Wczoraj
siedziałam w pracy od 7 do 18. Wyszła nam taka awaryjna sytuacja i
liczyłam, liczyłam i liczyłam… A jak już wyszłam z roboty to zobaczyłam,
że niebo jakieś dziwne. Szaro granatowe i brzydkie. Ewidentnie zbierało
się na burzę. Ale myślałam, że zdążę, w końcu przy normalnym ruchu jadę
do domu średnio 13 minut. Niestety, w chwili gdy skręciłam na moje
osiedle tak lunęło, że wycieraczki nie nadążały. Nie pozostało mi nic
innego jak nie ruszać się z miejsca. Posiedziałam sobie w samochodzie
pół godziny i szlag mnie coraz bardziej trafiał. Ja mam jakiś rodzaj
ADHD i nie znoszę marnotrawienia czasu. Zawsze w torebce mam coś do
czytania. No zawsze. A wczoraj nie miałam! To mnie już nieziemsko
zdenerwowało. Przez burzę zasięgu nie miałam, więc nawet zadzwonić sobie
nigdzie nie mogłam. No i się w końcu wkurzyłam i wysiadłam z tego auta,
żeby przebiec 200 metrów do domu. Oczywiście zmokłam zupełnie, no ale
ile można siedzieć bez sensu w samochodzie i czekać na zbawienie?
Dorota
kiedyś powiedziała, że ona zanim mnie zobaczy, już wie jaki mam humor –
poznaje to po tym w jaki sposób obchodzę się z drzwiami wejściowymi. No
więc wczoraj tak trzasnęłam, że nie wiem jakim cudem wszystkie szyby w
oknach nadal są:) Weszłam do pokoju z jednym słowem: KU..WA! Rzuciłam
torebką, kluczykami i czym tam jeszcze, a mokre buty skopałam z nóg aż
po sufit i dopiero mi ulżyło. Oczyściłam się. Burza się skończyła
Taka jestem. Wściekać się to ja potrafię
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz