W tym tygodniu znowu wybraliśmy się z Wikingiem do Warszawy na spotkania z innymi dziećmi i ich mamami :) Znowu dodało mi to skrzydeł! Atmosfera na tych zajęciach - choć ze względu na ich specyfikę inna w środę i w czwartek - jest naprawdę świetna. W środę skupiamy się na dzieciach - śpiewamy im, gramy, tańczymy z nimi. Wikuś oczywiście jeszcze raczej niewiele z tego rozumie, choć prowadząca twierdzi, że na pewno ma to jakiś wpływ na niego, bo po prostu te wszystkie bodźce pobudzają w jakiś sposób odpowiednie obszary mózgu. Trudno mi w to nie wierzyć - wydaje mi się, że to niemożliwe, żeby nawet takie małe dziecko naprawdę nie wynosiło niczego z tego rodzaju spotkań. Obserwuje, słucha, uczy się, że nie jest jedynym dzieckiem na świecie... Myślę, że kiedyś to w jakiś sposób zaprocentuje. Po zajęciach mamy chwilę, żeby jeszcze ze sobą i z prowadzącą trochę pogadać.
Ale to czwartkowe zajęcia skupiają się na mamach (rodzicach - choć nie wiem, czy panowie też przychodzą), a dzieci oczywiście są niezbędnym dodatkiem :) Dziewczyny, które tam przychodzą są w większości super! Ciepłe, życzliwe, interesujące. Spotkania teoretycznie kończą się o 15, ale zostajemy tam dłużej i jeszcze rozmawiamy.
Lubię poznawać nowych ludzi, zawsze lubiłam, ale teraz to się stało wręcz moją potrzebą. Po prostu zawsze byłam towarzyska, ale chyba dopiero teraz naprawdę to dostrzegłam. Cieszę się, że wobec tego potrafię sama zadbać o tę potrzebę. Mogłam przecież siedzieć w domu, rozmyślać o tym, że wszystkie koleżanki są w Poznaniu lub Miasteczku, że nikogo tu nie znam, że nie mam z kim pogadać i frustrować się tym, że codziennie spędzam czas głównie w towarzystwie 2,5 miesięcznego niemowlaka. Ale jednak nie czekałam aż jakimś cudem ktoś się sam zjawi u mnie w domu tylko wzięłam los w swoje ręce i wyszłam z domu. Myślę, że to wymaga mimo wszystko trochę odwagi, żeby wyjść samemu na spotkanie, na którym będzie już kilka osób, które pewnie się znają. Oczywiście początkowo trochę się krępowałam i kiedy pierwszy raz zmierzałam w stronę tej kawiarni to miałam pewne obawy, jak to będzie. Ale okazało się, że niepotrzebnie. I oczywiście nie jestem jedyną osobą, która się zmobilizowała i odważyła na takie wyjście, bo dziewczyny, które tam przychodzą w większości trafiły do tego miejsca tak jak ja - przypadkowo szukając czegoś innego w internecie. Też przyszły same, bez innych znajomych. Przychodzą nawet dziewczyny w ciąży (szkoda, że sama na to nie wpadłam wcześniej :)). To powoduje, że wszyscy są otwarci na nowe znajomości, życzliwie witają nowe osoby, nie tworzą się żadne grupki - no, chyba, że na chwilę :) Podoba mi się to, że czasami rozmawiamy sobie na forum, a chwilę później można sobie usiąść na dywanie i pogawędzić tylko z kilkoma mamami, obserwując jednocześnie czołgające się po podłodze dzieciaki.
Kiedy jestem w towarzystwie osób, które nie znam, zazwyczaj jestem do nich pozytywnie nastawiona (chyba, że w dane miejsce nie przychodzę absolutnie w celach towarzyskich - np. kiedy chodziłam na aerobik, to poćwiczyć, a nie pogawędzić; poza tym wystarczało mi, że jestem z Dorotą). Jestem otwarta i często sama wychodzę z inicjatywą rozmowy. Ale też kieruję się dwiema zasadami - po pierwsze, że liczy się pierwsze wrażenie, a po drugie, że nic na siłę. Chyba się jeszcze nie pomyliłam z oceną, za każdym razem gdy wydawało mi się, że może jednak zbyt pochopnie kogoś skreśliłam albo wręcz przeciwnie, to za jakiś czas okazywało się, że jednak miałam rację. Zdarza się czasami, że ktoś zwyczajnie z jakiegoś powodu nie przypada mi do gustu. Sama nie wiem dlaczego, po prostu coś mi w tej osobie nie pasuje, mimo, że nie miałam z nią żadnego spięcia ani nic podobnego. Wtedy nadal jestem uprzejma, ale nie nalegam na kontakt z taką osobą i wręcz go unikam (choć nie ostentacyjnie - to jest zarezerwowane dla osób, które zalazły mi za skórę ;)) Po prostu nie zależy mi na znajomościach, co do których nie jestem przekonana. I na tych spotkaniach poznałam dwie takie dziewczyny, w których coś mi nie zagrało, no ale nie muszę kochać całego świata :) Nie zmienia to faktu, że czuję się tam wspaniale. Odliczam dni do kolejnego spotkania! Wiking chyba też jest całkiem zadowolony z tych wypadów.
Jutro też się wyrywamy z domu, bo jedziemy rano na warsztaty "Mama wie". Ciekawa jestem na czym będą polegały, ale już się na nie cieszę. A potem wyrywamy się jeszcze dalej! Przyjeżdża po nas wujek i jutro popołudniu jedziemy we dwójkę do Miasteczka! To będzie pierwszy taki wypad Wikusia, zobaczymy jak zniesie czterogodzinną podróż. Mam nadzieję, że nie będzie z tym większych problemów - dotychczas nie było, a już zdarzało się, że spędził w sumie około trzech godzin w foteliku samochodowym...
Bardzo się cieszę na ten wyjazd! Nie byłam w Miasteczku od świąt. Pobiłam swój życiowy rekord! Już mi się śniło po nocach, że tam jestem. No i jestem bardzo podekscytowana faktem, że po raz pierwszy pojawię się tam z Wikingiem. Już się nie mogę doczekać min sąsiadów :P Oni nawet nie wiedzieli, że jestem w ciąży :D Ich małomiasteczkowość (bez obrazy dla nikogo, wszak ja też z małego miasteczka jestem :) chodzi tylko o tę specyficzną mentalność polegającą między innymi na życiu życiem innych) może tego szoku nie przeżyć! :D
:D Z niecierpliwością czekam na relacje z reakcji!;))
OdpowiedzUsuńCiesze sie ze tak miło spedzacie czas:)
;) Sęk w tym, że ja wcale mogę o tej reakcji się nie dowiedzieć :) Ta mentalność polega również między innymi na tym, że nigdy się nie mówi na temat danej osoby do niej własnie, tylko obgada się ze wszystkimi dookoła :) Przykład - w naszym mieszkaniu w łazience pękła rura, ale pod podłogą, więc u nas niczego nie zalało, ale sąsiadom zalało piwnicę. Popołudniu pół miasta wiedziało, że mamy pękniętą rurę, poza moimi rodzicami.. Mama dowiedziała się tego od koleżanki z pracy.
UsuńMy też się cieszymy :)
Pojawią się pytania, komu, kiedy i dlaczego ukradłaś dziecko!! albo dlaczego musieliście je adoptować ;) Widać po notkach, że dobrze na Ciebie działają te spotkania, ja jednak jestem z gatunku tych, co to siedza w domu i narzekają, że nikogo tu nie znają...
OdpowiedzUsuńTak samo pomyślałam o tej adopcji :D
UsuńWprost to pewnie nie zapytają, ale zapewne między sobą przedyskutują tę sprawę we wszystkich możliwych jej aspektach :)) (wyjaśnienie w komentarzu Meg)
UsuńAle niech sobie myślą, co chcą, mało mnie to interesuje :)
MK, faktycznie bardzo dobrze na mnie działają. Ale rozumiem, że ktoś może nie mieć tej odwagi, czy też coś go powstrzymuje od przejęcia inicjatywy, żeby cos z tym zrobić. Ja byłam zdeterminowana :)
No i super, widać jak bardzo ekscytują Cię te spotkania ;)) Ogólnie to nie wiem dlaczego miałam takie wrażenie, że właśnie jesteś osobą, która ma swoje grono dobrych znajomych i nie bardzo lubisz poznawać nowych, kiedyś chyba coś takiego pisałaś, albo nie wiem ;D ja też zawsze stresuje się jak idę gdzieś, gdzie nikogo nie znam i zawsze odczuwam pewną niechęć, ale jak już tam jestem to zawsze pozytywnie się zaskakuje ;)) A jak na te Twoje znajomości reaguje Franek?
OdpowiedzUsuńO Wikuś jedzie do dziadków to i mama troszkę odpocznie ;) I na jak długo zostajecie w Miasteczku, już na Święta?
Bardzo :)
UsuńHmm, nie wiem jak się odnieść do tego co napisałaś dalej - bo i tak i nie :) Tzn - rzeczywiście jest tak, że mam grono swoich znajomych i jeśli są blisko mnie to nie zależy mi na poznawaniu nowych osób. Np jeśli się gdzieś wybieram, gdzie są inni ludzie, z koleżankami, to już mi wcale nie zależy, żeby kogoś nowego poznawać i wręcz mnie to nie interesuje i denerwuje czasami. Ale z drugiej strony jestem towarzyska i potrzebuję ludzi, do tego mam w sobie otwartość, która powoduje, że szybko z kimś łapie kontakt - nie mówię, że się zaraz zaprzyjaźniamy, ale po prostu jakaś luźna pogawędka nie jest dla mnie problemem. Więc może nie jest tak, że nie lubię poznawać nowych ludiz, ale wszystko zależy od sytuacji.
A kiedyś też się stresowałam w takich sytuacjach, ale chyba przez ostatnie kilka lat nabrałam sporo pewności siebie i już nie mam z tym żadnego problemu.
Franek mówi, że dobrze, że wychodzę, jeśli to mi sprawia przyjemność :)
Tak, odpocznę - już teraz mam tego próbkę (rodzice wyszli z małym na spacer) zwłaszcza, że się źle czuję.
Zostajemy na święta, ale już w niedzielę będziemy wracać, bo Franek przyjedzie do nas na świąteczny weekend, ale w Lany Poniedziaek już idzie do pracy,
Bardzo dobrze to ujęłaś, teraz już rozumiem to doskonale bo w zasadzie ja mam tak samo ;)) I jak musiałabym przeprowadzić się do obcego miasta to pewnie też cieszyłabym się, gdybym mogła poznać kogoś z kim mogłabym porozmawiać i się spotkać od czasu do czasu chociaż ;)
UsuńO no to super, widzisz jak fajnie akurat wyjazd jak znalazł ;)
O, no to tak jak u nas, mój Kamil też już w poniedziałek musi iść do pracy ale za to sobotę i niedzielę ma wolną ;)) chociaż tyle dobrego...
:) No to dobrze, że zrozumiałaś, o co mi chodzi ;) I ze nie wyszło, ze przeczę sama sobie :) A to rzeczywiście tak jest, że w zależności od sytuacji lubię albo nie lubię poznawać nowych ludzi.
UsuńOj zdecydowanie tak, zwłaszcza, ze wczoraj Franek pracował aż do 17tej i nie wyobrażam sobie, jak miałabym się zajmować małym, bo byłam bardzo słaba.
Pewnie, ja się cieszę, że w gruncie rzeczy Franek święta ma wolne - a przynajmniej większość.
Też lubię poznawać nowych ludzi wbrew temu, że jestem dość nieśmiałą osobą. Tylko ze znajomościami do których nie jestem niestety przekonana mam zwykle odwrotnie i ciężko mi je przerwać bo mi zwyczajnie szkoda:/
OdpowiedzUsuńRozumiem, bo ja też częściowo bywam nieśmiała - ale wszystko zależy od sytuacji :)
UsuńMnie zwykle nie jest szkoda, bo jeszcze nie zdążą się na tyle rozwinąć. Ale jakoś odpycha mnie od ludzi, którzy nie wzbudzają mojej sympatii.
Raczej miałam na myśli osoby z którymi w przeszłości się jakoś zżyłam, ale z czasem nasze drogi się rozeszły, ja jednak mimo wszystko nadal utrzymuje kontakt bo ciężko mi powiedzieć że "zrywam już z Tobą" :P
UsuńA, rozumiem. Jednak w notce chodziło mi o takie nowe znajomości i to pierwsze wrażenie - w sensie, że jak ktoś mi się od początku nie za bardzo spodobał, to raczej nie brnęłam w taką znajomość. A co do tego, o czym Ty piszesz - wiele zależy od sytuacji. Czasami mam podobnie jak Ty, że szkoda mi tak po prostu urwać kontakt i jeśli ktoś mi nie podpadł, to tego nie robię. Ale z drugiej strony zwykle to jest tak, że te drogi rozchodzą się w sposób naturalny, więc samo tak wychodzi, że się po prostu nie spotykamy, czy nie rozmawiamy.
UsuńO ja też uwielbiam poznawać nowych ludzi, dlatego zawsze lubiłam zmiany szkół :p Wychodź do ludzi jak najwięcej jeśli ci to sprawia przyjemność :))
OdpowiedzUsuńMoże zmiana szkoły to byłoby dla mnie już zbyt drastyczne i stresujące, ale też lubię poznawać nowych ludzi i szybko się odnajduję w nowym towarzystwie.
UsuńZdecydowanie sprawia mi to przyjemność, więc będę wychodzić :)
Świetna sprawa z tymi spotkaniami. Ja się tylko zastanawiam, jak takie dziecko je wytrzymuje, bo raz że dojazd trochę trwa, dwa że same zajęcia, później znów dojazd. Nie marudzi Ci Wiking? Nie jest w tym czasie głodny? A co jak się na dobre któreś dziecko rozwyje? Wyobrażam sobie, że na takich zajęciach jest gdzie przewinąć dziecko czy nawet nakarmić.
OdpowiedzUsuńTrudno to mówić o wytrzymywaniu, bo to ma raczej w tym kontekście negatywną konotację - jakbym do czegoś Wikinga zmuszała :) A tymczasem o tym, jak on się do tych wyjazdow odnosi pisałam głównie w ostatniej notce. Jemu się to bardzo podoba. Jest dużo mniej płaczliwy (właściwie wcale nie płacze, chyba, że akurat jest głodny lub się zmęczył), interesuje się wszystkim dookoła, bacznie obserwuje.
UsuńOczywiście, że jest głodny - wychodzimy z domu o 11:30 a wracamy o 16:00 lub 17, trudno, żeby nie jadł tyle czasu, ale pokarm mam cały czas przy sobie :) A to jest kawiarnia przyjazna matkom - o to właśnie chodzi, że tam się przychodzi z dziećmi i można zaspokajać ich potrzeby w każdym momencie. Np. jeśli jesteśmy na muzycznych zajęciach i widzę, że Wikuś już ma dość, to siadam obok, przytualm go i on sobie zasypia. A jemu się nawet zasypia dużo lepiej, kiedy ja na przykład jestem pogrążona z kimś w rozmowie. W tym miejscu jest bardzo dużo takich osób jak ja i takich dzieci jak Wiking - czyli towarzyskich, które w domu są bardziej marudne, bo są bardzo ciekawe świata. On od samego początku taki byl i każda sytuacja tylko to potwierdza.
No a jak się dziecko rozwyje to takie jego prawo i nikt się tym nie przejmuje :) Robi się wszystko, żeby je uspokoić :) Synek zazwyczaj bardzo szybko zasypia (albo zasypiał :)) w wózku, więc całą drogę przeważnie spi. Ale nie zawsze, czasami się zdarza, że cos mu nie pasuje i zaczyna płakać - dwa razy mi się rozpłakał, np w metrze. Próbuję go wtedy uspokoić. A jak jest możliwość to siadam z nim na rękach. W każdym razie akurat rozpłakać sie może w każdym momencie - ostatnio właśnie cos mu się stało i bywa, że zaczyna się drzeć w czasie spaceru, no ale cóż mogę na to poradzić? :)
W każdym razie za inne dzieci nie mogę odpowiadać, tylko widzę, że moje akurat na takie sytuacje bardzo dobrze reaguje. Te które tam przychodzą z mamami też wyglądają na zadowolone :) Pewnie jak czyjeś dziecko nie wytrzymuje takich spotkań i się na nie nie nadaje, to po prostu go tam nie spotkam :))
Oczywiście nie chodziło mi dosłownie o wytrzymywane, a o to, jak takie dziecko może znosić tego typu spotkania. Zwyczajnie mnie to interesuje, bo sama chcę wychodzić z dzieckiem "do ludzi" i ciekawa jestem, jak sobie można radzić, w razie tego typu sytuacji, o jakich wspomniałaś. Ja na płacz, szczególnie swojego syna, jestem chyba uczulona, żeby nie mówić przeczulona. Powoduje to u mnie stres i zastanawiam się, jak bym sobie poradziła gdybym trafiła do takiego miejsca. No ale akurat tam nikogo pewnie by to nie zdziwiło ;) W każdym razie chciałabym mieć choć trochę z Twojego podejścia - "cóż mogę na to poradzić", czy "takie jego prawo", może przyjdzie z czasem ;)
UsuńPisałam o tym w poprzedniej notce - tam jasno napisałam, że Wikingowi bardzo dobrze robią te spotkania. A w ogóle wiele razy podkreślałam, że on od urodzenia jest pod tym względem niesamowity, bo uspokaja się wtedy, kiedy wokół jest dużo ludzi i coś się dzieje.
UsuńNo to chyba naturalne, że matka się przejmuje kiedy dziecko płacze! Nie wiem, dlaczego myślisz, że ja się tym nie przejmuję. Oczywiście, ze się tym stresuję i to pewnie dużo częściej i bardziej od Ciebie z prostego powodu - nasz synek płacze nam całkiem sporo, bo nie jest z gatunku tych, co to ciągle tylko śpią. Poza tym ma dolegliwości brzuszkowe a w takiej sytuacji niewiele można zrobić poza tym, że przez pół godziny się przytula, głaszcze i czeka aż minie.
Wyrażenia, "cóż mogę na to poradzić", i "takie jego prawo" oznaczają po prostu to, ze doskonale wiem, ze takie małe dziecko nie ma innej możliwości pokazania, ze coś mu nie pasuje, ale nie oznacza to wcale, że mam to w nosie. Natomiast w nosie mam to, co sobie pomyślą inni widząc, że moje dziecko płacze :) I może własnie dlatego akurat nie przejmuję się tym, że rozpłacze mi się w miejscu publicznym, bo dla mnie nie ma żadnej różnicy, czy jestem z nim akurat wtedy sama, czy wśród ludzi.
Zapewniam Cię, że i ja jestem przeczulona na płacz swojego dziecka i wydaje mi się to czymś zupełnie normalnym, ale na zewnątrz radzę sobie z nim tak samo, jak w domu - pewnie właśnie dlatego, że nie przejmuję się tym, co sobie inni pomyślą.
No a inna sprawa, że tak jak pisałam, akurat na tych spotkaniach Wikuś jest bardzo spokojny
Fajnie, że znalazłaś dla siebie taką formę spędzania czasu. Widać, że to naprawdę dobrze działa na Twój nastrój, oby tak dalej. Też jestem ciekawa, jaki "skandal" wywołasz w miasteczku ;)
OdpowiedzUsuńTak, bardzo się z tego cieszę! Sprawia mi to dużo radośc a i synek jest wtedy dużo mniej marudny. To niesamowite, jak on potrzebuje towarzystwa! Zupełnie inaczej zachowuje się gdy jestem z nim sama, a gdy mamy gości. Wszystkie podręczniki można spalić, bo zawsze tam jest napisane, żeby ograniczać liczbę gości, bo to bardzo stresuje dzieci :)
UsuńHaha, ciekawe, czy się w ogole jakaś pocztą pantoflową dowiem, co gadają na moj temat ;)
Obecnie można łatwo znaleźć jakieś spotkania czy wydarzenia (znajomi nawet szukali tak towarzyszki na wakacje) - fajny pomysł, żeby poznać kogoś nowego i spędzić czas z ludźmi o w jakiś sposób podobnych zainteresowaniach czy potrzebach.
OdpowiedzUsuńTyle że ja to raczej z tych, co albo wolą siedzieć samotnie, albo narzekają, ale nic nie zrobią. Zazdroszczę ludziom, którzy umieją łatwo nawiązywać kontakty: staram się być otwarta, nastawiam się przyjaźnie, ale poznawanie ludzi mnie stresuje.
Sąsiedzi będą zgadywać, skąd Ci się dziecko wzięło :P
Tak, zwłaszcza w duzych miastach. Dlatego właśnie już bym nie mogła mieszkać w mniejszym mieście niż taki Poznań na przykład. Cieszę się, że nie ma problemu, żeby takie znajomości zawierać.
UsuńNo rozumiem, czasami tak jest. Ja jednak byłam zdeterminowana i wiedzialam, że po prostu muszę wyjść z domu :) Stres w zasadzie jest zrozumiały w takich sytuacjach, ja też się kiedyś stresowałam, ale chyba w ostatnim czasie nabrałam duzo pewności siebie - paradoksalnie sprzyja temu wlaśnie takie wychodzenie do ludzi ;)
Zapewne :)