*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Byle nie do szkoły!


Ostatnio mam bardzo dziwne sny. Bardzo wyraziste i sugestywne. Mam wrażenie, że pełne symboli, chociaż jednocześnie nie jestem dobra w interpretacji snów, więc to tylko wrażenie.Przypuszczam, że może to mieć związek z tym, że na żywo "za mało" przeżywam to wszystko, co się wokół mnie dzieje i będzie działo za chwilę. Jestem całkiem spokojna i pogodzona z rzeczywistością i może moja podświadomość się wyrywa, żeby zademonstrować w ten sposób wszelkie moje lęki i takie tam :P
W każdym razie, i tak nie o snach miało być dzisiaj. To znaczy notka snem zainspirowana, ale nie o śnie będzie, a o szkole. Śniła mi się moja nauczycielka chemii z liceum. Siedziałam u niej na lekcji, ale już jako obecna margolka a nie ta z czasów licealnych. Pani potraktowała mnie bardzo nieładnie i zwyczajnie mnie obraziła.
Chemia nie była moją traumą w tamtym czasie (była nią biologia i czasami historia - aczkolwiek ta druga z powodu nauczyciela, który był nieprzewidywalnym pijakiem), chociaż był to jedyny przedmiot z którego miałam czwórkę na świadectwie maturalnym. Ale babka, która tej chemii uczyła była postrachem. Wiedzę na pewno miała, potrafiła ją nawet zazwyczaj przekazać, ale posłuch na lekcjach budowała jedynie tym, że wszyscy się jej bali. Potrafiła zmrozić spojrzeniem, jeśli się uśmiechała to tylko ironicznie, bywała złośliwa, zwłaszcza, gdy ktoś udzielił niepoprawnej odpowiedzi na pytanie. Trochę rodzaj Kazimiery Szczuki z "Najsłabszego ogniwa" - jeśli ktoś oglądał... 
Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ona mi się przyśniła, bo naprawdę większe stresy przechodziłam z powodu innych przedmiotów i innych nauczycieli, ale wywołało to u mnie całą masę przemyśleń. Między innymi takich, że absolutnie nie chciałabym wrócić do szkoły! Nawet do podstawówki, w której bylo mi bardzo dobrze, bo bywałam wręcz hołubiona przez niektórych nauczycieli, a jako przewodnicząca szkoły byłam również popularna wśród uczniów i raczej lubiana - a przynajmniej ci, którzy mnie nie lubili, siedzieli cicho :P
Nie miałam nigdy większych problemów z nauką. Nie wszystko przychodziło mi łatwo, musiałam uczyć się dużo i długo, a gdy tylko sobie odpuściłam, to od razu dostawałam gorsze oceny (poza pewnymi wyjątkowymi sytuacjami, które wspominam jako anegdoty do dziś, ale to temat na inny raz). Ale to nie niechęć do nauki albo przesyt nią wywołuje we mnie tę niechęć powrotu, a raczej szkolny - nazwijmy to - reżim :P Odwykłam zwyczajnie od tego, że nauczyciel jest najważniejszy i zawsze ma rację. Odzwyczaiłam się od tego szacunku, który wynikał tylko ze strachu. Oczywiście byli (i są) nauczyciele, którzy byli pasjonatami, mieli ogromną wiedzę, potrafili ją przekazać a do tego wszystkiego byli fajnymi ludźmi, z którymi dało się dogadać i którzy potrafili zrozumieć uczniów. A nawet tacy, których się człowiek bał, ale jak przychodziło, co do czego, to okazywali się w porządku.  I to nie o nich piszę, bo z takimi chętnie spotkałabym się dziś i myślę, że moglibyśmy rozmawiać jak starzy, dobrzy znajomi. Ale jeśli chodzi o innych to.. nie wytrzymałabym pewnie, bo temperament mam nieco większy niż te piętnaście lat temu i wygarnęłabym im, co o nich myślę :P Spójrzcie, jak nietrwały jest ten szacunek, który sobie "wypracowali" terrorem ;) We mnie nie zostało go za grosz... 
Trudno byłoby mi wrócić do czasów, gdy musiałam uczyć się rzeczy, których nie znosiłam i którymi kompletnie nie byłam zainteresowana. To na szczęście skończyło się na studiach ;) Miewałam co prawda jeszcze jakieś dziwne zajęcia czasami, ale jakiegoś związku z głównym kierunkiem zawsze umiałam się jednak dopatrzeć :)

Jednak zdecydowanie najgorzej byłoby właśnie ze wspomnianym przyjęciem za coś oczywistego faktu, że jestem "tylko" uczennicą, która musi się słuchać, musi być grzeczna, odrabiać lekcje, stawać pod tablicą, gdy tylko usłyszy swoje nazwisko, lecieć po kredę na zawołanie nauczyciela, wykonywać wiele innych mniej lub bardziej absurdalnych zadań domowych - (przecież zdarzały się i takie) i w dodatku każdego nauczyciela szanować bezwzględnie i w ogóle najlepiej to lubić, a przynajmniej udawać - wiarygodnie ;), żeby za bardzo nie podpaść. Oj, moja przekorna natura, która bardzo mocno rozkwitła w latach poszkolnych chyba by tego nie zdzierżyła :D

Tak więc- ufff... Jak dobrze, że już nie chodzę do szkoły.

Niemniej jednak koniecznie muszę dodać, że piszę to z perspektywy osoby, której już bliżej do trzydziestki niż "nastki", a obowiązek szkolny wypełniałam sumiennie - włącznie z niepodpadaniem nauczycielom (choć nie zawsze wychodziło - na przykład, kiedy w pierwszych klasach podstawówki powiedziałam na forum o jednej pani, że jej nie lubię:P) i go zaliczyłam, dlatego mogę sobie teraz tak gadać :P Ale tak całkiem serio, to uważam, że jest to absolutnie niezbędny etap w życiu każdego człowieka. Nie tylko dlatego, że uczyć się trzeba, ale właśnie dlatego, że w szkole trzeba się zmierzyć z całą masą różnych sytuacji - problematycznych, nieprzyjemnych, trudnych. Szkoła uczy nas relacji z innymi, zachowań, kształtuje naszą osobowość. Nawet pomimo tego, co napisałam o podleganiu nauczycielom uważam, że to też jest potrzebne. Człowiek musi wiedzieć, że zazwyczaj w życiu przed kimś w jakiś sposób odpowiada, że nie ma samowolki i że czasami trzeba ustąpić, ugryźć się w język. Albo z kolei walczyć o swoje. Szkoła uczy powściągliwości albo rozbudza nasz temperament ;)
I oczywiście pozostawia w nas całą masę zajefajnych wspomnień, których braku nie dałoby się w żaden sposób zrekompensować :)

54 komentarze:

  1. a ja jak sobie tak teraz myślę z perspektywy czasu to nie lubiłam chodzić do szkoły. Chyba do żadnej jaką skonczyłam. Lubię pracować :) zdecydowanie bardziej niż się uczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli można powiedzieć, że trochę podobne są te Twoje odczucia do moich. Co prawda nie napisałam, że nie lubiłam szkoły, ale właśnie również z perspektywy czasu oceniam tamten czas jako wcale nie taki najlepszy ;) Ja też zdecydowanie wolę pracować! Uczyć się lubiłam i lubię, ale praca jest lepsza! :) I ta wolność i swoboda ;P
      Co nie zmienia faktu, że i tak uważam, że do szkoły chodzić trzeba :D

      Usuń
    2. jasne, że trzeba tego nie neguję ale jak tak myślę to na tyle nie lubiłam szkoły, że nawet nie mam do dziś żadnej bliskiej koleżanki z tamtych czasów. Z pierwszej podstawówki nikogo nie wspominam i niezbyt poznaję. Z drugiej poznaję i widuję czasem w pracy ale tylko się sobie kłaniamy nic więcej. Z liceum jakoś mam wrażenie, że się z nikim nie dogadywałam a studia zaoczne z połowy polski to nie mam nawet z ludźmi kontaktu ... najbliżej byłam z jedną koleżanką ze studium ale mieszka od lat w Yorku i tylko skypa mamy ;/

      Usuń
    3. Nie znam nikogo, kto by negował :P
      A człowiek chyba po latach dopiero dostrzega niektóre absurdy szkolne - i dobrze ;)
      Ja podstawówkę lubiłam, a nie mam żadnej dobrej koleżanki, natomiast liceum raczej nie lubiłam a mam dwie z tego czasu, więc może niekoniecznie jedno na drugie ma aż taki wpływ. Z innymi ludźmi z liceum w ogóle nie mam ochoty się spotykać.
      Ze studiów mam dobre koleżanki, ale fakt - z tych licencjackich, dziennych. Późniejsze magisterskie i podyplomowe przyniosły już tylko znajomości chwilowe.
      Tak czy inaczej, myślę, że może inaczej nasze odczucia definiujemy, ale sprowadzają się one do tego samego :P

      Usuń
  2. Margolka wiesz co, takie wspomnienia dają mi motywacje by być jeszcze lepszym nauczycielem, ale nie takim z wieloma fakultetami, ale takim, który jest człowiekiem i pamięta, że kiedyś i on był uczniem i liczył na wyrozumiałość i szacunek ze strony nauczyciela. Mam nadzieje, że w głowach moich uczniów będę w grupie tych "miło wspominam" ;-) Moi pierwsi uczniowie, obecnie są w II gimnazjum, więc jeszcze trochę poczekam na takie wpisy, jak Twój ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo oczywiście nauczyciel wiedzę musi mieć, ale musi też być dla tych uczniów człowiekiem. To trudne, zeby znaleźć równowagę i nie przegiąć w żadną stronę, ale jednak jest sporo nauczycieli, którym się udaje. Jeśli masz takie podejście, to myślę, że i Tobie się to uda :) I oczywiscie, życzę tego!

      Usuń
  3. Wiesz, że mnie się w dorosłym życiu nigdy nie przyśniły sny szkolne? Przynajmniej nie takie, w których byłabym uczennicą. Odwrotnie owszem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to całkiem naturalne w Twojej sytuacji :)

      Usuń
  4. Masz absolutną rację. A bardziej - mam bardzo podobne przemyślenia i doświadczenia. Szkoła to bardzo ważny element w życiu człowieka, ale nie tylko ten pozytywny ( w sensie nauka, znajomi), ale i negatywny (problemy różnego rodzaju) i dobrze, że każdy przez nią przechodzi. Ale tak samo dobrze, że ten etap się kończy, bo sama za żadne skarby nie wróciłabym już ani do szkoły, ani na studia. I choć jestem nauczycielką, to jednak nauczyciel wychowania przedszkolnego a nauczyciel przy tablicy to całkiem inna para kaloszy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wszystko w zyciu - szkoła też ma swoje dobre i złe strony ;) Ale ponieważ jest koniecznością, lepiej się na tych złych nie skupiać. Po latach już można :P
      Na studia wróciłabym prędzej niż do szkoły, bo jednak funkcjonowało się na nich już inaczej. A w każdym razie inne byłyby powody, dla których nie chciałabym iść na studia. Ale na razie nie wybieram się nigdzie.
      Fakt, nauczyciel z przedszkola to jednak coś innego. Pewnie głównie dlatego, że uczniowie inni.

      Usuń
  5. Sny potrafią nas przenieść do wspaniałego świata ale niestety i do koszmarów. Ciekawe czy jest jakaś dieta , która zapewnia same kolorowe sny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszmarów na szczęście raczej nie miewam :) I oby tak dalej :)

      Usuń
  6. Dla mnie całe gimnazjum to był koszmar pod znakiem: niesprawiedliwego oceniania, faworyzowania, dziwnych zakazów i nakazów i rygoru. Liceum za to była masakra pod względem nauki. Jestem wolontariuszką i daję korepetycje z matematyki i naprawdę jestem załamana jak dziewczyna w liceum mi mówi, że nigdy nie słyszałą o sinusach czy cosinusach i jak sprawdzam zeszyt to rzeczywiście oni liczyli pola trójkątów znając wysokość i podstawę!! W liceum!!!!
    I mimo tak traumatycznych przeżyć bardzo mi się podoba praca w szkole (nie wiem jakim cudem). W każdym razie ja jestem tym nowoczesny modelem nauczyciela, bo nie przeszkadza mi jak ktoś chodzi ubrany, czy je na lekcji, mnie interesuje jego wiedza- magluje z nimi temat, aż wszyscy zrozumieją.Ostatnio był sprawdzian- były same 5 jedna 6 w szkole średniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie wiem, co to jest gimnazjum :)
      WIesz, teraz jesteś po drugiej stronie barykady, więc myślę, że to dlatego może jest Ci w szkole całkiem fajnie ;)

      Usuń
    2. Z pewnoscia ta druga strona barykaty plus to ze ucze w 'normalnej" szkole, bo gdybym uczyla lub w jednej gdzie mialam praktyki nei byloby tam fajnie bo bym sie buntowala jak uczniowie. Bo dla mnie nie do wyobrazenia jest akcja ze dyrektorka kaze oddac jej nagrody ktore ucznowie zdobyli na konkursie. Powtarzam jej nei nawet szkole tylko jej ;/ No doslownei jak sobie o tym pomysle to dalej mnie telepie ;/

      Usuń
    3. Tak, zdaje się, że czytałam o tym u Ciebie? W każdym razie kojarzę taką historię. No na pewno wiele zależy od szkoły w jakiej się uczy.

      Usuń
  7. Ja bym dziś wygarnęła babie od matmy :D Kobieta kompletnie nie potrafi uczyć, wytłumaczyć przez co matma w liceum była dla mnie koszmarem i miałam zawsze dopalacza :D Teraz nawet nie mam ochoty "dzień dobry" jej powiedzieć. Z kolei najlepiej wspominam wychowawczynię i nauczycielkę polskiego w jednym. Co prawda trochę sztywna była, ale do dziś ją uwielbiam i dzięki niej zdałam maturę tak dobrze.

    Jak widzisz, do liceum bym się średnio chciała wrócić, 28 bab to za dużo już dla mnie :D Ale szkoła jest potrzebna. Tam jest taka mieszanka charakterów i temperamentów, że człowiek choćby nie wiem jak nie chciał, to musi tam jakoś funkcjonować. Od małego trzeba się uczyć relacji w społeczeństwie, a instytucja szkoły jest do tego idealna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam takich nauczycieli, którym bym wygarnęła ;) I miałam okazję już jednej nauczycielce "dzień dobry" nie powiedzieć :) Sama sobie na to zapracowała. Ale właśnie są też tacy nauczyciele, z którymi aż chciałoby się dzisiaj spotkać i pogadać...
      W liceum byłam w klasie mat-fiz, więc facetów było chyba o trzech więcej niż dziewczyn, ale i tak nie chciałabym wrócić :) W podstawówce było lepiej!

      Usuń
    2. U mnie czasami wygrywa kultura :P i mówię to "dzień dobry", ale pod nosem, czy w myślach to różne sformułowania padają :D
      Ooo ja... mat-fiz... abstrakcja dla mnie :D ja chciałam się dostać na językowy, ale że najpierw podałam human, to tam się znalazłam i ani trochę nie żałuję. Zawsze podziwiałam tych, co idą ma mat-fiz. Wiadomo, że w żadnej klasie nie było tak, że sami geniusze w niej byli, na tym profilu też, ale do ścisłej klasy osioł się nie bierze :D

      Usuń
    3. Widzisz, a ja taka niekulturalna :) Miałam to w nosie. Zresztą nie stałam z nią twarzą w twarz, ona nawet mnie chyba nie widziała (choć oczywiście moglam się postarać, żeby zobaczyła), ale przypuszczam, ze w innej sytuacji zwyczajnie bym udawała, że jej nie widzę.

      Fakt, u nas w liceum najtrudniej się właśnie było dostać do klasy "A", czyli pierwszego mat-fizu. Ale mnie się udało. I również ani trochę nie żałuję. To był dla mnie najlepszy wybór.

      Usuń
    4. No wiadomo :D dla Pani od cyferek taka klasa najlepsza była :) ja po liceum, które skończyłam doszłam do jednego wniosku: nie warto iść na dany profil, a tam gdzie dobra kadra i mówię to każdemu, kto się tam wybiera. Wiadomo, w wakacje jeszcze nie ma przydzielonych nauczycieli, ale zaraz na początku roku można się przenieść. Ja miałam całe życie szczęście do nauczycieli humanistycznych, matematyka czy chemia to porażka i dziś nie pamiętam nic.

      Usuń
    5. Tak, chyba masz rację, że najważniejszy jest poziom nauczania a nie profil.
      U mnie różnie bywało z tymi nauczycielami.

      Usuń
  8. Też nie chciałabym wracać do szkoły, mimo że nie była dla mnie jakimś traumatycznym doświadczeniem, z nauczycielami relacje miałam poprawne, nauka nigdy nie sprawiała mi problemów, co najwyżej relacje międzyludzkie w gimnazjum czy nawet liceum mogłoby wyglądać lepiej. Żałuję tylko, że się za bardzo przejmowałam i potrafiłam siedzieć po nocach nad książką, ale to akurat w liceum było dość powszechne (na studiach zresztą też, sprawozdania czasami się kończyło nad ranem, ale studia to nieco inna kategoria :P).
    Powody byłyby mniej więcej takie, jak napisałaś. Już pod koniec studiów mnie irytowało, że muszę chodzić na zajęcia, sprawdzają mi obecność, odpytują i robię zadania domowe (ale na kursie językowym już mi to nie przeszkadzało :)).
    A gdybym miała wrócić do czasów szkolnych, z jednej strony chciałabym mieć swoje dzisiejsze poglądy, doświadczenie i podejście do życia (nawet bardziej niż wiedzę), ale z drugiej gdyby tak było, tym bardziej by mnie wszystko w szkole drażniło i to, co teraz myślę, jest wynikiem tego, co już przeżyłam. Bo z tym, że różne szkolne doświadczenia, te pozytywne i negatywne, są potrzebne, też muszę się zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to ja podobnie nie miałam żadnych szczególnie złych doświadczeń związanych ze szkołą, ale jednak wcale nie chciałabym się do tego wrócić. Przyznam, że nawet nie żałuję tego ślęczenia po nocach nad książkami. Myslę, że wiele się dzięki temu nauczyłam - i nie chodzi mi tylko o te przedmioty, nad którymi siedziałam :)
      Mnie zdecydowanie teraz wszystko by w szkole drażniło, nie wytrzymałabym :)

      Usuń
  9. Twoje wrażenia bardzo pokrywają się z tym, co ja sama myślę o szkole. Gdybym znowu miała wejść w rolę uczennicy, to by mnie chyba szlag trafił. Pod tym względem zdecydowanie wolałam studia, gdzie student miał już u wykładowcy jakiś szacunek i gdzie przede wszystkim wiedza była ukierunkowana i ciekawa.
    Ale szkolna ławka... brr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ten szlag trafiłby na pewno :P To już nie te nerwy i nie ta potulność :) Masz rację, właśnie dlatego łatwiej byłoby mi jednak wrócić na studia i odnaleźć się na nich.

      Usuń
  10. Trzydziestkę już przekroczyłam i też już nie wyobrażam sobie wejścia w rolę uczennicy. Czasem śnią mi się szkolne koszmarki. Ponieważ jestem ortodoksyjną humanistką, w roli koszmaru śnią mi się lekcje matematyki:) Jest przerwa, wiem, że za chwilę zacznie się matematyka i będzie kartkówka, a ja NIC nie umiem. Potem budzę się i uświadamiam sobie jak bardzo jestem szczęsliwa, że edukacja już za mną. Zawodowe doszkalanie to już całkiem inna historia i będzie trwało praktycznie cały czas :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej nie mam konkretnego przedmiotu, który mi się śni. Pewnie dlatego, że ogólnie z nauką nie miałam większych problemów - nawet jeśli chodzi o przedmioty, których nie lubiłam i nie rozumiałam - śnią mi się raczej nauczyciele i relacje z nimi lub z innymi uczniami. Ale moja ulga, gdy się budzę jest chyba taka sama jak Twoja :)
      I masz rację, jednak kształcenie się w dorosłym życiu to inna bajka, przyjemniejsza ;)

      Usuń
  11. U mnie nie było nigdy wielkiej miłości do szkoły i nie lubiłam niedzielnych wieczorów, bo to oznaczało bliski poniedziałkowy powrót do szkoły. W szkole średniej na szczęście już tak nie było, ale cieszę się, że te etapy mam za sobą i nie chciałabym cofnąć czasu i powrócić do tamtych lat i zasiąść w szkolnej ławie, o niee :) Jednym słowem nie tęsknię za szkołą, mimo tamtej beztroski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mnie też niedziela długo, długo źle się kojarzyła :) Chyba dopiero od kilku lat lubię ten dzień.
      Myślę, że to, że niewiele osób chce wrócić do szkoły świadczy o tym, że zamknęły tamten etap swojego życia, czują, że zrobiły wtedy wszystko, co można było a teraz chcą iść do przodu :)

      Usuń
  12. Zainspirowałaś mnie do napisania szkolnej notki:) Nie jestem w stanie określić czy wróciłabym do szkoły teraz. Chyyyba taaak:) A najmilej wspominam podstawówkę zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ciekawa jej jestem ;)
      Oo, to interesujące, bo wygląda na to, ze jesteś w mniejszości :) Nieee, ja mam aż ciarki na plecach jak myślę o tym, że miałabym to przeżywać jeszcze raz ;)
      Ale podstawówkę też wspominam bardzo miło!

      Usuń
    2. Zauważyłam, że tylko ja tu jestem wyjątkiem:) Chociaż do gimnazjum za nic w świecie bym nie wróciła, ale to był ogólnie najgorszy okres w moim życiu.

      Usuń
    3. Rzeczywiście na to wygląda ;))Właśnie dlatego wydaje mi się to tak interesujące :)

      Usuń
  13. Miło tak po latach powspominać. Nieraz sobie myślę, że coś z taką przyjemnością wspominam, bo to przeszłość, która nigdy nie wróci i dlatego mi do niej smętnie, ale gdyby jakimś cudem wróciła, już nie byłaby taka fajna.

    Przyznam, że w odróżnieniu od Ciebie pilną uczennicą byłam tylko w podstawówce. Gdybym miała wrócić do szkoły, to do trzeciej klasy liceum - bo jeszcze nie było maturalnych stresów, a już odpadły wszystkie paskudne dla mnie przedmioty. Idealny czas :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że chociaż jestem często sentymentalna i wiele jest sytuacji o których myślę z rozrzewnieniam, ale chyba jednak szkoła się jakoś w tych wspomnieniach nie mieści. Oczywiście, były jakieś fajne chwile w tamtym czasie, które się nie powtórzą i których trochę żal, ale chyba nie aż do tego stopnia, żebym miała sentyment. Właściwie to nawet do mnie zupełnie niepodobne :)

      A to u mnie właśnie trzecia klasa była czasem najgorszym! Wtedy właśnie odchodziła większość przedmiotów i trzeba było się dużo uczyć. Klasa maturalna wlaściwie była dla mnie luźna :) Nie stresowałam się jakoś szczególnie, więc byłam zadowolona z tego, że mam mniej lekcji :)
      Gdybym ja miała wrócić do zdecydowanie do końcówki I i początku II klasy liceum. To dla mnie były najpiękniejsze czasy :)

      Usuń
  14. Może ta kobieta zmarła i dlatego ci się przyśniła? W mojej rodzinie tak czasem jest, że śni się osoba, która odeszła, lub była niemiła, żeby się pożegnać. Nie wiem, ja mam taki punkt widzenia, chociaż nie życzę kobiecinie źle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, nic z tych rzeczy ;)
      W ogóle bym na to tak nie patrzyła. Tu raczej chodzi o mnie i o to co się dzieje w mojej głowie niż o tamtą babkę.

      Usuń
  15. Nie lubiłam szkoły-ani podstawówki, ani liceum-ze względu na nauczycieli, jak i na klasę, a uczennicą byłam dobrą.

    Najlepiej wspominam studia. Zdarzali się co prawda szurnięci wykładowcy, ale ten okres do dzisiaj wspominam z łezką w oku.

    Nie chciałabym cofnąć czasu (może gdybym mogła poszłabym do innego liceum, ale tak, jak mówią dobrze tam, gdzie nas nie ma), cieszę się z tego co mam i dobrze mi, tak, jak jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubiłam liceum, ale z innych powodów. Trochę trudno dokładnie powiedzieć dlaczego, zresztą przestałam lubić szkołę średnią dopiero w III klasie, wcześniej było fajnie.
      Natomiast podstawówkę wspominam bardzo mile, zwłaszcza ostatnie dwie klasy.

      A studia to w ogóle najlepszy czas. Nie licząc oczywiście teraźniejszości :) Bo już od jakiegoś czasu powtarzam, że nie chciałabym wracać do dawnych czasów. Chociaż teraz trochę się to zmieniło i najchetniej zafiksowałabym się na ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

      Usuń
  16. Mam całkiem podobnie;) Za nic w świecie nie wróciłabym do czasów licealnych, do reżimu tej szkoły, do tych kartkówek bez zapowiedzi, przywołań do tablicy itd. Forma edukacji na studiach odpowiadała mi o wiele bardziej i czasem za tym etapem tęsknię, chociaż tak naprawdę najlepiej jest mi teraz gdy pracuję;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście wygląda na to, że nasze odczucia w tym względzie są bardzo podobne i chyba dobrze zrozumiałaś, co miałam na myśli pisząc właśnie o szkolnym reżimie :)
      Tak, mnie też zdecydowanie bardziej podobało się na studiach, ale tak samo jak Ty uważam, że najlepiej jest teraz! :)

      Usuń
  17. Takie mnie naszły refleksje, że teraz bardziej szanuje się tych nauczycieli, którzy byli mega wymagający i mieli ostre zasady, niż Ci "luźni", z którymi można było zrobić więcej rzeczy:)

    Do dzisiaj pamiętam nauczycielkę z gimnazjum, która ostro karała za trzymanie rąk w kieszeni i opieranie się pod ścianą. Teraz zawsze przy osobach starszych przy mnie mam ręce na wierzchu i wyprostowaną postawę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, no właśnie nie do końca się z Tobą zgodzę. To po prostu zalezy od człowieka i od tego na czym plegały te ostre zasady. Pewnie, byli nauczyciele bardzo wymagający a jednocześnie ludzcy. Ale byli też tacy, których nie wspominam ani trochę dobrze i nie mam do nich za grosz szacunku - między innymi dlatego, że stosowali terror.

      Przyznam, że metoda Twojej nauczycielki z gimnazjum nie bardzo do mnie przemawia :)

      Usuń
  18. Ten post skłania do refleksji :))

    Jeżeli chodzi o edukację to najmilej będę wspominać studia, potem gimnazjum i podstawówkę, na końcu zaś liceum. Mimo, że szkoła budzi we mnie generalnie dobre wspomnienia (choć w liceum to różnie z tym bywało i ten etap edukacji wspominam najgorzej), to za nic w świecie nie wróciłabym tam :) powód jest jeden: konieczność nauki z tych przedmiotów, które mnie kompletnie nie interesują! :) na szczęście w podstawówce i gimnazjum miałam generalnie sympatycznych nauczycieli, którzy dobrze tłumaczyli, dlatego nawet nielubiana fizyka wcale nie była taka zła ;) poza tym w tym właśnie czasie miałam bardzo zgraną klasę, tworzyliśmy niezła mieszankę, mieliśmy sporo szalonych pomysłów, a nauczyciele traktowali nas po ludzku i można było się z nimi dogadać :) w liceum było więcej podziałów (za dużo bab w klasie?), a i nauczyciele byli bardziej sztywni.
    A studia to już w ogóle fajny etap, o czym często zdarza mi się wspominać u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja studia traktuję jako zupełnie inną kategorię, dlatego też nawet nie wspomniałam o nich w notce, bo to nie jest dla mnie typowy "etap szkolny". Nawet trudno mi porównać je ze szkołą.
      Nie wiem z czego wynika to, że nie lubiłam liceum - zwłaszcza, że pierwsze dwa lata wspominam świetnie. Potem po prostu czułam się trochę jak nie w swojej bajce. Ale podstawowka była bardzo fajna. A mimo to, nie chciałabym tego powtórzyć :)

      Usuń
  19. ja też mam mase fajnych wspomnień ze szkolnych lat, ale mimo wszystko nie wróćiła bym się do szkolnej ławy ! o nie !
    Najlepszy czas do tej pory to studiaa :) jeszcze co prawda studiuje ( ale już końcówka - niestety) już wiem, że będe tęsknić za czasami studenckimi i tak chodzą mi po głowie plany odnośnie kontynuacji studiów, bo naprawde uwielbiam je.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja też nie ;))
      No a studia to juz zupełnie inna bajka :)

      Usuń
  20. Najprzyjemniej wspominam podstawówkę, ale mimo wszystko nie chciałabym się cofnąć tam z powrotem. Ale powspominać miło :)

    OdpowiedzUsuń
  21. oo matko też śniła mi się szkoła, totalnie jakieś pierwsze klasy w podstawówce i ta w tym śnie myślałam ojej, jak ja nie chcę znów do tego wracać:) czyżby to były dojrzałe sny kobiet przed 30-stką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, chyba nie :) Ja takie sny miewam od czasu do czasu odkąd skończyłam szkołę ;)

      Usuń
  22. Mhmmmm. Ja uważam, że powinni coś zrobić z nastawieniem nauczycieli, szkoły itp. Ale to takie sobie mrzonki :)

    OdpowiedzUsuń