Temat rzeka. Ale postaram
się nad nim za bardzo nie rozwodzić, żeby się nie zapętlić. Wasze
(bardzo miłe zresztą) komentarze pod ostatnim postem skłoniły mnie do
napisania o tym paru słów.
Z Dorotą znamy się od pierwszego dnia liceum, ale nie będę teraz pisać o szczegółach, bo pisałam już o tym w poście „Współlokatorka” . Jednak nie myślałam nigdy o relacji między nami jako przyjaźni. Głównie z jednego powodu - nie bardzo w nią wierzę. To znaczy, do tematu
przyjaźni, podchodzę trochę jak do tematu duchów:) Tyle o nich się mówi,
tyle było filmów, świadectw ludzi, którzy mieli jakieś z nimi
doświadczenia… Niby w nie nie wierzę, ale zawsze pozostawiam sobie jakiś
margines wątpliwości:) Ale generalnie, nie sądzę, żebym miała z nimi
jakieś doświadczenia.
Kiedyś strasznie się przejmowałam, tym, co myślą o mnie koleżanki, czy
mnie akceptują i czy będę jedną z nich. Były dla mnie najważniejsze. W
ogóle nie przyjmowałam do wiadomości słów moich bliskich, którzy mi
powtarzali, że koleżanka jednego dnia jest, drugiego już jej nie ma i że
w swoim życiu jeszcze wiele razy będę poznawać nowych i rozstawać się
ze starymi znajomymi. Tak naprawdę zmądrzałam dopiero w liceum.
Rzeczywiście z większością koleżanek z podstawówki i liceum, na których
tak mi kiedyś zależało, w ogóle nie utrzymuję kontaktu. Nasze drogi
zupełnie się rozeszły, mamy inne priorytety, często nie mamy nawet
wspólnych tematów.
Na osobach, które kiedyś traktowałam jak „przyjaciółki” strasznie się zawiodłam. I to nie jeden raz. Minęło sporo czasu, zanim zrozumiałam, że przyjaźń nie polega na jednostronnej wymianie informacji, na zasadzie ona mówi a ja tylko słucham. Albo wręcz odwrotnie – ja się zwierzałam, a „przyjaciółka” nie chciała powiedzieć słowa o sobie. Wiele wody upłynęło, zanim skojarzyłam, że skoro „przyjaciółka” obrabia przy mnie tyłek swojej innej „przyjaciółce”, to pewnie o mnie też ma dużo do powiedzenia. Cóż, lepiej późno niż wcale. Grunt, że zrozumiałam i od tamtej pory nie staram się szukać w każdej serdecznej znajomej przyjaciółki. Ludzie przychodzą i odchodzą, nigdy nie wiadomo, z kim Cię zetknie lub rozdzieli los. Nie powiem, czasami brakuje mi „Kogoś”, ale jest wiele osób, które (tak myślę) są mi życzliwe i o których myślę serdecznie, więc przeważnie mi to wystarcza. Mam też pewną „bratnią duszę”, z którą niestety widuję się bardzo rzadko (ostatnio chyba ponad 3 lata temu), ale utrzymujemy kontakt ze sobą i zawsze wydawało mi się, że łączy nas coś niezwykłego.
A Dorota? Dorota ma wiele bardzo serdecznych koleżanek. Poza tym ma dwie przyjaciółki, z którymi przyjaźni się od jakichś sześciu lat i mimo, że studiują każda w innym mieście, rozrzucone po całej Polsce, cały czas są ze sobą blisko. Nawet nie wiem, czy Dorota miałaby miejsce na taką przyjaciółkę jak ja:) Nie mam odwagi nazywać tej więzi między nami przyjaźnią. Na pewno jest to coś ważnego i szczególnego. Coś, co bardzo wpłynęło na nasze życie. Razem się śmiałyśmy i płakałyśmy. Uczyłyśmy się i bawiłyśmy. Wyznawałyśmy sobie nie raz miłość, ale nigdy przyjaźń :) Czas pokaże jak się to wszystko potoczy dalej. Oby „to” nam przetrwało, cokolwiek to jest.Ostatnio mam skłonność do przydługawych notek Ale to jest taki temat, o którym można powiedzieć wiele, a jednoczenie ciężko ubrać go w słowa.
Na osobach, które kiedyś traktowałam jak „przyjaciółki” strasznie się zawiodłam. I to nie jeden raz. Minęło sporo czasu, zanim zrozumiałam, że przyjaźń nie polega na jednostronnej wymianie informacji, na zasadzie ona mówi a ja tylko słucham. Albo wręcz odwrotnie – ja się zwierzałam, a „przyjaciółka” nie chciała powiedzieć słowa o sobie. Wiele wody upłynęło, zanim skojarzyłam, że skoro „przyjaciółka” obrabia przy mnie tyłek swojej innej „przyjaciółce”, to pewnie o mnie też ma dużo do powiedzenia. Cóż, lepiej późno niż wcale. Grunt, że zrozumiałam i od tamtej pory nie staram się szukać w każdej serdecznej znajomej przyjaciółki. Ludzie przychodzą i odchodzą, nigdy nie wiadomo, z kim Cię zetknie lub rozdzieli los. Nie powiem, czasami brakuje mi „Kogoś”, ale jest wiele osób, które (tak myślę) są mi życzliwe i o których myślę serdecznie, więc przeważnie mi to wystarcza. Mam też pewną „bratnią duszę”, z którą niestety widuję się bardzo rzadko (ostatnio chyba ponad 3 lata temu), ale utrzymujemy kontakt ze sobą i zawsze wydawało mi się, że łączy nas coś niezwykłego.
A Dorota? Dorota ma wiele bardzo serdecznych koleżanek. Poza tym ma dwie przyjaciółki, z którymi przyjaźni się od jakichś sześciu lat i mimo, że studiują każda w innym mieście, rozrzucone po całej Polsce, cały czas są ze sobą blisko. Nawet nie wiem, czy Dorota miałaby miejsce na taką przyjaciółkę jak ja:) Nie mam odwagi nazywać tej więzi między nami przyjaźnią. Na pewno jest to coś ważnego i szczególnego. Coś, co bardzo wpłynęło na nasze życie. Razem się śmiałyśmy i płakałyśmy. Uczyłyśmy się i bawiłyśmy. Wyznawałyśmy sobie nie raz miłość, ale nigdy przyjaźń :) Czas pokaże jak się to wszystko potoczy dalej. Oby „to” nam przetrwało, cokolwiek to jest.Ostatnio mam skłonność do przydługawych notek Ale to jest taki temat, o którym można powiedzieć wiele, a jednoczenie ciężko ubrać go w słowa.
Na zakończenie jedna taka moja myśl: czasem mi
się wydaje, że przyjaźń ma to do siebie, że jak się ją nazwie po
imieniu, to znika…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz