziała. W ogóle przedszkole mi się baaardzo nie podobało :) Ale może byłam wyjatkowo wrażliwym dzieckiem, bo moja siostra nie ma takiej traumy :)

      No to faktycznie bardzo duże dziecko, mniej więcej takie jak nasz Wikuś teraz - po 2,5 miesiąca :)

      Usuń
    2. Po zdjęciach może i nie wyglądam i przyznam, że jeszcze 1,5 roku temu zupełnie nie musiałam... Wówczas ważyłam 72kg, a że jestem raczej wysoka, to system określił, kiedy miałam robione pomiary u dietetyka, że jestem nie z nadwagą, ale "dobrze zbudowana" i choć wtedy miałam tu i ówdzie to dobrze czułam się sama ze sobą, ale niestety przez te problemy z tarczycą, o których pisałam jakiś czas temu przytyłam łącznie przez te 1,5 roku 23kg ;/ i co uda mi się zrzucić przez dietę, aktywność fizyczną to wystarczy, że poziom hormonów zacznie mi się lekko wahać i od razu przybieram z podwójną siłą. Więc ciągle czuje się jakbym walczyła z wiatrakami... ;/ Szczególnie, że i tak sporo już zmieniłam w moim trybie życia i żywieniu ale nie umiem sobie odmówić też tak całkiem wszystkiego. Myślałam na początku, że może rzeczywiście jem za dużo, ale ja i Kamil jemy wszystko to samo, ja nawet mniejsze porcje, nie pije napojów gazowanych tak jak on i nie objadam się na noc a mimo to jego waga stoi a moja rośnie...

      Wiesz, jakby mi tak robili z jedzeniem choćby to i mi by się nie podobało ;D

      Noo jak widziałam zdjęcie to taka mała kluska ;D

      Usuń
    3. No tak, to jest problem, który nie do końca od Ciebie zależy :( Wiem, że kiedy są problemy z tarczycą to właśnie to jest trochę taka walka z wiatrakami :( Współczuję, bo taka bezradność jest bardzo trudna do zniesienia. ALe naprawdę nie wyglądasz źle.

      Usuń
  14. ja z kolei nie znosiłam zerówki, głównie dlatego, że ciągle kazano nam tam coś rysować, a ja tego nienawidziłam, jestem stworzona do bazgrania długopisem, ale jak mam coś narysować to tragedia i dla mnie i dla patrzących na moje bohomazy
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, ja też nie umiem i nie lubię rysować :)) Ale wtedy jeszcze chyba lubiłam, bo nie pamiętam, żeby mi to przeszkadzało :) Za to kilka innych rzeczy zdecydowanie spowodowało u mnie traumę :)

      Usuń
  15. Może potrzebujesz większej kaloryczność przy małej objętości? Orzechy jakieś, więcej oliwy do sałatek czy coś… Gdy brat chciał kiedyś nabrać masy, jadł naprawdę sporo (i nie ruszał produktów typu drożdżówki) i to było na trochę uciążliwe, również dla otoczenia, bo wiecznie coś chciał albo stał w kuchni i robił.
    Niedowaga też nie jest zdrowa, ale trudno oczekiwać, że przybędzie Ci kilogramów tak z dnia na dzień, a przy karmieniu to się chyba raczej chudnie… Trudno też wmuszać w siebie na siłę, chociaż ja akurat mam inne standardy ilościowe i po półtorej kromki na śniadanie zwykle szukałabym czegoś jeszcze (no i w ogóle wolałabym sobie sama nałożyć, skąd ktoś wie, na co mam ochotę, jak ja często decyduję się tuż przed jedzeniem) – z tym, że jest mnie niemal o połowę więcej niż Ciebie. :P Rozumiem, że wszyscy się martwią, ale beznadziejnie być pilnowanym jak dziecko.
    Sytuacje z przedszkola okropne, ze swojego czegoś takiego nie pamiętam, a niektóre dania większość dzieci zostawiała. Pamiętam tylko, jak panie mówiły, żeby najpierw spróbować zupy i powiedzieć, czy się chce więcej. W ogóle nie rozumiem napychania dzieci na siłę, jeśli jedzą w miarę normalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze, ale właśnie szkopuł w tym, że te kaloryczne rzeczy są często niezdrowe lub nie bardzo wskazane przy karmieniu piersią (duzo cukru, np. fruktozy, orzechy - i tak jadam, ale staram się nie przesadzać, fast foody, przetworzone jedzenie itp.)
      No i własnie - tak jak napisałaś, Twój brat ciągle stał w kuchni i robił, ja właśnie nie mam na to czasu i prawda jest taka, ze często właśnie jak ktoś mi pod nos czegoś nie podsunie, to nie zjem niczego wartosciowego :( A czasami po prostu.... zapominam, zeby coś zjeść! Ostatnio mi się coś takiego właśnie przydarzyło, ale ochrzan potem od mamy dostałam :P

      Tak, przy karmieniu się chudnie i to jest normalne - u mnie po prostu nienormalne było to, że tak niewiele przybrałam na wadze w ciąży i przez to teraz ważę za mało.
      Te standardy jedzeniowe każdy ma inne i coś co dla mnie jest dużą porcją dla innej osoby jest normą - i jeśli tyle potrzebuje, to bardzo dobrze :) tak samo w drugą stronę :)
      Ja mam kilka takich wspomnień z przedszkola :))

      Usuń
  16. Ja Cie rozumiem baaardzo dobrze. W ciazy z Lila skakalam z radosci gdy waga przekroczyla 50 kg :) w zeszlym roku waga spadla mi do 42-43 kilo. Ani troche dobrze sie z tym nie czulam, tym bardziej, ze z piersi nic mi nie zostalo ! ;p
    Teraz... piersi i brzuch mi rosna, a waga ledwo ledwo sie ruszyla w ostatnich dniach, juz mam 46 hihi. Choc wiem, ze po porodzie i tak zapewne wszystko szybko strace...
    Chcialabym wazyc 52 kilo, tak jak w liceum :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat piersi mam mniej więcej takie same jak wcześniej, głównie dzięki laktacji. Tylko obwód pod biustem mi się zmniejszył, co mnie cieszy :)
      U mnie najbardziej do tego chudnięcia przyczyniło się to, że w ciąży właśnie tak mało przytyłam. Ja zawsze chciałam ważyć 48 :) Ale zwykle miałam 50-52
      Tak czy inaczej teraz nie jest tak najgorzej, bo wolę jednak mieć problem w tę stronę ;)

      Usuń
  17. Nawet gorzej niż w przedszkolu. Od pani nauczycielki można jakoś uciec, a od Franka lub mamy?? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :P Ale jednak przedszkole to była większa trauma :)

      Usuń
  18. O przemyśleniach natury żywieniowo-ilościowej napisałam wyżej, pod komentarzami dziewczyn, a tu wspomnę jeszcze tylko, że również u mnie przywołałaś przedszkolne wspomnienia :D U nas była taka Pani Iwonka, jak ktoś się ociągał z jedzeniem, to go straszono, że zaraz Pani Iwonka go pokarmi - u większości dzieci działało, ale ja np. jadałam wolno i często Pani Iwonka (wielka, gruba, groźna baba :P) zaczynała mnie karmić, czułam się wtedy jak tuczona gęś, bo ona tak szybko machała tymi łyżkami z zupą, że nie nadążałam łykać... Masakra!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to wiosłowanie łyżką w okrutnym tempie też pamiętam! Aż ściekało po brodzie :)

      Usuń
  19. O matko, ładowanie drugiego dania do talerza po pierwszym (a czasem wciąż z pierwszym)??? Padłam... Nie pamiętam, żeby u nas w przedszkolu zmuszali do jedzenia, a raczej zapamiętałabym siedzenie nad talerzem do późnych godzin wieczornych. Od małego byłam uparta, a do tego niejadek, więc musieliby mnie karmić na siłę jak gęś, żeby mi wcisnąć coś niedobrego ;)))

    Współczuję, bo wiem jak to jest nie móc przytyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, tak u nas bywało w tym przedszkolu ;) Ale nie zawsze, co prawda traumę mam z tamtych czasów, ale w dużej mierze dlatego, że chyba byłam wrażliwym dzieckiem ;) No bo uczciwie przyznam, że raczej się tam nad nami nie znęcali :)

      Dla mnie to bylo do tej pory dość niezrozumiałe - wydawalo mi się, że to czysta matematyka i trzeba po prostu sobie dostarczyć więcej kalorii. Ale teraz wiem, że to jednak sztuka, jeśli chce się przy tym odżywiać zdrowo albo przynajmniej rozsądnie :)

      Usuń
  20. Margolko, poradź się lekarza, jak zdrowo się odżywiać i stosuj do dobrych rad.
    Teraz wiosna, zmęczenie fizyczne organizmu, łatwo wpaść w anemię. Uważaj na siebie.
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam na mojego bloga, bo dawno u mnie nie gościłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy lekarze mają jedną radę - więcej jeść :)
      Anemię miałam po porodzie, ale niedawno robiłam badania i wyniki były dobre :) Mam nadzieję, że tak zostanie, ale pewnie za jakiś czas jeszcze to skontroluję.

      Pozdrawiam również :)
      Nasz Wikuś jest bardzo absorbujący i niestety bardzo muszę się zastanawiać jak wykorzystać te nieliczne wolne chwile. Zaglądam do Was wyrywkowo, ale brakuje mi czasu na wszystko, co bym chciała zrobić.

      Usuń