Krótko po tym, jak Wiking zjawił się u nas w domu napisałam notkę o naszej rutynie.
Te
z Was, które mnie już znają trochę dłużej wiedzą, że bardzo dosłownie
traktuję słowa i czasami przywiązuję dużą wagę do ich definicji :) Stąd
też moja niechęć do używania danego słowa, które innym ewidentnie i
zupełnie naturalnie się nasuwa w odniesieniu do jakichś zjawisk, czy
sytuacji :)
Tak
jest również z "rutyną" - bo ta kojarzy mi się z jakimś absolutnie
stałym harmonogramem, rozpisanym niemalże co do godziny i nie
dopuszczającym odstępstw :) A jak wiadomo, dziecko komputerkiem nie jest
i nie da się go zaprogramować. Nasz Wikuś nie robi wszystkiego co do
godziny, choć oczywiście są czynności, które wykonujemy przy nim o tej
samej porze a także np. o podobnych porach zasypia. Ale i tak bardziej
się trzymam tego, że każdy dzień jest inny i że do niczego nie należy
się przyzwyczajać, bo dziecko lubi sobie z dnia na dzień wszystko
poprzestawiać :) Wiking na przykład codziennie zasypia między 19:30 a
20:10 (zazwyczaj wyrabia się przed "Na Wspólnej" ;)), a wstaje raz o
5:30 a innym razem o 8:30 :) Bywa, że poranna drzemka trwa u niego pół
godziny, a innym razem dwie i pół (i to akurat niezależnie od pory
pierwszej pobudki). Zwykle po przebudzeniu ma ochotę na samodzielną
zabawę na macie, ale bywa, że to jest czas kiedy nie chce być sam i
trzeba go zabawiać lub nosić.
Niemniej
jednak, odrzucając ten swoisty rodzaj puryzmu językowego :), mamy swoją
codzienną rutynę. Przeczytałam sobie swoją styczniową notkę i
postanowiłam zestawić tamte dni z dzisiejszymi, weryfikując je ze
zmianami, które zaszły :)
Podstawowa
zmiana jest taka, że teraz już tyle nie karmię :) Oraz taka, że Wiking
zdecydowanie mniej śpi i przejawia absolutnie inny rodzaj aktywności niż
kiedyś (i to wszystko jest zrozumiałe, wszak wtedy miał dopiero 10 dni,
dziś ma ich prawie 150) Budzimy się zwykle między 6 a 7 i przeważnie
Wikuś bawi się w łóżku a ja sobie czytam. Wstajemy koło ósmej. Ubieramy
się, później ja jem (czytając :)), a mały leży w łóżeczku i bawi się
karuzelą. Później często domaga się już pierwszej drzemki, więc kładę go
do wózka i podczas gdy on śpi, ja zajmuję się blogowaniem,
szydełkowaniem, czytaniem i wszystkim innym, na co akurat mam ochotę.
Kiedy się budzi karmię go i mamy około dwóch godzin (chyba, że zaraz po
jedzeniu stwierdza, że się jeszcze nie wyspał) dla siebie. Zazwyczaj
dzielę ten czas i przez jedną jego część zajmuję się Wikusiem - robię mu
masaż, łaskoczę go, czytam mu bajki itp a przez drugą on bawi się sam a
ja sprzątam lub gotuję. Dobijamy tak do okolic godziny 14tej i
przeważnie wychodzimy na spacer (czasami jest on godzinę wcześniej, a
czasami godzinę później). To jest też czas dla Franka, aby - kiedy już
dokończy obiad - zdrzemnął się po pracy. Spacerujemy około 30 minut, a
później, odkąd zrobiło się ciepło, siadam na ławce i sobie czytam, a
Wikuś śpi albo się bawi. Kiedy wracamy do domu i mały jeszcze śpi (co
ostatnio zdarza się coraz rzadziej), zyskuję trochę czasu na zjedzenie
obiadu i swoje przyjemności. Ale tak, czy inaczej, mniej więcej od 16/17
- i to się nie zmieniło w stosunku do stycznia :)) - zaczyna się
zabawa. Zwróćcie jednak uwagę na to, że tym razem zabawa nie jest już w
cudzysłowie :) Teraz już nie oczekujemy od Wikinga, że zaśnie (chociaż
bywa, że w okolicach 18 jest już mocno zmęczony i musi się zdrzemnąć na
20 minut, choć nie zawsze mu się to udaje), tylko jest to czas na
prawdziwą zabawę. Albo na macie edukacyjnej, albo na macie piankowej.
Czasami w wózku, łóżeczku bądź z Frankiem na naszym dużym łóżku. Bywa,
że zabieramy jeszcze Wikinga na krótki spacer, załatwiając przy okazji
jakieś sprawunki. Albo siedzi sobie z nami w kuchni i obserwuje, co
robimy. To jest często czas, kiedy zajmuję się sprawami domowymi bądź
własnymi przyjemnościami. Po 18:30 Dzieciak zwykle robi się już trochę
marudny i się mocno wysilić w zabawianiu go i noszeniu, aby dociągnąć do
19, kiedy idziemy się kąpać :) Potem jeszcze karmienie i odkładamy go
do łóżeczka, w którym zasypia zwykle przed 20 i śpi tak do okolic
północy.
Tak
zazwyczaj wyglądają nasze dni. Generalnie może nie różnią się
dramatycznie od tych styczniowych, ale jedno co zmieniło się na pewno i w
dużym stopniu, to po prostu nasze nastawienie. Wtedy po prostu nie
byliśmy jeszcze przyzwyczajeni i oswojeni z obecnością noworodka w domu,
teraz już się przyzwyczailiśmy i poznaliśmy lepiej z naszym synkiem.
Myślę, że wszystkim nam jest z tym łatwiej :)
Oczywiście to, że piszę o tym dziś nie oznacza, że stało się to dopiero teraz. To był proces przeplatany Dniami Idealnymi i Słabymi :) Ale po prostu potrzebowaliśmy tego czasu, żeby się dotrzeć i od jakiegoś czasu, trudno mi nawet powiedzieć, czy to kwestia tygodni, czy już miesięcy, wszystko się w miarę ustabilizowało w naszym odczuciu (bo z perspektywy czasu wydaje mi się, że nawet na początku było w miarę stabilnie i regularnie, ale nam wydawało się inaczej - kwestia postrzegania :))
Oczywiście to, że piszę o tym dziś nie oznacza, że stało się to dopiero teraz. To był proces przeplatany Dniami Idealnymi i Słabymi :) Ale po prostu potrzebowaliśmy tego czasu, żeby się dotrzeć i od jakiegoś czasu, trudno mi nawet powiedzieć, czy to kwestia tygodni, czy już miesięcy, wszystko się w miarę ustabilizowało w naszym odczuciu (bo z perspektywy czasu wydaje mi się, że nawet na początku było w miarę stabilnie i regularnie, ale nam wydawało się inaczej - kwestia postrzegania :))
W tej notce opisałam pokrótce jak wygląda nasza codzienność, ale mam ochotę skupić się bardziej na poszczególnych czynnościach. Chcę to zrobić głównie po to, żeby wspierać swoją pamięć na przyszłość :) Poza tym widzę, jak się to wszystko zmienia i dlatego chciałabym utrwalić stan obecny (ze wzmianką o tym, jak było wcześniej, jeśli było inaczej), żeby kiedyś skonfrontować go z tym, co dopiero nadejdzie :) No i dzięki temu też być może lepiej przedstawię Wam Wikinga.
Rozumiem jednak, że to może być absolutnie nieciekawe dla wielu z Was i stąd moja wzmianka ostatnio o "cyklu dla zainteresowanych" :D Mam nadzieję, że pozostałe z Was będą wyrozumiałe :)) W każdym razie nie miejcie wyrzutów sumienia, jeśli te szczegółowe notki nie będą Was ciekawiły i nie będziecie miały ochoty tego czytać ani komentować. Zdecydowanie rozumiem, że tak może być!
:-) W kontekście rodzicielstwa cieszę się, że się dotarliście i że piszesz o tym wszystkim, z takim ciepłem i spokojem..
OdpowiedzUsuńMi Wiking wydaje się wyjątkowo cierpliwym i grzecznym dzieckiem! Może się zmienił?;-)
A w kontekście pisania- dużo i często- to Cię podziwiam. Jesteś wyjątkiem od dającej się zauważyć ostatnio smutnej reguły..
Jeśli chodzi o sinusoidę skoków rozwojowych, ostatnio jesteśmy w słonecznej strefie :P, może to dlatego :)) Choć chyba ten czas powoli dobiega końca.
UsuńA tak serio - na pewno przez ten czas się dotarliśmy, bo widzę zmianę, jak zaszła nawet we mnie. Po prostu przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji. Pewnie są matki, które od razu się odnajdują w macierzyństwie, mnie to jednak zajęło więcej czasu, czego się zresztą po sobie spodziewałam.
Z tą jego cierpliwością, to różnie bywa :) Faktycznie potrafi cierpliwie bawić się sam albo leżeć przez dłuższy czas spokojnie w łóżeczku - jeśli nie jest śpiący, głodny, znudzony itp, itd. Ale jak tylko odczuwa najlżejszy dyskomfort, to od razu uderza we wrzask - pod tym względem w ogóle cierpliwy nie jest i nie potrafi się najpierw trochę tylko upomnieć :)
A co do początków - myślę, że w dużej mierze winę za jego ciągły niepokój ponosiły problemy z brzuszkiem oraz ze snem (teraz już wiem, że takie miał). A druga sprawa - myslę, ze nie potrafiliśmy odczytać sygnałów, które nam wysyłał. Nie był dzieckiem całkiem typowym, więc nie pomagało to, co robiłam, bo tak mi powiedziały np. położne. Siebie nie potrafiłam jeszcze słuchać, nie ufałam swojej intuicji, ciągle szukałam pomocy, zamiast się na spokojnie zastanowić, o co może mu chodzić. Tu popełniłam błąd, tak myślę teraz, z perspektywy czasu...
Fakt, że blogosfera ostatnio smutna jest pod tym względem :( Bardzo brakuje mi wpisów, czy też komentarzy (nie tylko u mnie) osób mi bliskich, choć jednocześnie trochę to rozumiem. A ja jakby na przekór - im mniej się dzieje i im mniej osób do mnie zagląda, tym więcej mam do powiedzenia :P NIe wiem skąd mi się to bierze, ale po prostu mogłabym pisać non stop! Powstrzymuję się trochę, bo chcę też spędzić czas na innych czynnościach no i nie chcę Was zamęczyć :D
Oj jest cierpliwy, mimo wszystko.. Nie wymagaj od niego za wiele;) Dopomina się tylko o swoje i to dosadnie:P Ala ma tak samo.. I np. ona do dziś nie zasypia sama w łóżeczku. Potrzebuje się przytulić, ponosić czy pohuśtać. Nie wiem czy źle, że od początku konsekwentnie nie zostawialiśmy jej w łóżeczku, może.. Zbyt mocno domagała się bliskości i nie mieliśmy serca;) Więc jak widzisz Wikingowi i Wam należy się szacunek;)
UsuńMi też brakuje blogosfery w 'pełnym rozkwicie'. Wieści od kilku bliskich mi Was, obecności u mnie.. Nie ukrywajmy- jest coraz gorzej. Ale może taka kolej rzeczy..
Wiesz, że chyba trochę tak jest, że generalnie wymagania mam duże jeśli chodzi o wszystko, więc może od dziecka też wymagam za wiele :P Bo też nie mam doświadczenia, czego wymagać mogę... Rzadko się zdarza jakiś rozsądny i szczery głos w sprawie macierzyństwa, najczęściej czytałam tylko o niepłaczących niemowlakach i oglądałam roześmiane bobaski w reklamach :D
UsuńA może po prostu właśnie nie mam tego porównania i Wikuś wydaje mi sie tylko takim trudnym dzieckiem, a mogłoby się okazać, że wcale taki nie jest? Nie wiem, ale Wasze słowa sprawiają, że jestem z niego dumna :))
A jak to z Alą jest? Zasypia na rękach, czy jak? Przenosicie ja potem? U nas zawsze było tak, że przy przenoszeniu się Wiking budził.
No jest coraz gorzej, to prawda :(
Tak też mi się wydaje, na ile zdążyłam Cię poznać- wysoko stawiasz poprzeczki:-)
UsuńŻaden bobas nie jest wiecznie spokojny i uśmiechnięty jak te w reklamach;-)
Ala jak zaśnie przytulona to spokojnie da się odłożyć do łóżeczka, śpi już dosyć głęboko i się nie budzi. Na szczęście;-) Bo nie wyobrażam sobie nosić ją by się wyspała:-P
Myślę ze wiele zależy od nas.. Wiadomo często każdej brakuje czasu i ochoty na blogowanie ale bywa i tak że pojawiają sie regularne wpisy a śladu obecności u innych nie ma.. A kto inny milczy na wybranych blogach, jeszcze inny milczy w ogole.. To dosyć demotywujące. I spirala zniechęcenia sie nakręca.
Ja o tym wiem :) Ale tak juz mam. Usprawiedliwię się jednak tym, że od siebie wymagam tak samo dużo albo i więcej :) Masz rację i ja o tym wiem, ale mimo wszystko.. W sumie to nie wiem dlaczego wydaje mi się, że Wiking tak bardzo się różni od innych dzieci pod tym względem. Tak sobie myślę teraz, że może naprawdę jestem zbyt surowa. Te pierwsze miesiące na pewno wyglądaly inaczej niz u innych noworodków, bo on naprawdę był bardzo niespokojny i kiedy tylko nie spał to płakał. Coś mu widocznie dolegało. Ale już od ponad połowy jego życia jest lepiej jednak.
UsuńNo tak, też bym sobie tego nie wyobrażała :)) Wiking ma jednak bardzo lekki sen. Muszę nawet teraz uważać z obcinaniem mu paznokci, żeby się nie obudził :) Ale przenieść się go absolutnie nie dało - od razu się budził!
Tak, to prawda. Trochę znam te odczucia, ale od jakiegoś czasu przekonuję się, ze zachowania innych mają niewielki wpływ na moje blogowanie. Już nie zwracam uwagi tak, jak kiedyś, ile osób czyta, czy też komentuje daną notkę, bo kiedyś faktycznie mnie to demotywowało. Na pewno nie jest tak, ze piszę wyłącznie dla siebie, ale chce mi się niezależnie od marazmu na blogowisku.
Zrobiłam rachunek sumienia, jak ostatnio komentowałam u Ciebie :) Wiem, ze ostatniej notki nie skomentowałam.. Wiem też że ja właśnie piszę u siebie bardzo dużo, ale już mi nie wystarcza czasu na zostawianie regularnych komentarzy na innych blogach. Pewnie więc piszesz równiez o mnie :) Po prostu muszę wybierać i zwykle wolę napisać coś u siebie, odpowiedzieć na maila albo przeczytać więcej czyichś notek. Ale bardzo chciałabym to zmienić.
Ale powiem Ci, że mam wrażenie właśnie, że w porownianiu do tych notek z poczatkowych momentow życia Wikusia teraz czytając je można wyczuć z nich całkowicie inne Twoje podejście. Że jest już tak spokojniej, że znacie się już coraz lepiej i coraz bardziej wszystko jest takie poukladane, że to wszystko jest juz takie opanowane i przede wszystkim, że doskonale sobie radzicie! I bardzo dobrze jest to czytać, bo to świadczy o tym, że mimo iż dziecko jest jak to nie raz określiłaś "trudniejsze" to i tak z czasem jest łatwiej, że kryzysowe momenty mijają i macierzyństwo może być piekne ;) takie pokrzepiajace to jest że tak to ujmę ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak, podejscie mam na pewno inne. Pewnie i na ten temat notka powstanie prędzej czy później :) Ale wiele rzeczy nam się ustabilizowało, to fakt. Z wieloma też się po prostu oswoiłam.
UsuńWikuś jest "trudniejszy" w tym sensie, że absolutnie nie jest standardowym, podręcznikowym niemowlakiem (a już na pewno nie był takim noworodkiem), nie wpisuje się w większość schematów i wielu rzeczy musieliśmy go nauczyć, a nie przyszły mu naturalnie. Ale przede wszystkim chodzi o to, że jest typem nerwowego wrażliwca - wszystko go denerwuje i drażni, a na każdy dyskomfort reaguje gwałtownie. To już są spostrzeżenia, które dzielą ze mną położne albo lekarki, które mają z nim częściej do czynienia...
;)))
OdpowiedzUsuńPowiem, że wizja młodej matki szydełkującej jest dla mnie w jakiś przedziwny (a może właśnie w całkowicie normalny?) sposób kojąca. Trochę jak widok śpiącego kota - nic mnie tak nie uspokaja ;D
Pozdrawiam ze słonecznego i radośnie ciepłego Krakowa! :)))
:)) W sumie to całkiem miłe skojarzenie, więc jak najbardziej mi odpowiada - mogę sobie być takim kojącym elementem.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Nasze dni wyglądają bardzo podobnie. Podejrzewam, że generalnie dni młodych matek są do siebie podobne. Różnią się szczegółami, bądź wykorzystywaniem czasu wolnego. Ale co do trzeciego akapitu Twojej notki, to podpisuję się pod nią rękami i nogami.
OdpowiedzUsuńPowiedz mi, jak Wy to robicie, że Wiking zasypia sam pozostawiony w łóżeczku?
Tak, myślę, że dni matek takich małych dzieci (nie tylko młodych, ale wiem, co miałaś na myśli ;)) są podobne, bo po prostu raczej trudno o większą różnorodność. Wiadomo, że dziecko musi sobie pospać i pojeść, a kiedy tego nie robi to się trzeba nim zajmować. To w jaki sposób się nim zajmujemy (lub jak zajmuje się samo sobą) to już kwestie indywidualne, podobnie jak to, co my z tym wolnym czasem zrobimy.
UsuńMnie teraz trudno wytłumaczyć jak to jest, że teraz widzę, ze była stabilizacja, a wtedy jej nie widziałam, ale myślę, że to wynika z tego, że wtedy ta codzienność była dla mnie zupełnie inna niż wcześniejsza i dlatego nie umiałam dojrzeć w niej regularności.
Obawiam się, że nie umiem odpowiedzieć Ci na to pytanie, bo nic takiego szczególnego nie robimy :) Po prostu od samego początku konsekwentnie i bardzo cierpliwie próbowałam go tam usypiać - zwłaszcza w ciągu dnia (wieczorem byłam już zbyt zmęczona) Oczywiście nie zawsze się to udawało, a nawet często się nie udawało. Potem cierpliwości mialam trochę więcej, a także jeszcze więcej samozaparcia i po prostu się udalo. Następnego dnia znowu się nie udało, ale nie zniechęciłam się i później już seria była pomyślna. Myślę, że po prostu Wiking do tego dorósł.
Jestem ciekawa co będziesz pisac za rok, dwa, pięć:) W sensie jaki będzie Winikng, jakie będziecie mieli z nim przygody itd.
OdpowiedzUsuńA żebyś Ty wiedziała, jaka ja jestem ciekawa! :)
UsuńMargolko macie złote Dziecko!! :-D mega grzeczne jak na swój wiek i spokojne o cierpliwe. Moja Córeczka przy Nim to diabelek ;-p
OdpowiedzUsuń:)) Normalnie w życiu bym nie pomyślała, ze tak może być odebrany mój Wiking :)) Może ja naprawdę jestem zbyt surowa w ocenie jego zachowania ;))
UsuńJaką będziesz miała cudną pamiątkę z kolejnych etapów życia młodego. I zawsze można będzie go zaszantażować upublicznieniem faktów z dzieciństwa opisanych z najmniejszymi szczegółami w razie gdyby fikacz nastolatkowy mu się włączył ;)
OdpowiedzUsuńPamiątka na pewno będzie i głównie dlatego to wszystko piszę, mimo, że wiem, ze nie każdego to interesuje :)
UsuńAle o elemencie szantażu nie pomyślałam :D
Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, jeśli chodzi o dzieci, ale wydaje mi się wręcz niesamowite, że taki maluszek jest taki "ułożony". Ale czego innego się mogłam spodziewać po organizacyjnym guru? Twoje geny :)
OdpowiedzUsuńHaha, co ciekawe mnie się wydaje, ze on mógłby być ułożony dużo lepiej i właśnie zdziwiły mnie komentarze dziewczyn, które też mają dzieci i które twierdzą, że on jest pod tym względem wręcz wzorowy :) Mnie się cały czas wydaje, że sporo nam brakuje! :))
Usuń