W
życiu podejmujemy różne decyzje. W momencie, kiedy się na coś
decydujemy, nigdy nie wiemy, czy wybór jest słuszny. Czasami jedno i
drugie wyjście jest dobre, a dopiero po jakimś czasie okazuje się, że
jakaś nasza decyzja dotycząca drobnej kwestii, uruchamia całą lawinę
zdarzeń i z perspektywy czasu oceniamy, na ile była ona istotna. Innym
razem wybieramy mniejsze zło. A w niektórych wypadkach, podejmujemy
ryzyko – nie mając pojęcia, jak się sytuacja rozwinie i jakie będą
skutki danego wyboru.
23
listopada 2009 roku podjęłam pewną decyzję. Dziś mogę powiedzieć, że
była to po pierwsze, jedna z najważniejszych w moim życiu, po drugie –
jedna z najbardziej trafnych… Po tym jak Franek zawiódł moje zaufanie,
postanowiłam dać mu drugą szansę. I absolutnie nie mogę powiedzieć, że
żałuję. Warto było. Oczywiście nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie w
innym wypadku, ale wiem jedno – nie przekonałabym się, że on naprawdę
potrafi naprawić błąd, że potrafi się zmienić, a przede wszystkim, że
naprawdę mnie kocha. Dziś nie bylibyśmy zaręczeni, a ja nie czułabym się
tak szczęśliwa. A tak się czuję, bo jestem pewna, że to Franek jest
tym, przy którym będę się czuła dobrze w życiu.
A
przecież nie zawsze tak było – kochałam go, ale wcale nie wiedziałam,
czy na pewno chcę z nim być zawsze – czy będę potrafiła mu zaufać, czy
historia się nie powtórzy, czy on naprawdę się zmieni. Dziś już wiem.
Ktoś może powiedzieć, że nigdy nie można przewidzieć przyszłości i tego,
co się wydarzy. Owszem, ale właśnie na tym polega to zaufanie – że
wierzę, że będzie dobrze, bo teraz jestem już mojego Franka pewna.
Tak,
okłamał mnie wtedy w kwestii dotyczącej naszej wspólnej przyszłości. Ale
nigdy nie miałam powodu, żeby wątpić w szczerość jego uczuć.
Wiedziałam, że mnie kocha, ale nie wiedziałam, czy jest na tyle
odpowiedzialny, żebym mogła się czuć przy nim pewnie. Nie wiedziałam,
czy będzie w stanie uznać, że jestem kimś najważniejszym w jego życiu.
Ale ja nie dałam mu szansy na to, że mnie pokocha, a na to, że się
zmieni i naprawi błędy. Zaczął od tego drugiego. W ciągu czterech
miesięcy wszystko się wyprostowało, ciężko na to pracował, czym
udowodnił mi, że naprawdę mu zależy. Dziś nie odczuwamy żadnych skutków
tamtego błędu. Franek udowodnił, że jest odpowiedzialny, a przede
wszystkim, że naprawdę zrozumiał, że mógł wszystko stracić i że nie da
się budować związku bez zaufania. Nigdy więcej mnie nie okłamał, nawet w
najdrobniejszej sprawie.
Nie
zawsze było słodko, mniejsze kryzysy, kiedy zastanawiałam się, czy na
pewno tak ma to wyglądać, także się zdarzały. Ale wtedy rozmawialiśmy,
mówiłam, co mi się w jego zachowaniu nie podoba, on obiecywał, że się
zmieni. I tak było! Jedno muszę mu przyznać – naprawdę potrafi uczyć się
na swoich błędach. Zmienił się. Ja się zmieniłam. Nasze życie się
zmieniło. Oboje na pewno dojrzeliśmy i zrozumieliśmy kilka rzeczy. A za
nasz największy sukces uważam fakt, że udało nam się znaleźć sposób na
to, żeby być razem, nie zatracając jednocześnie siebie. Tak, musieliśmy
się zmienić, ale nie robiliśmy tego wbrew sobie, a więc kosztem nie była
osobowość żadnego z nas, po prostu staraliśmy się dopasować do siebie.
Oczywiście,
że nasz związek nie jest przez cały czas sielanką. Jesteśmy dopiero na
początku drogi i proces docierania się jeszcze pewnie nawet nie jest w
połowie, ale dokonaliśmy wyboru – chcemy być razem i całą resztę
podporządkowujemy tej decyzji. Nawet kiedy się kłócimy, nie nachodzą
mnie już takie myśli jak kiedyś – czy na pewno tak ma być? Teraz zawsze
towarzyszy mi pewność, że to chwilowe i że się dogadamy. Nawet, gdy
jestem na niego zła albo gdy robi coś, co mi nie do końca pasuje,
okazuje się, że nie ma to większego wpływu na nasz związek i za chwilę o
tym zapominam.
Franek
wykorzystał szansę, którą mu dałam. Udowodnił, że na nią zasługuje i że
potrafi walczyć. Nie jest sztuką być razem, gdy wszystko się pięknie
układa. Nie jest też sztuką rozstać się, gdy zaczyna się psuć albo, gdy
ktoś popełni błąd. Sztuką jest walczyć o siebie, o uczucie, o związek.
Nam się to udało. I jestem z nas bardzo dumna, bo łatwo nie było, ale
jednak udało nam się dojść do punktu, w którym stoimy dzisiaj. Oboje
tego dokonaliśmy. Dlatego jestem pewna że naprawdę coś wygraliśmy.
Przed
nami na pewno wiele trudnych sytuacji i być może znajdziemy się nie
jeden raz na zakręcie… Ale podejmujemy to ryzyko codziennie. Razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz