Kiedy
kilka dni temu usłyszeliśmy informację o wynikach badań Biblioteki
Narodowej, z których wynikało, że tylko 12 % Polaków można określić
mianem „rzeczywistych czytelników”, ponieważ czytają przynajmniej sześć
książek rocznie, Franek skwitował to jednym zdaniem: „no to nieźle im
zawyżasz statystyki”…
Fakt,
sześć książek to ja jestem w stanie przeczytać w ciągu miesiąca.
Chociaż przyznaję, że nieczęsto mi się to zdarza ze względu na brak
czasu spowodowany innymi obowiązkami. Ale średnio czterdzieści książek
rocznie to moja norma.
W głowie mi się nie mieści, że tylko 44 % naszego społeczeństwa miało w ciągu ubiegłego roku chociaż jednorazowy KONTAKT z książką
(czyli nie oznacza to, że ją przeczytali!). Chociaż jeszcze bardziej
nie mieści mi się w głowie, że te 56 % nie wstydziło się przyznać do
braku tego kontaktu…
Wiem,
że obecnie wiele mamy pożeraczy naszego czasu, z komputerem i
internetem na czele. Do tego telewizja, seriale, gry… Wszystko rozumiem,
bo sama nie jeden raz wyrzucam sobie, że za dużo czasu spędzam przed
ekranem komputera, tudzież telewizora. Zła jestem na siebie, kiedy
wciąga mnie jakaś karciana gra albo losy, dajmy na to, Mostowiaków.
Rozumiem też, że są osoby, które faktycznie nie mają czasu – praca,
dzieci, dom, zakupy – te wszystkie obowiązki pochłaniają tyle czasu i
energii, że człowiek pada jak kawka po przeczytaniu dwóch zdań.
Ale
absolutnie nie rozumiem tego, że są osoby, które nawet nie próbują
sięgnąć po książkę! Które deklarują, że czytać nie lubią, nie
sprawdzając tego nawet, które w ogóle nie widzą czytania jako
alternatywy spędzania wolnego czasu.
Nie
potrafię tego zrozumieć, bo sama kocham książki i nie wyobrażam sobie
bez nich życia. Bibliotekę odwiedzam przynajmniej raz w miesiącu. I to
nie jedną, ale od razu przynajmniej trzy. Wychodzę z nich ze stosikami
książek, które aż mi się palą w rękach i nie mogę się doczekać, kiedy je
wszystkie przeczytam. Zdarza mi się zasypiać rozmyślając o tym ile
książek jeszcze mnie czeka i ta myśl powoduje moją ogromną ekscytację.
Czasami gdy jestem w pracy myślę o wolnej chwili popołudniu, gdy zasiądę
przy lekturze… 56 % Polaków w ciągu 365 dni nie ma jednorazowego
kontaktu z książką… Ja należę do osób, dla których nie istnieje ani
jeden dzień bez przeczytanych chociaż kilku zdań (i bynajmniej nie mam
na myśli blogów, czy wiadomości w internecie :))
Ale o moich zwyczajach czytelniczych może innym razem. Teraz chciałabym się zastanowić nad jednym - gdzie leży przyczyna tak tragicznego stanu czytelnictwa w Polsce?
Napisanych książek jest tyle, że nikt nie jest w stanie przeczytać
wszystkiego, co istnieje. Ba, nawet wszystkiego, co go interesuje… A
więc na pewno każda osoba mogłaby znaleźć coś dla siebie. A jednak
dobrowolnie rezygnuje się z tej przyjemności całymi latami. To, o czym
już wspomniałam – a więc telewizja, komputery i nadmiar obowiązków są
tylko przyczynami pośrednimi. Natomiast sądzę, że tych bezpośrednich
powodów należy szukać u źródeł. Moim zdaniem tym źródłem są rodzice i
szkoła.
Szkoła
chyba jest zbyt pobłażliwa, coraz mniej wymaga, przymyka oko na to, że
uczniom wystarczą bryki i streszczenia. Na temat samych lektur się nie
wypowiadam. Zgodzę się, że być może lista powinna być trochę
zmodyfikowana. Ale nieprawdą jest, że wszystkie lektury są nudne. Mnie
zainteresowała większość. Pamiętam, że najbardziej męczyłam Kajtkowe
przygody i Żeromskiego. Reszta była do przełknięcia, a znakomita część
wręcz mnie fascynowała. Ale pomijając już lektury obowiązkowe, szkoła
zwyczajnie nie propaguje czytania. Poloniści czy pracownicy biblioteki
nie proponują książek, które mogłyby zainteresować dzieci i pomóc w
rozwoju pasji czytania. Nie rozmawia się o książkach, a lektury omawia
się schematycznie i bardziej pod kątem „dlaczego autor tak napisał?” niż
„co w ogóle napisał?”…
Szkoła
szkołą, a ja i tak uważam, że najważniejsi zawsze są rodzice. Czego się
od nich nauczymy, co u nich podpatrzymy, zakoduje się nam choćby w
podświadomości. Jeśli
rodzice nie czytają, nie pokazują nam, że można to robić, że można z
tego czerpać przyjemność, że to nie musi być tylko przykry obowiązek, to
i my czytać nie będziemy, nawet nie spróbujemy…
To jest tylko moje zdanie. Badań nad przyczynami niechęci do czytania nie prowadziłam. Ale nasuwa mi się tylko jedna myśl: Nie zachęca się ludzi do czytania, a znakomita większość nie ma pojęcia jaka to może być przyjemność.
A
ja tego zjawiska pewnie nigdy nie zrozumiem, bo jak osobie, która
uwielbia lody waniliowe można wytłumaczyć, że są one niesmaczne? No właśnie… Tak i mnie chyba nikt nie wytłumaczy, że książki to nic fajnego… Ale może ktoś spróbuje? Chociaż lojalnie uprzedzam, będzie ciężko, bo moim zdaniem nieczytanie do obciach
Ps. Badanie wraz z komentarzem można znaleźć tutaj
Ps.2 A tutaj trochę się wytłumaczyłam :)
Ojojoj ale natrafilam nabratnia albo chyba siostrzana dusze Ksiazki to moja druga Wielka Milosc Na pierwszej stronie stawiam rodzine i przyjaciol Pozdrawiam goraco Barbara
OdpowiedzUsuń