W
przyszłym roku święta będziemy spędzać już jako małżeństwo. Ciekawa
jestem, jak to się ułoży,chociaż przyznam, że mam pewne obawy. I mam
dość mocne podstawy ku temu, żeby twierdzić, że jeśli będziemy się
kłócić o to, gdzie spędzić święta, to będzie to przeze mnie
Bo już jakiś czas temu zauważyłam, że w tej kwestii to ja jestem
bardziej uparta, nieprzejednana i przyznaję się bez bicia, że samolubna
Wiem, że najuczciwiej byłoby spędzać święta na zmianę – raz u jego rodziców, raz u moich. Ale
ja twierdzę, że święta to tylko w Miasteczku. Oczywiście mówię to z
dużą dozą przekory i jak przyjdzie co do czego, to będę bardziej skłonna
do kompromisu, ale póki co, wolę się upierać. Jest jeszcze opcja „pół
na pół” – część świąt w Poznaniu, część w Miasteczku,ale to trochę
niewygodnie. A na samodzielną organizację świąt u nas nie czuję się na
siłach
Tak prawdę mówiąc, to dla mnie nawet chyba nie byłoby tragedią, gdybyśmy święta spędzali nadal osobno W końcu na co dzień jesteśmy ze sobą, parę dni rozstania mogłoby dobrze na nas wpłynąć. I stęsknić się można No ale jednak małżeństwo zobowiązuje
Trochę głupio by było. Chociaż z drugiej strony wiele też zależałoby
od frankowego grafiku – gdyby okazało się, że pracuje w Wigilię, to
zdecydowanie wolałabym spędzać ten dzień bez niego ze swoją rodziną niż
bez niego z jego rodzicami
A poza tym znowu przekornie przyznam, że czasami myślę sobie, że
miałabym ochotę zrobić inaczej niż należy – tak, żeby mieli co
komentować ci, którzy sądzą, że osobno spędzona Wigilia to delikatnie
mówiąc zbrodnia przeciwko dobrym relacjom w małżeństwie, o ile nie
zapowiedź rozwodu
A
w ogóle,dlaczego tak się wzbraniam przed tymi świętami w Poznaniu?
Przede wszystkim te kilka dni wolnego podczas świąt to w ogóle dla mnie
okazja, żeby pojechać do Miasteczka– w Poznaniu jestem na co dzień.
Teoretycznie rodzinę Franka możemy odwiedzić każdego dnia, a żeby
odwiedzić moją rodzinę muszę już mieć parę dni wolnego.Obawiam się, że
jeśli spędziłabym święta w Poznaniu, nabawiłabym się syndromu
przedszkolaka No w końcu jestem tu cały czas – musi jakiś wyjazd być, żeby święta były zaliczone.
Poza tym –absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić Wigilii z takimi potrawami, jakie są u Franka w domu!
Oni tam mają prawie same ryby, których ja nie lubię. U nas są tylko
karp i śledzik – i nawet trochę tego zawsze skubnę. Ale ryba taka, śmaka
i owaka, a do tego jeszcze w tej i tamtej postaci to zdecydowanie za
dużo dla mnie. I jeszcze zupa rybna
No i jedzą ziemniaki z sosem – u nas tego nigdy nie ma. Za to tylko
czasami mają zupę grzybową i nie mają – barszczu z uszkami,pierogów z
kapustą i grzybami, jarskich gołąbków – a bez tego to nie ma Wigilii i
już! Tak, ja wiem, że w każdym domu jest inna tradycja, ale cóż ja
poradzę,że tak bardzo jestem przywiązana do naszej (tak, mogę przecież
te potrawy zrobić sama i przynieść na poznańską Wigilię, i na pewno tak
zrobię,ale teraz nie o tym mowa:)) Ano właśnie – i to też jest powód. Ja
się zwyczajnie przyzwyczaiłam do takich świąt a nie innych i trudno
będzie mi zaakceptować nowości w tej kwestii. Chcę spędzić święta z
Franusiem, jak najbardziej, ale niech Franuś przyjedzie ze mną do
Miasteczka
Zwłaszcza, że on w tej kwestii wydaje się bardziej elastyczny i mniej
zdeterminowany niż ja. W końcu mój tata po ślubie już nigdy nie spędzał
Wigilii w swoim domu rodzinnym,jechaliśmy tam najwyżej później
Oczywiście,
że jeszcze cały rok przed nami, wiele się może wydarzyć i zmienić –
poglądy również. Ale piszę tę notkę trochę dla siebie – tak z
ciekawości, żeby zobaczyć,jak będzie za rok i ile z tego, co tu
napisałam będzie miało znaczenie
I proszę ten wpis potraktować z przymrużeniem oka, bo owszem, jestem
upartą egoistką, ale dużo więcej teraz we mnie przekory. I jestem
pewna,że jak przyjdzie na to czas, to będę umiała zdobyć się na jakiś
kompromis i na pewno się dogadamy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz