Można powiedzieć, że nasz związek osiągnął wyższy
poziom. Wnioskuję to ze sposobu w jaki przebiegła nasza wczorajsza
kłótnia. Oboje jesteśmy strasznie impulsywni i nerwowi. Jak się
zaczynamy wściekać, to jest naprawdę niebezpiecznie (raz szkło już
poleciało – spodeczki co prawda, ale zawsze:). Standardem było, że
któreś z nas miało focha i atmosfera robiła się gęsta. Potem ja coś
powiedziałam albo się popłakałam, Franek wściekły wychodził i nie chciał
ze mną gadać. Ja zostawałam wściekła, że mnie zostawił i ryczałam
jeszcze bardziej, on się wściekał, że ja ryczę i takie tam. Mnie zawsze
najbardziej wkurza, że on od razu wychodzi zamiast wyjaśnić, a ja wtedy
siedzę i jeszcze bardziej się nakręcam.
A
wczoraj zaczęło się od tego, że chciałam przygotować obiad. Franek jest
kucharzem i zawsze jak coś próbuję zrobić to się wtrąca. Tak też było
wczoraj. Ja się wkurzyłam, że się wtrącił, on się wkurzył na mnie, ja
miałam focha, że on ma focha
W końcu obraził się i powiedział „rób sobie sama, ja nie będę jadł!”
Normalnie już by sobie poszedł wściekły, ale usiadł w pokoju i starał
się zabić mnie wzrokiem. Ja zła w kuchni, ale parę razy go zawołałam. W
końcu przyszedł. Jeszcze byliśmy naburmuszeni, ale już powoli śmiesznie
się robiło, a kiedy za karę chciałam mu do ust wcisnąć cały ząbek
czosnku, to już nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać. Sytuacja
opanowana. Obyśmy się tak zawsze kłócili.
A wieczorem odbyliśmy na niepoważnie poważną rozmowę na temat naszej przyszłości. Wstępnie ślub za dwa lata. Chyba że się rozmyślimy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz