Jak powszechnie wiadomo, pojawienie się w domu świeżo upieczonego małego dziecka oznacza nieprzespane noce. Zazwyczaj przede wszystkim dla mamy - szczególnie jeśli karmi ona piersią - choć przeważnie ta kwestia dotyczy obojga rodziców. A właściwie według mnie, powinna dotyczyć :)
Od momentu, kiedy dowiedziałam się o ciąży, liczyłam się z tym, że się nie wyśpię. Jednakże nie brałam sobie do serca dobrych rad w stylu „wyśpij się na zapas”, bo po pierwsze jak miałam się porządnie wyspać, skoro musiałam wstawać na sikanie (co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało), a po drugie przecież na zapas i tak się nie da. Owszem, trochę ubolewałam nad tym, że będę musiała zarywać nocki, ale nie spędzało mi to (nomen omen) snu z powiek. Przyjęłam to z godnością, jako konsekwencję decyzji o powiększeniu rodziny.
Po ponad roku z Wikingiem muszę powiedzieć, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Oczywiście nie piszę tego, odnosząc się do tej kwestii ogólnie i nie generalizuję, bo wiadomo, że każde dziecko jest inne i każdy rodzic jest inny, nawiązuję tylko i wyłącznie do własnych doświadczeń.
Jak wiecie, bo wspominałam o tym już setki razy, moje pierwsze miesiące z Wikingiem były trudne szczególnie ze względu na moje samopoczucie psychiczne. Miałam zdecydowanie przytępioną zdolność obiektywnej oceny sytuacji i na przykład zauważałam tylko to, że Wiking tak dużo i często płakał, i mało spał w ciągu dnia. Nie zwróciłam jednak uwagi na fakt, że tak naprawdę trafił nam się całkiem fajny egzemplarz jeśli chodzi o odpoczynek nocny. Wiking zasypiał wieczorem i oczywiście budził się w nocy, na początku nawet kilka razy (ale nigdy nie liczyłam, byłam na to zbyt zaspana), ale jak tylko dostawał jeść, to zasypiał z powrotem i spał do rana - na początku nawet do 9:00. Tak naprawdę to chyba wydawało mi się, że jego zachowanie to nic nadzwyczajnego - jest noc, to się śpi :) Dopiero z biegiem czasu dowiedziałam się, że noworodka trzeba nauczyć odróżniać dzień od nocy i słyszałam opowieści o kilkutygodniowych maluchach, które w dzień nie były szczególnie absorbujące, za to w nocy nie chciały spać, bo przychodziła im ochota na poznawanie otoczenia i zabawę.
Okazuje się, że nasz Wikuś jednak od samego początku (można powiedzieć, że już w życiu płodowym :P bo w nocy nigdy mnie nie kopał, za to w dzień szalał) wiedział, czym się różni dzień od nocy. Nie mieliśmy z nim większych problemów jeśli chodzi o spanie.
Oczywiście zapewne pamiętacie, że ubolewałam w pierwszych tygodniach nad tym, że nie chce spać w łóżeczku. Rzeczywiście było tak, że Wiking zasypiał z nami w łóżku a kiedy go przełożyliśmy do łóżeczka, to budził się po kwadransie - jak przespał w nim ponad godzinę, to był sukces. Początkowo byłam na tyle zdeterminowana, że w środku nocy, po nakarmieniu małego, odkładałam go do łóżeczka i czekałam aż zaśnie, czytając książkę. Parę razy nawet mi się to udało. Ale dość szybko porzuciłam ten zwyczaj i stwierdziłam - trudno, niech Wiking śpi z nami. Potem nawet to polubiłam. Ale to stało się dopiero później :) Bo przecież mnie chodziło przede wszystkim o zasadę - po to mamy łóżeczko, żeby dziecko w nim spało! Nie poddałam się i kiedy Wiking miał jakieś cztery miesiące, konsekwentnie wieczorem w godzinach 19-20 odkładałam go do łóżeczka, aż nauczył się (całkiem szybko) w nim zasypiać. Budził się zwykle między 22 a północą i wtedy już zabieraliśmy go do nas do spania, ale wtedy już mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałam, że łóżeczko go nie parzy i to nasz wybór, a nie konieczność.
Początkowo Wiking budził się w nocy na jedzenie nieregularnie i dość często. Po jakichś czterech, pięciu miesiącach były to dwie/trzy pobudki mniej więcej o stałych porach. Tylko od czasu do czasu zdarzało się, że budziliśmy się z Frankiem nad ranem zdziwieni, że Wiking nadal śpi w łóżeczku i nas nie budził. Kiedy Wikuś miał jakieś dziewięć miesięcy nagle zaczął w nocy być bardzo niespokojny. Wiercił się, jęczał - było widać, że chce zasnąć, ale nie może i to go wkurza. Pierś nie zawsze pomagała, czasami posiłkowaliśmy się mlekiem z butelki. I tak nie było najgorzej, bo to nie trwało całą noc i nie powtarzało się codziennie, ale nie wiedzieliśmy o co chodzi. Potem wszystko wróciło do normy, stwierdziliśmy, że chyba po prostu w naszym wypadku tak Wiking reagował na ząbkowanie, zwłaszcza, że powtórzyło się to w okolicach jedenastego miesiąca, kiedy to wyrżnęły mu się górne jedynki i dwójki. Na szczęście później to minęło i dzisiaj Wikuś śpi bardzo dobrze w nocy. Ale o tym za chwilę.
Wiele razy wspominałam tu, w różnych kontekstach, że ośmiogodzinny, regularny sen jest dla mnie podstawą. Nie lubię zarywać nocy i staram się tego nie robić. Nie potrafię odsypiać. Wstaję wcześnie, ale kładę się spać najpóźniej o jedenastej - a i to w wyjątkowych sytuacjach. Lubię się wysypiać, chociaż spanie traktuję jako czynność czysto fizjologiczną służącą regeneracji. A także oddzieleniu jednego dnia od drugiego :) Zastanawiałam się, jak to będzie, kiedy nie będzie dane mi przesypiać całych nocy, nasłuchałam się przecież strasznych historii na ten temat. I muszę powiedzieć, że ja naprawdę generalnie przez cały ten czas się wysypiałam! Jasne, czasami rano nie chciało mi się wstawać i przysypiałam jeszcze trochę - na tyle, na ile pozwalał mi dokazujący już Wiking. Udzieliłam też samej sobie dyspensy na nastawianie budzika o 6:00 i spałam tyle, ile mogłam, czyli zazwyczaj do 7:00/7:30, w porywach o godzinę dłużej. Naprawdę nie mogę powiedzieć, że się nie wysypiałam. Różne mam wspomnienia z tych pierwszych tygodni, ale nie pamiętam tego, o czym mówi większość matek - że ciągle chciałam spać. Jak jeden mąż wszyscy mówili mi „śpij, kiedy dziecko śpi” - ale ja wcale tego nie chciałam. Raz zdarzyło mi się zdrzemnąć popołudniu. Trzy razy położyłam się z Wikingiem przy jego pierwszej drzemce w okolicach godziny 9:00 i udało mi się zasnąć mocnym snem. Ale to były wyjątkowe sytuacje. Odróżniam stan zmęczenia od stanu niewyspania i o ile to pierwsze mi towarzyszyło, zwłaszcza na początku, to naprawdę rzadko czułam, żebym potrzebowała większej ilości snu w ciągu dnia. Wystarczało mi te przerywane 7-8 godzin. Wiking budził się w nocy, a więc budził i mnie, ale uczciwie przyznaję, że nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie.
Wstawałam półprzytomna i myślę, że między innymi w tym tkwił (i tkwi) częściowo mój sekret :) Kiedyś, gdy już coś mnie wybiło ze snu, nie było szans na ponowne zaśnięcie. Teraz zwykle nie mam z tym problemu. Ba! Zdarzało się, że nie pamiętałam, skąd Wiking wziął się w naszym łóżku, mimo, że sama go przeniosłam :) Kiedy karmiłam go tylko piersią, czasami Wiking sam się obsługiwał - raz zdarzyło się nawet, że sam przeszedł przeze mnie, żeby zjeść z drugiej piersi :) Czasami to Franek go mi przystawiał, a ja to ledwo odnotowywałam. Ale najczęściej wiedziałam co robię, tylko robiłam to prawie się nie wybudzając :) Nabyłam nawet bardzo ciekawą umiejętność - w pewnym momencie zauważyłam, że kiedy Wiking wybudza mnie z jakiegoś snu, ja wstaję do niego, karmię go lub tylko kładę obok siebie i zasypiam powracając z powrotem do tego samego snu! :)
Przyznam jednak, że bałam się, jak to będzie, kiedy będę musiała chodzić do pracy. Bo jednak to co innego wstawać w nocy ze świadomością, że można rano nawet chwilę dłużej pospać albo, że nie trzeba być szczególnie skupionym w ciągu dnia. Obawiałam się, czy nie będę w ciągu dnia zmęczona tym "sennym zmęczeniem". I chyba Wiking wyczuł te moje obawy, bo dosłownie na kilka dni przed moim pójściem do pracy zaczął przesypiać całe noce. Tak po prostu - nie ograniczaliśmy mu stopniowo jedzenia, nie próbowaliśmy go oszukiwać wodą albo przetrzymywać. Po prostu pewnego razu obudziliśmy się z Frankiem o szóstej i ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że Wiking śpi w swoim łóżeczku od godziny 19:00. Następnego dnia się to powtórzyło i tak to trwa do dziś :) Wiking nie budzi się wcale albo dopiero około piątej- zwykle jeśli zdąży zgłodnieć. Piersi już nie chce wcale, ani w dzień ani w nocy. Dostaje więc butelkę z mlekiem modyfikowanym (nadmienię jeszcze, że ja nigdy nie wstawałam i nie wstaję, żeby przygotować mleko - to zawsze rola Franka). A czasami po prostu się budzi, ja biorę go do łóżka a on trochę się wierci a potem zasypia. Przeważnie jestem już o tej porze wyspana i albo tylko drzemię, albo rozmyślam przypominając sobie czasy, kiedy Wikuś spał z nami:)
Najczęściej jednak noce Wiking spędza we własnym łóżeczku i chociaż wierci się niemiłosiernie - bo raz ma głowę z jednej, raz z drugiej strony, to śpi przynajmniej te dziewięć godzin bez przerwy. Tak się przyzwyczailiśmy do dobrego, że jak mu się zdarzy zapłakać w środku nocy, to się dziwimy i stękamy, że co to ma znaczyć ;))
Oczywiście zdarzyło nam się ze dwa, trzy razy, że Wiking nagle się budził o 3:00 z uśmiechem na buźce i wyraźnie chciał się bawić :) Albo że się przebudził i płakał przez pół godziny albo nawet godzinę (coś go pewnie bolało wtedy). Zaliczyliśmy dwie prawdziwie nieprzespane noce, kiedy Wiking był dość mocno przeziębiony - budził się nawet i co 10 minut! Ale to były sporadyczne sytuacje - a przecież każdemu zdarza się jakaś bezsenna i trudna noc. Można więc powiedzieć, że pod tym względem naprawdę udał nam się synek. Nie dość, że przystosował się do naszego trybu życia i zazwyczaj bez problemu zasypia w okolicach 19:30, to jeszcze śpi ciurkiem 9-11 godzin.
Ja się czasami przebudzam w środku nocy - może z przyzwyczajenia :) - i stwierdzam, że Wiking twardo śpi, tylko trochę się rozkopał, przykrywam go i zasypiam ponownie. Ale często budzę się po siedmiu, ośmiu godzinach mocnego, zdrowego snu i muszę Wam powiedzieć, że to bardzo przyjemne uczucie, choć chyba jednak jeszcze cały czas się temu dziwię :)
To zdecydowanie Wam się Wiking udał pod tym względem. Naprawdę całkiem nieźle mieliście z tym spaniem.
OdpowiedzUsuńJa niestety miałam i mam nadal zdecydowanie gorzej. Początkowo Franek ładnie spał jak na niemowlę, koło 5 miesiąca coś się popsuło i budził się w nocy co godzinę. I tak było do niedawna. Kilka tygodni temu zauważyłam, jakby sam dorósł do mocniejszego, głębszego i dłuższego snu. Jest lepiej, ale nadal nie mieliśmy ani jednej przespanej nocy. Dla mnie to abstrakcja, a zaraz mija rok. Myślę, że po części to "wina" karmienia piersią i przyzwyczajenia do niej, bo wciąż karmię go w nocy choć z typowym karmieniem już ma to niewiele wspólnego. My od początku śpimy z nim, łóżeczko jest atrapą. Podjęłam kilka prób, ale wyraźnie Franek odrzuca spanie w nim, więc odpuscilam. Liczę, że dorośnie do tego sam, dojrzeje. Tak jak do dłuższego snu. No ale nie ukrywam, mimo że już dawno pogodziłam się z tą sytuacją, jest ciężko. 7-8 godzinny sen? Marzenie...
wtrąca się :) mi mówili ze córką budzi się czesto w nocy bo karmię piersia. Przestalam i dalej nie przesypiala nocy. Kazali zamienić butelkę z mlekiem na wodę. Za miesiąc miną dwa lata. Mała dalej budzi się w nocy po kilka razy.
UsuńTo pewnie też w dużej mierze kwestia postrzegania, bo są niemowlaki,które już kiedy mają parę miesięcy śpią całą noc i nie chcą jeść, a WIking potrzebował jedzenia - być może dla kogoś to nie byłoby nic "udanego" :) Ale że mnie te pobudki nie doskwierały, to nie narzekałam. Ale przede wszystkim doceniam to, że jednak od początku wiedział, że noc to noc i zupełnie inaczej zachowywał się niż w dzień.
UsuńPiąty miesiąc jest chyba dosc typowy (gdzieś to czytałam) jeśli chodzi o zmianę snu niemowląt i przestają one spać spokojnie. U nas też tak było, tylko może przyjęło inną formę, bo po prostu zaczął się strasznie wiercić i czasami jęczeć przez sen.
Nam pierwszy raz się zdarzyło zdziwić, że Wiking się nie obudził w nocy, jeszcze zanim skoczyl pół roku. Ale to były raczej sporadyczne sytuacje.
Być może u Was rzeczywiście karmienie piersią ma na to wpływ (zwłaszcza, że Franek nie ssie smoczka, może po prostu potrzebuje tego), ale u nas to raczej było bez znaczenia. Nawet kiedy karmiłam piersią, to Wiking potrafil spać ładnie. A kiedy miał złe noce, to raz chętnie ssał pierś i się uspokajał a kolejnego dnia wściekał się, że mu ją podsuwam :) W każdym razie koniec karmienia piersią było rezultatem lepszego snu, nie na odwrót.
Ja przez pierwsze noce byłam załamana, ze Wiking nie śpi w łóżeczku (pocieszałam się tym, że przynajmniej nie wydaliśmy na nie ani złotówki, nawet materacyk dostaliśmy, ale słabe to było pocieszenie) Przez chwilę walczyłam, potem odpuściłam, ale jednak potem moja determinacja wróciła. I chociaz przez pierwsze dni Wiking się trochę buntował, to udało mi się dość szybko osiągnąć cel. Teraz czasami mi brakuje tego, że śpimy razem, ale jednak tak jest lepiej - szczególnie, że od jakiegoś czasu Wiking mogł spać tylko pomiędzy nami, bo z drugiej strony spadał z łóżka. To było po prostu niewygodne.
My przez długi czas nie mielismy nieprzerwanego 7-8 godzinnego snu, ale naprawdę mój organizm sobie na tyle dobrze radził nawet z trzema pobudkami w ciągu nocy, że w zasadzie ich nie odczuwałam.
Dzieci często dojrzewają do różnych zachowań, więc kto wie :) No ale przecież do osiemnastki spać z Wami nie będzie - jak to się często mówi w podobnych sytuacjach :) To banał, ale przecież sama prawda.
Bajeczna - no właśnie, ja też myślę, że karmienie piersią może nie mieć znaczenia, bo tak, jak pisałam Idzie, u nas niezaleznie od tego czy karmiłam, czy nie, noc mogła wyglądać zupełnie inaczej.
UsuńI te "sztuczki" z wodą też nie na każde dziecko działają.
Zazdroszczę, choć nie narzekam... ale fajnie byłoby przespać ciągiem całą noc.
UsuńU nas nie ma różnicy, czy Ola dostanie na noc pierś, czy MM, i tak się budzi w nocy i nad ranem za jedzeniem. Czasem uda mi się ją oszukać rozcieńczoną herbatą, sokiem, bo wody w dalszym ciągu nie lubi. Tak więc również uważam, że to jak się karmi nie ma znaczenia. To chyba zależy od dziecka. Ponoć też bardzo ważną rolę w związku ze snem nocnym odgrywają drzemki w ciągu dnia, rytm w ciągu dnia i ogólnie chyba wszystko ma znaczenie :)
Rozumiem, bo ja też nie narzekałam na konieczność nocnego wstawania i teraz też tego nie robię, kiedy jest taka konieczność. A na przykład dzisiejszej nocy wywołałam wilka z lasu (co mnie wcale nie dziwi :P) i Wiking obudził się o 2:00 a potem o 5:30 bo biedak jakieś rozwolnienie miał. Musieliśmy go przewijać w środku nocy co doprowadziło go do wściekłości. Ale mimo to czuję się dobrze.
UsuńNo właśnie ja też nie zauważyłam związku między karmieniem piersią a jakością nocnego snu, że tak to nazwę. I też jestem zdania, ze to po prostu zależy od dziecka. I na pewno wszystko może mieć znaczenie. Wiking w ciągu dnia nigdy dużo nie spał, więc u nas by się zgadzał ten wpływ rytmu. Pewnie duze znaczenie mają też przyzwyczaenia rodziców, może ich podejście itp.
Ja wiem, że są dzieci, dla których nie ma znaczenia rodzaj karmienia. Ale znając moje dziecko wiem na 100%, że u nas taka ilość pobudek to w dużej mierze "wina" karmienia piersią. Wiem, że kiedy skończę karmić, to noce będą wyglądały jeszcze lepiej. Oczywiście pobudki będą się zdarzały, bo dla mnie przespana noc przez tak małe dziecko to mit, który gdzieś tam we mnie pokutował, ale dawno już go obaliłam, bo po prostu to przeżyłam. Jeszcze kilka miesięcy temu zrobiłbym wiele, by Franek przespał noc, ba - by przespał kilka godzin ciągiem. Ale doszłam do takiego etapu, w którym spodziewam się jeszcze nawet kilku lat braku spokoju w nocy. Cóż, taki egzemplarz mi się trafił, a jak wiesz sen również jest dla mnie ważny, a raczej był.
UsuńU nas nie miały znaczenia drzemki w dzień i ich długość, ilość i jakość pokarmów, czy cokolwiek innego. Dlatego noc bez pobudki to dla mnie taka abstrakcja obecnie, jak dla Ciebie to, o czym niedawno pisałaś - że można tak żyć, np. nie robiąc nic przez cały dzień. Ja też już zapomniałam, jak to jest tak po prostu spać i nie mieć włączonego tego trybu czuwania, jak to jest móc spać ciągiem tyle godzin i nie obudzić się ;) Dla mnie to totalny kosmos.
Osobiście nie zamierzam stosować wody, smoczek odpadł dawno temu i tak naprawdę nie pozostaje mi nic innego, jak liczyć na to, że mój syn sam dorośnie do tego etapu, w którym stwierdzi, że jest już za duży na spanie w naszym łóżku i chce swoje. Kiedyś sama nie wierzyłam w tą dojrzałość dziecka, dzisiaj jestem o niej przekonana. Z tym, że przewiduję, że stanie się to dopiero, kiedy Franek dorośnie do większego łóżeczka, bo to traktuje jak wroga numer jeden i cud chyba musiałby to jego podejście zmienić. Także jeszcze trochę przed nami ;)
Sorki, że tak nieskładnie pisałam, ale nie dało rady inaczej, bo albo tak, albo wcale :P
Oj, jeszcze miałam zapytać. Czyli już nie karmisz? Czy jeszcze zdarza się to sporadycznie?
UsuńDokładnie, dlatego też napisałam, że być może u Was karmienie ma na to wpływ, nawet jeśli u nas tego związku nie zauwazyłam. Akurat w to wierzę, bo dzieci naprawdę mogą mieć różne widzimisię :)Sama zresztą nie znoszę, kiedy ktoś mi wmawia, że Wiking na pewno to i na pewno nie tamto (że tak to opiszę), bo jednak sama najlepiej znam swoje dziecko.
UsuńDla mnie właśnie od początku jakoś było jasne, że te pobudki będą i nawet się nad nimi nie zastanawiałam, nie myślałam kiedy się skończą itp. Przeszłam nad nimi po prostu do porządku dziennego, chociaż trzeba przyznać, że jak na przykład przez parę miesięcy coś funkcjonowało dobrze a potem nagle się pogarszało, to było to bardzo odczuwalne.
Ja akurat jestem zdania, że jeśli dziecko chce jeść - nawet w nocy - to należy mu to jedzenie podać i nie oszukiwać go wodą (chyba, że są jakieś powody dla których nie powinno tyle jeść na przykład) Dlatego dawałam Wikingowi wody, zeby sprawdzić, czy przypadkiem nie chce mu się po prostu pić, bo czasami mamy suche powietrze w sypialni, a jeśli mu to nie odpowiadało to dostawał mleko. Ale z drugiej strony nie potępiam mam, które w ten sposób odzwyczajają dziecko od jedzenia w nocy - mają do tego prawo, jeśli jest to dobre dla nich i ich dzieci.
Ja zauważyłam, że Wiking dojrzał do wielu rzeczy. Wiele mu się nagle odwidziało a do innych z kolei się przyzwyczaił. Czyli zachowuje się jak człowiek :P
No w zasadzie chyba można powiedzieć, że nie karmię. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz karmiłam, ale chyba ponad tydzień temu. Wiking raz do mnie podszedł kiedy się myłam (robię to zawsze po przyjściu z pracy i biorę go, zeby mi towarzyszył, bo Franek wtedy szykuje obiad na stół) i przypomniało mu się nagle, ze można tak sie trochę napić, ale potem robiłam kilka podejść do niego i odwraca głowę albo tylko sobie liźnie i idzie dalej. Właściwie nie wiem, co miało na to wpływ, ale mniej więcej od świąt Wiking rzadko chciał ssać, a już w ogóle przestał się upominać. Może to jest właśnie to, do czego dojrzał - że już nie chce być karmiony w ten sposób :)
Czasami podstawiam mu pierś, żeby sprawdzić - a nuż się skusi :P - bo chciałabym się na moment do tego cofnąć (jakby nie było, lubiłam karmienie piersią), ale on już nie jest zainteresowany.
Nie zauważyłam, żeby Twoja odpowiedź byla bardziej nieskładna od mojej :)
A z kolei ja zapomniałam spytać, ile czasu Franek śpi w ciągu dnia?
UsuńOn ciągle potrzebuje dość dużo snu w ciągu dnia, nadal bywają dni, że ma po 3 drzemki. Ale zazwyczaj są to już tylko (wiem, że dla niektórych to "aż") dwie. I średnio trwają w sumie około 3 godzin.
UsuńWiem, że jest teza, że im mniej dziecko śpi w dzień, tym lepiej śpi w nocy, ale jakbym nie kombinowała, to nie sposób go nie położyć w ciągu dnia. Przychodzi moment, w którym baterie są całkiem rozładowane i musi iść spać. Nie ma mowy o przeciąganiu i tym podobnych rzeczach.
Franek natomiast jeść w nocy oduczył się także sam i to już jakiś czas temu. Bo to, że ssie pierś nie oznacza, że wtedy się posila. Owszem, coś tam pije, ale nie tak, by mógł się najeść. Zdecydowanie piersi potrzebuje do zaspokojenia bliskości, niż do jedzenia. A że sen ma już lepszy, to i w nocy coraz rzadziej pije. I naturalnie sam się odstawia. Bardzo podobnie, jak Wiking - już dawno w dzień odwracał się, a najczęściej gryzł (!) i się bawił, niż ssał. Też czasem podawałam mu pierś, by sprawdzić, czy się skusi i to wielokrotnie. Porządnie ssie tylko na wpół przytomny w nocy, inaczej to już zabawa.
Cieszę się, że sam dojrzał do tego, bo znam mamy, których roczne dzieci są jeszcze głównie na piersi, a o zjedzeniu czegokolwiek innego mogą tylko pomarzyć. To wielki problem, nawet jeśli lubi się karmić.
Wiking też śpi dwa razy dziennie, zwykle pierwsza drzemka około 9-10 trwa półtorej godziny, a druga ok 14-15 od pół do godziny. W sumie zwykle wychodzi, że śpi w ciągu dnia 2-2,5h, w porywach zdarzają się 3, ale to rzadko i w wyjątkowych okolicznościach, więc dość podobnie jak u Franka. Tylko pilnujemy, żeby nie spał dłużej niż do 16 - wtedy jednak staramy się go wybudzać, bo potem jest problem, żeby zasnął normalnie po 19.
UsuńTak, w sumie zapomniałam o tym napisać, że mimo, że to lubiłam i czasami chciałabym jeszcze chwilę pokarmić, to cieszę się, że tak wyszło, bo przecież zawsze mowiłam, że nie chciałabym karmić dłużej niż rok, a już na pewno nie chciałabym karmić piersią dziecka dwu, trzyletniego.
To u nas podobnie z tymi drzemkami w ciągu dnia jest... pierwszy trwa godzinę, poltorej, czasem nawet do dwóch, a druga ale niestety kolo 15-16 trwa zazwyczaj ok. godziny. Na szczęście Ola nie ma potem problemów z zaśnięciem po 20. Po 19 się łapiemy, czasem przed 20 i potem jedzenie i spanko :) Jednak mam wrażenie ze i tak długo śpi w ciągu dnia i może przez to budzi się w nocy? Ostatnio jęj się poprzestawialo i pobudki robiła juz o 6:30 przez kilka dni, ja nie przyzwyczajona, dlatego okropnie ciężko było mi się zwlec z łóżka... natomiast o 7 to już spoko. Niby to tylko pół godziny, a jednak. Co do podawania wody w nocy to ja nie widzę w tym nic złego... czasem dziecku po prostu może chce się pić, tak jak i nam... I wówczas woda jest w zupełności wystarczająca :)
UsuńWiking zwykle zasypia około 19:30 i też przeważnie nie ma problemu z zaśnięciem, ale czasami jak śpi po południu to widać, że spałby dlużej niż do 16 i raczej mu na to nie pozwalamy z obawy, że potem będzie problem z zasypianiem.
UsuńU nas Wiking właściwie od zawsze (pomijając pierwsze miesiace) budził się między 6 a 7 i dziwnie mi jest, kiedy śpi dłużej. Czasami nawet mi to przeszkadzało, bo dezorganizowalo resztę dnia, bo wszystko się przesuwało w czasie :)
A co do wody - nie chodzi o podawanie wody, zeby napoic dziecko, tylko zeby je "oszukać" wodą i nie podać mleka :) Podobno dziecko się bardzo wścieka, ale jeśli budzi się bardziej z przyzwyczajenia niż głodu to po kilku nocach takiego przetrzymywania przestaje się budzić. O to mi chodziło kiedy pisałam, że nie jestem zwolenniczką takiego rozwiązania. Ale jeśli dziecko chce po prostu pić, to jak najbardziej można podać mu wodę i ja zawsze na noc stawiam kubeczek z wodą obok łóżeczka. Jeśli woda jest wystarczająca to w porządku, ale jeśli dziecko nadal płacze i chce jeść, to jestem zdania, żeby to jedzenie mu dać.
Nie no pewnie! Przecież nie będę dziecka głodzić :) Czasem daje herbatkę i ona odpływa na rękach, a czasami herbatka nie wystarcza, to zawsze przytulę do piersi :)
UsuńNo właśnie, więc nie takie pojenie miałam na myśli :) W każdym razie, nie widzę w tym nic złego.
Usuń:) jestem zazdrosna :p
OdpowiedzUsuńWow, nie podejrzewałam Wikinga, że może mieć zachowania budzące w kimś zazdrość :P raczej zawsze postrzegłam go jako ten trudny przypadek :D
UsuńJak zauważyłaś dzieci są różne-jedne śpią bez większych problemów, inne będą się budzić co chwila. Ale są też rodzice, którzy nie rozumieją i wręcz dziwią się, że niemowlak budzi się w nocy. Znam też przypadek, że mąż poszedł spać do innego pokoju, bo musi się wysypiać do pracy, a płaczące dziecko mu nie daje. Słyszałam też o mężu, który wyprowadził się do matki z tego samego powodu.
OdpowiedzUsuńPocieszające jest to, że maluchy nie dają spać, a później nadejdą takie czasy, że to rodzice będą mieć problem z tym, żeby dziecko zechciało wstać ;)
Oczywiście. I zauwazyłam również że rodzice są różni. Ich podejście to kluczowa sprawa. Dla mnie oczywistością było, że w nocy trzeba do dziecka wstawać i nigdy się nad tym nie zastanawiałam i nie ubolewałam. Muszę przyznać, ze nawet nie szukałam odpowiedzi na pytanie, kiedy właściwie dziecko zaczyna przesypiać całą noc.
UsuńTeż poznałam ostatnio takie przypadki i dla mnie podejscie takich ojców jest po prostu niedopuszczalne. Rozumiem jeszcze jakąś wyjątkową sytuację, ale nie żeby robić z tego regułę i jeszcze dawać na to przyzwolenie.
Tak, to prawda. Ja się w ten sposób często pocieszam, kiedy rano nie mogę się ze spokojem ubrać, bo Wiking jest już na nogach od szóstej :)