*OGŁOSZENIE*
Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)
Krótkie wyjasnienie.
Nasze kłótnie to chyba na osobną notkę zasługują
Teraz to już sama nie wiem, czy to było istotne, czy nie. Ale
naprawdę się wkurzyłam i uważam, że miałam do tego prawo. Nie będę tu
pisać o szczegółach, bo to nie ma sensu – i tak dla niektórych byłaby to
niewarta ani jednego słowa błahostka a dla innych sprawa bardzo
poważna, dająca nawet podstawę do zakończenia związku jakby ją trochę
rozdmuchać
Oczywiście jak zwykle zaczęło się przez telefon
Ponieważ nade wszystko wkurza mnie, kiedy Franek nie odbiera, jak już w
końcu zadzwonił byłam już wzburzona. Do tego doszła kolejna pretensja,
jego ton i poszło. Potem do mnie przyszedł i położył się na drugim
łóżku. Byłam nadal wściekła. W poniedziałek też mi nie przeszło – i jemu
chyba też nie, bo jak rozmawiał ze mną przez telefon to miał focha. Ja
naprawdę myślałam w danej chwili to, co napisałam. Wróciłam z pracy i
miałam nadzieję na „pojednanie”, ale zadzwoniłam i zaczęłam od czepiania
się jeszcze innej rzeczy (świadomie) na co Franek rzucił słuchawką. Ja w
ryk – spowodowany wściekłością. Bo nie wiedziałam co mam robić. Miałam
się wyprowadzić a wcale nie miałam na to ochoty. A już absolutnie nie
miałam ochoty jechać gdziekolwiek z Frankiem. Napisałam to, co
napisałam, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, kliknęłam „zapisz szkic”
(czyli „publikuj” :)) i poszłam otworzyć. A tam Franek. Wparował z
uśmiechem, pełen energii, zaczął mnie całować, pocieszać, przepraszać i
mówić jak się cieszy, bo zaraz się wyprowadzamy i będziemy mieszkać we
dwoje. (A podobno to kobieta zmienną jest:)) No i na zgodę przyniósł…
kotleta
I
co miałam robić? No śmiać się zaczęłam. Potem jeszcze niby naburmuszona
byłam, coś tam fukałam od czasu do czasu, ale on był niezrażony. No i
mi przeszło.
Tak,
ja wiem, że to wszystko brzmi niepoważnie. Ale tacy już jesteśmy nie
poważni. Po prostu kiedy się kłócimy, mamy w sobie tyle emocji, że
wybuch jest niekontrolowany. Potem powoli wszystko opada i ostatecznie
jakoś się dogadujemy. Nie wiem czy kiedykolwiek się zmienimy
Chaotyczna
ta notka, ale nadal nie mam na nic czasu. Wczoraj przyjechaliśmy późno i
starczyło nam czasu tylko na to, żeby wyszukać szczoteczki do zębów,
które znajdowały się gdzieś między ziemniakami a żelazkiem
Dzisiaj całe popołudnie próbowałam ogarnąć cały bałagan. Teraz
przynajmniej już się nie czuję jakbym była na bazarze (torby różnego
rodzaju wypełnione po brzegi zajęły nam cały jeden pokój;)) no i w
kuchni jest trochę więcej miejsca na zrobienie kanapki niż 2 cm
kwadratowe
Ps. Odpowiedzi na komentarze pod ostatnimi notkami możecie spodziewać się jutro.
Dopisek 07.07 godz 12:00
UWAGA! NA PEWNO WIELE Z WAS BARDZO ZAINTERESUJE WIADOMOŚĆ, KTÓRĄ PRZED 5 MINUTAMI DOSTAŁAM OD IZY – URODZIŁA
PISZE, ŻE BYŁO CIĘŻKO A PATRYŚ WAŻY 4 KG. ALE SMSY SĄ BARDZO RADOSNE,
WIĘC NAWET JEŚLI JEST ZMĘCZONA, TO PRZEDE WSZYSTKIM SZCZĘŚLIWA
GRATULUJĘ!!!
Na pytanie, czy Patryk zdrowy a Krzyś przeszczęśliwy odpisała mi: „Tak, wytyka język i bawi się w inkubatorze
A Krzychu jak naćpany:D”
:D:D:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz