Miałam napisać o paru rzeczach, ale
trochę mi niewygodnie.
Niestety bliskie spotkanie trzeciego
stopnia naszego laptopa z ręką Wikinga wylewającą nań herbatę (na
szczęście zieloną i na jeszcze większe szczęście nie słodzę) nie uszło
mu na sucho, ze tak powiem... Wyglądało na to, ze będzie dobrze -
jeszcze dzień później nie działała klawiatura, dwa dni później tylko
literka z. Trzy dni później już działało wszystko, ale czwartego dnia zetka
znowu przestała działać i nie działa do dnia dzisiejszego. Bardzo
niewygodnie się tak pisze :/ Używam ctrl+v, ale to denerwujące i czasami
mi się zapomina, więc jak gdzieś będzie brakowało literki to
wybaczcie... Przydałby się jakiś spec od komputerów, żeby nam to
wyczyścił, ale nikogo nie znam, a tak w ciemno trochę się boję. Ktoś się
orientuje w ogóle ile coś takiego może kosztować?
Ogólnie dużo się w ostatnich dniach wydarzyło - w sensie emocjonalnym. Przetoczyła się przeze mnie cała burza rożnych uczuć, ale wobec tego może i dobrze, ze nie pisałam, bo może jeszcze bym czegoś pożałowała :) Z drugiej strony, podobno co się odwlecze, to nie uciecze, więc kto wie, może jeszcze się coś pojawi przy następnej nawałnicy, choć wolałabym, żeby jej nie było ;)
Napisałam tez prawie w całości notkę o tym, ze mi ostatnio trudno trochę, bo Wiking rozpuścił mnie najpierw swoim idealnym jestestwem, a później przypomniał, ze on jest przecież tylko niemowlakiem i ma prawo do swoich humorków :) Ogólnie nie jest źle, powiedziałabym nawet, ze bardzo dobrze, tylko jedna kwestia u nas szwankuje i daje mi czasami popalić. Ale o tym właśnie będzie innym razem. A dlaczego w końcu nie dziś? Ano dlatego, ze na razie nie mam nastroju do pisania o tym, gdyż moje odczucia nie są zbieżne z tymi opisanymi. Dzisiaj spędziliśmy we trójkę bardzo miły dzień, więc innym razem pomyślę o tym, co nieco utrudnia nam życie chwilami. Jak co środę pojechaliśmy tez z Wikingiem na zajęcia umuzykalniające i dzisiaj Wikuś przejął dowodzenie i przez chwilę je nawet poprowadził, bo tak się rozśpiewał swoimi "eeoooo", "ałłłłłuuuuu", ze cała grupa za nim powtarzała. A po powrocie do domu Franek odkrył, ze kiedy nuci melodię "Glory, Glory Alleluja", Wiking zaczyna do niej tańczyć :P To znaczy staje na tych swoich nóżkach i ugina je rytmicznie w kolanach, kiwając przy tym głową. Widok jest pocieszny. Przestaje, gdy przestajemy nucić. To może być akurat tylko taka dzisiejsza zbieżność, bo to nie pierwszy raz sobie tak balansuje, ale musimy zaobserwować, czy mały faktycznie kojarzy melodię z ruchem.
Na komentarze pod poprzednią notką odpowiem na pewno - jeszcze przed kolejną notką. Nie zrobiłam tego jeszcze właśnie z powodu chwilowego zawieszenia :)
A teraz tego nie zrobię, bo robi się późno i idę się położyć, korzystając z okazji, ze jestem w takim dobrym nastroju. Moze przyśni mi się coś ładnego i jutro wstanę w równie dobrym nastroju, chociaż... to chyba niestety niekoniecznie tak działa ;)
Nie no plotę już jak potłuczona, więc lepiej sobie pójdę! Dobranoc.
Chciałam napisać dobrej nocy ale teraz to już tylko miłego dnia!
OdpowiedzUsuńNiech jak najszybciej powróci Wikingowa rutyna.
Dzięki ;)
UsuńNiech powroci, choć myślę, ze juz będzie w innym kształcie :)
Małgoś, weź pod uwagę przy następnej notce, że taki jasny kolor literek niełatwo się czyta. Gdyby można było odrobinę przyciemnić, to ja i inne ślepaki na pewni byłyby wdzięczne :)
OdpowiedzUsuńCo do Wikinga, może się w nim budzą jakieś zdolności muzyczne, bo i śpiew i początki tańca. Jakby zaczął tańczyć na całego, to ja poproszę o filmik. Nie ma nic słodszego :)
Ok, dziękuję za informację - bo u mnie te literki nie są jakieś bardzo jasne i mocno się odcinają od tła. Moze to kwestia monitora albo jakiegoś edytora - nie wiem, ale wiem, ze tak bywa, bo czasami na innym komputerze widzę inny kolor, niz był.
UsuńNie wiem, trudno mi powiedzieć, bo to moze tez oczywiście być po prostu zbieg okoliczności ;) Chociaz miłoby było, wszak jest stymulowany w tym kierunku (choć nie celowo, raczej dla rozrywki - ja na przykład bardzo lubię muzykę klasyczną, więc siłą rzeczy Wiking jest torturowany Chopinem na przykład :P)
Ok, będę pamiętać ;)
kiedys mialam laptopa ktorego zalalam woda. i niestety trzeba bylo wymienic klawiature u mnie bo nie dzialala. placilam 99 zł. no i potem nie dzialala mi 6 i duza litere g dalo sie tylko zrobic za pomoca capslock'a. Ale teraz mam nowy i sie meczyc nie musze. A i stary laptop piszczal przy wlaczaniu bo moglo byc tak ze woda dostala sie gdzie niegdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola ;)
U mnie właśnie nie działa tylko ta jedna literka, zastanawiam się, czy w takim wypadku tez trzeba by wymieniać całość, czy moze wystarczyłoby jakieś wyczyszczenie. W kazdym razie stówka to jeszcze nie tak źle.
UsuńDziękuję bardzo Polu :)
Pamiętam jak mój lapek został zalany winem... Nie dało się go uratować. Może by się udało, ale w serwisie jednym i drugim zaśpiewali taką stawkę, że dołożyłoby się parę stówek i byłby nowy. Od razu mówię, że miałam najzwyklejszy, bez bajerów potrzebnych do gier itp. Tani taki :)))
OdpowiedzUsuńJa mojego starego laptopa tez zalałam winem! Ale nic mu się nie stało, poza tym, ze zepsuł się touchpad, ale i tak go nie uzywałam. Jednak miałam jeszcze gwarancję i zgłosiłam to, nie przyznając się oczywiście do zalania (pomyślałam, ze najwyzej odmówią) i ku mojemu zaskoczeniu wymienili mi wszystko.
UsuńMoje dziecko kiedyś mojego też "podlało", ale na szczęście wszystko działa - od razu złapałam suszarkę i suszyłam z 20 minut ;)
OdpowiedzUsuńJa chwilę tez suszyłam, ale podobno nie mozna tego robić - woda powinna sama odparować, bo suszarką mozna jakieś szkody zrobić.
Usuń