*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 7 lipca 2008

A dzisiaj będę narzekać :)

Coś mi się ostatnio poprzestawiało. Raczej nie miałam problemów z rannym wstawaniem, nawet w zimie, kiedy za oknem było jeszcze zupełnie ciemno, budziłam się sama z siebie, bez pomocy budzika przed siódmą. W weekendy także po siódmej miałam już koniec spania z przyzwyczajenia. A ostatnio jest masakra. No nie mogę, po prostu nie mogę się zwlec z łóżka. Dzisiaj wstałam za piętnaście ósma a i tak jestem teraz nieprzytomna :/ No nic, jeszcze trzy razy będę musiała tak wstać. W piątek jadę rano do domu i zaczynam urlop. Krótki, bo krótki, ale zawsze.
Ostatnio tak chwaliłam Franka, ale chciałam podkreślić, że takim ideałem to on nie jest :) Jeśli chodzi o sprzątanie, to owszem, nie mogę narzekać. Ale za to już wszelkie prace domowe, typowo męskie – o zgrozo! Dwa miesiące czekam, aż mi przybije jeden wieszak w pokoju do ściany! I chyba się nie doczekam. Coś czuję, że skończy się tak jak ostatnio, że sama to zrobię. Tylko gwoździ nie mam. Ale postanowienie na dzisiaj mam takie, że ma mi przynieść gwoździe a ja już sobie resztę sama zrobię. No cóż, wygląda na to, że u nas będzie na odwrót – Franek będzie zmywał gary i gotował a ja wbijała gwoździe i naprawiała kontakty.
A poza tym, jest strasznie niepunktualny! Dzisiaj też mnie wkurzył, bo wczoraj się umówiliśmy, że podwiozę go kawałek do pracy. Z racji tego, że wczoraj był na nocce, nie spał u mnie więc umówiliśmy się na 8:20 na parkingu. I oczywiście jak zadzwoniłam o 8:20 powiedział, że już schodzi a przyszedł po ośmiu minutach. No szlag mnie trafia!!! Nic sobie nie robi z tego, że ja muszę wyjechać najpóźniej 8:25. I tak jest zawsze. Jak się ze mną umawia, to minimum dziesięć minut później przychodzi. A najgorsze, że nawet sobie nie zdaje sprawy z tego, że to coś złego. On uważa, że się nic nie stało. Bo w końcu to ze mną się umówił, więc ja mogę poczekać. Bo na przykład tramwaj by nie poczekał, ale ja.. spoko, nieważne że za piętnaście minut muszę zrobić raport w biurze. Grrr… Wkurza mnie!
No widzicie, równowaga w świecie musi być. I musiałam dzisiaj dorzucić trochę wad Frankowych, żeby się szalka za bardzo w jedną stronę nie przechyliła :)