Ostatnimi
czasy mam okazję stosunkowo często bywać w poczekalniach przed
gabinetami lekarskimi. Poczekalnie mają to do siebie, że w jednym
czasie gromadzą całkiem sporo zupełnie różnych osób…Z moich mniej więcej
czteromiesięcznych obserwacji wynika, że przerażająca liczba tych osób
nie ma za grosz kultury!
Z
reguły, kiedy załatwiam różnego rodzaju sprawy „na mieście”, podczas
których mam styczność z obcymi ludźmi, staram się być uprzejma
(przynajmniej do momentu, kiedy ktoś mnie baaardzo nie wkurzy;)) i
zwykle się uśmiecham na dobry początek. Pewnie, mogę mieć zły dzień i
wcale do śmiechu mi nie jest, ale jednak zawsze staram się choć troszkę
unieść kąciki ust, żeby nawiązać pozytywny kontakt. Sama wiem, że
zupełnie inaczej patrzę naludzi, którzy się uśmiechają, niż na gbura.
Miło jest, kiedy ten uśmiech jest odwzajemniony, ale jakoś specjalnie
tego nie wymagam…
Natomiast
miło by było, gdyby tak ludziska odpowiedziały chociaż na moje
powitanie. Nic z tego. To jest dla mnie niepojęte, że wchodzę z
uśmiechem do danego pomieszczenia, głośno mówię do wszystkich „dzień
dobry” i odpowiada mi głucha cisza. Nawet na mnie nie spojrzą. Albo
jeszcze gorzej – gapią się jak to cielę na malowane wrota…Jest to dla
mnie żenujące :/
To
znaczy – nie ja się czuję zażenowana, ale oni wszyscy są dla mnie
żenujący i z miejsca u mnie skreśleni. Nie rozumiem, jak można się
wykazać w miejscu publicznym takim brakiem kultury – przecież mówienia
„dzień dobry” uczy się już małe dzieci. To jest dla mnie elementarna
zasada dobrego wychowania. I muszę podkreślić, że nie zdarzyło mi się to
raz, ani dwa. Niemal za każdym razem było tak samo, chociaż przyznać
muszę że ostatnio, ku mojemu zaskoczeniu, chyba ze trzy razy mi
odpowiedziano. Ludzie są w różnym wieku, ale przeważnie jednak starsi (a
tyle mówią o szacunku) i zwykle nie odpowiadają na powitanie mężczyźni –
to takie moje mini-socjologiczne obserwacje.
Raz
się zdarzyło, że weszłam do poczekalni, gdzie siedział mężczyzna około
sześćdziesiątki i drugi w moim wieku. Oczywiście nie odpowiedzieli mi na
powitanie. Zapytałam, po którym z nich wchodzę – żaden nie
odpowiedział, patrzyli na mnie tylko jak na intruza :/ W końcu
zapytałam,czy mogę zapalić światło (był to styczeń, siódma rano, a więc
ciemno jeszcze) – nadal nie zaszczycili mnie nawet burknięciem pod
nosem. Pozwoliłam sobie więc na samowolkę
Ostatnio
natomiast spotkałam wyjątkowo bezczelnego typka. U okulisty rejestracja
zaczyna się od 7:30, a lekarz przyjmuje od 8.00. Ostatnio przyszłam
dokładnie o 6:09 (bo jak raz przyszłam na 7, to do gabinetu weszłam o 10)
i udało mi się zdobyć pierwszy numerek. Dużo później przyszedł (bez
przywitania się) facet około trzydziestki. Kiedy tuż przed ósmą
siedziałam pod gabinetem, podszedł do mnie ów gość i powiedział, że on
musi iść do pracy i że ma prośbę, żebym go przepuściła. Odpowiedziałam,
że ja w pracy powinnam już być od godziny, więc niestety, ale nie… A on
do mnie z fochem! Że on musi do pracy, że nie ma czasu czekać, że to, że
tamto… Z fochem! Wyobrażacie sobie? Nosz kur… I jeszcze później z
pretensją powiedział: „ale mam nadzieję, że nie będzie pani długo”.
Miałam ochotę odpyskować, że będę miała przeszczep oczu i wyjdę
najwcześniej o 12, ale już mi się z burakiem nie chciało dyskutować,
powiedziałam, tylko, że nie po to przychodzę dwie godziny wcześniej,
żeby potem przepuścić tych, którzy nie mają czasu czekać w kolejce! Aha,
żeby było jasne – w gabinecie byłam dokładnie 6 minut…
Szczyt wszystkiego, naprawdę :/
Ale
na sam koniec chciałam powiedzieć, że na szczęście parę razy spotkałam w
tych poczekalniach również kilka bardzo uprzejmych osób (zwykle
kobiet), uśmiechniętych, przyjaznych… Od razu się przyjemniej czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz