I to podwójny. Jeszcze nigdy nie miałam przerwy w pisaniu trwającej ponad miesiąc. I nigdy nie opublikowałam tylko jednej notki w całym miesiącu.
Źle się dzieje na blogu margolkowym. Oj, źle...
Nie tłumaczę się, bo nawet nie mam na to żadnego wytłumaczenia. Żyję ostatnimi czasy bardzo intensywnie i chyba po prostu zabrakło na razie miejsca na tę wirtualną rzeczywistość. A jednak szkoda mi jej cały czas i ciągle jeszcze mam nadzieję (a może już się tylko łudzę?), że to jednak nie koniec :)
Dużo się u mnie dzieje ostatnio, choć przełomów żadnych nie ma, poza jednym, o czym za chwilę. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy wyostrzyły mi się zmysły, więcej widzę i czuję, jestem bardziej świadoma siebie i swojego życia. Trudno to opisać... Ale dobrze mi z tym. Chociaż nadal nie umiem dojść do ładu z niektórymi swoimi emocjami, ciągle mi mało, czasami mam ochotę na jakieś szaleństwo. Nie wiem, gdzie się podziała ta stateczna margolka :P
Mam za sobą urodziny, o których nie wspomniałam tu chyba w końcu ani słowem, spędziłam cudowny czas na urlopie w górach, a za moment będziemy z Frankiem świętować kolejną rocznicę ślubu...
A co do wspomnianego przełomu - nie dotyczy mnie bezpośrednio, bo to nie moje życie przewróci się za moment do góry nogami, ale na pewno ma to dla mnie ogromne znaczenie. Bo wiecie co się stało?? :) Godzinę temu otrzymałam informację, że Dorota postanowiła przyjąć ofertę pracy, którą dostała wczoraj i przeprowadza się do Warszawy!!! Przyjeżdża w niedzielę i na początek będzie przez chwilę mieszkała z nami. Później dostanie prawdopodobnie mieszkanie służbowe. Wygląda więc na to, że ziszczą się nasze wizje snute od dobrych paru lat przy kubku kawy, herbaty, gorącej czekolady albo po prostu przy kieliszku wina ;) Ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ten dzień w końcu nastąpi :D
Ps. Widzę, że jeszcze trochę Was tu zagląda, miło mi bardzo, że jednak o mnie pamiętacie. Ja o Was również, zaglądam do Was, chociaż widzę, że nie ja jedna milczę...
Również staram się od jakiegoś czasu nadrobić zaległości na moim blogu:)
OdpowiedzUsuńhttp://szczesliwykwiatuszek.blogspot.com/
Mnie to na razie średnio idzie :)
UsuńMi też brakuje czasu na pisanie ;) W pewnym momencie naszego zycia trzeba sobie ustawiać piorytety :) u Ciebei zapewne teraz będą pogaduszki, kawa i nadrabianei czasu z Dorotą ;) Poczekamy, aż świat zwolni ;)
OdpowiedzUsuńNo tak to chyba właśnie wygląda. Nie wiem z czego wynika to, że tak nagle straciłam zainteresowanie blogiem - bo stało się to u mnie z dnia na dzień, ale taka jest prawda. Jeszcze niecały rok temu żyłam tym miejscem, a teraz jakoś mi nie po drodze..
UsuńZycie Cię pochłonęło kochana, to dobrze :)
OdpowiedzUsuńZakladam, że gdyby było by Ci źle, to częściej byś tu zaglądała - żeby się pożalic, poszukać wsparcia, zrozumienia. Więc albo masz to wszystkiego albo nie potrzebujesz :)
A wieści o Dorocie - wow! Ja od lat namawiam moją najlepszą przyjaciółkę na przeprowadzkę :)
BTW - chyba Dorota zasługuje na to miano? ;)
Pochłonęło, zdecydowanie. Ale w sumie zawsze przecież żyłam intensywnie i aktywnie, a na bloga miałam czas.. Teraz może czas też bym znalazła, tylko jakoś mi ciągle nie po drodze..
UsuńJeśli chodzi o Dorotę, to jakoś zawsze czułam, że to kwestia czasu, że ona się tu przeprowadzi.. I to nawet nie dlatego, ze ją do tego namawiałam albo, że często na ten temat rozmawiałyśmy, tylko po prostu miałam takie przeczucie :)
Być może, ale jakoś konsekwentnie nie używam tego terminu ;)
Real Cię pochłania, co poradzić. To chyba dobrze :)))
OdpowiedzUsuńDobrze ;) Ale kiedyś też pochłaniał, a czas na bloga mimo wszystko był :)
Usuńmoże długie jesienne wieczory będą czynnikiem sprzyjającym Twojej większej aktywności blogowej
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Może... chociaż nie jestem niestety przekonana, bo wieczorami mam ostatnio inne zajęcia. Ale wszystko jest możliwe :)
UsuńSpora ta brać milcząca od jakiegoś czasu. Trudno jednak mieć pretensje, wszak blog nie obowiązek, a tych ludzikom nie brakuje. Bliska przyjaciółka blisko to bezcenne!
OdpowiedzUsuńNo niestety, taka tendencja. Sama nie wiem, skąd się wziął ten brak regularnych notek u mnie na przykład...
UsuńŻycie w realu pochłonęło blogerów. Poza tym chyba lepiej żyć w realu, niż w wirtualu ;)
OdpowiedzUsuńJasne, ze lepiej, chociaż ja zawsze żyłam tak samo intensywnie w realu, a mimo to miałam czas na życie wirtualne :)
UsuńŻycie w realu pochłonęło blogerów. Poza tym chyba lepiej żyć w realu, niż w wirtualu ;)
OdpowiedzUsuńTo dziś ta rocznica, więc wszystkiego najlepszego dla WAS!!!:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńKochana, jestem, zaglądam, pamiętam i życzę wszystkiego dobrego dla całej Margolkowej Rodzinki :*:*:*
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) I cieszę się, ze jesteś :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńJestem, bywam, czytam...
Zmiany dotyczą każdego z nas, jedne małe inne większe. Takie życie.
Pozdrawiam serdecznie:)
A u mnie smutny post
Miło mi Morgano, ciesze się, że bywasz mimo wszystko...
UsuńTak, masz rację, takie życie.
Pozdrawiam również.
faktycznie niechlubny :)
OdpowiedzUsuńJa miałam w ubiegły weekend spotkanie pomaturalne z koleżankami z klasy z którymi się nie widziałam wieki. W sumie było dziwne trochę i okazało się, że z tymi z którymi się w L.O trzymałam nie mam za bardzo tematu a z tymi których nie lubiłam lepiej mi się teraz porozumiewa :) ale żadna z tych znajomości nie przetrwała niestety
No niestety. Może uda mi się go przynajmniej nie pobić :P
UsuńJa ze znajomymi z liceum praktycznie nie utrzymuję kontaktów, wyjątkiem jest Dorota i Juska, przy czym z Dorotą mam zdecydowanie bliższe relacje. Tak czasami bywa, ludzie się zmieiają, wybierają inną drogę zyciową i nagle trudno złapać kontakt z kimś, z kim kiedyś rozumiało się prawie bez słów.
U mnie też ostatnio intensywnie było, więc doskonale Cię rozumiem. Ja jednak chcę wrócić do większej częstotliwości pisania oraz czytania innych, bo oczywiście nieustannie czytam :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że będziesz mieć blisko Dorotę!
i we wrześniu chyba go powielisz...
OdpowiedzUsuńWszystkie moje córki okropnie się wierciły. A najbardziej Jula. Dziewczyny liczyły na brata. Miały być Dawid po naszym ukochanym Floydzie Gilmourze. Najbardziej zawiodła się Lena. Ja od początku czułam że nie będzie chłopaka, ale dziewczynom nic nie mówiłam. Jak Lena usłyszała że będzie jednak siostrzyczka to pyta się mnie : Co się stało że z Dawida zrobiła się Julka? Myślałam że umrę ze śmiechu, a ona na na to : Mamusiu to nie jest śmieszne. Teraz wszystkie trzy słuchają Floydow.
OdpowiedzUsuń