Pamiętam bardzo dobrze zeszłoroczne Walentynki. Dzień wcześniej wyjechała teściowa i był to wyjazd nieplanowany, bo miała zostać do niedzieli. Nastawiałam się, że w weekend nie będę sama (Franek pracował), dlatego byłam pełna obaw. A tymczasem wszystko układało się dobrze. Wiking tego dnia dość dużo spał jak na niego - przysypiał mi przy piersi, ja potem go zsuwałam z kolan i leżał obok mnie na kanapie, podczas gdy ja siedziałam przy komputerze i przeglądałam paragony. Około 14:00 wyszliśmy na spacer i byłam naprawdę w dobrym humorze (mimo, że najczęściej wspominam o tym, jak było mi źle, to dobrze pamiętam, że były też takie dni jak tamte i to wcale nie aż tak mało). Pogoda była ładna - było co prawda dużo zimniej niż dziś, a przede wszystkim bardziej zimowo, ale to był naprawdę przyjemny dzień pod tym względem. Spacerowałam sobie z Wikingiem śpiącym w wózku i rozmyślałam o tym, że nie jest tak źle i sobie radzę. Kiedy wracałam do domu, mijałam kwiaciarnię, z której wychodził jakiś chłopak i niósł duży czerwony balon na patyku. Przeszło mi przez myśl, że fajnie ma ta jego dziewczyna/narzeczona/żona, bo też chciałabym dostać takie balonowe serce :)
Jakieś dwie godziny później do domu wszedł Franek i z okazji Walentynek dostałam od niego... duże, czerwone, balonowe serce na patyku :) Nie umawialiśmy się! Nawet nigdy nie wspominałam Frankowi, że mam takie "marzenie" :) A on trafił. I przyniósł jeszcze mini storczyka...
Balon trzyma się do dziś, proszę bardzo:
Storczyk zresztą też, tylko właśnie przekwitł i akurat kiedy go ustawiałam do zdjęcia, opadły ostatnie kwiaty...
W tym roku od rana bawiliśmy się z Wikingiem. Od wczesnego rana należy dodać, bo wczoraj Wikuś o 19:20 już spał, a że całą noc przespał spokojnie, to już kwadrans po szóstej obudził się zadowolony i od razu podreptał do drugiego pokoju. Musiałam więc podreptać za nim :) Spędziliśmy bardzo miły dzień, a wczesnym popołudniem wyszliśmy na spacer. Myślałam, że trochę sobie Wikuś pośpi, ale on wolał obserwować to, co się wokół niego dzieje. Zrobiliśmy nawet przystanek na placu zabaw, skoro pogoda sprzyjała - było ciepło i słonecznie. Łaziliśmy tak prawie dwie godziny. Na koniec jeszcze zahaczyliśmy o hipermarket, bo miałam tam małe zakupy do zrobienia, a kiedy wychodziłam, zobaczyłam stoisko z czerwonymi lizakami w kształcie serca i napisem "Kocham Cię", którego normalnie tam nie ma. Tym razem znowu przemknęło i przez głowę, że chciałabym takiego lizaka.
Wróciliśmy do domu - Franek już zdążył wrócić z pracy i przebrany "po domowemu", leżał w pokoju na podłodze (a gdzieżby indziej? :)) Odczekałam chwilę, a kiedy stwierdziłam, że żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują, żeby miał dla mnie coś z okazji Walentynek, wyciągnęłam swój drobny, słodki upominek, który przygotowałam sobie już wczoraj. Franek zerwał się wtedy na równe nogi i zawołał "ojej! to dziś?? zapomniałem!" Zdziwiłam się nawet trochę na te słowa, bo kiedy rano do mnie dzwonił powiedział "Dzień dobry moja Walentynko", no ale stwierdziłam, że jeśli spieszył się do domu, to faktycznie mógł zapomnieć, że wcześniej kombinował wstąpić po drodze do sklepu po jakiś upominek. Ale o dziwo, nawet nie zrobiło mi się z tego powodu jakoś bardzo przykro, byłam raczej zdziwiona niż rozczarowana. Poszłam do łazienki umyć ręce, a kiedy wychodziłam, zderzyłam się z Frankiem trzymającym śliczny bukiet kolorowych kwiatów i czerwonego lizaka :)
No, przyznać muszę, że naprawdę dałam się nabrać :)
Wiem, że upominki, które dostałam zarówno w tym, jak i ubiegłym roku są kiczowate do bólu. Wiem też, że wiele osób podśmiewa się z osób które takie prezenciki kupują i otrzymują, czasami wręcz pogardliwie. Ale mnie to nie przeszkadza. Tak się składa, że to jest taki dzień, kiedy z jakiegoś powodu naprawdę chcę dostać taki kiczowaty prezent. Nie potrafię się z tej chęci nawet wytłumaczyć. Ale faktem jest, że bardzo mnie ucieszyły te kwiaty, baloniki i lizaki!
Wiele razy już tu pisałam o swoim stosunku do Dnia Zakochanych, więc nie chcę powielać notek, ale powtórzę jedno - jeśli ktoś nie chce świętować tego dnia albo uważa, że jest to głupie, niepotrzebne święto, to ma do tego prawo. Ale mnie się ono dobrze kojarzy i chcę je obchodzić. I nie znaczy to wcale, że w pozostałe dni nie kocham swojego męża albo że on nie okazuje mi swojego uczucia. Po prostu jedno nie wyklucza drugiego i prawdę mówiąc uważam, że to jest akurat głupi argument, jeśli ktoś twierdzi, że nie świętuje tego dnia, bo świętuje we wszystkie inne :)
Tak, czy inaczej, kochać można się przez cały rok, ale nie przez cały rok przecież tak bezkarnie można sobie marzyć o dmuchanych lub słodkich sercach a chwilę potem je dostawać :) Ja tam się cieszę, że jest dodatkowy dzień w roku, kiedy celebruje się miłość :)
Dla mnie te kiczowate prezenty oznaczają jakiś tam dystans do siebie, chęć zabawy, coś przyjemnego - nie ma się z czego podśmiewać, trzeba korzystać :)
OdpowiedzUsuńOd tej strony na to nie spojrzałam, a chyba rzeczywiście, coś w tym jest :)
UsuńAle storczyk nie był kiczowaty. ;D
OdpowiedzUsuńArgumentem, że coś trzeba robić przez cały rok, a nie jednego dnia, można obalić sens wszystkich świąt... Jak ktoś lubi, niech obchodzi walentynki i się z tego cieszy, kiczowate drobiazgi też mają swój urok. ;)
No storczyk nie i bukiet kolorowych kwiatów też nie ;)) W każdym razie, masz rację, rozumiem, że komuś to się może nie podobać, ale niech zostawią w spokoju mnie, która jest na takie czerwone serca z jakiegoś powodu wrazliwa ;)
UsuńDokładnie to samo sobie pomyślałam wspominając o tym w notce.
Bardzo piękne ,,kicze''!
OdpowiedzUsuńPrawda? :)
UsuńWolę Walentynki, niż Haloween, którego wręcz nie znoszę. Walentynki mogą być dobrym pretekstem do wyrażenia swoich uczuć. Z drugiej strony zastanawiam się jednak, dlaczego nigdy nie pamięta się o osobach, które są same.
OdpowiedzUsuńJa Haloween też nie znoszę i uważam, że jest ogromna różnica między jednym a drugim dniem - nikt nie zmusza innych do obchodzenia na siłę Walentynek. Bo to, że wszędzie się robi czerwono od serc, można przez chwilę ścierpieć i da się zignorować. Natomiast trudno igorować fakt, kiedy banda dzieciaków dobija się do drzwi i nie pozwala w spokoju spędzić wieczoru w domowym zaciszu tylko domaga się jakichś słodyczy. Jeśli ktoś się chce w to bawic - proszę bardzo. Ale skoro ja nie chcę, to dlaczego mi przeszkadzają, a wręcz coraz częściej rzeczywiście obrzucają drzwi takich osób jajkami (na nas jeszcze nie trafiło, ale kto wie, co będzie za jakiś czas)
UsuńCo do tej drugiej kwestii - pewnie dlatego, że tak się utarło, że to głównie święto par lub osób mających się ku sobie.
melanii, dzis jest dzien singla
UsuńTo się nazywa małżeńska telepatia;)
OdpowiedzUsuńMi walentynki są obojętne, nie neguję ich, ale jak MW zwierzył mi się, ze w piątek o mało nie kupił mi pluszowego serca (zrezygnował bo przewidział moją reakcję) to prawie zabiłam go śmiechem;) Nie mam nic do tego dnia, w końcu każdy pretekst do przyjemności jest dobry, ale walentynkowe gadżety zupełnie mi nie pasują;)
Chyba właśnie tak, coś w tym jest :) Bo naprawdę aż mi trudno było uwierzyć, że to się w tym roku powtórzyło :)
UsuńJak najbardziej rozumiem, że komuś się to z jakiegoś powodu może nie podobać - bo to jest akurat kwestia nie przekonań, co gustu :) A każdy lubi co innego.
Ja w sumie nie wiem dlaczego tak mnie to rusza, ale z jakiegoś powodu te gadżety właśnie mi się podobają :)
Ja tamtegoroczne walentynki pamiętam tylko pod tym względem, że było baardzo słonecznie, choć tak jak napisałaś mroźnie :) W przeciwieństwie do tego roku, bo u nas, znów inaczej niż u Ciebie - było wczoraj baardzo zimno, dżdżysto i nieprzyjemnie :/
OdpowiedzUsuńHehe, ale się dobraliście :D Między Wami to już totalna telepatia :D Słodkie to takie :) A ten balon, że się trzyma jeszcze :D - mówią, że jak kwiat się długo trzyma to znaczy, że szczerze z miłości dany, to to samo pewnie i balona tyczy :D A kwiatki urocze :)
Ja tam ten dzień bardzo lubię, zawsze jakoś mnie ekscytował :D
W sumie to tak samo jak z dniem np. babci lub dziadka, przecież kochamy ich cały rok i im to okazujemy przy każdej okazji, a mimo to te ich styczniowe dni obchodzimy uroczyście i nikt nie ma nic przeciwko, to dlaczego by nie obchodzić dnia zakochanych? :)
Całkowicie się z Tobą zgadzam, każda okazja jest dobra, żeby poświętować miłość - przecież to takie pozytywne uczucie :)
Jak to zwykle bywa :) Bo przecież u nas prawie zawsze jest inaczej, niż u Was :))
UsuńNo fakt, rzeczywiście w tym wypadku nam się udało i nastąpiło jakieś wyjątkowe porozumienie. A balon naprawdę się trzyma - nawet ani trochę powietrze z niego nie zeszło :)
Dokładnie, w ten sposób można pozbawić sensu każde święto. Jak ktoś nie lubi - to nie musi świętować, ale niech nie odmawia tego prawa innym :) Co mu to szkodzi :)
my generalnie nie obchodzimy i nie świętujemy ale rok temu kupiłam w cukierni 2 pączki w kształcie serca a wczoraj wymieniliśmy się kwiatek za kartkę walentynkową :) i tyle, popołudnie spędzaliśmy na urodzinach bratowej Lu
OdpowiedzUsuńNo i też fajnie :) Takie niby nieświętowanie też się u nas czasami zdarzało i ma swój urok :)
UsuńDrażni mnie już coraz bardziej jak ktoś mówi o Walentynkach jako święto kiczu, dlatego zgadzam się w 100%. Każdy powód dobry do świętowania:) Ja tam w przyszły weekend mam zamiar świętować:)
OdpowiedzUsuńOtóż to, ta nagonka na Walentynki faktycznie staje się czasami irytująca.
UsuńA świętowania nigdy za wiele :)