Zajrzyjcie tu i przeczytajcie aktualizację na samym dole. Pliisss, pomóżcie! :)
***
Tak, wygląda na to, że mamy, a konkretnie Wiking ma "czarny" czas. Tak nazywam okresy, w które Wikuś wchodzi zgodnie z tym wykresem (źródło: internet), obrazującym skoki rozwojowe.
Jasne, że granice zawsze są płynne, ale przyznać muszę, że u Wikinga mocno się to pokrywa. I to żadna autosugestia, bo zwykle jest tak, że zauważam, że jest bardziej marudny i wymagający, zastanawiam się, który tydzień życia właśnie skończył i potem sprawdzam ten wykres. Prawie zawsze okazuje się, że rzeczywiście wkroczyliśmy w strefę cienia... Tak też było ostatnio. Mniej więcej od tygodnia Dzieciak trochę więcej marudzi - i proszę bardzo, za dwa dni skończy 24 tygodnie...
Na szczęście nie zawsze jest tak, że ta ciemność trwa ciurkiem przez sześć tygodni na przykład. Bo ostatnio Wiking miał też przebłyski lepszego humoru ;) A potem faktycznie przez prawie miesiąc był cudownym dzieckiem. Biorę więc głęboki oddech i po pierwsze czekam na nieco jaśniejsze chmury, a po drugie na słoneczne dni, które nadejdą w okolicy 12 lipca.
Czym właściwie się ten nasz czarny czas charakteryzuje? Ogólnym zmęczeniem materiału można by powiedzieć :) Materiału w postaci dziecka i matki :D Dziecko jest zmęczone codziennością - a przynajmniej tak to wygląda, bo trudniej przychodzi mu wszystko to, co dotychczas sobie wypracował. Szybciej się wszystkim nudzi, szybciej się denerwuje, szybciej płacze. Sporo marudzi. Nie zajmuje się sobą aż tak chętnie - a przynajmniej nie przez tak długi czas, jak potrafi (choć teraz nie narzekam - właśnie posadziłam młodego w krzesełku do karmienia przed lustrem; siedzi i się na siebie gapi, Narcyz jeden :D). Przestaje marudzić, kiedy weźmie się go na ręce, kiedy zacznie się do niego gadać, weźmie na kolana, pokaże plastikową butelkę... Ale nie zawsze. Czasami marudzi - bo tak! I nie wiadomo właściwie, dlaczego. Nie wiadomo też, jak temu zaradzić. Poza tym, niestety - i to jest chyba najtrudniejsze w tym wszystkim - to, co zazwyczaj szło gładko, już tak gładko nie idzie.
Zmęczenie materiału w postaci matki polega na tym, że chwilami jej się po prostu nie chce. A musi. Matka zagaduje, stroi miny, śpiewa, skacze, wygłupia się i przytula. Ale w pewnym momencie ma ochotę sobie po prostu usiąść i oklapnąć, tego niestety plan dnia nie przewiduje. Matka ma ochotę na coś innego, na jakieś przełamanie schematu i dlatego znowu zaczyna odliczać do... do przyjazdu Ali, do przyjazdu Doroty, do wizyty u lekarza, do spotkania z koleżanką ze szpitala, do spaceru z nową koleżanką z Podwarszawia, do wakacji i tak dalej.
Ostatnie dni tak przyjemnie mi upływały, tak dobrze mi się z Wikingiem żyło, że w ogóle nie odliczałam. Skoro zaczęłam, to zdecydowanie świadczy o zmęczeniu materiału :)
Materiał jest też czasami zmęczony fizycznie - bolą ręce, bolą plecy, bolą nogi - po co materiałowi jakikolwiek fitness? :D Bywa, że boli całe ciało - od napinania się. Bo jak dziecko płacze, to się matka nieświadomie napina, i dopiero wieczorem, gdy dziecko już śpi, matka się tak odpina na całego i czuje wtedy jaka była spięta.
Materiał jest też czasami zmęczony fizycznie - bolą ręce, bolą plecy, bolą nogi - po co materiałowi jakikolwiek fitness? :D Bywa, że boli całe ciało - od napinania się. Bo jak dziecko płacze, to się matka nieświadomie napina, i dopiero wieczorem, gdy dziecko już śpi, matka się tak odpina na całego i czuje wtedy jaka była spięta.
Niemniej jednak i tak nie jest najgorzej. Nawet te teraźniejsze czarne czasy nie są tak trudne jak nasze wspólne początki. Myślę, że przede wszystkim dlatego, że nauczyłam się jednego - wszystko mija! Dotyczy to niestety również tego, co dobre, moim mottem jako matki chyba powinno być: "Do niczego się nie przyzwyczajaj!". Ale teraz już wiem, że to co złe, trudne, męczące też minie, trzeba tylko poczekać...
Tak poza tym Wiking nadal jest fajny. Ale te chwile słabości chyba już na stałe wejdą w nasz codzienny krajobraz i trzeba się z nimi polubić. Bo wygląda na to, że czarne okresy będą pojawiać się jeszcze przez najbliższy rok. A jak się skończą to się pojawi bunt dwulatka, potem jakiś inny bunt i... tak już będzie zawsze. Jak dobrze pójdzie, to może za jakieś trzydzieści lat trochę odsapniemy...
dopisek 23.06
No i okazało się, że ten wczorajszy dzień był całkiem fajny. Na razie w aktualnym czarnym okresie tylko jeden dzień był taki, którego naprawdę miałam dość ;) Więc nie jest najgorzej, oby tak dalej!
Ja to nawet nie patrzę na ten wykres bo u nas się to kompletnie nie pokrywa albo i nawet nie występuje... chyba, że Olka skoki przechodzi bezobjawowo, tudzież jako np. jedno-dwudniowe zwiększone marudzenie. Zauważyłam, że upały niezbyt dobrze na nią wypływają... Czekam za to na ząbkowanie, ciekawa jestem jak to w jej przypadku będzie wyglądać i aż się boję, ale póki co na nic się nie zanosi :)
OdpowiedzUsuńI nie trzeba na niego patrzeć.W końcu to nie jest wykres dołączony do książeczki zdrowia dziecka, niczym siatka centylowa :) To po prostu swego rodzaju teoria, która może się sprawdzać albo nie, lub ktoś może w nią wierzyć albo nie.
UsuńU nas akurat się to zwykle sprawdza. Niemniej jednak nie wygląda to tak, że zmiana jest bardzo gwałtowna i dni nagle są koszmarne. Poza tym może też być tak, że chodzi tylko o to, że to ja już czuję się zmęczona i inaczej odbieram nawet delikatne zmiany nastroju. Ty możesz tego nie odczuwać, z powodów, o których już wspominałyśmy i może ogólnie Ola ma dni na w miarę równym poziomie.
Za 30 lat? Żebyś się nie zdziwiła...
OdpowiedzUsuńPo prostu obserwując moich rodziców liczę na to, że podobnie jak oni, za te 30 lat będę mogła liczyć na względny spokój :) Bo święty spokój przy dzieciach to pewnie nigdy nie jest możliwy:)
UsuńA co, my dorośli fochów nie mamy? Choćby my kobiety, pms-em terroryzujemy podobno cały świat :P
OdpowiedzUsuńNo, ja tam PMSa nie doświadczyłam nigdy, więc nie wiem o co z tym chodzi ;) Ogólnie oczywiście każdy ma prawo do gorszych dni, ale u dzieci jest to szczególnie dokuczliwe, bo odbija się na rodzicach :P
UsuńZ tymi czarnymi dniami to tak, jak z życiem, które obfituje w niże. Wszystko w przyrodzie ma sens- takie kiepskie dni motywują, prowokują siłę i determinację
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie w ten deszczowy poranek
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
No jasne, to zupełnie naturalne, że raz jest lepiej a raz gorzej w życiu każdego człowieka. A dziecko to też człowiek :P Ja bym powiedziała jeszcze jedno - takie gorsze dni powodują, że jeszcze bardziej docenia się lepsze
UsuńPozdrawiam również :)
Franek zupełnie nie wpasowuje się w ten schemat. Może to przez fakt, że jest wcześniakiem, a może nie, bo takich typowych ciemnych chmur nie mamy, a jeśli są to nie trwają tak długo, jak to podaje tabela. No i nie występują dokładnie w tych przedziałach czasowych, ale także nie w tych, które odpowiadają wczesniactwu. Dlatego już tego nawet nie sprawdzam.. Kiedyś to robiłam, ale okazywało się, że na przykład tylko jeden dzień był gorszy. Poza tym jeśli chodzi o nowe umiejętności, to jedne przychodzą wcześniej, inne później, ale na pewno nie jest to tak, jak opisuje to ogólny schemat.
OdpowiedzUsuńNo a już poza wszystkim, to każde dziecko rozwija się w swoim tempie. Jednak fajnie masz z tym, że możesz mniej więcej przewidzieć gorsze dni. To może wiele ułatwiać.
