Jestem naprawdę wściekła!
Idziemy dzisiaj z Frankiem na wesele, więc mam urlop. Posiedziałam wczoraj z koleżanką, potem jeszcze trochę z Frankiem. Ostatecznie poszłam spać o 2, co dla mnie jest już mega ekstrawagancją. I wiecie co??
Codziennie wstaję o szóstej. Codziennie krzątam się rano po domu. Nawet w weekendy kładę się zwykle przed północą, a więc wstaję między siódmą a ósmą. I NIGDY NIKT nie dzwoni.
Jeden jedyny raz wzięłam sobie urlop, posiedziałam trochę dłużej, bo wiedziałam, że sobie pośpię. Miałam nadzieję, że przynajmniej do dziewiątej, żeby jednak nie paść na tym weselu. Jeden jedyny raz w piątkowy poranek, w który normalnie zawsze wstaję, chciałam sobie pospać do oporu I co???
Siódma godzina, w samym środku bardzo ciekawego snu, słyszę, że w drugim pokoju dzwoni telefon stacjonarny. W półśnie myślę sobie: „przestanie, zaraz przestanie, śpij dalej, nie licz dzwonków, bo się rozbudzisz, dzwoni i dzwoni, ale przestanie…” Przestało. Udało mi się nie rozbudzić. Za chwilę dzwoni jeszcze raz. Dzwoni i dzwoni. Do oporu. Koniec spania. Wiedziałam doskonale, ze to nikt do nas, bo dzwoniłby na komórkę, stacjonarny mamy tylko dlatego, że właścicielka mieszkania nie chciała likwidować numeru, a dzięki temu mamy tańszy internet. Oczywiście nie pomyliłam się. Facet o siódmej rano pyta się mnie czy to Zarząd Dróg Miejskich! Oberwało mu się, ale jeszcze byłam zbyt zaspana, żeby powiedzieć mu co naprawdę myślę o tym, że ktoś nie potrafi wybrać poprawnie numeru na telefonie i to dwa razy. Nie chciałam się nakręcać, tylko położyłam się i starałam się z powrotem „odpłynąć”. Nie udało się. Owszem, udawało mi się nie myśleć o niczym konkretnym, ale w sen już nie zapadłam. A kiedy godzinę później telefon zadzwonił znowu (!) doprowadziło mnie to do furii. Wściekła warknęłam do telefonu „słucham”, a kiedy usłyszałam słodki głosik panienki reklamującej jakąś szkołę językową (a co tam – Speak Up! niech mają „czarny PR” i opinię natrętów niepozwalających się ludziom wyspać) powiedziałam, że absolutnie mnie to nie interesuje i że mam dość odbierania od rana idiotycznych telefonów, które nie pozwalają człowiekowi odpocząć. Cóż. Oberwało się lasce za faceta od ZDMu, miała pecha. Ryzyko zawodowe. Jestem pewna, że słyszała już gorsze rzeczy.
Ale do jasnej Anielki! Codziennie łażę w tych godzinach po domu w pełni wypoczęta i dlaczego wtedy nikt nie dzwoni, tylko właśnie w dniu, kiedy naprawdę chciałam się wyspać??!! I patrzę z zazdrością na Franka, który mimo dwóch pobudek zasnął ponownie Ja już nie potrafię. Gdyby telefon dzwonił o 4tej, to byłaby na to szansa. Ale nie o godzinie, o której normalnie jestem na nogach… Efekt jest taki, że naprawdę czuję się zmęczona i boli mnie głowa (jak zwykle, gdy śpię mniej niż 7 godzin) a dodatkowo wściekła jestem jak sto diabłów.
Notka miała być zupełnie o czymś innym, ale wyżyć się gdzieś musiałam. Lepiej na biednym blogu niż na Franku albo fryzjerce, z którą jestem umówiona za dwie godziny…
Idziemy dzisiaj z Frankiem na wesele, więc mam urlop. Posiedziałam wczoraj z koleżanką, potem jeszcze trochę z Frankiem. Ostatecznie poszłam spać o 2, co dla mnie jest już mega ekstrawagancją. I wiecie co??
Codziennie wstaję o szóstej. Codziennie krzątam się rano po domu. Nawet w weekendy kładę się zwykle przed północą, a więc wstaję między siódmą a ósmą. I NIGDY NIKT nie dzwoni.
Jeden jedyny raz wzięłam sobie urlop, posiedziałam trochę dłużej, bo wiedziałam, że sobie pośpię. Miałam nadzieję, że przynajmniej do dziewiątej, żeby jednak nie paść na tym weselu. Jeden jedyny raz w piątkowy poranek, w który normalnie zawsze wstaję, chciałam sobie pospać do oporu I co???
Siódma godzina, w samym środku bardzo ciekawego snu, słyszę, że w drugim pokoju dzwoni telefon stacjonarny. W półśnie myślę sobie: „przestanie, zaraz przestanie, śpij dalej, nie licz dzwonków, bo się rozbudzisz, dzwoni i dzwoni, ale przestanie…” Przestało. Udało mi się nie rozbudzić. Za chwilę dzwoni jeszcze raz. Dzwoni i dzwoni. Do oporu. Koniec spania. Wiedziałam doskonale, ze to nikt do nas, bo dzwoniłby na komórkę, stacjonarny mamy tylko dlatego, że właścicielka mieszkania nie chciała likwidować numeru, a dzięki temu mamy tańszy internet. Oczywiście nie pomyliłam się. Facet o siódmej rano pyta się mnie czy to Zarząd Dróg Miejskich! Oberwało mu się, ale jeszcze byłam zbyt zaspana, żeby powiedzieć mu co naprawdę myślę o tym, że ktoś nie potrafi wybrać poprawnie numeru na telefonie i to dwa razy. Nie chciałam się nakręcać, tylko położyłam się i starałam się z powrotem „odpłynąć”. Nie udało się. Owszem, udawało mi się nie myśleć o niczym konkretnym, ale w sen już nie zapadłam. A kiedy godzinę później telefon zadzwonił znowu (!) doprowadziło mnie to do furii. Wściekła warknęłam do telefonu „słucham”, a kiedy usłyszałam słodki głosik panienki reklamującej jakąś szkołę językową (a co tam – Speak Up! niech mają „czarny PR” i opinię natrętów niepozwalających się ludziom wyspać) powiedziałam, że absolutnie mnie to nie interesuje i że mam dość odbierania od rana idiotycznych telefonów, które nie pozwalają człowiekowi odpocząć. Cóż. Oberwało się lasce za faceta od ZDMu, miała pecha. Ryzyko zawodowe. Jestem pewna, że słyszała już gorsze rzeczy.
Ale do jasnej Anielki! Codziennie łażę w tych godzinach po domu w pełni wypoczęta i dlaczego wtedy nikt nie dzwoni, tylko właśnie w dniu, kiedy naprawdę chciałam się wyspać??!! I patrzę z zazdrością na Franka, który mimo dwóch pobudek zasnął ponownie Ja już nie potrafię. Gdyby telefon dzwonił o 4tej, to byłaby na to szansa. Ale nie o godzinie, o której normalnie jestem na nogach… Efekt jest taki, że naprawdę czuję się zmęczona i boli mnie głowa (jak zwykle, gdy śpię mniej niż 7 godzin) a dodatkowo wściekła jestem jak sto diabłów.
Notka miała być zupełnie o czymś innym, ale wyżyć się gdzieś musiałam. Lepiej na biednym blogu niż na Franku albo fryzjerce, z którą jestem umówiona za dwie godziny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz