Dzielnie znoszę to, że ostatnio moje życie przypomina nie tyle maraton, co sprint i to w dodatku przez płotki :)
Dzielnie znoszę to, że zaczyna padać akurat kiedy wysiadam z tramwaju i przesiadam się na rower, a przestaje - oczywiście, gdy dojeżdżam do pracy.
Dzielnie znoszę to, że zacina mi się papier w drukarce i to na amen, a potem jeszcze mam na sumieniu Współpracownika, który tenże papier próbował wyciągnąć i się poparzył.
Dzielnie znoszę to, że gdy otwieram torebkę, okazuje się, że pachnie truskawkami. A konkretnie - jogurtem truskawkowym, który mi się w torebce rozwalił i pobrudził książkę (na szczęście tylko na okładce i dało się zetrzeć, a torebka wcale nie taka ufajdana, jak by się zdawało :))
Dzielnie znoszę to, że kiedy się spieszę, ucieka mi tramwaj, a kolejne trzy, które podjeżdżają, jadą w zupełnie innym kierunku.
Dzielnie znoszę to, że gdy nadal się spieszę i chcę załatwić szybko sprawę, okazuje się, że punkt obsługi klienta, który sobie upatrzyłam i był w miarę po drodze, akurat jest remontowany.
Dzielnie znoszę to, że w moim samochodzie psują się światła i spóźniam się do pracy. Dobrze, że tylko pół godziny.
Dzielnie znoszę to, że znowu psuje mi się coś w służbowym mailu, a angielscy informatycy akurat teraz muszą świętować jubileusz Królowej.
Dzielnie znoszę także to, że raporty działały pięknie przez miesiąc a od wczoraj zaczęły się kaszanić i przez to mam dziesięć razy więcej pracy.
Dzielnie znoszę to, że chociaż brama w pracy nigdy nie jest zamykana przed siedemnastą, tym razem, jakiś kolo w audi zamknął mi ją tuż przed nosem - dosłownie, jechałabym trochę szybciej i moje auto oberwałoby po pyszczku. Pajac jeden. I musiałam po pilota wracać!
Dzielnie znoszę nawet to, że akurat tego dnia Współpracownica miała coś do załatwienia a Współpracownik źle się poczuł i oboje wyszli szybciej, przez co zdobycie tego pilota wymagało przedarcie się przez gąszcz drzwi, przekopanie się przez setkę kluczy i odalarmowanie wszystkiego, co możliwe :)
Dzielnie znoszę to, że kiedy podniosłam kwiatka, żeby zobaczyć, czy jeszcze żyje, połowa ziemi wysypała mi się na dywan.
Dzielnie znoszę to, że po pracy muszę lecieć z wywieszonym jęzorem, żeby podpisać jakiś papierek, odebrać inny papierek, zapłacić za zaproszenia, odebrać poprawione zaproszenia, kupić prezent, zdążyć na korepetycje, zdążyć na aerobik, zdążyć na pocztę... Na szczęście nie wszystko jednego dnia.
Dzielnie znoszę to, że nie mam nawet czasu odpowiedzieć na komentarze!
Dzielnie znoszę... jeszcze milion innych rzeczy. I wcale nie przesadzam. Ostatnio naprawdę wszelkie absurdy tego świata spadły właśnie na mnie, do tego dogadały się chyba z pechem. Ale też nie przesadzam z tym dzielnym znoszeniem, bo muszę przyznać, że jestem nadspodziewanie spokojna - nie wściekam się, nie psioczę, nie płaczę, ba, nawet wcale nie tracę dobrego humoru (i to mnie chyba zdumiewa najbardziej! :)) Po prostu znoszę to wszystko i czekam na lepsze dni, kiedy może trochę mniej będzie do załatwienia (wątpię :P), kiedy będzie cieplej, kiedy obliczenia nareszcie zaczną mi wychodzić za pierwszym razem a system przestanie płatać figle, kiedy.. no po prostu będzie bardziej normalnie :) Ogarniać jeszcze wszystko raczej ogarniam.
Ale prawda jest taka, że być może bym nie ogarniała i być może bym tak dzielnie nie znosiła wszystkiego, gdyby nie to, że mam takiego fajnego Franka. Który pójdzie rano po świeże bułki na śniadanie, który pojedzie z samochodem do mechanika, który ogarnie mieszkanie przed korkami, co by sobie dzieciaki nie pomyślały, że pani od angielskiego nie potrafi sprzątać, który przytuli, porozmawia, pocieszy, pozwoli trochę na siebie pokrzyczeć a potem rozśmieszy, który nawet poda na przystanku tramwajowym torbę ze strojem na aerobik (nie zdążyłam nawet wlecieć do domu; Franuś wyszedł na przystanek - drzwi się otworzyły - Franuś podał torbę - drzwi się zamknęły i tyle go widziałam, ale na aerobik byłam na czas)! Fajnie mieć takiego Franusia i to wcale nie dlatego, że bez niego wiele rzeczy stałoby się dla mnie fizycznie niewykonalnych, a dlatego, że fajnie wiedzieć, że nie jestem z tym sama.
Ps. No oczywiście, że na wszystkie zaległe komentarze odpowiem. I o pytaniach również nie zapomniałam :)
Dzielnie znoszę to, że zaczyna padać akurat kiedy wysiadam z tramwaju i przesiadam się na rower, a przestaje - oczywiście, gdy dojeżdżam do pracy.
Dzielnie znoszę to, że zacina mi się papier w drukarce i to na amen, a potem jeszcze mam na sumieniu Współpracownika, który tenże papier próbował wyciągnąć i się poparzył.
Dzielnie znoszę to, że gdy otwieram torebkę, okazuje się, że pachnie truskawkami. A konkretnie - jogurtem truskawkowym, który mi się w torebce rozwalił i pobrudził książkę (na szczęście tylko na okładce i dało się zetrzeć, a torebka wcale nie taka ufajdana, jak by się zdawało :))
Dzielnie znoszę to, że kiedy się spieszę, ucieka mi tramwaj, a kolejne trzy, które podjeżdżają, jadą w zupełnie innym kierunku.
Dzielnie znoszę to, że gdy nadal się spieszę i chcę załatwić szybko sprawę, okazuje się, że punkt obsługi klienta, który sobie upatrzyłam i był w miarę po drodze, akurat jest remontowany.
Dzielnie znoszę to, że w moim samochodzie psują się światła i spóźniam się do pracy. Dobrze, że tylko pół godziny.
Dzielnie znoszę to, że znowu psuje mi się coś w służbowym mailu, a angielscy informatycy akurat teraz muszą świętować jubileusz Królowej.
Dzielnie znoszę także to, że raporty działały pięknie przez miesiąc a od wczoraj zaczęły się kaszanić i przez to mam dziesięć razy więcej pracy.
Dzielnie znoszę to, że chociaż brama w pracy nigdy nie jest zamykana przed siedemnastą, tym razem, jakiś kolo w audi zamknął mi ją tuż przed nosem - dosłownie, jechałabym trochę szybciej i moje auto oberwałoby po pyszczku. Pajac jeden. I musiałam po pilota wracać!
Dzielnie znoszę nawet to, że akurat tego dnia Współpracownica miała coś do załatwienia a Współpracownik źle się poczuł i oboje wyszli szybciej, przez co zdobycie tego pilota wymagało przedarcie się przez gąszcz drzwi, przekopanie się przez setkę kluczy i odalarmowanie wszystkiego, co możliwe :)
Dzielnie znoszę to, że kiedy podniosłam kwiatka, żeby zobaczyć, czy jeszcze żyje, połowa ziemi wysypała mi się na dywan.
Dzielnie znoszę to, że po pracy muszę lecieć z wywieszonym jęzorem, żeby podpisać jakiś papierek, odebrać inny papierek, zapłacić za zaproszenia, odebrać poprawione zaproszenia, kupić prezent, zdążyć na korepetycje, zdążyć na aerobik, zdążyć na pocztę... Na szczęście nie wszystko jednego dnia.
Dzielnie znoszę to, że nie mam nawet czasu odpowiedzieć na komentarze!
Dzielnie znoszę... jeszcze milion innych rzeczy. I wcale nie przesadzam. Ostatnio naprawdę wszelkie absurdy tego świata spadły właśnie na mnie, do tego dogadały się chyba z pechem. Ale też nie przesadzam z tym dzielnym znoszeniem, bo muszę przyznać, że jestem nadspodziewanie spokojna - nie wściekam się, nie psioczę, nie płaczę, ba, nawet wcale nie tracę dobrego humoru (i to mnie chyba zdumiewa najbardziej! :)) Po prostu znoszę to wszystko i czekam na lepsze dni, kiedy może trochę mniej będzie do załatwienia (wątpię :P), kiedy będzie cieplej, kiedy obliczenia nareszcie zaczną mi wychodzić za pierwszym razem a system przestanie płatać figle, kiedy.. no po prostu będzie bardziej normalnie :) Ogarniać jeszcze wszystko raczej ogarniam.
Ale prawda jest taka, że być może bym nie ogarniała i być może bym tak dzielnie nie znosiła wszystkiego, gdyby nie to, że mam takiego fajnego Franka. Który pójdzie rano po świeże bułki na śniadanie, który pojedzie z samochodem do mechanika, który ogarnie mieszkanie przed korkami, co by sobie dzieciaki nie pomyślały, że pani od angielskiego nie potrafi sprzątać, który przytuli, porozmawia, pocieszy, pozwoli trochę na siebie pokrzyczeć a potem rozśmieszy, który nawet poda na przystanku tramwajowym torbę ze strojem na aerobik (nie zdążyłam nawet wlecieć do domu; Franuś wyszedł na przystanek - drzwi się otworzyły - Franuś podał torbę - drzwi się zamknęły i tyle go widziałam, ale na aerobik byłam na czas)! Fajnie mieć takiego Franusia i to wcale nie dlatego, że bez niego wiele rzeczy stałoby się dla mnie fizycznie niewykonalnych, a dlatego, że fajnie wiedzieć, że nie jestem z tym sama.
Ps. No oczywiście, że na wszystkie zaległe komentarze odpowiem. I o pytaniach również nie zapomniałam :)
Gdy ktoś nas kocha, byle co nas nie załamie!Też coraz więcej mam rzeczy, które ,,dzielnie znoszę''..
OdpowiedzUsuńJa już mam coraz bardziej dość tego znoszenia :)
UsuńNo i całe szczęście, że to wszystko nie w jeden dzień.
OdpowiedzUsuńNo i całe szczęście, że znosisz to dzielnie.
No i całe szczęście, że jest Franek.
Ale też przed ślubem miałam taki szalony okres =)
Masz rację, całe szczęście :)
UsuńAle wiesz, paradoks polega na tym, ze przez to wszystko ja właśnie nie mam za wiele czasu załatwiać spraw związanych ze ślubem :) To nie przez ślubne sprawy tak się dzieje. Ja nawet nie mam kiedy pojechać, zeby buty pooglądać! Nie mamy kiedy rozdać reszty zaproszeń, nie wspominając już nawet o kursie tańca :) Tak naprawdę to liczę na to, ze w lipcu będzie lepiej, kiedy zamkniemy rok finansowy w pracy.. Moze teraz jest tyle pracy właśnie przez to...
Ja tak może z innej beczki, ale - to drukarka się aż tak rozgrzewa?? Że się można poparzyć? O rety, nie wiedziałam, a ja też zawsze próbuję wyciągnąć papier, gdy się zatnie... No proszę, mam więcej szczęścia niż rozumu ;)
OdpowiedzUsuńMożna, można! :) Sama nigdy się nad tym nie zastanawiałam, dopóki sama się raz nie oparzyłam :)
UsuńAle prawdę mówiąc nie wiem jak to wygląda w przypadku zwykłych drukarek. W pracy zawsze miałam taką z ksero - może tylko takie się tak mocno nagrzewają?
Ojej biedactwo, no dzięki opatrzności za Franka. I znoś to dalej dzielnie, bo na pewno wkrótce się trochę poprawi, a przed nami dzień wolny :)
OdpowiedzUsuńPolu, staram się znosić i naprawdę mam nadzieję, ze się poprawi. Choć dzisiejszy dzień chyba trochę pozbawił mnie złudzeń.. No nic, czekam dalej.
UsuńA dzień wolny minął oczywiście w tempie ekspresowym i nawet nie zdążyłam go zauważyć :)
A już myślałam że to będzie notka 50 pytań której nie mogę się doczekać;)
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście czasami los wypróbowywuje nas do granic możliwości...Dobrze, że znosisz z rycerską wręcz godnością:) To bardzo dobrze o Tobie świadczy, płynie z tego pocieszający wniosek że raczej nie zawiedziesz w godzinie jakiejkolwiek próby :))) czego ocywiście mimo wszystko nie życzę:)
Wiem Lily,że wiele z Was czeka na tę notkę, ale ja nie ściemniam, naprawdę nie mam czasu kompletnie! Tak prawdę mówiąc, jestem tak poirytowana faktem, że nie mam czasu, że pomyślałam ostatnio, czy nie powinnam zawiesić pisania. Nie mówię, że przestać pisać, ale po prostu przerwać, zamiast ciągle się tłumaczyć...
UsuńZnaczy się tej próby nie życzę;)
OdpowiedzUsuńRozumiem, rozumiem :))
Usuńczyli jednym słowem...dzielna jesteś :)
OdpowiedzUsuńA przynajmniej się staram :P
Usuńależ Ty masz urwanie głowy...
OdpowiedzUsuńNo mam i chociaż ogólnie lubię jak się dużo dzieje, to teraz mam już tego trochę dość :(
UsuńDzielnie znosisz bo dzielna dziewczyna z Ciebie:)
OdpowiedzUsuńA z Franka jest nietypowy facet. Pomoże, przyniesie, zabierze, pojedzie, ogarnie. Z opisu odczytuję, że zanim kiwniesz palcem, zanim coś mu powiesz czy o coś poprosisz- on już to zrobił. Fantastycznie. Tylko wiesz, od tych obowiązków i braku czasu można się zapędzić i zapomnieć o tym, że ten człowiek obok, mimo tego że kocha nas nad życie i sprawia mu przyjemność pomoc nam, też ma swoje potrzeby. To działa w dwie strony. Wiem, że Ty także robisz mu niespodzianki, pomagasz mu itd, ale z notek często wynika, że to On właśnie widzie w tym prym. Broń Boże nie chciałabym Cię urazić, chcę tylko powiedzieć, byś pamiętała że Twój wspaniały Franek może kiedyś poczuć się nie tyle wykorzystywany przez Ciebie, ale odsunięty. Oczywiście jestem świadoma, że notki, które publikujesz to nie jest pełny obraz życia. Mimo to można odczytać z nich dość wiele. Może w dobry sposób, może w zły.
Wybacz, jeśli Cię uraziłam. Ale moje komentarze nie zawsze są słodkie, bo uważam że szczerość jest bardzo cenna. Mam nadzieję, że się nie obrazisz;)
A ja nie uważam wcale, ze taki nietypowy :) Prawdę mówiąc nietypowe wydaje mi się, gdy słyszę, ze czyjś mąż/chlopak nie angażuje się we wspólne życie i obowiązki.
UsuńFranek raczej nie robi tego dla mnie (mam na myśli tu np sprzątanie, czy obiad) a dla nas. Po pierwsze to jest dla niego naturalne, po drugie, zwyczajnie tak to u nas wygląda, ze ja "zajmuję" się w naszym związku trochę innymi sprawami - logistyką, planowaniem, załatwianiem wielu spraw poza domem. Mam też więcej innych zajęć, Franek poza pracą nie angazuje się w tak wiele dodatkowych spraw jak ja, więc naturalne jest, że zwyczajnie ma więcej czasu. I do tego się to wszystko sprowadza. Tak naprawdę bez sensu jest, zebym teraz Tobie to tłumaczyła, bo wydaje mi się, że nie znając naszego stylu życia (otóż to, to nie tylko nie jest pełny obraz życia, to jego wycinek) nie jesteś w stanie zrozumieć, jak to wszystko naprawdę wygląda.
Inna sprawa, że jakoś nie czuję potrzeby, żeby chwalić się, jaka to ja jestem dla Franka dobra, natomiast chętnie chwalę się tym, że on jest dobry dla mnie :) I mam w nosie, ze wychodzę na wykorzystującą egoistkę :P
Wiem, co w życiu jest ważne i mam jasno określone priorytety :) Ale nie będę Cię przekonywać, że znam odpowiednie proporcje między braniem a dawaniem, bo to się chyba mija z celem.
Nie wiem, dlaczego miałabym się obrazić :) Zwłaszcza, ze chociaż może nie znam Cię jeszcze jakoś szczególnie dobrze, to już zdążyłam poznać Twój sposób komentowania :)
To prawda, że blog to tylko urywek życia, ale swoim komentarzem sporo wyjaśniłaś:) I faktycznie, nikt tak naprawdę nie wie jak jest między Wami i w jaki sposób załatwiacie sobie tego typu sprawy. I podoba mi się twoja postawa, że masz w nosie jeśli ktoś coś sobie o Tobie pomyśli;)
UsuńNiemniej, jakkolwiek to dziwacznie zabrzmi, swój poprzedni komentarz pisałam w trosce o Wasz związek, by być może, zwrócić Ci uwagę na kwestię, która potencjalnie może stać się kiedyś problematyczna. Ale widzę, że monitorowanie i doglądanie by wszystko było dobrze w związku to Twoja mocna strona:) A i podział obowiązków pomiędzy partnerami to chyba klucz do sukcesu. Chyba na tym właśnie polega związek partnerski:)
Nie mogłabym powiedzieć, że nigdy mnie nie obchodzi, co sobie inni myślą, ale w tym akurat wypadku tak jest. Głównie dlatego, ze to, co sobie myślą, zależy tylko ode mnie i sposobu w jaki o tym piszę. I zazwyczaj jest tak, ze albo wychodzę na wredną zołzę, która trzyma biednego Franka pod pantoflem, albo na naiwną dziewuszkę, którą niedobry i kłamliwy Franek robi jak chce ;)
UsuńRozumiem Twoje intencje, chociaż wydaje mi się, że jesteśmy już na takim etapie, że o ten nasz związek powinniśmy się troszczyć sami, bo osoby trzecie prędzej zaszkodzą niż pomogą :)
Oj Margolka muszę przestać zazdrościć Ci tego Franka ;-) Ale podziwiam Twój spokój bo faktycznie większość pewnie by w połowie "wysiadła" ;-) Wierzę, że te lepsze dni nadejdą szybciutko i zostaniesz wynagrodzona ;-) A tym czasem powodzenia z"upartym" i psotliwym losem ;-)
OdpowiedzUsuńViki, mam nadzieję na te lepsze dni, chociaż dzisiejszy trochę pozbawił mnie złudzeń :)
UsuńPrzestań zazdroscić, przestań, bo on potrafi też wywinąć całkiem niezły numer :/ :)
jestes dzielna i na pewno dasz rade dotrwac do konca sprintu;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, chociaż coś ten sprint się bardzo dłuży :P
Usuńdzielna dziewczyna ;p
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę! :)
UsuńMam podobny sprint, na razie znoszę dzielnie, ale trochę wpadam w panikę, kiedy jeszcze do tego mi się zwierzęta rozchorowują.
OdpowiedzUsuńPiesek był u doktora i wszystko jest dobrze, ale kotka niestety trzeba będzie leczyć dłużej, ważne że już dziś zaczęłam.
powodzenia :)
Nawet nie miałam czasu zajrzeć do Ciebie, zeby zobaczyć, jak się mają zwierzaki. Mam nadzieję, ze już lepiej!
UsuńRzeczywiście dzielnie znosisz, bo ja ostatnio się wściekam i klnę: kiedy komputer mi się wiesza albo muszę czekać wieki aż coś się otworzy / zamknie / włączy itp., kiedy mi się pojawiają błędy wynikające jak dla mnie z fochów oprogramowania (wystarczy skopiować wszystko do czystej aplikacji i błąd magicznie znika), kiedy nie mogę się doprosić o przesłanie czegoś albo wytłumaczenie od jakiegoś Włocha, że nie jestem pewna, co dalej z tą całą robotą, że nie wiem, co mam robić w weekend, kiedy wzięłam urlop, że mi coś przeszkadza na drodze, gdy się spieszę...
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu byłabym pewnie chodzącą bombą - wniosek jest taki, że muszę sobie też takiego Franka wynaleźć :P
Nie martw się, mnie też czasami nerwy już puszczają, ale ostatnio rzeczywiście trzymam się nadspodziewanie dobrze i jakoś sobie z tym wszystkim radzę.
UsuńA mnie z kolei Angole z równowagi wyprowadzają! :)
Ważne że dajesz sobie radę:) Zapraszam do siebei
OdpowiedzUsuńA przynajmniej się staram :)
UsuńEch...gdy się kocha i jest sie kochanym, gdy wspólnie a nie obok kroczy się przez życie, to takie "drobiazgi" które "umilają " nam życie nie są straszne, czasem tylko irytujące, bywa, że rozśmieszające bo przecież mijają i odchodzą w zapomnienie, a przy nas pozostaje ten co pocieszy, rozśmieszy, pomoże, przytuli..
OdpowiedzUsuńI cóż więcej mogę napisać? :)))
UsuńAle żeby nie było tak słodko, to napiszę, że Franek dał mi w kość następnego dnia! Zła byłam przez przynajmniej dwa kolejne. Ale chyba mi przeszło :))
W pierwszej chwili złapałam się za głowę, bo to na prawdę jakaś kumulacja! Ale jak później przeczytałam o Franku,to kamień z serca, że nie jesteś z tym wszystkim sama:)
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała, kumulacja :/ I chyba jeszcze się nie skończyła niestety. Ale cóz, muszę to przetrwać. A Franek pomaga :)
UsuńAle Ty pędzisz! :))) Odnoszę wrażenie, że Franek jest jednak ciut bardziej spokojny i właśnie dlatego ma czas podać Ci tę torbę, czy ogarnąć mieszkanie :) Ale to fajnie, że tak się uzupełniacie :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że trafiłaś w samo sedno! Dokładnie przede wszystkim chodzi o to, że on jest po pierwsze spokojniejszy, po drugie - prowadzi inny tryb życia niż ja (co może brzmieć dziwnie, skoro żyjemy razem :P - ale mam nadzieję, ze rozumiesz, co mam na myśli). Ja się w naszym zwiazku "zajmuję" trochę innymi rzeczami, a poza tym mam wiecej zajęć dodatkowych poza pracą. A tak najkrócej rzecz ujmując, Franek naprawdę ma więcej czasu niż ja :)
UsuńJejku ale się tam dzieje u ciebie;) A Franek chłop na medla
OdpowiedzUsuńp.s czy ty do mnie masz zaproszenie? banalnyblog.blogspot.com??
Dzieje się Wioluśko i zaczyna mnie to powoli męczyć :) Na medal, to fakt :)
UsuńNoo, z tego co wiem, to mam :) w każdym razie ostatnio nie miałam problemu, zeby wejść do Ciebie, ale przyznaję się bez bicia! Nie komentuję i w ogóle słabo się angażuję w blogowanie ;( Przepraszam, ale naprawdę nie mam czasu :(
Ty to dzielnie znosisz bo ty dzielna jesteś! :P
OdpowiedzUsuńNa pewno bywam :)
UsuńNo to dobrze, że się dzielnie trzymasz :) Czasem tak jest, że jak się coś dzieje wokół nas złego to zawsze nam :PP
OdpowiedzUsuńJa niedawno miałam tak chyba przed dobry miesiąc, czego się nie ruszyłam to mi nie wyszło :))
A Franek? No na medal :))
Masz rację, czasami tak jest :)
UsuńAle i tak nie mogę powiedzieć, zeby było najgorzej, owszem, czasami pod górkę, ale chyba bardziej mi doskwiera brak czasu :)
Kochana najwazniejsze ze masz przy sobie Franka oj na medal ten Twój Franek:)
OdpowiedzUsuńCzasem są takie ciężkie momenty ,może dzięki Nim doceniamy bardziej to co Mamy... ściskam Cię bardzo mocno:***
Masz rację, czasami tak po prostu bywa i trzeba te cieżkie momenty przeczekać, fajnie, gdy można razem :)
UsuńAle już chyba lepsze to zagonienie, niż wieczne nicnierobienie i poczucie braku bycia potrzebnym...
OdpowiedzUsuńTak, ja zdecydowanie lubię, jak się coś dzieje, nie potrafię siedzieć bezczynnie i tak naprawdę na ten brak czasu sama siebie skazuję, bo przecież mogłabym zrezygnować z robienia tego, czy tamtego.
UsuńDlatego też nie narzekam :) Czasami doskwiera mi brak czasu, ale wiem, ze jakoś sobie z tym poradzę.
Zgadzam się. Dzielna kobieta z Ciebie:)))
OdpowiedzUsuńStaram się ;)
Usuńa ja dzielnie znoszę Twoje długie milczenie, do którego nie przywykłam :D
OdpowiedzUsuńJa też do tego nie przywykłam i wolałabym, zeby było inaczej, ale naprawdę ostatnio nie wyrabiam :(
UsuńA szkoda, bo brakuje mi blogowania.
Pozdrawia Was, jak zawsze pięknie i z uśmiechem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Morgano :)
Usuń