Ekspresowo, bo inaczej się po prostu chyba u mnie nie da... A nie chcę znowu rekordu bić :)
Fortuna kołem się toczy. Teraz nasza fortuna znajduje się chyba na samym dole. Niedobry to czas dla nas, problemy się zbierają. Ten tydzień w ogóle był niesamowity pod względem złych wiadomości - w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że bardzo bliska nam osoba ma raka. Wczoraj, zupełnie niespodziewanie dostałam wypowiedzenie w pracy. Nieźle prawda? Chyba można się załamać...
Właściwie więc nie wiem, dlaczego się nie załamuję. W przeciągu ostatniego roku, a może nawet dwóch miewałam oczywiście gorsze dni. Ale wiecie, że nie pamiętam już, żebym się tak naprawdę czymś martwiła... Szczególnie w ostatnich miesiącach, mimo, że różne rzeczy nad głową mi wisiały. Czasami mam wrażenie, że limit zamartwiania się i stresowania sytuacją życiową wyczerpałam już w latach 2013-2014. W sumie - oby tak właśnie było ;)
Zostałam wczoraj wezwana do kadr wraz z moją przełożoną. Właściwie bez słowa wstępu wręczono mi papier do podpisu z informacją, że absolutnie nie chodzi o moją osobę ani o sposób wykonywania przeze mnie obowiązków, ale po prostu w obliczu słabych wyników moich kolegów handlowców, utrzymywanie mojego stanowiska jest coraz mniej zasadne, bo będę miała coraz mniej pracy. To jest wersja oficjalna. A prawdziwa jest taka, że firma jest w złej kondycji finansowej i tną koszty, ale o tym oczywiście się głośno nie mówi, choć wszyscy o tym wiedzą...
Nie powiem, trochę dostałam tym przysłowiowym obuchem w łeb, bo nawet jeśli miałam obawy, że tak się sprawy potoczą, to myślałam, że mam czas przynajmniej do momentu aż pojawi się nowy dyrektor naszego działu albo chociaż do końca roku. Niemniej jednak z godnością podpisałam papier, a potem wstałam i... napisałam smsa do mojego kolegi (z którym codziennie razem jemy), czy idziemy do kuchni na obiad. Moja szefowa za to, która zwolniona nie została, wybiegła z płaczem z żalu za mną i ostatecznie to ja właściwie pocieszałam ją... Tymczasem ja zjadłam ten obiad, rozmawiając z kolegami, a potem wyszłam z pracy, bo kadrowa sądząc pewnie, że już nic pożytecznego tego dnia nie zrobię, kazała mi się zwolnić wcześniej. Wychodziłam żegnana przyjacielskim poklepywaniem po plecach, uściskami, a nawet lekko mokrymi oczami mojego kolegi (tym razem nie tego od obiadu, ale ja w mojej pracy mam dużo kolegów ;))
Wróciłam do domu. Wiking ucieszył się, że wróciłam wcześniej. Franek też. Posprzątałam, poćwiczyłam... Słowem - dzień jak co dzień. Świat się nie zatrzymał.
Jestem z siebie dumna, że zachowałam klasę. Nie tylko wczoraj, ale również dzisiaj, kiedy jakby nigdy nic pojawiłam się w pracy i wykonywałam swoje obowiązki, bo przecież nadal jestem tą samą solidną margolką, a wypowiedzenie mam do końca października. Wierzę w to, że nawet jeśli firma postąpiła wobec mnie nie do końca w porządku, to moja uczciwość i lojalność pomimo wszystko mi się opłacą. (Zresztą trochę się już opłaca, ale o tym innym razem). Oczywiście w domu zwolniłam swój smutek ze smyczy, ale i tak się nie popłakałam i generalnie przyjęłam sytuację ze stoickim spokojem. Do firmy dziś przyszłam tak, jak zawsze, zachowując pogodę ducha. Widzę, że to robi na ludziach wrażenie. Są tacy, którzy wręcz wprost powiedzieli mi, że mam klasę i że to niesamowite, że nie tylko się nie załamałam, ale nawet mam dystans do całej sytuacji. Pojęcia nie mam skąd mi się to wzięło, ale to nie maska. Ja naprawdę czuję, że jakoś to będzie... I nawet potrafię się szczerze uśmiechać i skupiać się na pozytywnych aspektach tej sytuacji (tak, tak, są takie i nawet nie musiałam szczególnie szukać) - na przykład na tym, jak wiele życzliwości mnie spotkało ze strony współpracowników. To pozwala mi wierzyć, że byłam naprawdę lubianą osobą, co w naszej firmie wcale nie jest takie oczywiste :P
A więc tak. Mamy problem. Smutne jest też to, że od pięciu lat nie możemy sobie poukładać życia, bo mamy jakiegoś mega pecha! Los koniecznie chce nam chyba coś udowodnić, chociaż nie bardzo wiem co. A mimo wszystko nadal się nie daję. Jakoś to będzie. Myślę pozytywnie i to myślenie wychodzi mi samo. Czy pozytywne myślenie naprawdę przywołuje pozytywne zdarzenia? Nie wiem. Ale najgorzej nie jest, bo wczoraj dostałam wypowiedzenie, a na jutro mam już umówione dwie rozmowy w sprawie pracy. Nie nastawiam się na nic, bo to by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale zawsze to jakieś światełko w tunelu, że coś się dzieje...
Gosiu.. Trzymam mocno kciuki żeby z pracą się ułożyło. Jestem pewna że sobie poradzisz. Masz bardzo silną osobowość i ogrom zalet więc inaczej po prostu być nie może :)
OdpowiedzUsuńA kwestia zdrowia tej bliskiej osoby.. Oby dobrze się skończyło.
Dziękuję... Na razie też staram się myśleć w ten sposób.
UsuńJeśli chodzi o tę drugą sprawę - na razie wieści na szczęście nie są takie złe, jakie mogłyby być w tej sytuacji.
Będzie dobrze! Kto da radę jak nie Ty?
OdpowiedzUsuńPewnie by się parę takich osób znalazło ;) A tak serio - staram się nie dopuszczać innej możliwosci do siebie, wiec myślę tylko o tym, że będzie dobrze..
UsuńW takich okolicznościach, jak utrata pracy to właśnie najważniejsze, żeby zachować klasę i pogodę ducha. Dobre uczynki są zawsze w jakiś sposób wynagradzane.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci powodzenia!
Dlatego też cieszę sie, że mi się to udało. Właśnie, liczę na to, że uczciwość mimo wszystko popłaci.
UsuńDzieki
no takich wiadomości to się nie spodziewałam... ale mam nadzieję, że szybko znajdziesz drugą pracę ;*
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ja też nie...
UsuńDziękuję.
To przykre, że znowu jest pod górkę, ale jestem niemal pewna, że bardzo szybko znajdziesz nową pracę, kto wie może nawet lepszą. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńNo tak, właśnie to jest w tym wszystkim takie najbardziej dobijające, że ciągle nie możemy dojść do niczego konkretnego, tylko jesteśmy zawracani w połowie drogi i wracamy do punktu wyjścia albo nawet stawiani jesteśmy jeszcze w dużej odległości przed startem...
UsuńDziękuję!
Margolko z klasą, dlaczego Ty nie zadziałasz w stronę czegoś swojego? Wydaje mi się, że masz absolutnie wszystkie cechy człowieka sukcesu :)
OdpowiedzUsuńCoś Ty, ja się w ogóle to tego nie nadaję. Nigdy nie miałam takich aspiracji. Nawet nie mam pojęcia, czym mogłabym się w ogóle zajmować..
UsuńNa pewno brakuje mi dwóch cech - przedsiębiorczości i kreatywności ;)
Margolko, poradzisz sobie ! Jakoś o Ciebie jestem spokojna :*
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło, że tak we mnie wierzysz :)
Usuńo rany ... nie spodziewałam się takiej historii. Ale faktycznie są takie stanowiska pracy gdzie jeśli któryś dział zaczyna niedomagać to stają się zbędne i nieopłacalne. Ale teraz masz już większe doświadczenie zawodowe a i zwolnili Cię nie za Twoje winy tylko redukcją stanowiska pracy więc myślę, że łatwo i prędko znajdziesz nową pracę. Żal tylko ludzi i kolegów z tej jeszcze aktualnej ale ... takie to życie jest niestety.
OdpowiedzUsuńPowodzenia !
No ja się też nie spodziewałam, mimo wszystko... Nawet mimo tego, że wiedziałam, że nie dzieje się najlepiej, to myślałam, że mam trochę więcej czasu.
UsuńTak, wiem, że na pewno mam teraz większe doświadczenie, nie tylko zawodowe i że są korzysci z tego czasu, który tu spędziłam. Są szanse na nową pracę, tylko właśnie - bardzo mi żal tego miejsca i tych ludzi.
Nic nie dzieje się w życiu bez powodu, więc jestem pewna, że jakaś firma już na Ciebie czeka
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Też staram się tak to sobie tłumaczyć, że musi być w tym jakiś cel.. Chociaż jest całkiem nieźle ukryty :P
UsuńJestem przekonana, że pozytywne myślenie przywołuje pozytywne zdarzenia i tego zawsze się trzymam... Mam nadzieję, że i w Twoim przypadku tak będzie. Jesteś super, silna babka i trzymam kciuki, żebyś dostała satysfakcjonującą Cię pracę.
OdpowiedzUsuńSmutne, jak Cię potraktowali... kurczę wygląda na to, że tak właściwie żadna umowa nie daje 100%-towej gwarancji i nigdy nie wiadomo, co nas może spotkać. Najważniejsze, żeby się nie poddawać, wstać i iść dalej... ja również podziwiam Cię za tą siłę i postawę ;)
Powodzenia!!
Ja może nie jestem przekonana, ale wierzę w to i też staram się tego trzymać, bo tak naprawdę przecież nawet jeśli to nie działa, to lepiej się nie martwic, niż martwić :P
UsuńTak, trochę smutne. Jest mi żal, chociaż nie mam do nikogo pretensji. Niestety tak właśnie jest, że w dzisiejszych czasach żadna umowa nie daje gwarancji - juz w ostatnim miejscu pracy dobitnie sie o tym przekonałam.
Dziękuję za mile słowo i kciuki :)
Coś się kończy, by coś nowego mogło się zacząć. Nie lubię zmian, zwłaszcza nagłych, ale czasem są niezbędne. Jestem pewna, że wszystko się ułoży prędzej niż później - jesteś solidnym, rzetelnym pracownikiem, więc szybko zostaniesz złowiona :)))
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię zmian, ale od kilku lat ciągle odnotowuję w swoim życiu jakieś wielkie zmiany, więc powinnam się przyzwyczaić.. Hmm, chyba trochę sie rzeczywiscie przyzwyczaiłam.
UsuńDzięki za wiarę we mnie :)
O rany, tego bym się nie spodziewała. Przykre to jest. Niemniej jestem przekonana, że szybko odnajdziesz się gdzieś indziej. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńNo ja też się nie spodziewałam, a przynajmniej nie w taki nagły sposób. Tak, jest to dla mnie przykre, bo szkoda mi bardzo tego miejsca i ludzi, ale cóż mogę na to poradzić.
UsuńDzięki!
Jeśli chodzi o pracę, życzę powodzenia, z Twoim doświadczeniem i profesjonalizmem na pewno znajdziesz coś ciekawego.
OdpowiedzUsuńNiektórzy twierdzą, że dziecko trochę przewartościowuje różne sprawy, może coś w tym jest, że teraz łatwiej Ci się nie załamywać przeciwnościami? ;)
Gosiaku ja wierzę w Twoje możliwości i w to że od listopada pójdziesz juz do nowej pracy :)
OdpowiedzUsuńA to historia! Kurcze, przykro, że tak się ułożyło, ale jestem pewna, że będzie dobrze. Niestety, w dzisiejszych czasach żadna umowa, żadne stanowisko i żadna firma nie dają gwarancji. Ja z poprzedniej firmy uciekłam w porę - 3 miesiące później poleciało pół zespołu! I jestem pewna, że byłabym w tej bardziej pechowej połowie, bo podobnie jak u Ciebie, moja praca zależy od innych osób.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, zarówno za Twoją nową pracę, jak i za zdrowie bliskiej Wam osoby.
U mnie właśnie kończą co prawda rekrutację na ten rok, ale jakbyś chciała mogę spytać, bo nie wszędzie jeszcze przyjęli nowych ludzi. Tylko nie wiem, o jakie stanowisko pytać;)
OdpowiedzUsuńO kurcze, nieźle... Tego by się chyba nikt nie spodziewał. Smutne to, że w dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym i że na dobrą sprawę nie ma jak zbudować tej swojej "opoki" bo nigdy nie wiesz co się zdarzy jutro....
OdpowiedzUsuńMoja fortuna ostatnio tez bardziej na dole niż na górze, dlatego Cię rozumiem. Ale ja nie umiem się nie martwić póki co :/
Dobrze, że umiesz sobie radzić z tym wszystkim, w sumie nie ma tego złego, prawda? Myślę, że te pozytywne odczucia w Tobie, to właśnie jakaś intuicja podświadoma, że będzie dobrze i się jakoś poukłada. W końcu musi przecież.
P.S. Pod ostatnimi postami się nie odzywałam, ale cały czas o Was pamiętam i zaglądam! :D
Kurde... bez sensu :/ Nawet nie wiem, co napisać, bo mogę sobie tylko wyobrazić, jakie to uczucie stracić nagle pracę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że poszukiwania nowej nie potrwają za długo:*
Gosienko, będzie dobrze i nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
OdpowiedzUsuńNiestety myślę, że w dzisiejszych czasach to nic nadzwyczajnego zwolnienie z pracy, ja tak naprawdę też na to czekam, mam nadzieję, że jak najpóźniej to nastąpi ale Twoj przypadek pokazuje, że nie zna się dnia ani godziny.
Mam nadzieję, że już w kolejnym poście pochwalisz się nową pracą!
Wow, podziwiam Twój spokój, choć może można też uznać, że ostatnie lata jakoś Cię zahartowały. Trzymam kciuki za nową, lepszą pracę :) jakoś jestem o Ciebie spokojna :)
OdpowiedzUsuń