No u nas to też nie jest tak, że jak jest zaznaczone na ciemno pięć tygodni, to pięć tygodni jest fatalnych. Wcale nie. W ogóle te czarne okresy nie są takie straszne, jak ktoś może sobie wyobrażać, tyle, że ponieważ wcześniej przez parę tygodni Wiking jest bardzo spokojny, poukladany, dużo bawi się sam itp, to jak nagle zaczyna więcej płakać i trzeba go więcej nosić na rękach to się to odczuwa.
UsuńI to też nie jest tak, ze ja sobie przewiduję te gorsze dni albo na nie czekam :) Bo ja nie znam na pamięć ich rozkładu a do tej tabeli nie zaglądam - dopiero jak widzę, że coś się gorzej Wiking zachowuje, to sprawdzam wykres i stwierdzam, ze wychodzi na to, że jest to ten okres. Ale to tez nie pokrywa się tak idealnie i nie jest tak, że każdy dzień jest zły. Np, w ostatnim sześciotygodniowym ciemnym czasie u nas w sumie tylko niecałe dwa tygodnie były trudniejsze.
Jeśli zaś chodzi o umiejętności, to akurat tego w ogóle nie weryfikuję z tą tabelą ani z żadną inną. Wiking po prostu zwykle z dnia na dzień, bądź z tygodnia na tydzień potrafi coś nowego, ale nie wiem na ile jest to zgodne z jakimkolwiek wzorem.
U nas się to totalnie nie pokrywa, nawet cześć, bez względu na to jakbym to liczyła - czy wg wieku uredzoniowego czy korygowanego. Najczęściej jest tak, że na przykład dwa dni są marudne, po czym następuje kilka pogodnych. A jeszcze bardziej realnie to jest tak, że dzień jest dobry, a wieczór niezbyt. Bądź ostatnio odwrotnie ;-) Więc żadnego schematu nie potrafię się tu dopatrzeć.
UsuńA o umiejętnościach wspomniałam, bo ponoć każdy skok, czyli czarny okres niesie za sobą coś nowego. I u nas właśnie też jest teraz tak, że z tygodnia na tydzień i z dnia na dzień widać coś nowego :-)
Hmm, w gruncie rzeczy to u nas jest podobnie ;) Ale mnie to i tak pasuje do schematu, tyle, że się pocieszam, że nie trwa to tak długo, jak jest zaznaczone. W sumie trudno mi opisać na czym polega ten ciemniejszy okres, skoro są w jego czasie takie bardzo dobre dni, ale trochę ma to związek z tym, że zauważam wtedy zmianę wikingowych zwyczajów. I pod tym względem skok u nas rzeczywiscie zawsze niesie cos nowego. Bo np. był czas, że Wiking zasypiał sam w wózku wieczorem. Potem był "czarny czas" i nagle mu się odwidziało i mieliśmy przez tydzień z nim problem. Po czym problem zniknął a Wiking zaczął zasypiać sam w łóżeczku i tak mu zostało. I tak się powtarza w przypadku różnych aspektów naszej codzienności.
UsuńJeśli chodzi o same umiejętnosci, to może też coś w tym jest, że chociaż z dnia na dzień widzę postępy, to po takim skoku pojawia się tzw. kamień milowy.
Ale najbardziej chodzi chyba o to zmęczenie materiału, o którym napisałam - może bardziej u mnie niż u Wikinga. Więc znowu wracamy do tego, że wszystko jest kwestią podejścia.
Ja też mam czarne okresy, choć w moim wieku niby nie powinnam :) Ale przynajmniej tyle, że w tym wieku już mamie głowy nie zawracam :P
OdpowiedzUsuńBo ja wiem, może każdy powinien ;)) Ale słuszne spostrzeżenie, ze mamy w to nie mieszasz ;)))
UsuńChciałam się pochwalić, że właśnie ukazał się na rynku wydawniczym Almanach współczesnej bajki polskiej z wierszowaną bajeczką mojego autorstwa na stronie 243 ("bajka o tygrysie i rysiu"), także jakbyś szukała fajnej książeczki dla Wikinga to polecam swoje wypociny. Almanach zawiera bajki z przesłaniem, nosi tytuł: "Drapaczka Anioła Stróża", wydawnictwo św. Macieja z Lublińca. Dostępny jest w wybranych księgarniach w całej Polsce i przez Internet.
OdpowiedzUsuńJutrzenka
O, bardzo dziękuję za taką informację! Na pewno wezmę ją pod uwagę i bardzo możliwe, że tę książeczkę kupimy! No i gratulacje ;)
UsuńTo ja chyba też mam jakiś skok rozwojowy, bo zle mi ostatnio
OdpowiedzUsuńKto wie, może coś dobrego z tego wyniknie..
Usuń