*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 17 sierpnia 2008

Plany urlopowe

Wczoraj było bardzo rodzinnie. Pojechaliśmy do tego Krakowa i można powiedzieć, że wyprawa się udała. Jechaliśmy w czwórkę – ja, moja siostra i rodzice, jak za dawnych czasów – kiedyś często nam się zdarzały takie wyprawy na zakupy, albo do kina do Wrocławia, czy Opola. Potem poszłam na studia, więc zdarzało się to rzadko, a potem już prawie wcale nie było okazji. A wczoraj było naprawdę fajnie, trochę się pośmialiśmy wszyscy, pogadaliśmy, pokłóciliśmy się – jak to w rodzinie :) Na początku lało strasznie, ale i tak trzeba było trochę u mojej siostry w mieszkaniu ogarnąć, więc nawet się dobrze złożyło. Tata składał stolik, siostra się rozpakowywała, mama majstrowała przy firankach, a ja…. a ja się absolutnie i totalnie leniłam :) Za bardzo nie było nic dla mnie do roboty, ale nie ubolewałam, bo jak mało kto, nie potrafię się nudzić :) Obowiązkowo noszę ze sobą książkę, więc oni się tam krzątali, a ja sobie czytałam. Mama się nawet śmiała trochę, że jej mnie szkoda, że przejechałam się do Krakowa, żeby książkę poczytać :) Mnie to odpowiadało… Ale potem pojechaliśmy do centrum, połaziliśmy trochę po starym rynku i Wawelu. Wróciliśmy dość późno i jeszcze tylko trzeba było naszego pieska odebrać z „przedszkola”, czyli z mieszkania mojego dziadka i wujka :) Naprawdę miło było.
A jutro przyjeżdża Franek. Nie komentuję tego, bo przechodzę jakąś huśtawkę emocjonalną i raz szlag mnie trafia jak w ogóle o nim myślę, a potem mi przechodzi i jest w miarę ok. U niego zresztą to samo, bo dzwoni i mówi do mnie „cześć śnieżynko, klusaku, ryba” itd, a potem dzwoni i tylko na mnie warczy. Więc no more comments. Wraca z pracy o 2 i o 6 ma pociąg. Jak nie zaśpi to o 10 odbieram go z dworca.
I mamy problem co dalej… Wspominałam, że chcieliśmy z moim wujkiem do Zakopca pojechać. Ale zależało to od pogody. Wczoraj stwierdziliśmy że pogoda nie wykazuje chęci poprawienia się. Ale wpadłam na pomysł, że może w takim razie zrobimy sobie wycieczkę do Krakowa znowu – połazimy po mieście, po kopcach i jeszcze do Wieliczki skoczymy. I nie trzeba będzie za nocleg płacić… A dzisiaj oglądałam pogodę i zanosi się jednak na poprawę. I mam dylemat, co tu robić?? Do Zakopanego chcę jechać, bo się strasznie nastawiłam, że na Zawrat się przejdziemy. Teraz napaliłam się na Kraków. Poza tym chcę jeszcze trochę w domu posiedzieć, a jak byłoby bardzo ciepło, to Franek chciał nad morze skoczyć… No i jak tego dokonać w siedem dni?? No cóż, skoro potrafiliśmy jeszcze pół roku temu w ciągu pięciu dni przejechać pół Hiszpanii, zwiedzić Madryt, Toledo, Sewillę, Cordobę, Cadiz i parę dyskotek to co to dla nas przejechać się z Zakopanego do Gdańska hehe…