Aż
mi trudno uwierzyć, że to już miesiąc minął od naszej wizyty w
Londynie. Szok. Zostałam totalnie wciągnięta w wir pracy i innych
obowiązków i tak mi minęło… Obiecałam, że będą jakieś zdjęcia:) No to
są:) :
Oto sam początek naszej podróży. Uwielbiam latać samolotami:) Chociaż wcale aż tak wiele razy nie leciałam. Ale w zasadzie lubię start i lądowanie. Reszta jest nudna:) Jak latałam do Madrytu to strasznie mi się dłużyło. A tym razem, ledwo wyciągnęłam gazetę, już kapitan zapowiedział lądowanie. Tak to ja mogę latać:)
W Londynie wyszła po nas moja koleżanka i od razu zaczęłyśmy nadrabiać zaległości w pogaduchach:) A biedny Franuś ledwo za nami nadążał z tą ciężką walizą. Dziewczyny niby mieszkają w centrum, ale Londyn jest tak ogromny, że dotarcie do nich zajęło nam prawie godzinę. Coś tam przekąsiliśmy, Franek się zdrzemnął i wyruszyliśmy na mały rekonesans.
To był szok jak zobaczyliśmy, że tak wyglądają parki w Anglii o tej porze roku:) Pamiętacie te śnieżyce pod koniec marca?:)
Z wizytą u królowej:)
Wróciliśmy padnięci, ale oczywiście siły na obalenie swojskiego polskiego winka z dziewczynami się znalazły:) Siedzieliśmy do późna i gadaliśmy. Jedna z dziewczyn mieszkała ze mną przez pierwsze dwa lata studenckie, a był to okres najbardziej zwariowany, więc było co wspominać. A i Franek się paru ciekawych rzeczy dowiedział, bo poznał mnie jak już spokorniałam
Urlop czy nie urlop, na drugi dzień i tak obudziłam się po szóstej, a właściwie po piątej tamtejszego czasu. I tak pozwoliłam pospać Frankowi do ósmej:) A po śniadaniu wyruszyliśmy na spacer londyńskimi uliczkami i zapoznawaliśmy się z londyńskimi liniami metra, bo nie sposób było poruszać się tylko na piechotę:)
Pogoda była śliczna tego dnia. Było wręcz gorąco. Po południu zrobiliśmy sobie przerwę. Usiedliśmy w parku na ławeczce z takim oto widokiem:
Przesiedzieliśmy tam chyba ze dwie godziny:)
W niedzielę Franek oczywiście zaciągnął mnie na stadion:)
W niedzielę do Londynu przyjechało kuzynostwo Franka, które pracuje w Anglii. Zrobiliśmy sobie nocny spacerek po pubach:) Nie powiem… Trochę przesadziłam. A wydawało się, że piwo jest takie słabe…
Mimo niezbyt dobrego samopoczucia następnego dnia, daliśmy radę przejechać się w London Eye:)
Niestety w środę rano przyszło nam pożegnać uliczkę na której pomieszkiwaliśmy
i wyruszyliśmy na lotnisko. Londyn chyba nas polubił, bo mieliśmy piękną pogodę przez cały pobyt a ostatniego dnia miasto zaczęło płakać:)
Ale ponad chmurkami już było pięknie:)
Oto sam początek naszej podróży. Uwielbiam latać samolotami:) Chociaż wcale aż tak wiele razy nie leciałam. Ale w zasadzie lubię start i lądowanie. Reszta jest nudna:) Jak latałam do Madrytu to strasznie mi się dłużyło. A tym razem, ledwo wyciągnęłam gazetę, już kapitan zapowiedział lądowanie. Tak to ja mogę latać:)
W Londynie wyszła po nas moja koleżanka i od razu zaczęłyśmy nadrabiać zaległości w pogaduchach:) A biedny Franuś ledwo za nami nadążał z tą ciężką walizą. Dziewczyny niby mieszkają w centrum, ale Londyn jest tak ogromny, że dotarcie do nich zajęło nam prawie godzinę. Coś tam przekąsiliśmy, Franek się zdrzemnął i wyruszyliśmy na mały rekonesans.
To był szok jak zobaczyliśmy, że tak wyglądają parki w Anglii o tej porze roku:) Pamiętacie te śnieżyce pod koniec marca?:)
Z wizytą u królowej:)
Wróciliśmy padnięci, ale oczywiście siły na obalenie swojskiego polskiego winka z dziewczynami się znalazły:) Siedzieliśmy do późna i gadaliśmy. Jedna z dziewczyn mieszkała ze mną przez pierwsze dwa lata studenckie, a był to okres najbardziej zwariowany, więc było co wspominać. A i Franek się paru ciekawych rzeczy dowiedział, bo poznał mnie jak już spokorniałam
Urlop czy nie urlop, na drugi dzień i tak obudziłam się po szóstej, a właściwie po piątej tamtejszego czasu. I tak pozwoliłam pospać Frankowi do ósmej:) A po śniadaniu wyruszyliśmy na spacer londyńskimi uliczkami i zapoznawaliśmy się z londyńskimi liniami metra, bo nie sposób było poruszać się tylko na piechotę:)
Pogoda była śliczna tego dnia. Było wręcz gorąco. Po południu zrobiliśmy sobie przerwę. Usiedliśmy w parku na ławeczce z takim oto widokiem:
Przesiedzieliśmy tam chyba ze dwie godziny:)
W niedzielę Franek oczywiście zaciągnął mnie na stadion:)
W niedzielę do Londynu przyjechało kuzynostwo Franka, które pracuje w Anglii. Zrobiliśmy sobie nocny spacerek po pubach:) Nie powiem… Trochę przesadziłam. A wydawało się, że piwo jest takie słabe…
Mimo niezbyt dobrego samopoczucia następnego dnia, daliśmy radę przejechać się w London Eye:)
Niestety w środę rano przyszło nam pożegnać uliczkę na której pomieszkiwaliśmy
i wyruszyliśmy na lotnisko. Londyn chyba nas polubił, bo mieliśmy piękną pogodę przez cały pobyt a ostatniego dnia miasto zaczęło płakać:)
Ale ponad chmurkami już było pięknie:)
Ehhh…
Fajnie było:) A najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że byliśmy tam
razem. Oczywiście chyba żadna z Was nie myśli, że obeszło się bez kłótni
Znając nas? Niemożliwe… Ale to były raczej takie króciutkie sprzeczki, po których szybko chciało nam się śmiać:)
No i oczywiście najważniejsze. Mój nowy zakup. W końcu tylko po to tam poleciałam
No i oczywiście najważniejsze. Mój nowy zakup. W końcu tylko po to tam poleciałam
Chciałam ciemnofioletowe, ale nie było rozmiaru. Było dużo fajnych modeli, ale stwierdziłam, że czas trochę spoważnieć i padło na granatowe. Trochę by śmiesznie było jakby pani księgowa wparowała do roboty w buciorach w brązowe łaty na przykład
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz