Skończyłam
czwarty rok studiów. Zebrałam wszystkie wpisy, zdałam indeks. Koniec aż
do października…Jeszcze mi się nigdy nie zdarzyło, żebym tak szybko
miała wakacje – no może po maturze.
Wielu
moich znajomych ma sesję dopiero przed sobą. Kiedy o tym myślę, z
jednej strony jestem szczęśliwa, że ja w tym roku mam już to za sobą i że
tak gładko poszło, z drugiej strony jest jakiś… żal? że może coś mnie
ominęło. Może czuję się gorsza? Może mam obawy, że moje studia są mniej
warte?
Przez
trzy lata studiowałam dziennie. Na prywatnej uczelni. I nie miałam
innego życia poza nauką. To było strasznie,siedziałam osiem godzin na
uczelni, a kiedy wracałam, musiałam usiąść do książek i się przygotować
do następnego kolokwium, zrobić prezentację, napisać pracę.
Zastanawiałam się wtedy skąd się biorą te wszystkie opowieści o życiu
studenckim, o imprezach, opuszczaniu zajęć… Ja nie miałam czasu nawet
się porządnie wyspać! I tak było przez trzy lata. W zeszłym roku,
poniekąd los zadecydował, że przeniosłam się na studia zaoczne na
uczelni państwowej. Wreszcie odżyłam! Nie powiem, że zawsze było
kolorowo. Siedziałam od ośmiu do dziesięciu godzin w pracy, a po
powrocie bardzo często musiałam usiąść nad książkami. Na początku
każdego miesiąca, kiedy musiałam siedzieć w pracy nawet od 8 do 20 moich
przełożonych nie interesowało, że muszę jeszcze po powrocie do domu
napisać esej, przygotować prezentację, nauczyć się słownictwa. A
wykładowców nie interesowało, że przez cały tydzień siedziałam cały
dzień w pracy i ledwo miałam siłę żeby się pouczyć. Ale z drugiej strony
zjazd miałam co dwa tygodnie, miałam możliwość rozłożenia sobie nauki
na ten czas i dzięki temu miałam czas, żeby wyjść na spacer, do kina czy
na basen. Zauważyłam jedno –jestem szczęśliwsza. Częściej się
uśmiecham, bo wcześniej po prostu nie miałam na to czasu. Wiele osób,
które ze mną studiują narzeka, że nie mają teraz mobilizacji do nauki,
że to nie to, co kiedyś, że teraz się nauczą a za chwilę zapominają… A
ja uważam, że to jest kwestia osobowości. Ja chcę się uczyć i potrafię
się zmobilizować do tego sama. Poza tym robię często więcej niż wymaga
wykładowca – bo uczę się dla siebie. Na studiach dziennych nie miałam
już czasu na to, żeby zrobić coś więcej.
Studenci
dzienni nazywają zaocznych leserami i kombinatorami, którym nie chce
się uczyć. Zaoczni traktują dziennych jak leniów i darmozjadów, którzy
są nadal na utrzymaniu rodziców. A tymczasem punkt widzenia zależy od
punktu siedzenia. Nie można powiedzieć, że jedne studia są gorsze od
drugich. Jak ktoś będzie się chciał uczyć, będzie się uczył zarówno na
studiach dziennych, jak i na zaocznych. Jak komuś się nie chce, to
będzie kombinował jednakowo, obojętnie gdzie i czego by nie studiował.
Każdy
musi dopasować studia do swojej osobowości, swojego stylu życia i
sytuacji życiowej. Ja cieszę się, że miałam okazję przez trzy lata
zobaczyć na jak wiele mnie stać i jak wiele potrafię osiągnąć swoją
ciężką pracą. Nauczyłam się naprawdę dużo i ta wiedza procentuje. Teraz
cieszę się, że nadal mogę się uczyć, ale jednocześnie zdobywając
doświadczenie zawodowe. Widocznie potrzebowałam jakiejś odmiany. I chyba
najważniejsze, że czuję się szczęśliwa i, że mam poczucie, że życie
układa mi się na razie tak jak bym chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz