Jak
wiadomo, wszystko ma dwie strony. W pierwszych dniach na nowym miejscu
oczywiście wszystko mi przeszkadzało i ciągle wydawało mi się, że coś
jest nie tak. Ale ze względu na to, że wiedziałam, że jakiś czas, być
może kilka najbliższych lat w tym miejscu spędzę, starałam się
wyszukiwać jednak pozytywne strony każdej rzeczy, która mnie
denerwowała. Najgorzej było z dojazdami do pracy no i dzisiaj o tym
właśnie chciałam :)
Jak
wiecie, pracuję w dwóch miejscach u jednego pracodawcy. W miejsce A
dojeżdżam dwa razy w tygodniu samochodem, w miejsce B jeżdżę trzy razy w
tygodniu komunikacją miejską. Z mojego osiedla samochodem jeździłam
około 15 minut do miejsca A, natomiast do miejsca B miałam doskonały
dojazd – cztery minuty do przystanku, z którego tramwaj zawoził mnie w
19 minut bezpośrednio na miejsce. Z nowego mieszkania mam zdecydowanie
bliżej do miejsca A – teraz ze spokojem dojeżdżam do pracy maksymalnie w
10 minut. Do tego nie ma korków – podczas gdy wracając na poprzednie
osiedle bywało, ze pakowałam się w taki jeden od czasu do czasu. Tu za
bardzo nie ma gdzie się korkować.
Niestety,
z miejscem B nie jest tak łatwo – odległość niby taka sama, ale dojazd
dużo gorszy. Owszem, jeżdżą tramwaje, ale musiałabym się przynajmniej
raz przesiadać. Ale i tak najgorsze jest to, że do przystanku
tramwajowego mam dziesięć minut (może się to komuś wydawać niewiele,
jednak w porównaniu z tym jak blisko miałam w poprzednim miejscu
zamieszkania, różnica jest kolosalna). Jeździ jeszcze autobus – w
zasadzie zaraz spod mojej bramy. Tylko, że z ostatniego przystanku muszę
się jeszcze przejść spory kawałek. Latem 10 minut nie przeszkadza, ale
zimą… Jakoś tego nie widzę, zwłaszcza, że muszę dwa razy wchodzić i
schodzić po schodach – już mam wizję jak minimum raz w tygodniu ląduję
na tyłku
Tydzień
temu po raz pierwszy jechałam do miejsca B z nowego mieszkania. Miałam
pojechać autobusem, niestety tak się zdarzyło, że zaspałam (to jest
możliwe tylko na nowym miejscu, przecież ja nie umiałam zaspać, nawet
jak chciałam! :)), poszłam więc na tramwaj. Dojechałam do pracy po 53,
słownie pięćdziesięciu trzech minutach! Byłam załamana. Do przystanku
daleko, trzy razy się przesiadałam, do tego wszędzie musiałam czekać.
Wierzcie mi, do pracy dotarłam totalnie zrezygnowana. Mimo tego,
starałam sama siebie pocieszać, ze nie będzie tak źle, że jakoś sobie
poradzę, że za to do miejsca B mam bliżej, więc to się wyrównuje i takie
tam. No i jeszcze, że następnym razem spróbuję autobusem.
Tak też zrobiłam. I muszę powiedzieć, że jestem zadowolona
Autobus jak na razie zawsze jest punktualny (odpukać ;)), do tego nie
jest zatłoczony i zawsze mam w nim miejsce siedzące – co powoduje, że
komfort jazdy już jest dużo lepszy niż w tramwaju, którym jeździłam
Jeździ przez ścisłe centrum, ale rzadko stoi w korkach. A nawet jeśli
to przecież siedzę sobie i czytam książkę, więc w czym problem?
Ostatni przystanek co prawda jest dość daleko od miejsca A, ale
wykombinowałam sobie, że wysiadam jeszcze jeden wcześniej i schodzę na
tramwaj, bo przystanek jest parę kroków po schodkach dalej
Tym sposobem ostatecznie wysiadam tam, gdzie wysiadałam do tej pory. Z
powrotem w ogóle nie mam takiego problemu, bo zarówno przystanek na
którym wsiadam, jak i ten na którym wysiadam mam pod nosem. Jadę trochę
dłużej niż kiedyś, ale to tylko jakieś pięć-dziesięć minut –
przynajmniej dłużej sobie poczytam
Pewnie
nie spodziewałyście się, że można tyle napisać na temat tak prozaiczny i
w gruncie rzeczy mało ciekawy, jak dojazd do pracy
Ale postanowiłam o tym napisać, żeby Wam udowodnić, że ja wcale nie marudzę tak non stop, jak to się może ostatnio wydawać
Staram się po prostu we wszystkim znaleźć coś pozytywnego. Tak się
bałam tych dojazdów, a ostatecznie jest ok – mimo, że kiedyś i tak
miałam nieco łatwiej, to jestem zadowolona i skupiam się na tym, co
teraz jest lepsze. Obiektywnie mogłabym powiedzieć, że wygodniej miałam z
tamtego mieszkania, subiektywnie stwierdzam, że teraz mi się bardziej
podoba. Dziwna jestem co?
A w ogóle to się nie dziwcie proszę, że ja tak często się odnoszę do tematyki komunikacji miejskiej, bo uwielbiam tę branżę
Zawsze ją uwielbiałam. Kiedyś chciałam nawet zostać panią „tramwajarką”
No ale musi mi wystarczyć Osobisty Facet pracujący jako kierowca autobusów
Lubię jeździć tramwajami i autobusami, nie przeszkadza mi czekanie na
przystankach a jak tylko znalazłam jakieś pozytywne strony nowej trasy,
to już nic więcej mi w tej kwestii do szczęścia nie potrzeba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz