*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 7 marca 2015

Trochę o wszystkim

Ależ mnie tu długo nie było... Cóż, wiedziałam, że tak będzie, od dawna liczyłam się z tym, że jak urodzę, to już nie będę miała tyle czasu na blogowanie, ile bym chciała :) Po prostu muszę wybierać, na co "czas wolny", który dostałam od Wikinga na czas jego drzemki spożytkuję :) A dużo jest tych rzeczy, którymi chciałabym się zająć. Na szczęście wreszcie uporałam się z pewnym zadaniem, które mnie absorbowało przez ostatni miesiąc, może teraz będzie lepiej. Przy okazji chciałam Was przeprosić za milczenie na Waszych blogach, ale zaglądam cały czas, codziennie na kilka blogów, tak, że jestem raczej na bieżąco u wszystkich.

Jeśli chodzi o mnie, to teraz jest lepiej. Ale przyznaję, że ten poprzedni tydzień był po prostu koszmarny! Po tamtym dniu, kiedy pisałam notkę nadszedł kolejny - bardzo dobry. Obudziłam się w dobrym nastroju i tak już zostało do wieczora. Pomyślałam, ze może faktycznie potrzebowałam się wypłakać, żeby było już tylko lepiej. Ale niestety to był tylko jeden taki dzień, a kolejne znów były zapłakane... Poprawiło mi się w niedzielę, kiedy czekałam na odwiedziny kolejnej cioci - z Poznania przyjechała Juska :) Od rana byłam pogodna, a i Wikuś przez cały dzień był bardzo grzeczny. Pomyślałam sobie, że on chyba lubi odwiedziny, ale sądzę, że przede wszystkim chodzi o to, że czuł, że jestem w dobrym nastroju, więc się to przełożyło także na niego. I wtedy mnie olśniło - Wiking może zachowuje się mniej więcej tak samo (choć oczywiście bywają też sytuacje, gdy jest bardziej marudny lub coś mu dolega), tylko mój odbiór jego zachowania jest inny. Kiedy jestem rozluźniona i pogodna, inaczej postrzegam jego płacz czy marudzenie niż, gdy mój nastrój pozostawia wiele do życzenia. Ale przede wszystkim, kiedy ktoś nas odwiedza, zajmuję się dzieckiem, ale jednocześnie jestem pochłonięta rozmową, więc kiedy Wiking mi zapłacze, to odruchowo zmieniam pozycję albo np. wstaję, żeby go ponosić i nie zwracam aż tak bardzo uwagi na ten moment. Działanie niby takie samo, jak wtedy gdy jestem sama, ale w tej drugiej sytuacji skupiam się tylko na tym i wydaje mi się bardziej uciążliwe.
Wiem, że niektóre z Was uważają, że najlepiej docierać się całkowicie we własnym sosie, nie odmawiam absolutnie logiki w takim stwierdzeniu. Nawet się z nim zgadzam, ale nie zawsze, bo myślę, że to wszystko zależy od osoby, rodziny i sytuacji. Każdy ma inne potrzeby, co innego go cieszy, co innego przynosi otuchę. Mnie akurat towarzystwo jest jednak bardzo potrzebne. Całkowicie się wtedy zmienia mój punkt widzenia, jest mi raźniej, weselej, wszystko wydaje się łatwiejsze, czuję się zwyczajnie szczęśliwsza. Tak to teraz czuję i dlatego właśnie bardzo się cieszę, że jutro przyjeżdżają znowu moi rodzice i zostają na cały tydzień, bo mają urlop :) To będzie na pewno dobry tydzień, nawet jeśli będzie ciężki.
Zwłaszcza, że Franek znowu dzisiaj stęka, że boli go gardło :( Już się boję! A liczyłam na przyjemny weekend - Franek ma wolne, a kiedy ma wolne zazwyczaj jest w lepszym humorze i miał, ale niestety znowu się popsuł. Właśnie, a propos Franka... Długo czekałam aż trochę się mu poprawi nastrój, wreszcie gdy nadszedł jego wolny dzień, nastąpił przełom i od tamtej pory było dużo lepiej. Chociaż niestety muszę przyznać, że ostatnimi czasy trochę nie poznaję mojego męża, chyba nigdy nie był tak kapryśny, nigdy nie strzelał takich fochów i nie był aż tak nerwowy. Aż mi się nie chce o tym pisać, bo to dla mnie zwyczajnie bardzo przykre.

A tymczasem dzisiaj Wiking kończy dwa miesiące. Chciałam napisać coś w związku z tym tematem, ale niestety już nie dziś :( Wydziera mi się teraz strasznie i nie mam takiej możliwości, muszę zmykać.

14 komentarzy:

  1. Ja również nie lubię siedzieć sama w 4 ścianach... dlatego bardzo cieszę się, że są rodzice, zawsze jest się do kogo odezwać i dzięki temu, ja mam jak do tej pory zawsze dobre samopoczucie i o wiele lepiej jest mi się z takim samopoczuciem zajmować Olą :) Mam ogrom cierpliwości i jestem pozytywnie nastawiona... kiedy jestem zmęczona (choć rzadko się to zdarza, Ola daje nam pospać w nocy), czy jak coś robię np. prasuje, zajmuję obiadem, odkurzam, Małą zajmie się mama :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, słabe to pocieszenie dla mnie, tak jakby na dobicie :)
      Bo nie każdy ma tyle szczęścia, ja już od ponad dziesięciu lat nie mieszkam blisko rodziców, a od dwóch jesteśmy z Frankiem już sami. To był nasz wybór, bo szukaliśmy szansy, dlatego też nie skarżę się i nie mam pretensji do losu a zwyczajnie mi smutno. Od początku wiedziałam, że będę musiała się z tym zmierzyć.
      Inna sprawa, że na stałe z rodzicami tez nie chciałabym mieszkać, bo trudno byłoby mi się nagle po dziesięciu latach przestawić. Ale szkoda, że dzielą nas setki kilometrów.

      Usuń
  2. Jej, już dwa miesiące? Ale ten czas biegnie szybko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko, to prawda, choć ja chyba nawet chciałabym, żeby to było jeszcze szybciej z pewnych względów :)

      Usuń
  3. Cieszę się, że trochę Ci lepiej. Mam nadzieję, że wkrótce i Franek jakoś przywyknie do nowej sytuacji i znajdziecie jakąś nową harmonię. Może jak dziadkowie przyjadą, to wykorzystaj ich do opieki nad Wikusiem, a z Frankiem wybierzcie się do kościoła, na spacer albo kawkę tylko we dwoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tak. I duża w tym zasługa również tego, że ostatnio naprawdę Franek miał dobry humor, dopiero wczoraj wieczorem mu się znowu popsuł :( Chciałabym bardzo żeby rzeczywiście przywyknął, choć z drugiej strony dziwi mnie bardzo, że na początku sobie tak dobrze radził, a dopiero po miesiącu przyszly te zmienne nastroje. Wygląda na to, że naprawdę wpływ na to ma jego zmęczenie pracą i choroby, ale ja nie mam na to wpływu i przykro mi, że na mnie się to odbija (choć on twierdzi, że nie) i chwilami czuję się samotna w tej opiece nad Wikusiem.
      Taki mamy plan - już rozmawiałam z mamą, że chcemy wyskoczyć na basen i moja mama od razu ochoczo zaaprobowała ten pomysł. Mam tylko nadzieję, że się Franek tą chorobą nie wykręci (oczywiście jeśli nie dopadnie go coś gorszego) - dzisiaj deklaruje, że idziemy na pewno

      Usuń
  4. Najważniejsze, że Ci lepiej :)
    trzymam jeszcze kciuki za Franka

    No to ja mialam zupełnie inaczej. Kiedy Junior był malutki denerwował mnie kazdy kto nie był moim mężem czy rodzicami. Jak ktoś mnie odwiedzał to się stresowałam. Nie mogłam spokojnie karmić, spokojnie ululać i zająć się wtedy sobą, wziąźć kąpiel, ogarnać, tv obejrzeć w samotności :P Ludzie mnie wkurzali i chciałam żeby jak najszybciej sobie poszli :P
    Ale- jeśli Tobie goście pomagają, jest Ci lepiej to zapraszaj jak najszczęsciej!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja jednak wolałam jak margolka, lubiłam odwiedziny koleżanek czy siostry. Ale też prawda jest raka ze Patryk mi ba wiele pozwalał, np wpadała koleżanka, ja go kladlam po południu na drzemkę a on spal 3 godziny... Miałam sporo czasu ba ploty itd

      Usuń
    2. Dzięki Ewelka. Dzisiaj Franek znowu jest fajny. On ogólnie jest fajny, tylko mnie te jego huśtawki nastrojów denerwują. Wtedy nie jest sobą.

      Rzeczywiście, ze mną jest zupełnie inaczej, bo wizyty mnie nie stresują, tylko wręcz przeciwnie. Nie przeszkadza mi to swobodnie zajmować się dzieckiem, a jednocześnie zajmuję się jeszcze rozmową itd. Poza tym czasami mogę liczyć na czyjąś pomoc (i wtedy właśnie mam czas żeby zająć się sobą)
      Zapraszałabym jeszcze częściej, ale niestety, wszyscy są za daleko.

      Usuń
    3. Iza, to ja właśnie inaczej, tak się umawiam zazwyczaj, żeby ten ktoś przyszedl akurat jak Wiking nie śpi ;) Po pierwsze dlatego, żeby ten ktoś mógł go zobaczyć (jeśli po raz pierwszy przychodzi) a po drugie właśnie dlatego, że wtedy zajmuję się nim jednocześnie rozmawiając, a on wtedy zazwyczaj jest spokojny. Kiedy śpi to wolę ten czas poświęcić dla siebie i na czynności domowe. Wiktor zawsze zasypia na spacerze i później zwykle śpi jeszcze 1-2, więc przeważnie mam dla siebie czas między 15 a 17. No i rano też jeśli mu nic nie dolega to zasypia tak 10-12, ale wtedy ma dość czujny sen.

      Usuń
  5. Myślę, że oboje musicie się oswoić z nową sytuacją, może u Franka też działała początkowo adrenalina, a teraz to już tylko zmęczenie i dlatego taki kapryśny się zrobił ;) Trzymam kciuki za fajny tydzień, może uda Wam się trochę odetchnąć i nacieszyć sobą. buziaki :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację. I myślę, że możesz też mieć słuszność jeśli chodzi o zachowanie Franka.. Mam nadzieję, że mu przejdzie. Wczoraj był fajny (jeszcze zanim rodzice przyjechali :))
      Dziękuję, już jest fajny! :*

      Usuń
  6. Pozostaje trzymać kciuki za dużo okazji do towarzystwa, jeśli Ci to pomaga. Szkoda, że rodzice są tak daleko. Odbieranie nastroju dziecka w zależności od własnego brzmi nawet logicznie, czasami jest się bardziej skłonnym do przejmowania wszystkim.
    Twoje wahania nastroju można by tłumaczyć dodatkowo huśtawką hormonalną, ale Franek w ciąży nie był :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomaga, pomaga, trzymaj :)
      Szkoda, ale za dużo o tym nie rozmyślam, bo to trochę bez sensu.
      Logiczne, prawda? Mnie też się to zgadza. Ale niestety na siłę sobie nastroju nie potrafię poprawić czasami, a szkoda.
      No właśnie, ja też nie wiem, skąd u niego te wahania nastrojów jak przy działaniu hormonów :)

      Usuń