*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 26 września 2013

Nauczyłam się...

Jutro upłynie dokładnie sześć tygodni odkąd Franek na stałe przyjechał do Podwarszawia.
Prawdę powiedziawszy, mam wrażenie, jakby to było wieki temu! :) Prawie już zapomniałam, jak to było przed (ale tylko prawie ;)). A przede wszystkim bardzo szybko całkowicie oswoiłam się z tym, że on już jest ze mną. Wspólna codzienność wydaje mi się taka zwyczajna i zupełnie naturalna. I chyba prawidłowo, bo przypuszczam, że tak właśnie powinno być ;))
Fajne jest to zasypianie i budzenie się razem - tym bardziej, że teraz, kiedy Franek pracuje w regularnych godzinach zawsze kładziemy się razem (chyba, że w weekend on jeszcze chce posiedzieć, a ja wymiękam, lub na odwrót ;)) przed 22 i budzimy się o 6. 
Wspaniale jest wracać do domu i mieć podany obiad! Bo ze względu na to, że Franek kończy przede mną, zazwyczaj to on gotuje - a jeśli nawet ja przed pracą coś zrobię, to i tak on podaje do stołu :)
Fajnie jest razem oglądać "Na Wspólnej" w internecie, komentować, śmiać się razem. Fajne jest nawet to, gdy każde zajmuje się swoimi sprawami, ale jesteśmy obok siebie i od czasu do czasu można sobie pokazać język na przykład :P Albo przybić piątkę ;) Ot, takie mamy odruchy :)
Jeździmy razem na zakupy, razem sprzątamy, wspólnie planujemy weekendy.
To wszystko stanowi naszą piękną małżeńską codzienność, której nie da się niczym zastąpić.

Ale! Chciałam powiedzieć, że jest kilka rzeczy, które wspominam z sentymentem i chwilami nawet jakby mi ich brakuje :) Na przykład miłych smsów i telefonów w ciągu dnia. Teraz Franek nie może dzwonić, dzwoni dopiero jak wraca. A to jednak nie to samo :) Albo tych naszych weekendowych spotkań. Tej radości, kiedy się spotykaliśmy po kilku dniach niewidzenia się. Lubiłam wsiadać w piątkowe popołudnie w Polskiego Busa ze świadomością, że na drugim końcu linii będzie czekał na mnie Franuś :) Poza tym miałam jednak dużo więcej czasu dla siebie :P Na przykład ćwiczyłam codziennie - a teraz już tylko co drugi dzień, bo często wspólne zajęcia są bardziej absorbujące i już mi nie wystarcza czasu :) Czasami po prostu tęsknię za tymi momentami, kiedy byłam sama - w takim sensie, że przynosiły one też pozytywne odczucia.

Oczywiście absolutnie nie oznacza to, że chciałabym do tego wrócić :) Jeśli miałabym decydować, to zdecydowanie wybrałabym wspólne życie! Na dłuższą metę w związku na odległość nie mogłabym funkcjonować, ale chciałam przekazać, że jako rozwiązanie tymczasowe (nawet jeśli chwilowo końca nie widać) , to wcale nie jest takie straszne.

I tu dochodzę do sedna. Napisałam kiedyś notkę "Muszę się nauczyć...". I dziś z dumą - bo jestem z siebie naprawdę dumna, jeśli chodzi o tę kwestię - mogę stwierdzić, że się nauczyłam! Nauczyłam się samotności :) Jako że jestem osobą dość niezależną, bardzo doskwierała mi świadomość, że mogłabym być całkowicie uzależniona od obecności drugiego człowieka. Że nie potrafiłabym dobrze funkcjonować i cieszyć się życiem, gdyby sytuacja zmusiła mnie do spędzania czasu tylko we własnym towarzystwie. Los poddał mnie próbie i okazało się, że przeszłam przez nią  wzorowo, że tak nieskromnie przyznam :D Na początku przerażaniem napawała mnie świadomość, że nie dość, że jako świeżo upieczone małżeństwo będziemy musieli się rozstać, to jeszcze sama będę musiała mierzyć się z nową sytuacją! W nowym mieście, w nowym mieszkaniu, z nowymi obowiązkami w pracy, bez znajomych i rodziny. Ale już od pierwszego dnia okazało się, że nie będzie tak źle! Wiedziałam o tym od pierwszej chwili, gdy zostałam sama, bo po prostu miałam w sobie ogromną pogodę ducha :) Wracanie do pustego domu albo samotny weekend, gdy akurat nie mogliśmy się spotkać, wcale mnie specjalnie nie dołowały, a wręcz wywoływały we mnie również pozytywne uczucia. Doskonale czułam się w swoim własnym towarzystwie. Nigdy się nie nudziłam. Zawsze znalazłam sobie jakieś zajęcie i dni upływały mi szybko. Oczywiście zdarzały się też gorsze chwile, ale tak dokładnie pamiętam tylko trzy :) A obniżenie nastroju jest czymś normalnym, niezależnie od tego, czy jest się samemu, czy z meżem. I tak wiele osób, które mnie dobrze znają, mówiły, że są ze mnie dumne, że tak sobie radzę :)

Przeprowadzka Franka była w zasadzie trochę niespodziewana. Mieliśmy w planach, że dopiero jesienią pomyślimy o tym, czy nie powinien się już przenieść. Ale praca się znalazła, więc wszystko potoczyło się dość szybko i niespodziewanie. I tym sposobem jesteśmy znowu razem i bardzo z tego powodu jesteśmy radzi :) Ale cieszę się, że miałam okazję pomieszkać, pożyć trochę sama i zobaczyć jak to jest. Stwierdzić, że lubię swoje towarzystwo, że potrafię całkiem przyjemnie spędzać czas w samotności a także, że potrafimy dbać o siebie również na odległość, że fajnie jest czasami się za sobą stęsknić i cieszyć swoim towarzystwem, gdy jest już nam dane. Uzyskanie świadomości, że jesteśmy ze sobą, bo tego chcemy, bo naprawdę łączy nas uczucie a nie tylko przywiązanie i strach przed samotnością była dla mnie bardzo ważna. Ja wiem, że to się może wydawać oczywiste, ale być może po prostu potrzebowałam takiego potwierdzenia :) Wiele znaczy dla mnie fakt, że spędzamy razem czas bo tego chcemy, ale jednocześnie każde z nas potrafi zająć się swoimi sprawami bez szkody dla naszego związku - że mogę zrobić coś, wyjść gdzieś, sama, a jeśli tego nie robię, to dlatego, że nie chcę, a nie dlatego, że nie mogę albo nie potrafię :) Niektórym to po prostu nie jest potrzebne, wystarczy, że mają drugą połówkę, jak najbardziej to rozumiem, ale mnie czasai po prostu potrzeba odrobiny takiej niezależności i odrębności.

Nie chcę być zrozumiana źle - dlatego jeszcze raz podkreślę, że absolutnie nie chodzi mi o to, że pragnę samotności, że wolę być sama albo potrzebuję czasami odpoczynku od towarzystwa własnego męża :) Absolutnie spełniam się we wspólnym dzieleniu codzienności i nie oddałabym tego. Ale dobrze było dowiedzieć się czegoś o sobie i fajnie mieć świadomość, że sama też potrafię dać sobie radę i że ten rodzaj pozytywnej samotności jednak oswoiłam, na czym tak bardzo kiedyś mi zależało :))

Rozpisałam się, ale myśli popłynęły mi wartkim strumieniem, gdy tylko zaczęłam się nad tym zastanawiać :)
A na koniec dodam jeszcze, że jest też jedna zła strona tego, że jesteśmy razem :) Kiedy byłam tu sama, wszystko nosiło większe znamiona tymczasowości i nie doskwierało mi tak to, że nie wiedziałam co będzie dalej. Teraz, gdy Franek już jest obok, chciałoby się dążyć do tej pełnej stabilizacji, zrealizować kilka celów, pójść o krok dalej. Niestety niepewna sytuacja, która cały czas nas trzyma w szachu uniemożliwia nam wiele ruchów i decyzji. To powoduje smutek i frustrację, którym staram się nie poddawać i o których staram się nie myśleć, ale nie zawsze się to udaje.
Na razie mamy jedną naprawdę dobrą wiadomość! Zielona Firma anulowała zobowiązania, które Franek miał wobec niej w związku z wcześniejszym rozwiązaniem umowy o pracę! :)) Okazało się, że pracują tam ludzie a nie automaty, którzy potrafią wysłuchać i rozpatrzyć sytuację, wziąwszy pod uwagę wyjątkowe okoliczności. Jesteśmy do przodu o ładny kawałek pieniądza :) 
Czekamy więc na kolejne wieści... Frankowi kończy się już umowa na okres próbny w nowej pracy i nie wiemy co dalej.

47 komentarzy:

  1. Ja Cię Margolko zrozumiałam bardzo dobrze i cieszę się, że miniony okres 'małżeństwa na odległość' nie był dla Ciebie udręką tylko ciekawym doświadczeniem:-) Franek miał podobne odczucia?
    Trzymam kciuki za kontynuację umowy Franka!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to cieszę się, bo nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że lepiej mi bez męża :D Ale rzeczywiście, to nie była absolutnie udręka, tylko całkiem przyjemny czas. Lubiłam ten egoizm, któremu w tym czasie bezkarnie mogłam się oddać :)

      O, szkoda, że nie poruszyłam w notce też tej kwestii - Franek zdecydowanie bardziej tęsknił -ale to wynika z tego, że tacy po prostu jesteśmy :) A poza tym on jednak został sam w codzienności, którą dotychczas dzieliliśmy razem, więc pod tym względem pewnie było mu trudniej.
      Ale z drugiej strony - mieszkał u rodziców, więc część rzeczy całkowicie zeszła mu z głowy i też mógł pofolgować trochę swojemu egoizmowi :) Poza tym prawie codziennie spotykał się z kolegami, więc to mu się podobało :) Tak jak ja, miał dużo więcej czasu dla siebie. Ale też dużo pracował, więc czas mu płynął szybko.
      Generalnie Frankowi takie poczucie niezależności chyba trochę mniej jest potrzebne niż mnie, ale też dobrze przechodził przez ten okres i myślę, że oboje zdaliśmy na piątkę :)

      Dziękuję, przyda się!

      Usuń
    2. Bo to chyba kwestia charakteru- myślę np. nad nami i czuję, że było by nam trudniej w takiej sytuacji niż np. Ty to odczuwałaś. Mi samotność bardzo nie służy, wiem to po pierwszych latach studiów- mimo iż nie miałam czasu na nudę bo każdy dzień zajmowała mi nauka i zajęcia to nie było mi dobrze (szczególnie na 1. roku gdy mieszkałam sama)- jak tylko nadchodził piątek, uciekałam do domu..;)

      Usuń
    3. Aaa to ja oczywiście też :) (Mój słynny syndrom przedszkolaka :P) Przecież co weekend jeździłam do domu a i teraz jeździmy z Frankiem regularnie - na pewno dużo częściej niż inne małżeństwa w podobnej sytuacji odwiedzają swoich rodziców :) Ale to z kolei wynika z faktu, że jesteśmy bardzo przywiązani do rodziny.

      Bo na pewno masz rację, że to kwestia charakteru. Z tym, że ja właśnie też miałam poczucie, że samotność mi nie służy, źle mi było samej i nie potrafiłam się odnaleźć w sytuacji, gdy wyprowadziła się Dorota. Ale było mi źle z tym poczuciem :) Nie chciałam tego, chciałam z tym walczyć, chciałam się właśnie tej samotności nauczyć, żeby mieć poczucie niezależności. I teraz się czuję zwycięska w tej kwestii. Gdy faktycznie zostałam tu sama, najbardziej cieszyło mnie właśnie to, że potrafię sobie sama tak świetnie radzić i to dodawało mi skrzydeł.
      Dlatego to zdecydowanie jest kwestią charakteru - nie każdy pewnie ma taką potrzebę, żeby czuć się dobrze w samotności, jaką miałam ja. A ja chciałam ją mieć dla własnego dobra.
      Mam nadzieję, że zrozumiałaś mój wywód :P

      Usuń
    4. Zrozumiałam i cieszę się, ze zdałaś ten swój wewnętrzny test:) Bo inaczej byłoby Ci dużo trudniej..
      My też widujemy się z rodziną raz w tygodniu, co najmniej- tak już mamy;)

      Usuń
    5. Na pewno :)
      Fajnie macie, że jesteście na miejscu. My aż tak często nie możemy :( Ale przynajmniej raz w każdym miesiącu jesteśmy w Miasteczku i przynajmniej raz w Poznaniu - jak na trzystukilometrowe odleglości to i tak chyba nieźle :)

      Usuń
  2. No ja to myślę, że decyzja Zielonej Firmy to w końcu początek dobrych wiadomości :)
    Zaciskam kciuki aby właśnie tak było!!!
    I doskonale rozumiem Twoją potrzebę niezależności - ja mam dokładnie tak samo - i myślę, że to bardzo ważny składnik tego, aby związek był udany. Bo trzeba chcieć ze sobą być po prostu a nie musieć.
    Miłego popołudnia życzę!
    No i jeszcze zazdroszczę Ci tych obiadków, za mną od wczoraj chodzi schabowy, ziemniaczki tłuczone i zasmażane buraczki.... Ach... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tak było! Bo naprawdę teraz już bardzo tego potrzebujemy.

      Rzeczywiście, dla takich osób jak my, to bardzo ważne, żeby i w związku móc czuć się niezależną. Przyznam, że ja sobie nie wyobrażam takiego całkowitego zatracenia się tylko w związku - a przecież są osoby, które to uszczęśliwia. I nie ma oczywiście w tym nic złego, ale ja po prostu nie potrafię budować swojego świata opierając się tylko na jednym filarze.

      No to prawdziwy obiad za Tobą chodzi :) Może w weekend? :) Bo przy piątku to chyba nie? :)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Pamiętam pierwsze dni z moim poprzednim chłopakiem (a było to prawie 12 lat temu :O ) - od razu mu 'wypaliłam', że moja niezależność jest dla mnie bardzo ważna i jeśli będzie próbował ją w jakikolwiek sposób ograniczać to będzie to koniec naszego związku :D
      No ale ok, jeszcze bardzo zakochana nie byłam więc mogłam tak sobie gadać hihi
      U mnie w dużej mierze wynika to chyba z tego, że jestem jedynaczką - wbrew pozorom zupełnie nie rozpieszczoną - od zawsze chciałam wszystko robić sama i szybko mnie ponosi, gdy ktoś chce coś za mnie zrobić... Pracuję nad tym :)
      A obiadek - dziś był quiche z farszem ratatouille a te upragnione ziemniaczki chyba będą jutro! Z polędwiczkami :)
      Miłego weekendu Kochani!!! I smacznego of kors ;)

      Usuń
    3. A wiesz, że ja właśnie trochę inaczej - w dwóch moich bardzo ważnych wcześniejszych związkach właśnie ustawiałam się w pozycji podporządkowanej - po prostu tak bardzo zależało mi na tym związku, że byłam dość uległa. Nie powiem, że źle się z tym czułam, po prostu byłam bardzo zakochana. Ale i tak skończyło się to dla mnie złamanym sercem i mozna powiedzieć, że choć tamte związki pokiereszowały mnie na ładnych parę lat, to przynajmniej nauczyłam się właśnie tego, że teraz prędzej będę zołzą niż uległą zakochaną :)
      No i musze powiedziec, że zdecydowanie to się lepiej sprawdza :P Widocznie tamto zachowanie było wbrew mojej naturze (choć wiem, że jestem wspominana do dziś przez tamtych chłopaków z ogromnym sentymentem - od nich samych ;))

      Ja jedynaczką nie jestem, ale denerwuje mnie również, gdy ktoś na siłę uszczęśliwia mnie pomocą :) Są sytuacje, gdy jest mi potrzebna, ale czasami po prostu nie lubię być kruchą kobietką co to sobie z niczym nie poradzi :)

      Usuń
  3. Ciesze się że nie macie już żadnych zobowiązań do tej firmy. Przynajmniej jeden problem mniej. Wiem co czujesz . My mamy tak samo stoimy w miejscu bo nie mam pracy a to frustruje człowieka kiedy żyje oszczędzając i cały czas myśli czy starczy mu do 10 następnego miesiąca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas też to cieszy - a przede wszystkim fakt, że firma okazała się po prostu ludzka i w porządku.
      No właśnie, taka niepewność jest najgorsza ;(

      Usuń
  4. ja uważam, że takie rozłąki są zdrowe i dobre dla związku, scalają zakochanych jeszcze bardziej i docenia się bardziej to co się ma
    Wy przetrwaliście i to się liczy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejne doswiadczenie życiowo- małzeńskie za Wami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :)
      Obys i Ty mogła tak z tego skorzystać :)

      Usuń
  6. Ja takiego życia w pojedynkę nauczyłam się w odwrotnej sytuacji, po kolejnych rozstaniach. Ale mimo, że doświadczyłyśmy tego w innych okolicznościach też sobie to chwalę. Wiem, że gdyby kiedyś (odpukać!!!) coś nie wyszło, to mam pewność, że dam radę z samą sobą. Ja generalnie jestem osobą, która praktycznie każdego dnia potrzebuje godziny, dwóch, tylko dla siebie, więc rozumiem to, że byłaś zadowolona z tego, że możesz swobodnie poćwiczyć itp. Człowiek czasami musi zostać sam ze swoimi myślami, dla zdrowia psychicznego ;) Ale cieszę się, że jesteście już razem i delektujecie się tą codziennością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oczywiście najpierw też nauczyłam się takiego życia wcześniej, zanim poznałam Franka i dobrze było mi samej, ale fizycznie cały czas byłam z kimś - mieszkałam najpierw z rodzicami, potem ze współlokatorkami. Kiedy później to zaczęło się zmieniać, bałam się, że nie będę potrafiła dobrze sobie radzić, jeśli obok kogoś nie będzie. Ale okazało się, że jednak mi to nie grozi i bardzo dobrze czuję się we własnym towarzystwie. Wiem, że niektórych to bardzo męczy, ale mnie takie chwile jednak w jakiś sposób uszczęśliwiają.
      Niemniej jednak oczywiście też się cieszę, że już jestesmy razem :)

      Usuń
  7. Dzięki tej rozłące mogliście poczuć się jak na początku znajomości (pomijając to że byłaś w Hiszpanii oczywiście), takie wyczekiwanie i radość na zbliżające się spotkanie, to też ma swój urok kiedy nie mieszka się razem :)
    Trzymam kciuki za pracę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka czasowa rozłąka to prawie jak powrót do czasów oczekiwania na randki :P
    Mnie niestety ciągle przeraża wizja samotnego mieszkania, tymczasowo to jeszcze, ale gorzej na stałe... Ale chwil samotności potrzebuję. A związek, gdzie obie osoby są nierozłączne, średnio sobie wyobrażam, w moim wykonaniu to by było chyba nierealne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację :)
      Widzisz, mnie się też wydawało, że mnie to przeraża, a okazało się, że wcale nie :) Grunt to mieć po prostu zajęcie ;))
      Ja też sobie tego nie wyobrażam, muszę po prostu czasami miec okazję się stęsknić :)

      Usuń
  9. My nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, gdzie musieliśmy się rozstać na dłużej niż 2 dni i prawdę mówiąc podejrzewam, że właśnie dlatego pewnie byłoby nam ciężko. Ale chciałam powiedzieć, że zupełnie rozumiem Cię w tym, jak mówiłaś,że potrafiłaś odnaleźć się przez te dni rozłąki, bo cenisz sobie niezależność i czas poświęcony sobie. Mogę stwierdzić, że miałam podobne odczucia, ale już kilka lat temu, kiedy po rozstaniu z ówczesnym chłopakiem, bez którego absolutnie nie wyobrażałam sobie nawet dnia, przyszło rozstanie, a wraz z nim czas, który poświęciłam głównie sobie i dopiero po kilku tygodniach zaczęłam to doceniać. Po czasie bardzo polubiłam moją samotność i niezależność, a co więcej, potrafiłam sobie świetnie ze wszystkim poradzić sama. Oczywiście to nie to samo co samotność (tymczasowa) w małżeństwie, ale jednak rozumiem co miałaś na myśli ;)
    Z kolei moja koleżanka z pracy ma męża żołnierza, będącego aktualnie w Afganistanie. Jest zmuszona do samotności małżeńskiej przez 10 miesięcy i kilka razy mi już mówiła, że wbrew pozorom nie jest jej tak ciężko, jak mogłoby się wydawać, chwali sobie nawet ten czas, bo ma go zwyczajnie więcej. Oczywiście, tęskni za mężem i martwi się o niego, ale potrafi też odnaleźć się w takiej sytuacji, co wzbudza mój szacunek.
    Tak sobie teraz myślę analizując Twoją notkę i doszłam do wniosku, że faktycznie mieliście trochę przejść w tym Waszym świeżym małżeństwie. Czytam także inne blogi młodych mężatek i aż się boję, że takie poważniejsze problemy przydarzają się tak często młodym małżeństwom i czy nie ominą nas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My już na początku znajomości rozstaliśmy się na pół roku. A później nie było żadnym problemem dla mnie rozstanie np na weekend :) Nawet to lubiłam. Wiem po prostu, że są różne związki i różne potrzeby - ja mam akurat silną potrzebę niezależności i czasami po prostu dobrze się czuję, gdy mamy okazję się rozstać, co nei znaczy wcale, że do tego dążę :) Raczej jak już się zdarzy okazja, to z niej korzystam.
      Natomiast związku na odległość na stałe nie bardzo sobie wyobrażam w moim wykonaniu. Ale to wynika z tego, że po prostu uważam, że w małżenstwie wszystkim drobnymi problemami i codziennymi sprawami trzeba się dzielić i zwyczajnie wkurzałoby mnie, że np tylko ja mam na głowie cieknący kran albo kupno firanek :)
      Nie sądzę, zeby to miało jakiś związek z tym, że jesteśmy młodym małżeństwem - po prostu życie.

      Usuń
  10. Masz własnego kucharza i kelnera... :D:D:D:D Żartuję! Nie obraź się. To bardzo miłe. Nauka samotności już nie jest Ci potrzebna. A sms-y można pisać nawet jak się widujecie każdego ranka i popołudnia. Mojego męża zawsze łaskotały sms-y, które mu niespodziewanie wysyłałam o dziwnych treściach typu:
    "Kocham Cię."
    "Tęsknię!"
    "Osłodzisz mi dziś wieczór?"

    :)))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, czemu miałabym się obrazić? :)
      Zresztą Franek przecież jest z zawdu kucharzem :)

      Pewnie, że mozna, ale zwyczajnie nie ma na to czasu - mąż w pracy nie ma jak rozmawiać, nawet często nie ma przy sobie telefonu :)

      Usuń
  11. Doskonale rozumiem, jak sie czujesz, bo od niedawna mieszkam ze swoim chłopakiem ;) Teraz trochę brakuje mi tego czasu dla siebie, ale przecież wspólne życie też ma wiele pozytywów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My teraz mieliśmy przymusową przerwę, ale mieszkaliśmy razem kilka lat, więc oczywiście znam wszystkie pozytywne strony :)

      Usuń
  12. Witam Panią :-)

    Dziękuję za odwiedziny po tak długim czasie, kurcze mam tutaj sporo do nadrobienia, ale postaram się to ogarnąć w ciągu kilku dni :-)

    Tymczasem melduję się, że jestem ;*

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Miło Cię widzieć! Cieszę się, że znalazłam namiar na Ciebie po tych kilku miesiącach, bo niestety gdzieś mi umknął. Ale wystarczyło trochę posprzątać i proszę ;))

      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Niby truizm, ale okazuje się, że powiedzenie "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" ma duże przełożenie na rzeczywistość. Cieszę się, że z tej próby wyszłaś zwycięsko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest moje motto życiowe i bardzo często przywołuję te słowa - nie tylko w życiu, bo i na blogu :)

      Usuń
  14. Oby więc nowa praca okazała się pracą na stałe, żebyście mogli się cieszyć wspólną codziennością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby.. Rozstrzygnięcie już wkrótce. Choć tak naprawdę, to będzie dopiero 25% sukcesu, bo tak naprawdę decydujące jest to, co dzieje się w mojej firmie.

      Usuń
  15. ale Ci fajnie z tymi obiadami...
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
  16. Bo do dobrego się człowiek szybko przyzwyczaja :D dowód na to, że Wam ze sobą dobrze :))) i tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale w takim razie z mojej notki wynika również, że jak byłam sama to też było dobrze, bo przyzwyczaiłam się po jednym dniu :)

      Usuń
  17. nowy adres http://niebieskooka-dziewczyna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. To prawda, że każdy samotność, przymusowe rozstanie znosi inaczej...Nigdy z tym nie miałam problemu, lubiąca i przyzwyczajona do bycia samej od czasu do czasu. Nawet urlop osobno, to żaden problem, a przyjemność...:) I nie ma to nic wspólnego z OM. Po prostu, choć to życie we dwoje, to każdy jest jednostką odrębną i ma swoje potrzeby,a czasem okoliczności wymuszają.
    Dobrze umieć się odnaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, bo często to nie ma nic wspólnego z mężem/partnerem, tylko zależy od charakteru dawnej osoby. Dla mnie też urlop osobno nie byłby problemem - ale fakt, że w moim wypadku pod warunkiem, że drugi urlop spędzilibyśmy razem :) W każdym razie już kiedyś było tak, że Franek nie miał wolnego, to ja do Irlandii poleciałam sama i było mi całkiem fajnie :)

      Nie chciałabym tak na stałe, ale chyba mam na tyle silną i niezależną osobowość, że nie mogę się tak całkowicie od Franka uzależnić, mimo, że uwielbiam wszystko z nim robić :)

      Usuń
  19. Powoli nadrabiam zaległości u Ciebie. Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po Waszej myśli :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja jak nie spotkam się z Nim chociaż jeden dzień to jest mi strasznie źle, choruję wręcz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja jednak jestem innym typem osobowościowym ;) Męczyłaby mnie taka zależność :)
      Ale jeśli Tobie z tym nie jest źle, to to jest najważniejsze!

      Usuń
  21. Życie wystawiło Was na próbę, którą oboje zdaliście na 5 :) Ja jednak jestem innym typem osobowości i nie znoszę samotności. Niestety z moim obecnym partnerem również żyjemy w związku na odległość i często nie widzimy się nawet przez 1.5 miesiąca więc jest to okropnie trudne dla mnie no ale trzeba sobie jakoś radzić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie zdecydowanie jeszcze nie skończyło z tymi próbami :)
      To niedobrze, że źle to znosisz, zwłaszcza, że sytuacja jest taka, a nie inna. Chciałabym Ci coś doradzić, ale obawiam się, że to nie pomoże, bo pewnie po prostu jesteśmy innymi typami osobowościowymi i mnie po prostu te chwilę bez Franka służyly całkiem dobrze.

      Usuń