*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 4 maja 2012

W podróży służbowej

Notka powstała już w połowie kwietnia - również w pociągu. A potem o niej zapomniałam. Czas więc ją opublikować z tym poślizgiem, zanim się całkowicie przeterminuje :)

Życzyłyście mi ostatnio częstszych delegacji. No to właśnie wracam z kolejnej. Ale coś w tym jest, że te moje wyjazdy służbowe są blogowo owocne, bo jadąc rano do Warszawy napisałam już dwie notki :) Tym razem zabrałam ze sobą zarówno książkę jak i nowy numer Business English, ale teraz czytanie jakoś mi nie idzie. Zmęczona jestem po prostu. Musiałam wstać po piątej, żeby przed siódmą wsiąść w pociąg. Później praca. Tym razem przyjechał do nas informatyk z Anglii, więc znowu miałam okazję popracować trochę w języku angielskim. Wszak specjalnie mnie z tego Poznania targali, żebym przedstawiła sytuację z mojego punktu widzenia, jako specjalisty od kontrolingu :) Kiedy Anglik usłyszał moje pierwsze pytanie, przyznał, że już w samolocie się zastanawiał nad tym zagadnieniem, bo wiedział, że mu będę o to głowę suszyła :) Na szczęście cosik się udało zaradzić.

Czas upłynął mi dzisiaj bardzo szybko. Miałam co prawda chwilę dla siebie, co potwierdzić może Flo., która akurat w tym samym momencie była równie zajęta jak ja :) Mogłyśmy więc wymienić mailowo parę uwag. Ale później już tylko praca i praca :) I kolacja.

Poszliśmy do znajdującej się obok naszego biura restauracji Magdy Gessler. Ten blog nie jest blogiem kulinarnym, więc recenzji się proszę nie spodziewać :) Napiszę tylko, że to nie do końca moje klimaty – nie przepadam za taką atmosferą snobizmu, w przypadku jedzenia również. Często na tych służbowych kolacjach jem rzeczy, których w normalnych okolicznościach do ust bym nie wzięła, a więc zawsze to jednak jakieś doświadczenie :) Na szczęście jeszcze nie trafiłam jakoś tak bardzo fatalnie. W każdym razie ja jednak wolę proste, tradycyjne dania bez udziwnień i eksperymentów. Ale na taką okazję pozwoliłam sobie zamówić dziś rosół oraz sałatkę w której skład wchodziły trzy rodzaje sałat, rostbef a także truskawki i granaty :) Bałam się trochę, ale przyznać muszę, że to było ciekawe połączenie i smakowało całkiem dobrze (nie zmienia to jednak faktu,że generalnie wolę się wybrać na pizzę, zwłaszcza, że za cenę tej sałatki zjadłabym przynajmniej dwie :P). Niestety musiałam szybko wiosłować sztućcami, bo konsultacje z Anglikiem trochę nam się przeciągnęły i musiałam się spieszyć, żeby zdążyć na pociąg, który zawiezie mnie z powrotem do Poznania w porze w miarę przyzwoitej. Dostałam więc swoje danie jako pierwsza i starałam się ignorować spojrzenia kibicujących mi współpracowników i przełożonych :)

Aaa, no i ważna rzecz poruszyłam dzisiaj wreszcie temat mojego jesiennego urlopu. A temat ten ściśle wiązał się z innym, mianowicie moim zamążpójściem, o którym w mojej firmie jeszcze nie słyszeli :) No więc efekt jakiś tam wywołałam, bo Finansowy aż przerwał rozmowę z Anglikiem, myśląc że się przesłyszał, ale szczęki z podłogi nikt nie zbierał :) Ogólnie odzew raczej pozytywny chociaż może bez specjalnego entuzjazmu, co mnie raczej cieszy, bo nie chciałam z tego robić „issue” jak to się u nas mówi w żargonie :P Grunt, że możemy z Frankiem podróż poślubną sobie planować.

Wtopę oczywiście na koniec też zaliczyłam, bo po jedzeniu, stwierdziwszy, że taksówka czeka na mnie już od 10 minut zerwałam się z miejsca, pożegnałam ze wszystkimi, wyraziłam, żal, iż nie mogę im dłużej towarzyszyć przy biesiadzie i energicznie stukając obcasami ruszyłam ku wyjściu. Znaczy się tak myślałam, bo w połowie drogi zorientowałam się, że się zgubiłam i skręciłam nie tam gdzie trzeba. Dopiero kelner mnie wyprowadził na prostą:D Na szczęście restauracja świeciła pustkami, więc świadkami mojego obciachu, nie licząc mojego wybawcy, były tylko osoby mi towarzyszące (no co?, no pewnie, że się śmiały, a ja razem z nimi, choć głupio mi było, no ale cóż innego mi pozostało?:P) oraz jakaś para.

I wybierz się tu Buraku do Stolycy! :)

42 komentarze:

  1. Ja mam podobnie odnośnie restauracji. Jasne, że już nie raz jadłam w restauracji jakieś danie, ale jestem prosta dziewczyna, to wolę proste potrawy. Za większość dań w takim lokalu jak ma właśnie Magda Gessler nie wiedziałabym jak się zabrać ;) I narobiłaś mi ochotę na pizzę.... mniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie tylko przy okazji tych służbowych kolacji mam okazję zjeść takie rzeczy, za które normalnie bym się nie brała :) Zawsze to jakieś doświadczenie, więc oczywiscie się cieszę, że mam taką okazję. Ale generalnie to nie moje klimaty są :)
      Przyznaję, że te dania nieraz są całkiem smaczne, ale ja jednak jestem po prostu tradycjonalistką jedzeniową :)

      Usuń
    2. Również wolę te tradycyjne dania. Przyznam nawet, że do nowości podchodzę z rezerwą i sceptycznie, wolę się mile zaskoczyć niż niemile rozczarować. Chociaż niektóre potrawy mnie ciekawią i chętnie bym spróbowała.

      Usuń
    3. My jak jesteśmy w jakimś nowym miejscu to ja zawsze zamawiam "standardowe" jedzonko, natomiast A. zawsze coś wymyśla. Często próbuję co On tam na talerzu ma i ewentualnie następnym razem zamawiam... ale nigdy w ciemno:)

      Usuń
    4. SZCZĘŚCIARA:
      Ja oczywiście też czasami jestem ciekawa, dlatego, kiedy jestem na tego typu kolacji to chętniej eksperymentuję niż prywatnie :) Gdy sama się wybieram do restauracji to jednak wybieram dania sprawdzone i takie, które bardzo lubię :)

      Usuń
    5. VIOLETKA:
      To u nas jest podobnie. Zresztą Franek, jako kucharz z zawodu wyuczonego takie eksperymenty bardzo lubi :) I ja też sobie od niego czasami to skubnę, ale generalnie wolę potrawy, które najbardziej lubię, szkoda mi "ryzykować" wybierając coś nowego, skoro mogę zjeść coś, co tak lubię :)

      Usuń
  2. Zazdroszczę tego wysyłania do stolicy. Ja objechałam kilka stolic Europy oraz Bliskiego Wschodu, ale jeszcze w Warszawie nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, bywa, można powiedzeć, ze szewc bez butów chodzi a Polak często lepiej zna resztę świata niż swój kraj :)

      Usuń
  3. :D ja takie wtopy zaliczam na co dzien, naprawde, gdybym je kiedys opisała na blogu to nie wiem:D ja też wolę "normalne" jedzenie, nawet pizza a ananasami to dla mnie juz cos dziwnego, bo jestem tradycjonalistka pod tym wzgledem:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ta pizza dziwnie brzmiała, ale przyznam, ze raz jeden spróbowałam takiej, ze były pieczarki, szynka i właśnie ten ananas i smakowało nawet nienajgorzej :)
      Ale ogólnie też nie przepadam za eksperymentami

      Usuń
  4. Kochana po 1 witam na blogspocie :))) o jak się cieszę ,że tu ejstes i obiecuje regularne wizyty w takim razie:***

    Spotkanie ciekawe :)Ja keidyś na starym mieście byłam w restauracji Gesslerowej i tez to nie był mój klimat ale jedzonko mi smakowało :)

    Buziaczki wielkie:)):* ale się ciesze ,ze tu jestes :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ja się cieszę, że Ty się cieszysz:)

      No właśnie, to jedzenie wcale najgorsze nie było, połączenie było ciekawe i najadłam się. Ze smakiem nawet :) Ale ten klimat i atmosfera snobizmu zdecydowanie mi nie odpowiadały :)

      Usuń
    2. Oj ciesze ciesze bo jakoś onetu nie lubiłam i wchodzic tam a kilka osob z onetu czytałam własnie meidyz innymi Ciebie i teraz wchdozeniu tu to rach ciach i jestem dlatego super:):*

      Nio własnie mam takie samo zdanie tzn miałam kochana jak byłam u niej w restauracji właśnie:*

      Usuń
    3. Ja Onet akurat lubiłam, tylko wkurzył mnie tymi ciągłymi awariami i brakiem szacunku dla użytkowników. Miarka się przebrała :) Teraz zdecydowanie jest dużo wygodniej :)

      Usuń
  5. :)) Fajne spotkanko zakończone pozytywnie, jak przystało na Margolkę :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ważne,że spotkanie się udało:) zapraszam do siebie nowa notka

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale fajna notka :) Śmiesznie to wszystko opisałaś. Ja tez nie przepadam za udziwnieniami w kuchni. Wolę proste, sprawdzone dania, ale bardzo lubię poznawać nowe smaki. Cieszę się, że podróż pośluba została zaklepana (przynajmniej w pracy). A co do "wtop", to ja takie zaliczam na codzień :) Ostatnio zepsułam firmową lodówkę - przynajmniej mi się tak wydawało, a okazało się że po prostu nie potrafię jej zamknąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CIeszę się w takim razie, że się fajnie czytało :)
      No właśnie ja też wolę sprawdzone dania i moje ulubione potrawy. Ale podobnie jak Ty, czegoś nowego czasami lubię spróbować - ale nie kosztem sprawdzonej uwielbianej przeze mnie potrawy :) Więc jeśli mam do wyboru coś, co bardzo lubię i nowość, to wybiorę to pierwsze :)

      :)) No, jak widać takie wpadki zdarzają się każdemu :) Warto o tym pamiętać w chwili małej kompromitacji :))))

      Usuń
  8. w Krakowie niedawno na rynku Magda Gessler otwarła nową restaurację... kiedy przechodzi się obok naprawdę robi wrażenie... wszystko takie piękne, gustowne i dopracowane do ostatniego szczegółu... szkoda tylko, że mój portfel boleśnie odczułby wizytę w takiej markowej restauracji...
    a apropo zabawnych sytuacji w lokalach... w liceum pojechałam z klasą do Lublina... miałyśmy długa przerwę w zwiedzaniu więc poszłyśmy do lokalnej pizzerii... zajęłam się wyjmowaniem portfelu i nie zauważyłam, że w środku był wystający schodek.. wyryłam jak długa na ziemię na oczach koleżanek, personelu i wszystkich gości... cała zawartość plecaka wysypała mi się na podłogę... cały lokal miał ze mnie ubaw... dziś się z tego śmieję, ale wtedy chciałam się zapaść ze wstydu pod ziemię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to akurat fakt, że te jej restauracje są naprawdę z pomysłem. Wystrój zawsze oryginalny. Tu też było bardzo ładnie, tylko ta atmosfera... no na spotkaniu służbowym jak najbardziej przeszła, ale prywatnie bym się tam nie wybrała ;) i to nie tylko ze względu na portfel :P

      :)))) No, chyba mnie pobiłaś jednak. I pocieszyłaś - wszak zawsze mogło być gorzej :P I fajnie, że dziś już potrafisz się smiać z tamtej sytuacji

      Usuń
  9. Przyznam, że lubię eksperymenty z jedzeniem, ale bardziej niż to nie lubię wydawać na takie eksperymenty dużych pieniędzy. Jestem większą sknerą niż smakoszem ;)))

    P.S.
    Mogłabyś zdradzić na jakie biznesowe stronki wchodzisz (jeśli wchodzisz), kiedy chcesz poczytać coś biznesowego? Takiego nie naszpikowanego fachowym słownictwem, ale dla śmiertelników :)))Szukam ostatnio takich rzeczy i wciąż napotykam albo na takie strony, że nic nie rozumiem albo znowuż pisane amatorsko, zero wiarygodności. In English albo po polskiemu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja też jestem z tych sknerowatych :P Ale i tak eksperymenty lubię średnio - to znaczy w takiej sytuacji nawet spróbuję czegoś nowego, generalnie jestem też otwarta na nowe smaki w domu od czasu do czasu. Ale gdy się gdzieś wybieram żeby zjeść na mieście, to wolę zjeść to, co tak bardzo mi smakuje, niż jakąś nowość :)

      Niestety chyba Ci nie pomogę :( Nie czytuję za bardzo takich stron w internecie. Jeśli już to właśnie w gazetach - i raczej po angielsku. Głównie właśnie czytam Business English, artykuły są rzetelne, napisane przystępnie, a co najważniejsze - ciekawe i na czasie.

      Usuń
    2. Poszukam w sieci, może mają wydanie niepapierowe :))) Nie ma dla mnie znaczenia w jakim języku, po angielsku nawet lepiej, bo mi się wydaje jednak bardziej rzetelne. Zresztą natknęłam się na sporo stron żywcem tłumaczonych, więc lepiej od razu sięgnąć do źródła.

      Tak mi się pomyślało, że spróbowałabym pieczonej szarańczy, węża czy homara. Ale chyba tylko na raz, więcej nie. Do sushi też mnie nie ciągnie, mimo że niedawno była na to taaaaka moda. Wolę zwykłą, banalną zapiekankę ;)))

      Usuń
    3. Nie szukałam prawdę mówiąc, więc nawet nie wiem - spróbuj :)

      o nie to ja takich rzeczy na pewno nie chciałabym próbować, mówiąc o eksperymentach kulinarnych to raczej mam na myśli jakieś bezpieczne potrawy :P

      Usuń
  10. A ja właśnie w takich podróżach służbowych, a raczej zleceniach połączonych z konsumpcją, jeśli w ogóle mi dają zjeść (bo zwykle tłumacz i podczas gdy inni jedzą, musi tłumaczyć), też lubię poeksperymentować.
    Chociaż jeśli widzę jakąś pastę nie wiadomo z czego, to wolę nie dotykać, bo licho wie co tam jest w środku i czy przypadkiem nie jest to wszystko mieszanką majonezu z czymś :)))
    Taka wtopa to żadna wtopa - szczególnie w nowym miejscu - mnie się to często zdarza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zdecydowanie częściej w takich okolicznościach eksperymentuję, niz jakichkolwiek innych :) Bo kiedy wybieram się zjeść na mieście prywatnie, to zdecydowanie wybieram to, co lubię :) Żal mi tych dobrych sprawdzonych smaków dla jakiejść nowości :)

      Usuń
  11. Powiem szczerze, że lubię eksperymentować z jedzeniem ;) zwłaszcza takie nietypowe smaki i połączenia ;)
    a zaskoczyłaś szefa chęcią urlopu, czy samym zamążpójściem?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zdecydowanie jestem jedzeniową tradycjonalistką :)

      Nie no na urlop to już chodziłam, więc nikogo nie dziwi, że chciałabym go wziąć, tyle, że jeszcze w pracy się nie chwaliłam, że wychodzę za mąż.

      Usuń
  12. oo takie ciekawe połączenia smakowe to coś innego co można próbować i próbować:) hihi natomiast urlop chyba ci się należy więc luzik:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano należy, ale nie wiedziałam, jaka będzie reakcja na powód tego urlopu :)

      Rzeczywiście, połączenie było ciekawe, od czasu do czasu mogę tak poeksperymentować :)

      Usuń
  13. A widzisz, ciekawa byłam zawsze opinii "zwyczajnej" osoby o restauracjach pani Gessler. Ostatnio widziałam gdzieś w TV jedną z nich i wydawała mi się hmmm... za duszna? Znaczy tyle tam było wszystkiego naściubionego, że miałam wrażenie, iż nie byłoby czym oddychać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te restauracje naprawdę są specyficzne. Na pewno urządzone ze smakiem. A to o czym piszesz - to pewnie rzecz gustu, choć mnie też jakoś bardziej się podobają miejsca ze skromniejszym wystrojem.

      Usuń
  14. O rety, gdybyś Ty widziała, ile razy się w taki sam sposób pomyliłam... Ja nawet wychodząc z kibla w centrum handlowym muszę się głęboko skupić, żeby nie wyjść przez ewakuacyjne na zewnątrz, zamiast z powrotem na sklep ;)

    A co do jedzenia, to też mi się te restauracje zawsze takie nadęte wydają. No i za drogo. Natomiast z jedzeniem lubię eksperymentować, chociaż nie zawsze mi się to opłaca ;) Największe obiekcje mam do dań złożonych z różnych smaków. Tzn. np. mięso ze słodkimi sosami. Nie zawsze mnie zachwycają takie połączenia, ostatnio np. mięso i kuskus w sosie miodowym z żurawiną - brzmi cudownie, ale w rzeczywistości było zdecydowanie za słodkie...

    A tak przy okazji tych truskawek zachciało mi się sałatki z rukolą, serem pleśniowym i truskawkami właśnie, mniam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przyznam, że mnie się aż tak często coś takiego nie zdarza :P Ale i tak nie było źle, nawet jak na okoliczności :))

      Masz rację, nadęte te restauracje zdecydowanie są, a moja firma organizuje kolacje tylko w takich miejscach :) Ale z drugiej strony - sama bym tam nie poszła, więc przynajmniej mogę skorzystać.

      Usuń
  15. Witaj :)

    hahah..ja nie wiem jak Ty to robisz...ale te Twoje wpisy i opisy sytuacji zawsze mnie rozwalaja.. ze smiechu oczywiscie :) no prosze prosze..jaka Ty sie swiatowa robisz...fiu fiu...tu delegacja za delegacja...tu Anglik...tu restauracja Magdy Gessler :D...a tak powaznie...ciesze sie,ze dobrze czujesz sie w tej firmie...ze jestes zadowolona..ze ja lubisz...bo to najwazniejsze...zeby lubic co sie robi :)

    Pozdrawiam Ciebie cieplo..z niesmialym sloneczkiem..jakie sie u mnie za oknem pojawia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Ja też nie wiem Łódeczko, jak to robię, w każdym razie, wiem, że często udaje mi się Ciebie rozbawić, co mnie cieszy :)

      A pewnie, bardzo światowa jestem :P Chociaż już cały miesiąc prawie na żadnej delegacji nie byłam :)
      No a na serio: rzeczywiście dobrze się czuję i jestem naprawdę zadowolona z tego, jak to wygląda. Bywają gorsze dni, trochę niezależnie od tego, związane z pracą, ale z inną kwestią, ale na razie jest dobrze i niech tak będzie (odpukać :P)

      I ja pozdrawiam - choć nawet ze słoneczkiem śmielej sobie poczynającym :)

      Usuń
  16. Ja lubię jeść różne różności w restauracjach, bo domowe mam w domu, ale tez uwielbiam kuchnię włoską i wszystko co z nią związane więc pizze też :))Nie lubię tylko takich udziwnień typu, ze na talerzu piękna kompozycja, a w smaku nic specjalnego i na dodatek mikroskopijnych wielkości za to cena w makro.
    Mnie się Gesslerowej podoba program w TV, bo własnie pokazuje jak można stawiając na świeże produkty i kuchnie regionalną postawić na nogi upadająca restauracje. A jej restauracje są specyficzne i na bogato, dość snobistyczne, ale ważne, ze smaczne!!!
    Entuzjazm wśród pracodawcy czy współpracowników na wieść o ślubie, a raczej jego brak może mieć, (choć nie musi) podłoże czysto ekonomiczne, czyli: ślub, dziecko, urlop macierzyński, a może wychowawczy i myśl, ze trzeba szukać zastępstwa...No i już pracownica nie jest tak mobilna jak do tej pory...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ja oczywiście domowe też mam w domu i jak chodzę do restauracji to często nie biorę tego, co domowe, ale jednak w dalszym ciągu jakoś tradycyjne. Zazwyczaj są to rzeczy, które bardzo lubię, ale sama z różnych powodów nie robie, lub robię rzadko.

      Co do programu Magdy Gessler mam mieszane uczucia.. Z jednej strony rzeczywiście promuje dość dobre zachowania, ale generalnie tak średnio mi jej kuchnia odpowiada. Wydaje mi się, że gotuje dość tłusto. I bardzo się nie zgadzam z jej awersją do mrożonych produktów - owszem, makaron ugotowany i zamrożony to przesada, ale świeże mięso zamrożone? Nie widzę w tym nic złego, przecież to jeden z najlepszych sposobów na przechowywanie żywności :)

      Oczywiście ja wiem, że to o to chodzi. No i to mi się bardzo nie podoba. Ciągle te stereotypy! To jest jeden z głównych powodów dla których z lękiem patrzę w przyszłość. Bo być może chciałabym mieć dzieci, ale na pewno chciałabym też pracować! I wcale nie oznacza to, że byłabym gorszym pracownikiem jako matka...
      Ale w moim wypadku napisałm o tym braku entuzjazmu akurat w tym dobrym znaczeniu - nie chciałam wywoływać sensacji, więc podobało mi się, że przyjęli to jako coś normalnego.

      Usuń
  17. Buraku ;) jak ja Ci zazdroszczę, że jesteś taka ważna i w podróże służbowe jeździsz... Ech ech... muszę zebrać tyłek do podyplomówki, a nie jęczeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No aż taka ważna to nie :P Ale fakt, że takie delegacje pozwalają się trochę kimś wazniejszym poczuć :) Spokojnie, ja też musiałam trochę na to poczekać -widocznie tak musi byc :)

      Usuń