Cierpię na syndrom
białego fartucha. No boję się lekarzy jak nic. Nawet nie wiem dlaczego.
Franek się ze mnie śmieje zawsze (bo oczywiście ciągam go po wszystkich
lekarzach razem ze mną, kiedy już muszę iść), bo przed wejściem do
gabinetu, zaczynam się cała trząść, serce wali mi jak oszalałe, robi mi
się niedobrze i czuję mrowienie w brzuchu. Uchh, straszne…
Jednym z moich obowiązków w pracy jest pilnowanie, żeby wszyscy mieli aktualne badania i wypisywanie skierowań. Ale jak wiadomo szewc bez butów chodzi i ja takich badań nie miałam. Moim koronnym argumentem było to, że przecież ja bez śniadania nie wychodzę z domu a do badania krwi trzeba być na czczo. A przecież ja bym padła bez jedzenia. Ale ostatnio wstałam rano i okazało się, że zapomniałam zaopatrzyć się w cokolwiek, co nadawałoby się do zjedzenia. Skoro już byłam na czczo, decyzja zapadła. Pójdę wreszcie do lekarza. I poszłam. Zrobiłam badania laboratoryjne (żeby nie było, lekarzy się boję, ale kłucia wcale mogą mi pobierać tej krwi ile chcą;)) a potem wysłali mnie do okulisty. Potwierdzili tylko, że średnio widzę na prawe oko i dodali od siebie, że okularów mam używać nie tylko w samochodzie jak dotychczas, ale także do dłuższej pracy przy komputerze. Zmartwiło mnie tylko, że dostałam skierowanie na pole widzenia… Jak doczytałam, badanie takie robi się u osób z podejrzeniem uszkodzonego nerwu wzrokowego, siatkówki albo z jaskrą. Pierwszy termin, uwaga, uwaga, 11 września No co, zapisałam się, mimo, że nie wiem, czy dożyję. I tak, po trzech godzinach wynurzyłam się z przychodni, ściskając w ręce papierek potwierdzający moją zdolność do pracy. Teraz będę świecić przykładem, a co!
Jednym z moich obowiązków w pracy jest pilnowanie, żeby wszyscy mieli aktualne badania i wypisywanie skierowań. Ale jak wiadomo szewc bez butów chodzi i ja takich badań nie miałam. Moim koronnym argumentem było to, że przecież ja bez śniadania nie wychodzę z domu a do badania krwi trzeba być na czczo. A przecież ja bym padła bez jedzenia. Ale ostatnio wstałam rano i okazało się, że zapomniałam zaopatrzyć się w cokolwiek, co nadawałoby się do zjedzenia. Skoro już byłam na czczo, decyzja zapadła. Pójdę wreszcie do lekarza. I poszłam. Zrobiłam badania laboratoryjne (żeby nie było, lekarzy się boję, ale kłucia wcale mogą mi pobierać tej krwi ile chcą;)) a potem wysłali mnie do okulisty. Potwierdzili tylko, że średnio widzę na prawe oko i dodali od siebie, że okularów mam używać nie tylko w samochodzie jak dotychczas, ale także do dłuższej pracy przy komputerze. Zmartwiło mnie tylko, że dostałam skierowanie na pole widzenia… Jak doczytałam, badanie takie robi się u osób z podejrzeniem uszkodzonego nerwu wzrokowego, siatkówki albo z jaskrą. Pierwszy termin, uwaga, uwaga, 11 września No co, zapisałam się, mimo, że nie wiem, czy dożyję. I tak, po trzech godzinach wynurzyłam się z przychodni, ściskając w ręce papierek potwierdzający moją zdolność do pracy. Teraz będę świecić przykładem, a co!
Żeby było śmieszniej jakiś miesiąc temu zarejestrowałam się do lekarza na Gie. I termin przypadał akurat w ten sam dzień. Więc wieczorem znowu wylądowałam w przychodni Tym razem już z Frankiem, co by mnie za rękę potrzymał Przeżyłam, a nawet było całkiem sympatycznie, ale o lekarzu na Gie, to kiedyś będę musiała chyba osobną notkę napisać.No, to generalny przegląd techniczny mam za sobą. Uffff. Następny najwcześniej za rok Całe szczęście, bo każda taka wizyta kosztuje mnie naprawdę sporo nerwów. Naprawdę nie wiem dlaczego tak reaguję na białe fartuchy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz