I po urlopie. Jak zwykle, minął w tempie ekspresowym. W sobotę wróciliśmy z Miasteczka i niedziela była dla nas :) Postanowiliśmy, że tego ostatniego dnia nie spędzimy ani w Miasteczku, ani na obiedzie u teściów tylko po prostu w domu. I to był naprawdę dobry pomysł, bo ten wczorajszy dzień był idealnym zakończeniem tej naszej laby. Pierwszą połowę dnia spędziliśmy razem, choć osobno ;) - po prostu każde z nas zajęło się tym, co najbardziej lubi robić.
Obiad wczoraj robiłam ja, choć Franek służył mi za pomoc kuchenną ;) Muszę przyznać, że obiad wyszedł mi nadzwyczaj smaczny! Nie wiem, kto był bardziej nim zachwycony - ja czy Franek :) Rosół był prawdziwie niedzielny - jak to mąż określił :) A na drugie zrobiłam totalną improwizację, bo nie planowaliśmy wcześniej obiadu, więc po prostu użyłam tego, co było w lodówce. Wyciągnęłam z zamrażarki polędwiczki wieprzowe, zamarynowałam w occie balsamicznym, sosie sojowym, musztardzie i w ziołach. I potem grillowałam je na patelni razem z czerwoną papryką. Do tego ubite ziemniaki i surówka - również z tego, co mi zostało: miks sałat, marchewka, papryka i kukurydza z oliwą z oliwek i sosem sałatkowym. Słowo daję, rzadko się zdarza, żeby nieplanowany obiad z resztek był taki dobry! W takich chwilach sobie myślę, że bywam całkiem niezłą kucharką :P
Po południu otworzyliśmy sobie butelkę nowozelandzkiego sauvignon blanc i popijaliśmy je grając w różne gry. I znowu oglądaliśmy Rodzinkę pl :) I tak nam upłynął czas aż do wieczora... Położyliśmy się spać z lekkim żalem, że to już koniec bimbania, ale też z poczuciem, że ten czas był dobrze wykorzystany i wypoczęliśmy.
Do pracy zawsze jest mi trudno wrócić tak dzień przed i z samego rana - zanim jeszcze do niej dotrę. Nie mam pojęcia, dlaczego zazwyczaj mam jakieś obawy w związku z tym powrotem. Ale na szczęście naprawdę lubię swoją pracę i jak tylko przekroczę próg biura, to wszystko mija a ja wracam na odpowiednie tory. W dodatku okazało się, że to naprawdę był idealny czas na urlop, bo nie działo się aż tak wiele i przez ten tydzień nie było żadnych niespodzianek. Udało mi się dzisiaj nadrobić wszystkie zaległości! Od jutra już jestem ze wszystkim na czysto :)
Jednak stwierdzam, że ten wolny czas był mi naprawdę bardzo potrzebny, bo widzę w sobie nową energię - i to nie tylko jeśli chodzi o pracę. W domu też dzisiaj ogarnęłam wszystko, co chciałam, a ostatnio naprawdę różnie z tym bywało, bo jakoś nic mi się nie chciało. No i świat już jednak zdecydowanie jaśniejszy - kiedy wychodzę do pracy i kiedy z niej wracam :)
Masz siłę, żeby teraz resztę zimy przetrwać :)
OdpowiedzUsuńA sądząc po krajobrazie za oknem, mocno się ona teraz przyda... Ech, a miał być już koniec zimy
Usuńczytalam o tym obiedzie iz glodnialam:P
OdpowiedzUsuń:) Ja też się zrobiłam głodna, jak to pisałam i dlatego poszłam spać :)
UsuńPs. Właśnie sobie przypomniałam o tym mailu, którego miałam wysłać "jutro"! Kurczę, gapa ze mnie! Przez ten urlop totalnie wyleciało mi z głowy!
spokojnie, poczekam:)
Usuń:) Gapa ze mnie!
UsuńO tak, jasno się zrobiło już w ubiegłym tygodniu, a raczej szarawo gdy wychodziłam rano do pracy, a teraz żadne tam ciemości i szarości, tylko jasność :D no i te białe coś... a jednak prognoza się sprawdziła, a miałam nadzieję, że może nie... :)
OdpowiedzUsuńTak, teraz jest już jasno i to jest naprawdę fajne i podnosi na duchu :)
UsuńW przeciwieństwie do tego okropnego śniegu! :/ Blee
Polędwiczki wieprzowe to resztki? ;P ha! z nich to można wyczarować pyszne danie :) wiem, wiem, bez warzyw i sosów nie byłoby już takie spektakularne:) Ja tam zawsze twierdzę, że jak mam sałatę, musztardę, cytrynę i oliwę z oliwek oraz jakieś mięsiwo to zawsze coś kulinarnego wykombinuję ;P
OdpowiedzUsuńMiałam raczej na myśli całą resztę - jako resztki do tego, bo ja z kolei jak mam samo mięso, to niewiele umiem zrobić - a raczej może i umiem, ale nie smakuje mi to aż tak, bo nie jestem wielką mięsiarą :)
UsuńAle generalnie w zamrażarce zapasy nam się mocno skurczyły, więc można powiedzieć, że to też już restki były :)
A do Twojego zestawu jeszcze chętnie dodałabym przecier pomidorowy i pieczarki :P
Usuńto zestaw w wersji minimum ;) A zamiast przecieru: pomidory w puszce- więcej kombinacji :)
Usuń:) No fakt, chociaz ja chyba nawet od tych pomidorów wolę jednak "tomaterę" - wiesz, taki przecier w kartoniku. Jakoś ma bardziej wyrazisty smak
UsuńTy takie smakowitości tu opisujesz a ja głodna jak wilk!
OdpowiedzUsuńDobrze, że radio mi tu gra i nie słychać, co się w żołądku dzieje :P
Ja też wczoraj byłam głodna jak czytałam Twój komentarz, więc razem nam się w żołądku działo, ale u mnei akurat wyjątkowo radio było wyłączone!
UsuńSmakowicie brzmi to, co zmajstrowałaś, jak piszesz, z resztek :))) Tak samo sympatycznie brzmi opis wspólnego spędzania czasu. Kurczę, wczoraj graliśmy w "Monopol" do 1 w nocy i tak mi się przypomniało o tym, kiedy przeczytałam, że Wy też graliście w różne gry. Aż nabrałam motywacji do dalszej pracy, żeby wyrobić się ze wszystkim i móc znów spędzić trochę czasu razem, a nie obok siebie. To mknę do pisania tekstów! :)))
OdpowiedzUsuńNo to mam nadzieję, że pomknięcie było efektywne :) rzeczywiście to jest chyba fajna motywacja, takie wspólne spędzanie wolnego czasu. To naprawdę bywa sympatyczne. Czasami w takich chwilach sobie myślę, jak niewiele trzeba, żeby miło razem spędzić czas - i jak fajnie, że to potrafimy, bo przecież to nie jest takie oczywiste.
UsuńTakie dni wolne to naprawdę dodają człowiekowi energii:P
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńZaobserwuję i zapiszę blog wolne dni czasami dają nam pociechę pozdrawiam serdecznie życząc miłego wieczoru i dobrego humoru.
OdpowiedzUsuńWitaj, miło mi :)
UsuńChętnie zajrzę również do Ciebie, jeśli piszesz, podaj namiary.
Rownież pozdrawiam!
no i po urlopie :)
OdpowiedzUsuńJak to zwykle z urlopem bywa :)
UsuńI nawet pourlopowa deprecha niestraszna, kiedy prawdziwie lubi się swoją pracę :)
OdpowiedzUsuńNawet tej deprechy wogóle nie było :)
UsuńWolne to spokój,panowanie nad nieładem i tryskająca energia...sylviiart
OdpowiedzUsuńWitaj,
Usuńmasz rację :)Ładnie to określiłaś.
Pozdrawiam!
Prześlij mi trochę swojej energii, bo u mnie wręcz przeciwnie, jakiś dziwny spadek. Nie mogę się doczekać wiosny.
OdpowiedzUsuńJa też się wiosny doczekać nie mogę.
UsuńTen spadek też niedawno zaliczyłam, więc może i u Ciebie to tylko chwilowe będzie?
Jak to? Już ?
OdpowiedzUsuńNo przecież niedawno czytałam (na bieżąco!!), że zaczynasz urlop a tu proszę... już koniec. Zdecydowanie za szybko czas umyka!
Ano już :) Skoro nawet Tobie szybko minął nie Twoj urlop, to wyobraź sobie, jakie tempo miał ten czas u mnie :):)
UsuńTaka kulinarna dziś refleksja - podobnie jak Twoja nad moim sushi ;)
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam Twój post, zaczęłam przypominać sobie, kiedy ja ostatnio zjadłam na obiad zupę plus drugie danie składające się z mięsa, ziemniaków i surówki. I wyszło mi, że... na pewno więcej niż kilka lat temu. Ani w moim domu rodzinnym, ani już kiedy sama rządziłam w kuchni, nigdy nie jadło się w taki klasyczny sposób.
Fajnie, że tak u Was normalnie, rodzinnie :)
No i super, że zrobiliście sobie mały urlop z wyjazdem do Miasteczka. Uwielbiam takie "długie weekendy", kilka dni laby. Mam nadzieję, że będziecie mieli od czasu do czasu możliwość powtórki z tych przyjemności :)
:)
UsuńWiesz, miałam kiedyś na ten temat notkę pisać, przypomniałaś mi o tym, więc może wkrótce to nadrobię :) W każdym razie - rzeczywiście, u nas obiad prawie zawsze jest dwudaniowy. Taki zwyczaj wyniosłam z domu i jedno danie to dla mnie obaid niepełny. Ale ludzie się często nam dziwią :) Przyznam, ze czasami pomysłu brak albo nawet czasu, ale trzymam się tego przywiązania do tradycji :)
Tak, to jest naprawdę świetne rozwiązanie. Pozwala nabrać sił, świeżego spojrzenia... Też mam nadzieję na powtórki :)
Tydzień urlopu i produktywność Margolki automatycznie wzrasta :D
OdpowiedzUsuńTo racja :)
Usuńparę dni wolnego w zimie - bezcenna rzecz...
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
UsuńKiedy gotuję, to najczęściej coś prostego, więc Twoje składniki zupełnie by mnie zadowalały - zwykle potrzebne mi jest jakieś mięso/ryba plus warzywa i przyprawy. I lubię improwizować, najczęściej albo to jest coś dobrze dla mnie znanego i nudnego, albo właśnie improwizacja, nawet jak znajdę przepis, lubię go trochę zmodyfikować, bo np. czegoś nie mam albo chcę użyć coś innego. Czasami wychodzi porażka, ale częściej jestem zadowolona :)
OdpowiedzUsuńA polędwiczki to wdzięczny materiał, żeby coś pokombinować :)
Nawet krótki urlop dobrze robi.
A ja się dla odmiany wczoraj i przedwczoraj czułam taka wyzuta z energii, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, na szczęście dziś wróciła :D
Kiedy wychodzi porażka, to ja zawsze jestem zdumiona :P No bo jak to możliwe, że z połączenia samych pysznych składników wychodzi coś niepysznego? :D
UsuńTak, urlop zawsze dobrze robi, niezależnie od czasu trwania.
Spadki energii czasami są chwilowe :) Na szczęście
Naładowana energią i pełna optymizmu i bardzo dobrze, cieszy mnie to :)
OdpowiedzUsuńMnie również ;)
Usuń