*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 4 września 2015

Skaza na idealnych dniach.

No to, żeby nie było zbyt słodko po niedawnym moim wpisie, dzisiaj trochę pomarudzę :)
Oczywiście nic, o czym pisałam w przedostatniej notce się nie zmieniło. Nadal tak czuję. Ale napisałam tez, ze bywa trudno i nie mam zamiaru tego ukrywać. 

To takie niepopularne opowiadać o swoich gorszych dniach z dzieckiem, o mniejszych lub większych problemach. Nie wypada się nawet do nich przyznawać - takie mam czasami odczucia obserwując inne matki lub słuchając ich (nie wszystkich rzecz jasna, ale niestety większości, z oczywistych względów zawsze lepiej dogaduję się z tymi "niewszystkimi" :)). Tymczasem ja uważam, ze można nadal kochać swoje dziecko, wcale nie mieć go dość i chcieć dla niego jak najlepiej, a jednocześnie zwyczajnie nie mieć siły i czuć się bezradnym.
Czasami czuję się jak jakieś dziwadło. Mam wrażenie, ze tylko ja sobie nie radę i tylko moje dziecko nie jest idealne (owszem, nie jest! choć dla mnie i tak jest najlepsze i najwspanialsze i gdyby było idealne, nie kochałabym go bardziej). Inna sprawa, ze nie do końca w to wierzę. Ale w gorszych momentach nie mam nawet ochoty się zastanawiać nad tym, czy to prawda, czy nie:) Po prostu myślę sobie, ze chyba mam jakiś inny rodzaj wrażliwości, co innego mi doskwiera, co innego mnie boli, na inne rzeczy zwracam uwagę. Myślę, ze perfekcjonistkom po prostu trudniej jest w roli matki ;)

Ale do rzeczy! Co ostatnio spędza nam sen  powiek? Otóż właśnie brak snu. Nie nocnego na szczęście (odpukać!) w tej kwestii nic się nie zmieniło, może poza tym, ze Wiking nie zasypia już w ciągu 5ciu minut, a w ciągu 20stu, ale to jest moim zdaniem na plus, bo po pierwsze nie płacze przed zaśnięciem, a po drugie mogę mu wreszcie czytać bajki na dobranoc :) On przez ten czas zazwyczaj kręci się po łóżeczku, trochę wstaje, próbuje łapać za książkę lub pogłaskać mnie po twarzy, a potem sam się kładzie i zasypia - czasami wkłada sobie sam smoczka, czasami zasypia bez niego. zwykle trwa to właśnie około 20 minut, jeśli po tym czasie nie zaśnie, mówię mu dobranoc i wychodzę. Przeważnie po chwili i tak zasypia. A czasami sobie stęknie i wtedy do niego przychodzę, układam go do snu i znowu wychodzę. Bardzo rzadko się zdarza, żeby to trwało naprawdę długo. Kiedy wracaliśmy raz Poznania, Wiking przespał całą drogę i potem wieczorem nie mógł zasnąć tylko chciał się bawić. My byliśmy zmęczeni po weselu i wreszcie gasiliśmy światło i się po prostu położyliśmy. Chwilę później Wiking poszedł za naszym przykładem :)

za to pojawił się ogromny problem  drzemkami w ciągu dnia. Pisałam, ze fajnie nam się to wszystko uregulowało i ze Wikuś nawet bez problemu zasypia w łóżeczku. Niestety jakiś czas temu nagle zaczął się awanturować przed snem i trwa to już prawie trzy tygodnie. Najgorsze jest to, ze Wiking jęczy i jest marudny, widać, ze chce spać, ale jednocześnie strasznie się przed tym broni (może to ten etap, kiedy dziecko boi się, ze prześpi coś fajnego?). Kiedy próbuję go położyć, okropnie się wydziera. Nie pomaga nic. Ani smoczek, ani bujanie, ani nic co wcześniej zawsze działało :( 
Czasami pomaga przystawienie do piersi, ale nie zawsze (a to nie jest dobre, bo przecież wtedy tylko ja mogłabym go położyć). za to częściej bywa, ze Wiking się domaga butelki! Nie chodzi nawet o to, ze chce mleka modyfikowanego, bo może być nawet moje, ale z butelki. Często uciekamy się do tego sposobu i kiedy Wiking wygląda na takiego zmęczonego, podajemy mu mleko z butelki i na szczęście wiele razy skutek jest natychmiastowy - Wiking trzyma sobie butelkę sam, pije, a potem zasypia.
Właściwie nie wiem, skąd mu się to wzięło, bo wcześniej nigdy nie był uczony, ze tuz przed spaniem jest jedzenie. Odkryliśmy to przypadkiem - raz kiedy tak płakał przed drzemką, nosiliśmy go trochę po domu i nagle zaczął wyciągać rączki do butelki, która stała w kuchni. 
Pisałam już kiedyś, ze on właściwie od zawsze miał tak, ze w pewnych momentach nie chciał jeść z piersi, wrzeszczał strasznie, a po podaniu mleka w butelce jadł i się uspokajał. Teraz jest trochę inaczej, bo on nie ma nic przeciwko jedzeniu z piersi. Ale raz na przykład było tak, ze nakarmiłam go wieczorem, a potem i tak chciał jeszcze butelkę - podaliśmy mu raptem 30 ml, ale był zadowolony... A wiem, ze najadł się moim mlekiem, bo wcześniej miałam dłuższa przerwę w karmieniu i nazbierało mi się go sporo. Wiadomo - z butelki łatwiej leci, ale to raczej nie o to chodzi, tylko o to, ze z jakiegoś powodu, butelka w ciągu dnia Wikinga zaczęła usypiać.

Ale i tak nie zawsze to pomaga. Czasem Wikuś wypija mleko, przymyka oczy i po chwili wstaje i zaczyna marudzić. Widać ze jest senny a nie może się ułożyć. I znowu zaczyna płakać. Bywa, ze w takich momentach jestem naprawdę totalnie zrezygnowana i zaczynam ryczeć razem z nim, bo szkoda mi go, a poza tym już nie wiem to robić. Oczywiście nie kładłabym go na siłę, gdybym wiedziała, ze nie chce spać. Bo czasami tak właśnie jest, ze układam go, ale widzę, ze nie zamyka oczu i ze nie ma ochoty na drzemkę. Ale wtedy inaczej się zachowuje, bo się bawi i jest pogodny. Nie byłoby więc problemem, gdyby on nie spał w ciągu dnia (choć na pewno miałabym mniej czasu ;)) - tak już było ostatnio. Ale był wtedy cały dzień w dobrym nastroju i nie był zmęczony. Niestety, zwykle jest inaczej i ewidentnie Wikingowi ta drzemka jest potrzebna i on się bardzo denerwuje, bo jednocześnie chce i nie chce spać...
Tak poza tą jedną kwestią wszystko jest w porządku. Oczywiście są chwile, kiedy Wikuś marudzi bardziej i ma gorszy dzień, ale to normalne. Natomiast ta jedna sprawa naprawdę chwilami mnie wykańcza. zwyczajnie się stresuję z tego powodu. Trudno mi już nawet było wierzyć w to, ze się to poprawi, bo tak długo trwa...

***
 Ale... Właśnie, od paru dni chyba jest nieco lepiej. zaczęłam pisać tę notkę wcześniej - w tych trudnych momentach, kiedy naprawdę czułam się wykończona i zestresowana. To było dość dziwne, bo tak czułam się zwykle krótko po "akcji drzemka", albo krótko przed nią. A w innych momentach się uspokajałam, kiedy Wiking spał, zapominałam o problemie. Do czasu :)
W każdym razie, napisałam tę notkę wcześniej i opublikuję ją, ale z aktualizacją - nie jestem pewna, ale chyba znaleźliśmy na razie sposób na Wikinga. Przez przypadek odkryliśmy, ze uspokaja go "szuranie" łóżeczkiem, czyli przesuwanie go na boki ;) Serio, od trzech dni pomaga, Wikuś chwilę leży, po czym zamyka oczy i śpi ;) Na razie jest więc ok (odpukać!) i mam nadzieję, ze tak pozostanie, bo od razu świat wydaje się lepszy :P

Ech, i tak to jest z tym moim matkowaniem. Uwielbiam, kiedy jest idealnie. Kiedy wszystko się ładnie układa, jest dobrze zorganizowane i poukładane. Ale gdy tylko w naszą miłą codzienność wkrada się jakiś zgrzyt, trudno jest mi sobie z tym poradzić i od razu pogarsza mi się nastrój. Dlatego właśnie napisałam, ze perfekcjonistkom, takim jak ja, jest trudno, bo pewnie ktoś inny lepiej by sobie z tym radził, bądź nawet nie zwracał na to specjalnie uwagi. A ja bym chciała, żeby zawsze było idealnie, co chyba jest bardzo trudne, bo dziecko to przecież nie komputerek, który da się zaprogramować (szkoda :P)

Ps. Masakrycznie się pisze bez tej zetki, kiedy ciągle muszę pamiętać o ctrl+v!! Grrr!

23 komentarze:

  1. To jest chyba najbardziej przerażająca dla mnie rzecz w maleńkich dzieciach: ta nieprzewidywalność. Ale muszę Ci powiedzieć, że bardzo Cię cenię za ten analityczny umysł, rozbierasz emocje na części i nazywasz je po imieniu. Już Ci chyba o tym pisałam, ale wydaje mi się, że tak jest po prostu zdrowiej, niż doklejać sobie sztuczny uśmiech i udawać ideał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy słyszałam, ze dzieci tak lubią rutynę, bardzo mnie to cieszyło. Ale teraz myślę, ze większość osób inaczej interpretuje rutynę niz ja :P
      Nigdy o tym w ten sposób nie myślałam, ale chyba rzeczywiście tak jest, ze tak dogłębnie analizuję swoje emocje przez swój analityczny umysł ;) Ale ja tego potrzebuję - w ten sposób znajduję źródło problemu i łatwiej jest mi sobie z nim poradzi.
      Mnie się tez tak wydaje zdrowiej, nie umiałabym inaczej, ale w trudniejszych momentach az mnie irytuje to, ze inni mają tylko idealnie ;)

      Usuń
  2. Fajnie, że piszesz o wszystkich stronach macierzyństwa, nie idealizujesz. Pora rozprawić się z mitem matki polki. Media atakują niedoścignionym ideałem matki zawsze zadowolonej, zorganizowanej, idealnego dziecka, a przecież wiadomo, że tak się nie da. Macierzyństwo to nie tylko uśmiechy i laurki, dobrze że coraz więcej kobiet decyduje się o tym mówić. I nie trzeba co drugą linijkę zapewniać, że mimo wszystko dziecko jest kochane, bo to oczywiste. Chwilowe negatywne emocje są normalne i nie likwidują miłości. Mam wrażenie, że kobiety boją się przyznać, że dziecko jest marudne, niegrzeczne itd, bo ktoś pomyśli, że go nie kochają, albo powie że są złymi matkami. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do Wikinga, takie normalne, bez robienia z niego ideału, a z siebie męczennicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru idealizować, bo to zupełnie nie w moim stylu :) Ja po prostu czasami muszę się wygadać i juz! Nawet jeśli ma to oznaczać przyznawanie się do śłabości.
      Wiesz, ja uwazam, ze jestem dobrze zorganizowana, ale faktycznie nei zawsze jest idealnie i frustrujące jest, gdy zewsząd atakuje ten obraz zachwyconej matki polki ;)

      Niby oczywiste, ale niektórzy właśnie w ten sposób argumentują - kochają swoje dziecko bezwarunkowo, bez względu na gorsze dni, a więc nie przeszkadzają im te wolne dni i w pełni je akceptują, nic sobie z nich nie robiąc ;))
      Dzięki ;)

      Usuń
  3. Drzemka w szczegółach rozpisana :) Może to ten moment, w którym Wiking zmienia sobie plan dnia, może od teraz będzie potrzebował mniej spania, może sam nie potrafi sobie z tym poradzić. Powody mogą być różne. Wy i tak mieliście dość wygodnie, bo Wiking zasypiał sam i to w swoim łóżeczku do tej pory. U nas jednak rzadko się to zdarzało, choć próbuję tego ciągle. Niestety, nie zawsze się udaje, a ostatnio właśnie musieliśmy wrócić do kołysania i noszenia na rękach przed spaniem. A ponad 7 kg to już nie jest słodki ciężar ;) Jak już nie daję rady, to po prostu kładę się razem z nim, przytulam, czasem też przystawiam. Ostatnio tuż przed zaśnięciem jest płacz, rzucanie się, ale zwiastuje właśnie sen. U nas jednak takie akcje są przejściowe i nie trwają zbyt długo. Gdyby trwały 3 tygodnie, to sama bym się zaczęła martwić, chociaż perfekcjonistką nie jestem, ale lubię, jak plan dnia jest wypełniony.

    A co do lukrowania macierzyństwa, to owszem, też często się z tym spotykam, tyle że bardziej w sieci. Chociaż teraz już coraz więcej się mówi o tej ciemniejszej stronie. Natomiast, kiedy spotykam się z młodymi matkami, to właśnie uderza mnie to, że zazwyczaj te dziewczyny niemal non stop narzekają i czasem nawet przesadzają z tym. To też potrafi irytować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie drzemka, tylko problem, który mamy (bądź mieliśmy). Ale to nie pierwsza i nie ostatnia rzecz, o której piszę w szczegółach, bo po prostu zawsze tak robię - dla samej siebie :) Taka juz jestem drobiazgowa..
      Nie wiem, czy potrzebuje mniej spania, bo w ostatnich dniach śpi tak, jak dawniej - a nawet w nocy trochę dłuzej, bo nawet 12 godzin. W ciągu dnia w tym tygodniu robił sobie po trzy drzemki, jak dawniej, ale jedna z nich trwa nawet 2 godziny.
      Nie wiem, więc co moze być tego przyczyną, ale uwazam, ze najbardziej prawdopodobne jest po prostu to, ze on chciałby się dalej bawić i boi się, ze coś go ominie przez spanie, a z drugiej strony spać chce.
      Widzisz, właśnie o to mi chodzi - u nas było pod tym względem idealnie. Nie musiałam Wikina nosić, bujać, karmić itp, kładłam go do łozeczka, a on zasypiał. WIęc jeśli teraz to zasypianie sprawia problemy i nie trwa 2 minuty tylko 20, to dla mnie jest to ogromny problem, który dla kogoś innego, komu codzeinne drzemki dziecka łatwo nie przychodziły, byłby praktycznie nie zauwazalny. BArdzo mozliwe, ze Wiking zasypiałby na rękach, ale przestaliśmy go tak usypiać jakieś 5 miesięcy temu, bo to dla mnie zbyt zmudne i męczące, mimo, ze obiektywnie rzecz biorąc jest lekki i do 7kg jeszcze nie dobił.
      I nie chodzi mi o wypełnianie planu dnia (to nie w tym sensie pisałam o perfekcjonizmie), tylko o to, zeby Wiking był wypoczęty i pogodny. Kiedy widzę, ze nie jest śpiący, to go nie kładę i nie rozpaczam, ze "wypadł" nam punkt z planu dnia :)

      W sieci to juz w ogóle jest powszechnie spotykane. Na zywo natomiast zwykle spotykam matki umiarkowane i podobne do mnie. Mocno narzekających nie spotkałam, ale idealistki od czasu do czasu tak i one mnie irytują bardzo.

      Usuń
    2. A czy mimo wszystko, mimo tego, że to dla Ciebie ogromny problem i czujesz się bezsilna, a Wiking się wyraźnie męczy, nie chciałabyś wrócić do noszenia? Skoro myślisz, że całkiem możliwe, by to podziałało? Bo właśnie skoro chcesz, by był wypoczęty i pogodny, to chyba warto mu na to pozwolić, nawet jeśli oznacza to łamanie utartych reguł, czy nawet niekomfortowe noszenie. No nie wiem, wydaje mi się, że mogłoby to rozwiązać problem, tym bardziej, że sama tak uważasz, iż mogłoby pomóc.

      Usuń
    3. Rozumiem, że może Tobie to nie odpowiada, ale ja widząc, że Franek na pewno bez tego nie zaśnie, to zwyczajnie mu to daję. Nie lubię tego, to fakt, bo przede wszystkim bolą mnie później plecy. Nie chodzi o to, że boję się, że się przyzwyczai, bo w takie przyzwyczajenia nie wierzę, nie sprawdzają się u nas po prostu. Było już tak, że zasypiał sam i nie było problemu. Dlatego teraz, jak widzę że jest coś nie tak i wyraźnie chce na ręce, bo tego potrzebuje, to mu to daję. Tym sposobem kłopotów ze snem czy drzemkami nie mamy, chociaż pewnie Ty patrzysz na to inaczej.

      Usuń
    4. Trochę źle się wyraziłam - albo raczej, po prostu co innego miałam na myśli :) Bo chodzi o to, ze mozliwe, ze na rękach by zasypiał, ale wcale nie oznacza to, ze lepiej niz w innym wypadku.
      Raz było tak, ze próbowałam go połozyc, ale krzyczał, zabrałam więc go z łozeczka i chwilę nosiłam - ale nie dlatego, zeby go uspic, tylko, zeby nie płakał (oglądałam jakiś film i chciałam, zeby był cicho :)) - Nawet nie widziałam jego buzi, i dopiero po chwili Franek, który widział go z boku powiedział mi, ze Wiking zasypia. No to go wtedy szybko połozyłam i zasnął. Ale to tez trwało, a więc wcale ta metoda nie okazała się lepsza niz inne.
      Gdyby było tak, ze nic innego nie pomaga, to pewnie szukałabym kazdego sposobu i gdyby noszenie okazało się jedynym skutecznym, to bym je stosowała. Na szczęście tak nie jest, bo inne rzeczy działają tak samo i jeśli mam Wikinga przytulać, to wolę go trzymać na rękach i delikatnie skakać lub bujać się siedząc na duzej dmuchanej piłce, bo to tez go uspokaja a mi jest lzej. Na razie cieszymy się z tego, ze zwykłe szuranie łózeczkiem pomaga i Wiking zasypia od razu.

      Nie wiem, czy rozumiesz o co mi chodzi - to mogłoby pomóc, ale wcale nie bardziej niz coś innego. Bo zasypianie rzeczywiście jest(było?) dla mnie ogromnym, stresującym problemem, ale nie dlatego, ze Wiking nie zasypiał, tylko dlatego, ze tak długo to trwało i było poprzedzone awanturą. Noszenie tego wcale nie zmieniało. Po prostu w końcu zasypiał, ale wcale nie szybciej.

      Nie chodzi absolutnie o zadne reguły, które sobie ustaliłam, bo o tym nie myślałam. Ani o przyzwyczajanie się, bo juz kilka razy pisałam o tym, ze juz w to nie wierzę.

      Masz rację, patrzę na to inaczej, ale nie w ten sposób, ze uwazam, ze macie problem - bo skoro dla Was nie istnieje, to pewnie go nie ma. Po prostu dla mnie to nie byłaby sytuacja zadowalająca i daleka od ideału i dla mnie to juz byłby kłopot:) Dązyłabym do tego, zeby to zmienić (tak jak to było te kilka miesiący temu) - ale nie za wszelką cenę. Gdybym widziała, ze nie ma innej rady, odpuściłabym - ale przyznać muszę, ze dotychczas jeszcze niczego odpuszczać nie musiałam, bo udawało mi się wszystko wypracować.

      Usuń
    5. Aaa nie, poprawka :) Jedno odpuściłam :) Noszenie w chuście, bo od miesiąca Wikuś nie chce być tak noszony - odpycha się ode mnie i chciałby się odwrócić przodem do świata :) A wiadomo, ze to niemozliwe. Muszę się nauczyć wiązania na plecach.
      Więc odpuściłam w tym wypadku, ale tez nie walczyłam z tym specjalnie - jak raz go zawiązałam i nie chciał, to więcej nie próbowałam, bo to mi się wydaje po prostu kolejnym etapem w rozwoju a mnie zycia specjalnie nie utrudnia ;)

      Usuń
  4. Chyba nawet widziałam takie zachowanie u małych dzieci: widać, że już zmęczone, ale nie umie zasnąć, bo jest byt dużo bodźców albo po prostu nie chce.
    Perfekcjonistką nie jestem, ale też mnie martwi i złości, kiedy sobie z czymś nie radzę. Kiedy to dotyczy małego człowieka zależnego od Ciebie, to jeszcze gorzej.
    Idealizowania macierzyństwa też nie lubię, bo nie wierzę, że nawet książkowe dziecko czasami nie sprawia problemów, ale ja chyba też częściej słyszę neutralne opinie albo narzekanie, albo przynajmniej przyznanie się, że się czasami nie ma siły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie myślę, ze to jest niestety często problem Wikinga,
      W tym wypadku o dziwo nawet się nie złoszczę na takie sytuacje, tylko czuję się bezradna. Potrafi mi to bardzo zepsuć dzień, bo nawet jeśli za chwilę juz o tym nie pamiętam, to juz mam takie poczucie, ze właśnie na dobrym dniu pojawiła się skaza.
      Takie idealizowanie chyba najczęściej występuje w sieci. Pewnie dlatego, ze nie pisze się o wszystkim, a w realu ludzie się bardziej otwierają w momencie takiej rozmowy. Ale tez w realu się spotkałam z takimi przesłodzonymi mamami, na szczęście nie za często.

      Usuń
  5. Naprawdę jesteś perfekcyjną perfekcjonistką..:) Mi też wydawało się, że nią jestem, ale albo się myliłam, albo na prawdę odpuściłam.. Może przy drugim dziecku jest o tyle 'łatwiej', inaczej, że zwyczajnie trzeba odpuścić i nie stresować się, gdy nie chodzi o nic poważnego- zwyczajnie nie znajduje się na to ani sił ani czasu.. Nie bagatelizuję Twojego problemu, nie chciałabym byś źle mnie zrozumiała- bo ja też kiedyś przejmowałam się, gdy coś nie szło po mojej myśli, poukładane i przewidywalne- nagle się zmieniało, 'psuło'.. Teraz podchodzę do tych spraw, które dotyczą dziecka i które opisujesz- inaczej. I muszę to powiedzieć- Wiking i tak jest złotym dzieckiem:) My raczej nie jesteśmy typem rodziców, którzy rozpieszczają, a Aluśka krzykiem nie raz wymusza na całego i głośno wyraża sprzeciw jak coś jest nie po jej myśli, czegoś się zabroni.. Sytuacji, w której zasnęłaby sama w łóżeczku- nie pamiętam.. Zawsze taka próba wiązała się z- nazwijmy rzeczy po imieniu- wydzieraniem się w niebogłosy:) I tak, jak w ciągu dnia takim krzykom staramy się nie ulegać, nie lecieć, nie dawać wszystkiego co jest powodem krzyku itp itd- tak nie mam serca z tym konsekwentnym uczeniem samodzielnego zasypiania. Potrzebuje bliskości i ma prawo- nie noszę jej, ale siadam z nią na bujanym fotelu, słuchamy kołysanek albo coś śpiewam i tak przytulona zasypia.. Wówczas odkładam ją do łóżeczka. A i w nocy najczęściej w końcu ląduje u nas. Jeszcze przyjdzie czas na naukę samodzielności. Na razie to tak trochę na gwałt by było. Piszę tu o tym, w myślach analizując jak to jest u nas, ale tak na prawdę nawet się nad tym nie zastanawiam, nie przejmuję..
    Tobie też życzę więcej spokoju Gosiu:) Jeszcze nadejdzie taki moment, że Wiking nie będze chciał Cię wpuścić do swojego pokoju;) A teraz jest czas na bliskość, nie na dyscyplinę..
    PS. Amelka od przeprowadzki do tej pory ze swoim łóżkiem jest u nas w sypialni, mimo, że ma swój pokój. Mam wyganiać ją na siłę, gdy chce spać w tym samym pokoju co my a nie sama? Przyjdzie czas to sama się wyprowadzi. A może zrobią to razem z Alą?;) Tak, zdecydowanie wyluzowałam..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg, ogólnie rozumiem wszystko co napisałaś i wiem, ze nie chcesz bagatelizować tego, o czym piszę i dzielisz się swoim doświadczeniem, za co dziękuję, ale wydaje mi się, ze nie do końca zrozumiałaś o co mi chodziło. W kazdym razie, nie wszystko mi pasuje do mojej sytuacji :) Głównie chodzi mi o zdanie, ze teraz czas na bliskość a nie na dyscyplinę. Bo to brzmi trochę tak, jakbym ja musztrowała Wikinga i odmawiała mu jakiejkolwiek czułości i postawiła sobie za cel, zeby go uśpić absolutnie nie biorąc go na ręce i nie przytulając :) A tymczasem to w ogóle nie w tym rzecz.
      Rzeczywiście, zalezało mi, zeby Wikinga łozeczko przestało parzyć, ale jednocześnie nie miałam nic przeciwko temu, zeby spać razem z nim - on zasypia w łózeczku, ale przy pierwszej pobudce na jedzenie między 1a2, zawsze biorę go do siebie i juz do rana śpi z nami (chyba, ze nie chce, bo czasami się wierci i marudzi i dopiero jak go odłozę z powrotem do łózeczka to zasypia).
      Problemem, o którym piszę jest to, ze Wiking nagle zaczął mieć problemy z drzemkami w ciągu dnia - jest zmęczony, marudzi, ale nie moze (bądź nie chce) zasnąć i awanturuje się z tego powodu. I wierz mi, nie chodzi o to, ze on chce zasnąć na rękach, a ja go nie przytulam :) Tylko o to, ze absolutnie nic nie pomaga. Jeszcze jakiś czas temu kiedy płakał przed zaśnięciem, wyjmowałam go i kołysałam przez chwilę na rękach, on przysypiał i go odkładałam. Ale teraz on na rękach tez się wydziera. Juz jakiś czas temu zresztą sam zaczął się buntować przeciwko zasypianiu na rękach i choć czasami się to zdarza, to zazwyczaj (zwłaszcza wieczorem) ewidentnie domaga się połozenia do łózeczka bądz do wózka, gdy robi się senny.
      Te drzemki martwią (lub martwiły, bo od paru dni jest ok, ale boję się jeszcze mówić, ze juz po problemie), bo cięzko jest wtedy cokolwiek zrobić, nic nie pomaga. Wiem, ze pomogłoby tylko, gdyby Wikuś zasnął (i tak się zawsze dzieje), a on właśnie przeciwko temu się buntuje. Nie kładę go tez na siłę, bo jeśli widzę, ze nie jest śpiący i chce się bawić, to mu na to pozwalam i bywa, ze czasami opuszcza zupełnie swoje drzemki i jeśli nie marudzi przy tym, to ja nie mam z tym problemu :)

      Chodzi mi tylko o tę jedną kwestię - wydaje mi się, ze albo Ty mnie nie zrozumiałaś, albo ja Ciebie. Bo co do innych spraw - rozumiem co masz na myśli i oczywiście potwierdzam to, ze stresuję się, kiedy coś, co było juz poukładane ulega zmianie. zwykle się ostatecznie do niej przyzwyczajam, ale zawsze to trochę trwa. Nie wiem, czy ja kiedykolwiek z tego perfekcjonizmu się wyleczę, choć pewnie byłoby to dla mnie lepsze :) Ale juz czasami myślałam o tym, ze wiele zachowań Wikinga, które dla mnie są uciązliwe (tylko dlatego, ze nie są idealne) dla innych problemem są. I ze ja mogę przedstawiać Wikinga jako dziecko trudne i wymagajace, bo taki mi się wydaje, a okazałoby się, ze tak, jak piszesz, to w rzeczwistości złote dziecko :) Choć nie ulega wątpliwości, ze jest dość marudny ;) W kazdym razie to kwestia podejścia i ja o tym wiem, po prostu wymagam bardzo duzo od siebie i od dziecka pewnie tez.

      Usuń
    2. Niemniej jednak naprawdę nie chodzi o to, ze ja odmawiam mu bliskości i czułości. Wręcz przeciwnie, ostatnio Wiking bardzo się tego domaga i bardziej świadomie się przytula. Chce zeby go brać na ręce i przytulać i ja zawsze to robię z chęcią, a czasami mam wrazenie, ze go zacałuję na śmierć ;)
      Jak najbardziej zalezy mi na pewnych zasadach i porządku, ale kiedy widzę, ze coś działa, to nie upieram się za wszelką cenę przy tym :) Czyli np. to, ze Wiking spał z nami, było dla mnie problemem, kiedy nie było innej opcji, Ale gdy okazało się, ze raz spi tak, a raz w łózeczku to juz się tym nie martwię :) Fakt, ze początkowo to tez wiązało się z wrzaskami - ale rzecz w tym, ze na rękach WIking tez wrzeszczał :) On po prostu jak nie moze zasnąć, to drze się zawsze i bycie na rękach nie pomaga. Ale faktem jest, ze tu byłam wytrwała i udało mi się, dzięki czemu dzis Wiking lezy sobie w łozeczku, kiedy ja mu czytam, a potem on sam zasypia i bardzo lubię te nasze wspólne 30 minut przed jego snem. Jednak wcześniej przerabialiśmy i śpiewanie, i noszenie i kołysanie - wszystko wg potrzeb :)

      Na pewno chciałabym trochę mniej się przejmować - zeby taka jedna histeria przed snem nie psuła mi dnia i nie powodowała, ze czuję się zdołowana i bezradna. Ale to juz chyba silniejsze ode mnie.. Moze przy drugim dziecku tez bym wyluzowała...

      Mam nadzieję, ze rozumiesz mój komentarz - chodzi mi o to, ze ja się zgadzam z większością tego, co napisałaś, ale tę jedną rzecz musiałam doprecycować, zeby było jasne, ze te problemy ze snem nie wynikają z tego, ze Wiking chce na ręce a ja mu tego nie daję :)

      Ps. Trochę nieskładny ten komentarz, bo pisałam go na raty - Wikuś bawił się w tym czasie na podłodze i czasami musiałam interweniować ;)) No i w międzyczasie go połozyłam! Najpierw zasypiał przy piersi, ale potem tradycyjnie, chciał butelkę i jak wypił to szuranie łóezeczkiem go uspiło ;) Poszlo szybko, choć nie prosto, ale na taki kompromis jestem skłonna iść ;)

      O ja! Tak się rozpisałam, ze az mi kazał blogger na dwa podzielić! Przepraszam ;)

      Usuń
    3. I dopiero teraz na spokojnie preczytałam i w 1 czesci komentarza pod koniec powinno byc: Ale juz czasami myślałam o tym, ze wiele zachowań Wikinga, które dla mnie są uciązliwe (tylko dlatego, ze nie są idealne) dla innych problemem NIE są. :)

      Usuń
    4. Co do ostatniego dopisku to oczywiście domyśliłam się;)

      Margolko czasem faktycznie trudno zrozumieć się w słowie pisanym:) Ale ja oczywiście nie miałam na myśli tego, że zrozumiałam, że nie okazujesz Wikusiowi czułości, że go nie przytulasz, nie nosisz itd. Tylko może też nie do końca dobrze zinterpretowałam Twój opis sytuacj bądź też Ty czegoś nie doprecyzowałaś.. Oczywiście to nie ważne kto gdzieś czegoś nie dopatrzył:) ale ja zrozumiałam, że problemem stały się nie drzemki w ogóle, ale problem z zasypianiem w łóżeczku, co wcześniej było u Was normą. Albo mi umknęło, albo nie napisałaś w notce (tylko dopiero w komentarzach) że ani na rękach, ani przytulony, ani 'po staremu'- nie zaśnie.. Po prostu z opisu wielu Waszych codziennych rytuałów i przyzwyczajeń wynikało dla mnie, że ten ład, planowość i brak utrudnień ze strony Wikinga to jest coś co ma duży wpływ na Twój nastrój i samopoczucie i że na tym się skupiłaś. Jakoś mniej odczytałam z tego, że głównym problemem jest Twój niepokój o jego zmęczenie czy niedostateczną ilość snu;) Sama nie wiem już jak to powinnam była zinterpretować..:)
      Wiem, że o tym wiesz, że dziecko jest w zasadzie nieprzewidywalne. A dwoje i więcej to nieprzewidywalność zwielokrotniona- siłą rzeczy trzeba więc stopniowo wrzucać na luz..:)
      Ale masz rację, jesteś bardzo dokładna, poukładana ale i wymagająca względem siebie i Wikusia:) To pozytywna cecha, wiele buduje ale czasem może być przyczyną niepotrzebnych frustracji.. Sama tak miewam, ale w gruncie rzeczy wiem, że lepiej te chwile udręki spędzić na cieszeniu się tym, że jest jak jest i, że mamy te nasze marudne i rozwrzeszczane, często niewspółpracujące pociechy;) (i wiem, że Ty też o Tym wiesz:)).

      Usuń
    5. Nie, ja od początku miałam na myśli tylko to, ze to same drzemki są teraz problemem, nie sposób zasypiania. Dla mnie to oczywiste i pewnie dlatego wydawało mi się, ze wystarczy to, co napisałam w czwartym akapicie (w drugim zdaniu uzyłam słowa "nawet", bo to nie było tak oczywiste, przez długi czas Wiking zasypiał w wózku, ale mi to nie przeszkadzało), przede wszystkim, ze nie pomagał smoczek, bujanie ani nic innego, co wcześniej działało :) Prawdę mówiąc nawet teraz nie widziałabym potrzeby doprecyzowania, ale oczywiście rozumiem, ze ktoś moze inaczej odczytać moje słowa.

      Co do tego, co napisałaś dalej... Bo to jest tak, ze właśnie brak tego ładu mi doskwiera, ale bardziej chodzi o to, ze mnie tak bardzo stresuje to, ze Wiking tak histeryzuje przed zaśnięciem i ze nie chce wcale zasnąć (co moze dla mnie oznaczać kompletną dezorganizację, bo jak nie zaśnie, to jest zmęczony i marudzi, nie chce się bawić, na rękach płacze, nic mu się nie podoba itd). Trudno mi to właściwie opisać i wytłumaczyć. Po prostu bywało, ze nawet jeśli ogólnie cały dzeiń był ok, to taki incydent potrafił mnie mocno zdołować i byłam zestresowana juz na samą myśl o tym, ze nazajutrz będzie trzeba znowu Wikinga połozyć i znowu nie będę umiała sobie z nim poradzić. A więc moja bezradność i Wikingowe wrzaski wywołują we mnie te negatywne uczucia. Oczywiście troska o jego wypoczynek się z tym wiąze, ale nie jest to ta przyczyna bezpośrednia, więc tu akurat dobrze to zinterpretowałaś. Owszem, niepokoi mnie to, ze bedzie on zmęczony, ale głównie dlatego, ze potem mam problem zeby się nim zająć - jeśli nie śpi, ale zachowuje się normalnie, bawi się i nie marudzi, to mi ten brak drzemki nie doskwiera (co najwyzej dlatego, ze nie zrobię czegoś, co normalnie robię, gdy on śpi, ale to naprawdę sprawa drugorzędna akurat :))

      Owszem, jest nieprzewidywalne. zmyliło mnie to, ze wszyscy zawsze mówią o tym, ze dzieci tak bardzo lubią rutynę.. Tylko chyba moja definicja rutyny jest inna :))

      Masz rację, ta cecha na pewno powoduje czasami frustrację. ALe przyznam szczerze, ze nie walczę z tym, bo lubię to u siebie, mimo wszystko.
      No i pewnie ze lepiej tak, jak piszesz. Ale naprawdę nie potrafię nic poradzić na to, ze tak bardzo mi to doskwierało, ze potrafiłam płakać razem z Wikingiem z bezradności, bo juz kompletnie nie wiedziałam, co robić zeby on zasnął ( a więc nie co robić, zeby zasnął w łózeczku, tylko w ogóle :)) Na razie cały czas zastanawiam się, czy juz mogę się cieszyć, ze jako tako się udało, czy dziecko znowu mnie zaskoczy i stwierdzi, ze "nowe" metody tez go nie uśpią... :)

      Mam nadzieję, ze udało mi się teraz to w miarę doprecyzować. :)

      Usuń
    6. Tak, już wszystko jest jasne:)

      Usuń
  6. Margolko, są takie dzieci, które bardzo szybko rezygnują z drzemek w ciągu dnia. To dość upiorne dla rodziców, za to mówi się, że te nie śpiące są bardziej bystre. I tego się trzymaj! Mój Pierworodny od dziewiątego miesiąca życia nie spał w dzień...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, ze są takie dzieci. I czasami rzeczywiście Wiking rezygnuje z drzemki w ciągu dnia. Ale jeśli nie marudzi przy tym, tylko się bawi, to ja nie narzekam ani nie zmuszam go do spania. Gorzej, gdy widzę, ze oczy mu się zamykają, a on wtedy się drze bo tego nie chce. Wtedy wiem, ze musi się przespać, bo będzie jęczał cały czas.
      Mama mówi, ze ze mną tez zawsze były problemy jeśli chodzi o spanie i tez nie spałam w ciągu dnia..
      Będę się więc trzymać tej wersji z bystrym dzieckiem ;)

      Usuń
  7. też mam wrażenie że matki z dziećmi to mogą być tylko zadowolone ze wszystkiego i broń Boże nie wolno pomarudzić bo przecież nie wypada
    a kobieta jest tylko człowiekiem, skoro narzekamy na pogodę, na pracę to na własne dziecko chyba też można :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trochę tak to wygląda...
      Masz rację, tez myślę, ze mozna, a więc mi się zdarza :)

      Usuń