Kiedy
Franek pracował jeszcze jako kucharz, lubiłam wpadać do niego do pracy.
Czasami przychodziłam coś zjeść, ale częściej po prostu posiedzieć.
Bywały dni, kiedy klientów nie miał za dużo, mogliśmy więc porozmawiać.
Ale czasami ruch był spory, a ja siedziałam mimo wszystko – czasami
nawet godzinę, dwie. Tylko siedziałam i przyglądałam się jak pracuje.
Nie wiedzieć czemu, lubiłam go tak obserwować.
Kiedy
zaczął nową pracę, nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła go
„skontrolować” :)) Przy pierwszej okazji, kiedy jeździł po południu,
umówiliśmy się na przystanku początkowym i przejechałam się z nim całe
kółko. Od tamtej pory zdarzyło mi się to jeszcze kilka razy. Przyznaję,
że za pierwszym razem, to się nawet trochę stresowałam :)) Franek był
kierowcą dopiero od miesiąca, zdarzały mu się jeszcze drobne błędy, a
mnie się robiło gorąco, kiedy tylko zahaczył przednim kołem o krawężnik
przy przystanku
Ale teraz jeżdżę już zupełnie bez obaw.
To oczywiście żart z tą kontrolą, bo nie o to chodzi
Ja po prostu naprawdę lubię obserwować go w pracy – obojętnie w
której. Mam o tyle fajnie, że i w poprzedniej pracy, i teraz mogę po
prostu udawać zwykłą klientkę.
W
ogóle tramwajami i autobusami zawsze bardzo lubiłam jeździć bez celu.
Kiedy przyjechałam do Poznania, zdarzało mi się po prostu wsiadać w
tramwaj jakiejś linii i przejeżdżać całą trasę, zwiedzając w ten sposób
miasto. A teraz mam dwa w jednym – mogę sobie jeździć po mieście a do
tego obserwować Franka
Aa, no i przy tym wszystkim oczywiście czytam sobie książkę
W takiej sytuacji mogę sobie jeździć całymi dniami
Nauczyłam
się już obliczać mniej więcej kiedy będzie na którym przystanku.
Zdarzają mi się oczywiście pomyłki, bo różnie bywa na drodze – korki,
awarie, czasami Franek ma jakąś niezaplanowaną przerwę, ale generalnie
prawie zawsze trafiam idealnie
Zwykle czekam na przystanku początkowym, ale na przykład wczoraj
podjechałam sobie niemal na drugi koniec miasta i mój widok na
przystanku zaskoczył Franka
A ja sobie po prostu siadam grzecznie z przodu autobusu i czytam
książkę, zerkając od czasu do czasu w stronę okna. Lub Franka
Ale to już rzadziej, w końcu nie chcę go rozpraszać
Czasami udaje się tak, że przy przystanku końcowym Franek ma przerwę,
możemy więc chwilę porozmawiać, czasami przynoszę mu kanapki, innym
razem po prostu wsiadam, dojeżdżam do końca i wracam do domu…
Pewnie wielu osobom wyda się to dość dziwne :) Ale ja bardzo lubię te wyprawy. Po pierwsze sam fakt objeżdżania całego miasta. Po drugie ta możliwość obserwacji
Franek w pracy wydaje mi się zupełnie inny niż na co dzień w domu
Taki poważny, dystyngowany
Zwłaszcza teraz w mundurze. Lubię jak czasami spojrzy na mnie szybko i
mrugnie okiem albo się uśmiechnie dyskretnie. Lubię kiedy tak jesteśmy
blisko siebie, a wyglądamy, jakbyśmy się w ogóle nie znali – ot, dwójka
obcych ludzi, kucharz i klientka, kierowca i pasażerka. I dopiero kiedy
dojeżdżamy do przystanku, na którym chcę wysiąść uśmiecham się, macham
na pożegnanie, a on posyła mi buziaka – dopiero wtedy okazuje się, że
się znamy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz