*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 6 grudnia 2014

Nasz Tasiemiec.

Wiecie dobrze, że ja i Franek, choć zakładaliśmy zawsze, że będziemy mieli dzieci, nie doszliśmy do etapu, kiedy zaczęliśmy odczuwać silną potrzebę, czy też po prostu pragnienie posiadania dziecka. Nie mieliśmy (zwłaszcza ja, uczciwie muszę przyznać, że Franek chyba bardziej wiedział, czego chce) wystarczająco dużo odwagi, żeby podjąć konkretną decyzję i po prostu pozostawiliśmy sprawę własnemu biegowi. Wiele razy podkreślałam, że moje podejście do ciąży i przyszłego macierzyństwa jest przede wszystkim racjonalne a mało emocjonalne.
Wiele kobiet - pewnie nawet większość, ma bardzo emocjonalny stosunek do swojego dziecka bardzo szybko lub wręcz od razu, gdy dowiaduje się o ciąży. Ze mną było inaczej. Nie wiem, jak to opisać, żeby dobrze przekazać swoje przemyślenia, ale na początku to był dla mnie przede wszystkim szok i totalna abstrakcja. Pierwsze badanie USG trochę mną wstrząsnęło, bo bardzo dziwne wydawało mi się, że gdzieś tam we mnie rośnie taka mała krewetka, ale nadal nie czułam się z nią związana. Oczywiście dbałam o tę ciążę i cieszyłam się z niej. Myślałam dużo na temat tego, co nas czeka. Ale samo dziecko było dla mnie jakimś odległym bytem. Nawet pierwsze ruchy nie zmieniły szczególnie mojego stosunku - na pewno ciąża była już bardziej rzeczywista i namacalna, ale dziecko było dla mnie po prostu Dzieciakiem. Naszym co prawda, ale Dzieciakiem i już. Ono sobie żyło, a ja sobie :) Co prawda siłą rzeczy jesteśmy nierozerwalnie związani, ale traktowałam je trochę jako takiego abstrakcyjnego lokatora. Przyznam, że nawet denerwowało mnie, kiedy ktoś mówił o tym dziecku tak, jakby ono już było na świecie, kiedy odnosił się do niego, jak do prawdziwej osoby. Zupełnie mi to nie pasowało. Imię mieliśmy właściwie wybrane już w połowie trzeciego miesiąca (dla dziewczynki oczywiście dużo, dużo wcześniej), ale w ogóle go nie używałam.

Nie wiem kiedy to się zmieniło - to na pewno była bardzo stopniowa zmiana, do której musiałam dojrzeć. Możliwe, że znowu trochę szkoła rodzenia miała na to wpływ, bo wtedy stałam się trochę bardziej świadoma i kiedy tak słuchałam o tych różnych noworodkach i oglądałam je, to zaczynało do mnie docierać, że niedługo my też takiego będziemy mieli. 
Ale tak naprawdę dopiero w ósmym miesiącu nastąpił u mnie jakiś przełom i zaczęłam o tym dziecku myśleć już nie jak o jakimś tam naszym abstrakcyjnym Dzieciaku, tylko o konkretnej osobie, która niedługo pojawi się wśród nas. Kiedy sobie wyobrażam, że Tasiemiec urodzony na tym etapie ciąży (choć nadal ma zakaz wyjazdu!) to już nawet nie wcześniak, tylko dziecko urodzone przedwcześnie - które prawdopodobnie nawet nie musiałoby przebywać na oddziale intensywnej terapii, które niewiele już różni się od tych dzieci urodzonych w terminie, to jestem w szoku. Z ciekawości oglądam sobie jakieś noworodki i myślę sobie, że Tasiemiec już też prawie taki jest - słyszy, czuje, coś tam pewnie widzi. Jest już sobą, chociaż jeszcze niesamodzielny. Totalna abstrakcja! Ale już zupełnie inna niż ta na początku :) Tamta abstrakcja była dla mnie czymś nierealnym, ta mnie po prostu tylko zdumiewa. Mimo wszystko robi na mnie wrażenie, że tak to wszystko zostało urządzone.

Tasiemiec jest już dla mnie - dla nas - naszym dzieckiem, dla którego mamy powoli przyszykowany kącik, który ma już jakieś swoje rzeczy. Zastanawiam się, jaki będzie. Jak będzie wyglądał (jak już trochę się wyprostuje po porodzie :P), nawet do kogo będzie podobny. Jestem jakaś zacofana, bo z wszystkich mądrych książek wynika, że takie rozkminy to ja powinnam mieć jakieś pół roku temu :P A na mnie to dopiero teraz przyszło. Trochę chciałabym, żeby był podobny do mnie (bo ciekawa jestem, jak wyglądałaby margolka w chłopięcym wydaniu :P ja jestem bardzo podobna do babci i mamy, do żadnego mężczyzny, więc to byłoby interesujące) - mógłby mieć moje oczy. Ale nos zdecydowanie ma mieć frankowy! 
Choć niestety mam pewne obawy co do tego, bo na USG w 12 tyg. lekarz stwierdził, że dziecko ma spory nosek i że to tylko potwierdziłoby jego przypuszczenie, że to chłopiec, bo "dziewczynki mają ładne zgrabne noski, a nie takie nochale" (tak? to niech spojrzy na mnie :)) - choć to podobno nos arystokratyczny, bo rzeczywiście wszyscy arystokraci na portretach mają takie nosy. Nie chodzi o to, że mam jakiegoś kartofla, tylko, że moja kość nosowa jest dość długa i ostra - to spadek po przodkach mojego pradziadka, czyli dziadka mojej mamy od strony jej taty. A oni rzeczywiście z jakiejś tam szlachty pochodzili (mój wujek-historyk się do tego dokopał), więc może coś w tym jest :P Ech, ciężkie jest życie szlachcianki, nie raz żałowałam, że nie odziedziczyłam chłopskiego nosa po przodkach taty. Ale tak bywa. 
No, ale odbiegłam od tematu - to, czy Tasiemiec będzie ze szlachty, czy z pospólstwa okaże się pewnie dopiero za kilka lat - ale w każdym razie nos Franka mi się naprawdę bardzo podoba, więc fajnie by było, gdyby synek też taki miał :)
Zastanawiam się też jaki będzie miał charakter, czy będzie władczy po mnie, czy uparty po Franku. Jedno i drugie fatalne :/ Ale zapewne będzie niestety bardzo temperamentny, bo impulsywni jesteśmy oboje. Rozmyślam o tym, co będzie lubił, a czego nie i jak się będziemy dogadywać. 

W którymś momencie przestałam ubolewać nad tym, że to nie dziewczynka. Nie, nie, nie chodzi o to, że nagle przestałam marzyć o tej córeczce i daleka jestem od stwierdzenia, że cieszę się, że to jednak chłopiec (to chyba byłby szczyt braku konsekwencji :P aż takim kameleonem nie jestem:)). Nadal bardzo chciałabym mieć dziewczynkę, wciąż czuję lekkie ukłucie od czasu do czasu, gdy widzę jakąś ładną sukienkę albo warkoczyki... Ale chodzi o to, że to konkretne dziecko, czyli Tasiemiec, jest chłopcem i to jest dla mnie tak oczywiste, że nie umiem sobie wyobrazić, że nagle miałaby się urodzić dziewczynka. Po prostu w mojej świadomości to już jest w pełni zaakceptowany chłopiec. Miałam nadzieję, że tak się to ułoży, choć obawiałam się, czy nie za późno. Ale samo się stało. Nawet nie wiem kiedy. Oczywiście nadal się trochę martwię, jak się z nim dogadam i takie tam, ale zdecydowanie już nie czuję zawodu, bo to stało się dla mnie jakoś naturalne, że to jednak on.

Długo, bardzo długo powtarzałam, że ja to bym chciała urodzić od razu jakieś 2-3 letnie dziecko :) Takie, żeby było już kumate, żeby dało się coś z nim zrobić. Kiedy chodzimy po sklepach, to nadal wynajduję jakieś świetne książki, łamigłówki, klocki, a na grzechotki nawet nie spojrzę! Ubolewam wtedy bardzo nad tym, że nie mogę jeszcze Tasiemcowi kupić żadnej porządnej zabawki, bo musi do niej bardzo dorosnąć. Zabawki dla niemowlaków mnie nie ruszają. W ogóle. Nie mamy jeszcze żadnej.
No, ale przyznać muszę, że pogodziłam się też z tym, że jednak urodzi się niemowlak :P Jakoś to przeżyję :) i może nawet jednak będę jakoś umiała się nim zająć. 
(Znowu błagam, żadnych "zobaczysz, że..." :)) ja wiem, że zobaczę, ale chcę zobaczyć, a nie czytać o tym, że zobaczę :))

Tak sobie myślę, że ta dziewięciomiesięczna ciąża została wynaleziona z myślą o takich kobietach jak ja, które nie potrafią myśleć o dziecku jako o swoim od pierwszych dni jego istnienia, które nie widzą samych dobrych stron macierzyństwa i które zwyczajnie potrzebują czasu. Ja potrzebowałam go naprawdę sporo, żeby dojrzeć do tego, żeby zacząć myśleć o Tasiemcu jak o własnym dziecku, które niedługo dotknę. Nie martwię się tym. Wręcz przeciwnie, uważam, że ten czas był mi bardzo potrzebny i cieszę się, że nic się nie stało za wcześnie, że nie zostałam tym wszystkim przytłoczona. Że spokojnie i systematycznie dochodziłam do pewnych wniosków i emocji.
Nie wiem, czy udało mi się oddać w tej notce choć połowę tego, co naprawdę myślę i czuję. W każdym razie pewne jest to, że jestem coraz bardziej gotowa na to, co się wydarzy za jakiś czas i chociaż jeszcze nie wiem, z czym to się je, to czekamy już nie na jakiegoś Dzieciaka, tylko na konkretnego Tasiemca. Naszego Tasiemca :)

55 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje rozważania tego typu. Nie podobają mi się kompletnie wynurzenia o podobnych tematach na innych blogach, wiadomo pewnie dlaczego, ale Ty to robisz przezabawnie. Co jeden akapit się śmieję.
    A Tasiemiec będzie facetem - co za różnica, jaki będzie miał nochal? Ważne, żeby był wysoki, żeby nie musiał być nazywany przez kobiety kurduplem.
    Jak będzie drugi dzieciak, może wyjdzie, że to dziewczynka - wtedy będziesz się martwić o nos;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę potrafię być zabawna? :O Nie podejrzewałam siebie o to :)
      Ale cieszy mnie to, że te rozważania Was nie nużą, bo wiem, że mogłyby, zwłaszcza, ze ten temat siłą rzeczy jest ostatnio u mnie coraz częstszy.

      No w zasadzie to masz rację, ale jak już miałabym wybierać, to wolę, zeby oczy miał po mnie a nie nos. A Franek naprawdę ma ładny nos, szkoda, zeby się zmarnował.
      Jeśli o wzrost chodzi - oby poszedł w tatusia! Bo jeśli w mamusię, to kiepsko to widzę :) Ja mała a i u mnie w rodzinie raczej mężczyźni niewysocy - tak 175-180 cm. Ale Franek jest dość wysoki, więc miejmy nadzieję, że męskie geny jednak wezmą górę :)

      Usuń
    2. Pamiętam, że Frankowski jest długi, stąd pomysł, żebyś się modliła o jego wzrost dla Tasiemca.
      I powtórzę - nochal u faceta jest mało ważny. Po prostu. Czasem im większy, tym facet bardziej faceciarski, więc luz maleńka;)

      Usuń
    3. No to może jednak cud nie będzie potrzebny :) Wydaje mi się, że chłopaki jednak zazwyczaj są wyżsi od swoich mam :P Jak dorówna Frankowi to już będzie dobrze, nie musi go nawet przerastać :)

      Może i tak. A zawsze będzie można powiedzieć, że szlachecki :P

      Usuń
  2. Pamiętam, że siostra drukowała czarno białe obrazki, jak Błażej był niemowlakiem (czyli równe trzy lata temu, gdzie to zleciało?). Z tego, co pamiętam, to dziecko po urodzeniu nie odróżnia i tak barw, a Młody lampił się na te obrazki jak szalony.
    I nadal powtarzam, ja się chętnie z Tasiemcem autami pobawię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam zamiar to robić! :) Czytałam kiedyś o tym, ze takie małe dzieci się interesują właśnie takimi obrazkami - czarno białymi, później jednokolorowymi. Nieskomplikowanymi nawet - jakieś figury geometryczne na przykład. I że można je zamieniać miejscami albo wieszać do góry nogami. Dzieciak podobno to zauważa i w ten sposób staje się kreatywny, czy coś tam. Na pewno będę eksperymentować :)

      Super! Piłkę też mam już załatwioną, bo Dorota obiecała :))) Niedyskretna będzie wychodzić z nim na spacery. No, jak tak dalej pójdzie, to będę miała dla siebie dużo czasu! :)

      Usuń
    2. O to to! Na początku to chyba nawet te grzechotki nie są tak bardzo potrzebne, bo odruch łapania też dzieciakowi z czasem przychodzi ;) Poza tym, to są przecież nudne zabawki! Nie da się tego rozwalić, poskładać od nowa itp. A też często jest tak, że najlepszą zabawką są ręce alb stopy :P

      Hahah :D umiesz się ustawić! Jeszcze mogę puzzle układać i bajki oglądać, bo nadal je lubię :D

      Usuń
    3. Właśnie tak sobie myślę, że jak grzechotki nie będziemy mieli jeszcze w dniu narodzin to świat się nie zawali :) Liczę w tej kwestii na innych :) I zgadzam się, że to nudne :)

      ;)) A to, to możemy robić razem, też lubię puzzle układać :) I bajki też, chociaż zależy które

      Usuń
    4. Jeszcze dzieciaka na świecie nie ma, a już się ustawiła. Najgorsze (najlepsze?), że nawet nie poczułabym się wykorzystywana. Co za pyra wielkopolska;)

      Usuń
    5. Przypominam, że pyra to Franek ;) Ja to jestem takie "niewiadomoco" - trochę pyry, trochę dziołchy opolskiej, trochę góralki i kresowianki, a nawet, wyobraź sobie, podlaska krew we mnie płynie :)

      Usuń
    6. A nie ma za bardzo co opowiadać, po prostu tato mojego taty pochodzi z Białej Podlaskiej i jakąś rodzinę tam nawet mam. Ale się mocno rozjechała i tylko raz tam byłam - jakieś 15 lat temu.

      Usuń
  3. O, w końcu jakieś emocje zdradzasz :P :D
    Mam bardzo podobne refleksje i w zasadzie nie miałabym nic do dodania, oprócz tego, że mimo iż nasze podejście i nastawienie do tego tematu od zarania było inne, to jednak wiele nas łączy, a sama ciąża może być też dużym zaskoczeniem czy nawet pewnego rodzaju szokiem dla kogoś, kto by się tego zupełnie nie spodziewał. Bardzo dobrze Cię rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja nie jestem osobą bez emocji - po prostu nie czuję potrzeby, zeby się z nimi uzewnętrzniać a generalnie w pierwszej kolejności do wszystkiego podchodzę z rozsądkiem. Dla mnie to było oczywiste, że te emocje w stosunku do dziecka się pojawią, tylko nie od razu (co było nie do pomyslenia dla wielu osób), ale nawet teraz to nie jest jakaś ogromna fala, która mnie zalała - bo nie chodzi o samo dziecko, tylko ogólnie o mnie. Jestem bardzo powściągliwa jeśli chodzi o okazywanie uczuć, o czym najlepiej wie na przykład Franek :)
      Zresztą jakieś emocje towarzyszyły mi od samego początku, tylko nie takie, na jakie liczyłaby większość osób w tej sytuacji :) Ja się czuję z tym dobrze, bo nie lubię przesady w wielu rzeczach - również w emocjach :)
      A, no i jeszcze jedno - zawsze powtarzam, ze jestem przekorna, więc jeśli ktoś ode mnie oczekuje, że będę się rozpływać nad ciążą i dzieckiem, to może być pewny, że będzie zupełnie na odwrót :))
      Pewnie różnica miedzy nami jest taka, że Ty dużo wcześniej masz takie refleksje :)

      Usuń
    2. Wiem, wiem ;)
      Czy dużo wcześniej? Dla mnie właśnie to wszystko pojawia się paradoksalnie dość późno, jak dla mnie.

      Usuń
    3. No wiesz, jak dla mnie to jest jednak dużo wcześniej zważywszy na to, ze u mnie tego rodzaju przemyślenia pojawiły się dopiero teraz - a więc kiedy ósmy miesiąc prawie już dobiega końca :) Te dwa i pół miesiąca temu jeszcze w ogóle w ten sposób nie myślałam i byłam na zupełnie innym etapie. Z Twoich notek też wynika, ze już od jakiegoś czasu tego rodzaju myśli Ci towarzyszą :)

      Usuń
    4. U mnie to przebiega jakoś bardziej etapowo. Z niektórymi rzeczami już się oswoiłam, a do niektórych także potrzebuję jeszcze czasu, więc to nie jest tak, że u mnie to "już" ;)
      Poza tym, jeśli chodzi o mnie, to największym zdziwieniem było właśnie to, że te nie tak oczywiste reakcje w ogóle się pojawiły, szczególnie biorąc pod uwagę to, co czułam jeszcze na długo przed zajściem w ciążę. Ty do kwestii ciąży i dzieci miałaś od początku dystans, który pozostał Ci kiedy już w nią zaszłaś. I dla mnie największą przemianą było właśnie przejście także przez ten dystans, o który nigdy sama bym siebie nie podejrzewała.

      Usuń
    5. Można powiedzieć, że u mnie też etapowo - tyle, że później ;) Kiedy czasami czytam coś u Ciebie (np, jak pisałaś coś na temat ubrań) to myślę sobie, że mam podobne odczucia - ale dopiero teraz, a jednak dzieli nas parę tygodni, więc przyszło to do mnie dużo później :)
      No ja muszę przyznać, że nie zaskoczyłam siebie w ciąży. Zachowuję się dokładnie tak, jak mogłabym się tego po sobie spodziewać :) Dotyczy to zarówno tego dystansu, jak i tego, ze wiedziałam, ze później poczuję się gotowa, żeby podchodzić do tego inaczej :)

      Usuń
    6. Uważam, że natura wymyśliła to wszystko wręcz idealnie - ten okres 9 miesięcy. Na wszystko jest czas, dosłownie na wszystko :)

      Usuń
    7. A, chciałam jeszcze dodać coś odnośnie tego czekania na konkretną osobę. Też tak to odczuwam. Pisałaś, że wolałabyś urodzić kilkuletnie dziecko. Ja mam to samo i zdecydowanie o wiele bardziej mam pomysł na to jak wychować i co w ogóle robić z takim starszym dzieckiem, niż z noworodkiem. Moje myśli nawet sięgają wieku dojrzewania, więc zupełnie nie przeraża mnie na razie fakt, że Dzid będzie rósł i nie na zawsze pozostanie 'słodkim bobaskiem'. W wręcz przeciwnie.

      Usuń
    8. Tak, ja zdecydowanie tak właśnie to odczuwam - w komentarzu do MK starałam się mniej więcej wytłumaczyć, o co mi chodzi :) Bo jednak rzeczywiście jest ta różnica, większość przyszłych matek skupia się przede wszystkim na tym małym bobasku, a ja jakoś zupełnie inaczej :)

      Usuń
  4. Te pierwsze lata szybko zleca i bedzie kumaty dzieciak:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie coś jest w tych dziewięciu miesiącach. Choć ja pewnie w tej chwili musiałabym odbyć słoniową ciążę, żeby się przekonać. Ale Ty (Wy właściwie) jesteście w pełni gotowi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dla niektórych to za dużo czekania - skoro już na początku czują się gotowe :) Ale dla mnie to jest akurat w sam raz. Naprawdę jeszcze miesiąc temu w ogóle nie czułam się na to wszystko gotowa, a teraz zaczyna to do mnie docierać :))

      Usuń
  6. Jednak całkiem niegłupio to natura wymyśliła :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja chciałam mieć chłopca...i tylko chłopców...trzech! Ale gdy urodziła się Tuśka, śliczna jak aniołek ( ciocia pediatra stwierdziła, że rzadko się widuje takie śliczne noworodki) to od razu nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie mieć córci ;) Na a potem był Misiek. W dogadywaniu się nie widzę różnicy, bo to nie płeć ale wychowani i charakter dzieci oraz rodziców ma znaczenie. Ja mam świetne dzieciaki, ja się z nimi zawsze dogadywałam. OM miał różne etapy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że dla mnie takie pragnienie posiadania chłopca jest trochę abstrakcją - bo nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam :) No, ale teraz to dziecko już musi być chłopcem, bo tak to sobie w głowie ułożyłam :) To już jest dla mnie konkretna osoba, więc nie umiem sobie inaczej tego wyobrazić.
      Pewnie masz rację.. Ale i tak mam trochę obawy, bo nigdy nie miałam z chłopcami kontaktu.

      Usuń
  8. Ja też uważam, że te 9 miesięcy to zwłaszcza dla psychicznego nastawienia się na zmiany jest ;-) jakie imię wybraliście dla Synka? Pozdrawiam. Iskiereczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, takie jest też moje zdanie - choć pewnie wiele osób wcale się nastawiać nie potrzebuje, bo jest od początku nastawiona tak, jak trzeba :P
      Na pewno się dowiecie ;) Na razie niech to będzie Tasiemiec :)) pozdrawiam również

      Usuń
    2. Ja zdecydowanie musiałabym się psychicznie nastawić do takich poważnych zmian :) bo ja w ogóle ciężko się przystosowuję do takich powiedzmy większych zmian. Dobrze, nie ma problemu, poczekam :) po prostu byłam ciekawa jakie imię wybraliście i czy byliście od razu zgodni czy jednak jakiś kompromis musieliście wypracować ;) Iskiereczka

      Usuń
    3. No to ja tak samo. Ja w ogóle większych zmian to nie lubię :)
      Rozumiem taką ciekawość, bo sama zawsze o to pytam i bardzo mnie ta kwestia interesuje :) Ale jeśli chodzi o zgodność, to nie mieliśmy większych problemów - imię dla dziewczynki mieliśmy wybrane już parę lat temu, bo obojgu podobało nam się to samo. Dla chłopca nie podobało nam się prawie żadne a do dwóch typów, które ewentualnie mieliśmy nie byliśmy przekonani. Ostatecznie imię wybraliśmy zupełnie przez przypadek - Franek spojrzał na mapę, na jedną z dzielnic i przeczytał na głos nazwę. Popatrzyliśmy na siebie i stwierdziliśmy, że to całkiem znośne imię :) Wybór został dokonany w sekundę :)

      Usuń
    4. Ciekawa historia :-) może stanie się rodzinną anegdotką w przyszłości ;-)

      Usuń
    5. Ee, ja myślę, że to jednak nie przebije historii moich rodziców, którzy nie mieli dla mnie imienia i pewnej nocy tacie się przyśniła mała dziewczynka, która siedziała pod drzewkiem i kiedy się jej zapytali, jak ma na imię, to odpowiedziała "Małgosia" - uznali, że to znak i stąd moje imię :)

      Usuń
  9. A zdradzisz nam Jego imię?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak - jak będę gotowa :P na razie to jeszcze Tasiemiec :)
      Bo to nie jest żadna tajemnica - choć raczej nie będę tego imienia używać na blogu. Ale nie chcę z tego robić tematu po prostu, bo na pewno komuś się to imię nie spodoba itp itd a zawsze mnie na innych blogach trochę irytują takie dyskusje, bo przecież o gustach się nie rozmawia :))

      Usuń
    2. Rozumiem;) pytałam raczej z ciekawości. Raczej bym nie komentowała w ten sposób.

      Usuń
    3. A ja rozumiem ciekawość :)) Też bym pytała, bo zawsze jestem ciekawa, jakie będzie imię dziecka :)
      Wiem, większość osób jednak tak nie komentuje :)
      Ale niektórzy moim zdaniem trochę przesadzają z tym wyrażaniem swojej opinii - na taki akurat temat. Przecież wiadomo, że rodzice mają do tego stosunek emocjonalny, więc coś takiego sprawia im przykrość (bo że nie kazdemu dane imię się podoba jest jasne jak słońce - mnie też się nie wszystkie podobają :)) - niestety miałam okazję obserwować czasami takie dyskusje pod czyimiś notkami na taki temat, dlatego u mnie raczej takiej tematycznej notki nie będzie, ale myślę, że nie będę tego trzymała w tajemnicy :))ALe rzecz w tym, że na razie to jest Tasiemiec :P

      Usuń
  10. Martwi mnie fakt, że jak się Tasiemiec wydostanie na świat, możemy nie doczekać się tak pełnych relacji z pierwszych kontaktów... Obiecaj nam, że mimo natłoku pracy, nie poskąpisz nam opowieści! Bo na pewno nie tylko ja jestem ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że i ja mam trochę takie obawy - wiadomo, że początki będą na pewno trudne i nie wiem, jak będę wyglądała w pierwszych dniach z organizacją czasu, samopoczuciem itp. Ale na pewno bardzo chciałabym mimo wszystko być tu obecna i pisać o wszystkim na bieżąco - bo takie chwile szybko unikają. Więc na pewno obiecuję, ze zrobię wszystko, żeby tak bylo :) Zresztą między innymi dlatego teraz tyle piszę, żeby wbić się w rytm, później będzie mi bez tego łyso :)
      Jedno jest pewne - ja zawsze wracam! I zawsze mam przynajmniej jedną notkę tygodniowo ;)

      Usuń
  11. tak sobie myślę, że masz też inne podejście do tej kwestii, bo nie miałaś parcia na dziecko, nie obudził się w Tobie potworny instynkt macierzyński, nie pragnęłaś na zabój mieć dzidziusia. Twoje podejście jest bardzo racjonalne, ale najważniejsze, że już się z tym wszystkim oswoiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie, zdecydowanie tak nie było - żadnego instynktu, żadnego pragnienia :) To po prostu było też racjonalne podejście :) Chcieliśmy mieć dziecko, ale nie dlatego, że marzyliśmy o małym człowieczku w rodzinie, tylko dlatego, że nasze wyobrażenie rodziny polegało właśnie na tym, że będzie z nami ktoś jeszcze :) Trudno wytłumaczyć, o co mi chodzi..

      Wiedziałam, że się pewnie prędzej czy później oswoję :) Dobrze, że nadszedł ten czas. Myślę, że akurat w sam raz ;)

      Usuń
  12. Korniszon po nas ma same najgorsze cechy ;) Swoja droga tez chcialabym meic juz rozumne dziecko;p Bo ja na razie rozumie na tyle, ze im dluzej bedzie wrzeszczec i plakac to w koncu rodzice dla swietego spokoju ulegna i dadza mi do gryznienia pilot, komorke....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Echh, u nas pewnie też tak będzie :)
      No właśnie, takie rozumne dzieci są lepsze :P Te małe to mnie w ogóle jakoś nie interesują :)

      Usuń
  13. Jedna rzecz, która mnie najbardziej uderzyła to to, że Ty już zastanawiasz się "jak się będziecie dogadywać" i czym się będziecie bawić, jak Tasiemiec podrośnie, a ja jak myślę o naszym przyszłym dziecku to moje myślenie zatrzymuje się na etapie noworodka i jakoś nie potrafię przebrnąć z myślami dalej, że ten nowy człowiek będzie mieć kiedyś 8, albo 16, albo 30 lat! :D Zastanawiam się, czy jak już będę w ciąży, to myślenie o tym dziecku w jakiś sposób się u mnie zmieni :)) Jestem bardzo ciekawa.

    Fajnie to wszystko opisałaś, takie podejście do ciąży i rodzicielstwa wydaje mi się bardzo, bardzo margolkowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie się nie zmieniło, bo ja właśnie zawsze kiedy myślałam o dziecku, to nie jako o tym noworodku, czy niemowlaku, tylko o członku rodziny - takim "zwyczajnym" później :) Myślę, ze właśnie na tym polega chyba ta różnica w myśleniu, o której piszę - że dla mnie dziecko to nie "dziecko", tylko "osoba".. nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli, ale właśnie mniej więcej to, co napisałaś :) Że ja bardziej myślę o tej przyszłości a na razie pierwszych lat w ogóle sobie nie wyobrażam :)

      Haha, może muszę to jakoś opatentować, skoro margolkowe :P Ale w sensie, ze racjonalne? :)

      Usuń
  14. Zobaczysz, że... ;D

    I znów czytałam z wypiekami ;))) Tak sobie pomyślałam podczas czytania, że parę lat temu po prostu omijałabym takie notki z wiadomych względów. Nieważne, że ciekawie, nieważne, że bez zbędnego lukru, ale na tematy, które mnie kompletnie nie interesują. Jak to się człowiek zmienia... ;))) Mnie przeraża cały ten stan ciąży, że coś kobiecie burka, przelewa się i rusza pod pępkiem, a o porodzie nawet nie wspomnę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ważne jest to, co piszesz. Rzucasz na ten temat światło z zupełnie innej strony. Wiadomo, że zdania nie zmienię i nie zapragnę nagle zajść w ciążę, ale dzięki Tobie (i dzięki Izie) zaczęłam szczerze lubić "dzieciowe" notki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, na pewno zobaczę.. ;)

      Pewnie, że się zmienia - każdy bez wyjątku ;)) Wiesz, mnie też to przerażało - jeszcze nie tak dawno, jak ktoś mi pisał, że zobaczę jak to będzie (sic!), jak się poczuję pierwsze ruchy itd, to mnie to mocno przerażało i byłam pewna, że prędzej poczuję irytację a nie wzruszenie. No i trochę się pomyliłam - tzn wzruszenia ani trochę nie było, rozczulenia też nie, ale przyznam, że mnie to nawet nie wkurza i nie przeraża. Nawet fajne są zwykle te odczucia - chociaż nie wszystkie, bo zależy w jaki sposób się rusza. Jak się za bardzo wierci, to mnie denerwuje, a najbardziej nie znoszę, jak ma czkawkę! Grrr!

      No, Izy Patryka to Tasiemiec raczej nie przebije :) A szkoda, bo ten dzieciak mnie naprawdę przekonuje do tego, ze chłopcy też mogą być spoko :P

      I dzięki za komplement ;) Faktycznie, w ogóle nie myślałam, że to może być ważne :)

      Usuń
  15. Bardzo ciekawie napisane. Poniekąd identyfikuję Cię z Tobą (bo przez długi okres ciąży cięzko było mi myśleć o moim dziecku jak o takiej rzeczywistej postaci :) Ale chyba jednak nieco wcześniej dotarły do mnie takie przemyślenia jakie Ty masz w tej chwili.Z tym, że u mnie ciązy towarzyszył pewnien strach i obawia, tak, że podczas jednego z usg- na dobre wieści płakałam ze wzruszenia. Zrozumiałam wtedy, że to dziecko już teraz jest dla mnie najważniejsze.
    Najważniejsze, moje..ale prawdziwa lawina miłości spadła na mnie jak już Go zobaczyłam :) Wtedy okazało się, że bilskość jaką czułam w ciązy, która wydwała mi się bardzo potężna była tak naprawdę niewielka w obliczu tego co poszułam gdy mój Syn się narodził :)

    A zabawki dla kilkulatka są fajniejsze, jasna rzecz :P Czas jednak bardzo szybko leci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      No ja myślę, że to pewnie dość późno, ale ja już taka jestem w takich sprawach - zazwyczaj na końcu ;P Nie znam Twojej historii, więc nie wiem dokładnie czego ten strach i obawy dotyczyły - bo tak ogólnie to coś takiego też odczuwałam, ale tak raczej "profilaktycznie". Nic się nie działo złego, ale cały czas się trochę martwiłam - i martwię, czy wszystko będzie ok, myślę, że ten rodzaj obaw towarzyszy każdej ciąży, bo nigdy nie można być niczego pewnym.
      Ale rzeczywiście nie przeżywam tak tego wszystkiego - pewnie po prostu dlatego, że taka jestem :) Nie wiem, jak będzie, jak się to dziecko urodzi, sama jestem tego ciekawa, choć znając siebie, jakiejś wielkiej wylewności się nie spodziewam ;) Ale uczucia na pewno będą :))

      Chyba miedzy innymi właśnie dlatego lubię to, że czas tak szybko leci ;))

      Usuń
  16. Ciąża jest na tyle długa, że można zdążyć się oswoić, nie trzeba koniecznie zaraz na początku :)
    Zabawki dla starszych dzieci są ciekawsze. Ale i wtedy często dorosły może się pomylić w ocenie, co takie dziecko woli :)
    Ciekawie się to czyta, ostatnio lubię czasem czytać na tematy ciąży i dzieci, tylko właśnie nie lubię zbytniej emocjonalności, która czasem się pojawia, bo to mi trudniej zrozumieć. A najbardziej mnie drażni traktowanie dziecka jako przedłużenia własnej osoby, czasem na dzieciowych forach coś takiego widzę - ale Tobie to raczej nie grozi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, że tyle trwa ;)

      No, to zawsze tak jest, że ryzyko pomyłki istnieje :) Ale ja tam się zawsze ze wszystkiego cieszyłam i do dzisiaj mi to zostalo :)
      Niestety rzeczywiście niektórzy tak trochę do dzieci podchodzą. Dla mnie to jest postawa nie do przyjęcia. Matka nie powinna zapominać o sobie.. Mam nadzieję, że mi nie odbije ;))

      Usuń
  17. Twoja notka jest w pewnym sensie budującą, bo moje podejście do macierzyństwa jest podobne jak Twoje jeszcze kilka miesięcy temu. Jest więc nadzieja, że i mnie kiedyś tam się odmieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie martw się, jak trzeba będzie to się odmieni ;) Albo nawet inaczej - bo to nie jest tak, ze mnie się jakoś całkiem odmieniło. Po prostu poczułam się gotowa :) Nic na siłę. Ja nie mam wyrzutów sumienia z powodu tego, że tak a nie inaczej do tego podchodziłam, nie czuję, ze coś mnie ominęło itp.. :)

      Usuń