Uwaga, dzisiaj będzie wyznanie! Poprzedzone jednak długą refleksją, która mi się w związku z nim nasunęła...
Konsekwencja jest dla mnie w życiu bardzo ważna. Ja sama jestem bardzo konsekwentna, zarówno jeśli chodzi o wszelkie zobowiązania, których się podejmuję, jak i o to co mówię i myślę. Moje czyny są poparciem dla tego, co mówię, moje słowa odzwierciedleniem moich myśli. Kiedy coś powiem lub kiedy coś postanowię, trzymam się tego. Jestem też konsekwentna w swoich poglądach i zasadach, których się trzymam. U innych również bardzo sobie cenię tę cechę i denerwuje mnie brak konsekwencji w tym co robią lub mówią. Denerwuje, ale często muszę z tym żyć i czasami wręcz akceptować, bo w przeciwnym razie raczej nie wyszłabym za mąż za Franka, który wzorem jeśli chodzi o bycie konsekwentnym (zwłaszcza w czynach, bo niestety słomiany zapał często miewa) nie jest.
Jednak konsekwencja, konsekwencją, ale również tutaj należy zachować umiar, żeby się nie zafiksować na czymś tylko dlatego, że będziemy się obawiać tego, że ktoś zarzuci nam niekonsekwencję :) Poza tym człowiek przecież się zmienia, jest kształtowany przez kolejne zdobyte doświadczenia, sytuacje, z którymi się mierzy, emocje, które przeżywa. To wszystko sprawia, że spojrzenie na daną sprawę, czy nawet poglądy mogą ulegać zmianie. A nawet powiem więcej - uważam, że czasami powinny, bo wydaje mi się, że w pewnych przypadkach trzymanie się kurczowo jednej myśli, czy poglądu, bez względu na wszystko to już ani konsekwencja, ani konserwatyzm a po prostu skostniałość.
Człowiek musi ewoluować i czasami ta ewolucja polega na modyfikacji poglądów. Celowo mówię o ewolucji, a nie rewolucji, bo pewnie rzadko się zdarza, żeby ktoś zmienił zdanie radykalnie (choć pewnie bywa i tak, wszystko zależy od sprawy). Poza tym, przypuszczam, że rzeczy najbardziej podstawowe, takie, które są filarami, na których dany człowiek opiera swoje życie się aż tak bardzo nie zmieniają.
Mnie samej zdarzyło się już kilka razy zmienić zdanie na jakiś dość istotny temat. Trudno mi powiedzieć z czego to wynikało - pewnie po części z jakiejś mądrości życiowej, którą z czasem nabyłam (głównie chodzi mi o sprawy, na które miałam inny pogląd jako nastolatka na przykład), po części z różnych sytuacji, które mnie w życiu spotkały, a także ze względu na ludzi i ich poglądy, które czasami mnie przekonywały, a innym razem wręcz przeciwnie. Czasami nawet kiedy wracam do starych notek zauważam, że moja opinia na jakiś temat uległa trochę zmianie. Albo przypominam sobie na przykład jakieś Wasze notki, z którymi się nie do końca zgadzałam, a teraz to, co w nich pisałyście jest mi bliższe. W tym przypadku zdarzało się też tak, że czytając daną notkę nie do końca zrozumiałam, co autorka miała na myśli i dopiero po czasie docierała do mnie myśl przewodnia i stwierdzałam, że w gruncie rzeczy moja opinia jest taka sama.
Różnie bywa, ale nie wstydzę się tego, że czasami mi się odmienia. Nie mam problemu z tym, żeby się przyznać do błędu, a że inne zdanie przecież niekoniecznie jest błędem, to tym bardziej nie boję się po czasie stwierdzić, że mi się odmieniło. Wiem, że nie jestem przy tym jak chorągiewka na wietrze, więc moja konsekwencja na tym szczególnie nie cierpi :)
Przyznać muszę, że macierzyństwo stwarza pole do popisu jeśli chodzi o zmianę poglądów :) Nie jest to jakaś zmiana radykalna, ale jednak zauważyłam u siebie, że sporo jest rzeczy, o których kiedyś myślałam inaczej. Wynika to przede wszystkim z tego, że jako "nie-matka" z wielu rzeczy kompletnie nie zdawałam sobie sprawy ani nie zwracałam na nie uwagi. W innych przypadkach po prostu brakowało mi doświadczenia a także wyobraźni - lub też pewne rzeczy wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. A poza tym sama siebie też trochę zaskoczyłam, bo o niektóre zachowania i emocje, o jakiś specyficzny rodzaj wrażliwości, ogromne pokłady cierpliwości i poczucie tak silnej odpowiedzialności za drugiego człowieka nigdy bym siebie nie podejrzewała. Nie chodzi o to, że teraz pozjadałam wszystkie rozumy albo doświadczyłam prawdy objawionej i w ogóle jestem lepszym człowiekiem ;) Po prostu niektóre doświadczenia ostatnich trzech miesięcy trochę zweryfikowały mój sposób myślenia o pewnych sprawach, chociaż nie oznacza to, że nagle przewartościowałam wszystko w swoim życiu i zmieniłam listę priorytetów.
W zasadzie te fundamentalne sprawy pozostały bez zmian, chodzi raczej o drobiazgi. Jak na przykład o to, że jednak ból porodowy może powodować, że chce się krzyczeć, że nie da się zbyt długo słuchać płaczu własnego dziecka, że chce się ryczeć, kiedy ono płacze z bólu (szczepienia mnie nie ruszają, ale jak laborantka w przychodni nie potrafiła się wkłuć w żyłę, żeby pobrać krew Wikingowi, który wrzeszczał i piszczał wniebogłosy, to gardło miałam ściśnięte tak, że nie mogłam go nawet pocieszyć a po powrocie do domu faktycznie wybuchnęłam płaczem z żalu za tą małą pokłutą w kilku miejscach rączką) że wygodniej jednak, kiedy dziecko śpi ze mną w łóżku, że smoczek to nie samo zło, że niemowlę potrafi być słodkie i że faktycznie jest coś uroczego w tych małych stópkach.
Ale jest jedna istotna sprawa, co do której zmieniłam zdanie i oto poczynię teraz wyznanie na łamach tego bloga :) Pamiętacie zapewne moje wrześniowe rozczarowanie opisane tutaj, a także fragment notki grudniowej, w której pisałam, że już nie ubolewam tak bardzo nad tym, że Tasiemiec nie jest Tasiemką, choć nie cieszę się z tego szczególnie.
No więc słuchajcie, znaczy się, czytajcie - co tam dziewczynki! Jakie dziewczynki w ogóle? Wcale nie chciałam mieć żadnej córeczki! Pal licho jakieś warkoczyki i sukienki. Jednak jestem kameleonem, który może się wykazać szczytem braku konsekwencji, bo naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego, ale cieszę się, że Wiking jest chłopcem! :) Nie wyobrażam sobie w ogóle innej opcji. No, jak ja w ogóle mogłam się martwić tym, że będę miała synka? Jak ja mogłam chcieć, żeby Wikuś był dziewczynką? Przecież ten chłopczyk jest taki fajny i słodki :) I ubranka też ma fajne. Wyobraźcie sobie, że doszło nawet do tego, że kiedy patrzę na inne dzieci, szczególnie takie do pół roku, to bardziej interesują mnie chłopcy (mam wrażenie, że dotychczas mogli dla mnie nie istnieć) wydają mi się nawet ładniejsi (ale żeby nie było, że jestem zupełnie nieobiektywna - dziewczynki, które wcześniej uważałam za śliczne i mądre, nadal takie pozostały, tylko postrzeganie tych "nowych" mi się zmieniło :P; chociaż szwagierka mojej siostry urodziła dwa tygodnie po mnie naprawdę ładną córeczkę). No proszę, co to się może z człowiekiem stać!
Nawet nie jestem pewna, czy ja faktycznie nadal marzę o dziewczynce... Na chwilę obecną absolutnie nie wchodzi w grę posiadanie drugiego dziecka - to jakaś totalna abstrakcja, więc chyba moje postrzeganie kwestii chcenia lub niechcenia córeczki jest nieco przytępione :)
Niewątpliwie jednak wykazałam się tutaj skrajną niekonsekwencją :) Cóż, jak widać, bywa i tak. Na szczęście w życiu zazwyczaj jestem daleka od tego, żeby zarzekać się, że nigdy, nic,
nikomu... Albo przeciwnie - że zawsze... Wiem, że w życiu różnie bywa i
wiele zależy od sytuacji, choć to już temat na inny raz. Ale dzięki tej niechęci do zarzekania się, jest mi przynajmniej łatwiej przyznać się do tego, że jednak zdanie zmieniłam. Ale mimo wszystko chyba wolę być kameleonem, niż krową :P
Cóż innego może rzec wróżka Flo. jak to, że spodziewała się po Margolce dokładnie takiej niekonsekwencji;)
OdpowiedzUsuń:) No tak, wróżka Flo. nigdy się nie myli ;) A jak się jeszcze doda do tego fakt, że stosunkowo nieźle zna obiekt swojego jasnowidztwa... :))
UsuńCzyli możliwe jest, że jak jednak za x lat będę w tej ciąży i wyjdzie dziewczynka, to po porodzie stwierdzę podobnie... ok :D jednak chcę chłopca :D
OdpowiedzUsuńHaha :)) A chciej, chciej, jak najbardziej to rozumiem :) Może nie będziesz musiala się przekonywać, czy stwierdziłabyś podobnie. Ale jeśli, to tego właśnie Ci życzę :)
UsuńDobrze, że w Twojej notce przewinęła się ta chorągiewka, bo na widok tytułu już mi się mentalnie otwierał pyszczek (mentalnie, bo przecie nie gadałabym do monitora), żeby rzec: "Tak mówią chorągiewki!" ;))) A zmieniło Ci się, bo czemu niby miałoby się nie zmienić?
OdpowiedzUsuńA propos, ja Ci od razu mówiłam, że fajnie, że to Tasiemiec, a nie Tasiemka ;D
Tak naprawdę jeszcze sporo wątków tu pominęłam, bo w przeciwnym razie notka byłaby za długa, no ale o chorągiewce wspomieć chcialam, żeby dać do zrozumienia, że nie mam na myśli sytuacji, kiedy ktoś zmienia zdanie za każdym razem, bo tak mu wygodnie. Tego nie pochwalam, ale że "tylko krowa nie zmienia poglądów" podtrzymuję, bo wydaje mi się, że taka zmiana jest dość naturalna raz na jakiś czas, może nawet wskazana, bo świadczy o rozwoju.
UsuńPewnie, nie Ty jedna ;) Ale ja wtedy absolutnie w to nie wierzyłam :)
Hehe :)
OdpowiedzUsuńAle się rozpisałaś :)
UsuńNo cóż. Tylko krowa nie zmienia poglądów, a już ważne wydarzenia w życiu sprawiają, że często w pełni zmieniamy perspektywę na pewne sprawy.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
To fakt, taka zmiana zazwyczaj wynika właśnie z jakiejś zmiany w życiu, z nowych doświadczeń itp. Dlatego myslę że w takim wypadku jest czymś naturalnym.
UsuńPozdrawiam również ;)
Doświadczenie to ważna sprawa i ono właśnie nas kształtuje. Nawet najbardziej wierne poglądy życie potrafi zweryfikować :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Nic dodać, nic ująć ;)
UsuńNo to całe dzięki opatrzności za taką wspaniałą niekonsekwencję :)
OdpowiedzUsuńMasz rację! W tym wypadku naprawdę się cieszę, że jestem niekonsekwentna :)
Usuńchyba każdy z nas jest czasem niekonsekwentnym:) nie da się chyba całe życie zawsze mieć takiego samego zdania co do jakichś spraw, życie raz po raz, to i owo w nas i wokół nas czy tego chcemy czy nie przecież weryfikuje
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Pewnie masz rację - no i to nawet dobrze, bo trudno, żeby po pięćdziesiątce myśleć tak samo, jak wtedy, gdy miało się piętnaście lat :)
UsuńA mi się wydaje, że to instynkt macierzyński, a nie brak konsekwencji. Człowiek dojrzewa, z wiekiem podobno się mądrzeje to i poglądy się zmieniają. Wikuś jest Twój więc nic dziwnego, że nie wyobrażasz sobie by mógłby być inny. Jak się przewróci będziesz widziała to jako urocze potknięcie, podczas gdy postronny obserwator uzna go za ciamajdę, taka rola matki. Uwielbienie dla własnych dzieci rodzice dostają chyba w pakiecie w raz niemowlakiem.
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem, bo nie jestem pewna, czy wierzę w coś takiego jak instynkt macierzyński :)) Ale pewnie zwał, jak zwał, może coś takiego jest, tylko ja to inaczej nazywam :)
UsuńA z tym że Wiking jest mój i sobie nie wyobrażam, że mógłby być inny, to oczywiście masz rację.
Ha ha taka nie konsekwencją to mały pikuś :)
OdpowiedzUsuńW sumie też tak myślę ;)
UsuńNo proszę;) Nie spodziewałabym się tego po Tobie:)
OdpowiedzUsuńO, to chyba nie najlepiej o mnie świadczy :P
UsuńWcale nie:) Po prostu nie myślałam że zmienisz zdanie co do płci bo to że zaakceptujesz chłopca to było raczej do przewidzenia.
UsuńAa, teraz rozumiem ;))) Myślałam, ze właśnie niespodziewane jest to, że się ostatecznie tak łatwo z tym chłopcem pogodziłam :)
UsuńA co do płci, to ja też nie myślałam, że zmienię zdanie ;)
Cóż tu więcej można dodać ;) Powiem tylko, że według mnie to w takich sytuacjach to to już nie tyle chodzi o konsekwencje, co o doświadczenia życiowe, które nabywamy w każdych nowych sytuacjach. Każda nowa rola czy sytuacja uczy nas czegoś nowego i wcześniej możemy myśleć cokolwiek ale nasze myśli zostają zweryfikowane właśnie dopiero gdy dotyka nas dana sytuacja i tak też było u Ciebie. I bardzo dobrze, nie można zamykać się tylko na jedne poglądy ;)
OdpowiedzUsuńA co do Wikusia, to nie dziwie się, że już byś go nie zamieniła na żadną dziewczynkę, bo po pierwsze powtórze to po raz kolejny - jest prześliczny a po drugie to zawsze marzyłam, żeby mieć najpierw chłopca a później dziewczynkę, żeby miała starszego brata ;)
Na pewno masz rację, że chodzi głównie o doświadczenia życiowe i tego, co z nich wynika oraz ile się z nich nauczymy. W takim momencie faktycznie już nie o konsekwencję chodzi, ale wspomniałam o niej, żeby podkreślić, że ważne jest mimo wszystko dla mnie, żeby trzymać się zasad i nie zmieniać za często zdania bez konkretnego powodu :)
UsuńDziękuję po raz kolejny w imieniu Wikusia ;))
Tak, wiem, że wiele osób uważa, że tak jest idealnie :) Ja tak nie chciałam, ale teraz już nie ma to żadnego znaczenia. A w ogóle to nie jest powiedziane, że druga będzie dziewczynka :)
Czekałam na taki post! :)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz co Ci opisywałam? :)) Wiedziałam, że tak będzie, bo kiedy dziecko sie pojawia, to płec chyba traci w pewnym sensie znaczenie :) Dziecko to dziecko - jest nasze i to najpiękniejsze :)
:)
UsuńTak, wiem, wiele z Was mi o tym pisało, ale w tamtym momencie naprawdę to było dla mnie nie do pomyślenia i w ogóle niewyobrażalne :) Długo nie mogłam się z tym pogodzić, ale na szczęście zupełnie zmieniłam zdanie :)
Pierworodny miał ponad 3 lata, gdy zaczęłam oczekiwać na drugie dziecię. Przez całą ciążę każdemu mówiłam, że chcę znów chłopaka. ,,Bo ja się nie znam na dziewczynkach, bo to więcej kłopotów z nimi itp.''... Nawet do Małża się nie zająknęłam, że w głębi duszy pragnęłam dziewuszki. Na szczęście się udało!
OdpowiedzUsuńNo proszę, czasami taka taktyka się bardzo sprawdza, zeby nawet przed samym sobą do końca się nie przyznawać, czego naprawdę się pragnie.
UsuńTak sobie myślę, że taki "układ" chłopca i dziewczynki to rzeczywiście fajna sprawa...
Wiedziałam że tak będzie :P
OdpowiedzUsuń:)) Ja nie :)
UsuńNo pewnie, że jest cudowny i wyjątkowy- w końcu to Twoje dziecko ;-)
OdpowiedzUsuńJa teraz też nie wyobrażam sobie tego chłopca, którego w głowie miałam pół ciąży- na miejscu naszej Alusi :-)
No to się rozumiemy :))
UsuńHihi chyba bardziej by mnie zdziwilo przeczytanie, że nadal ubolewasz nad tą dziewczynką, bo przecież nie sposób nie zakochać się w tym małym człowieczku jak już pojawi się na świecie :)) wiele zależy od punktu widzenia i po jakimś czasie coś nam się odmienia, co wcale nie jest złe no i jak już znajdziemy się w tej konkretnej sytuacji, która wcześniej była jednak abstrakcją, teoretyzowaniem to praktyka wygląda nieco inaczej :D
OdpowiedzUsuńNo, coś w tym jest... Może nie jestem taką typowo zakochaną w swoim dziecku matką, bo po prostu nie jestem idealistką i nie straciłam głowy dla Wikinga mimo wszystko, ale oczywistym jest, że teraz jest w centrum mojego życia i poświęcam mu niemal calą siebie.
UsuńA tak, to prawda, że teoria i praktyka bardzo się od siebie różnią w tym przypadku...
Podobnie jak większość Twoich czytelniczek przeczuwałam coś takiego ;)
OdpowiedzUsuń:) Ja sobie tego w ogóle nie umiałam wyobrazić.
UsuńBo każde dziecko jest jedyne i niepowtarzalne :-) ja od zawsze chciałam mieć chłopca :-) i nawet teraz gdy byłam w ciąży cały czas byłam przekonana, że będzie chłopczyk a tu masz babo Gwiazdę :-D
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Teraz rzeczywiście też myślę, że każde dziecko jest jedyne w swoim rodzaju. A dla rodzica nieważne, jakie jest, bo i tak jest najwazniejsze.
Usuńgdy Złotowłosa przyszła do mnie z Misiową i zmieniała jej przy mnie pampersa to powiedziałam tylko jedno "dziwne to dziecko, ono nie ma jaj" :P chłopcy górą! ;)
OdpowiedzUsuńHaha, no, coś w tym rzeczywiście jest :P
UsuńBo jest TWÓJ po prostu.
OdpowiedzUsuńSukienki sukienkami. Ale robią teraz takie ładne rzeczy dla dzieci, ze nic tylko stroic i na wybieg ;) I plec nie ma tu znaczenia ;)
Witaj :)
UsuńTak, to prawda, że i dla chłopca można znaleźć naprawdę piękne rzeczy!
Właśnie dziecko to dziecko. Ja mam chłopca, a zawsze chciałam dziewczynkę, ale w pewnym momencie w ogóle przestało to mieć znaczenie.
OdpowiedzUsuńTeraz mogłam się przekonać, ze tak to działa ;)
Usuń