*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 5 lutego 2013

Coroczny kryzys zimowy

Dopadł mnie chyba. Zazwyczaj właśnie na przełomie stycznia i lutego totalnie odechciewa mi się zimy. To znaczy, ja w ogóle jej nie lubię, ale to jest taki czas, kiedy jest już dawno po świętach, więc nie ma niczego, co by trochę ten zimny czas osładzało, a do wiosny, mimo wszystko, jeszcze daleko. I tak dobrze, kiedy jest w miarę ciepło, ale mój kryzys wynika przede wszystkim z braku światła! Denerwuje mnie, że jest tak ciemno! Niby dnie coraz dłuższe, ale prawie wcale tego nie odczuwam - jedynie popołudniu. A prawdę mówiąc, wolałabym, żeby to ranki były jaśniejsze i bardziej pogodne. Wkurza mnie strasznie, że kiedy otwieram oczy na dworze jest jeszcze ciemno! Aż mi się nic nie chce robić. Przy czym to lenistwo poranne dopadło mnie niedawno i nie chce się odczepić - dlatego właśnie myślę, że to po prostu objaw tego corocznego kryzysu zimowego.  
I nie chodzi o to, że się nie mogę dobudzić albo że nie chce mi się wstawać. Budzę się i nawet wstaję, ale potem wracam z kubkiem herbaty do wyrka, żeby poczytać. A tu tyyyle mam do zrobienia. Po południu nie ma na to szans. Pisałam Wam wiele razy, że poranki to dla mnie czas najbardziej produktywny i że mam wtedy najwięcej energii. A po pracy mam siłę co najwyżej na aerobik lub korki, ale już o żadnych domowych obowiązkach mowy nie ma. Nie mam zwyczajnie na to siły! Dzisiaj na przykład przydałoby się trochę ogarnąć, bo patrzę w kąt przy fotelach a tam kupka moich ciuchów do poskładania. Na półce książki się przewróciły, trzeba by je poprawić. A w kuchni naczynia do pozmywania. I nic nie zrobię. Nie potrafię Wam nawet opisać, jak bardzo nic mi się nie chce robić wieczorem! Wtedy to ja sobie mogę najwyżej usiąść na chwilę przed komputerem albo poczytać w pozycji półleżącej w łóżku. Czasami to jest naprawdę uciążliwe. Mam wrażenie, jakby siły całkowicie mnie opuszczały tak w okolicach godziny dwudziestej. Wszystko, czego normalnie nie odłożyłabym na później przestaje mnie obchodzić, bo nie mam energii, żeby się tym zająć. I dlatego mnie tak te poranne ciemności dobijają, bo to powoduje, że nawet wtedy nie ogarniam tego, co powinnam i robią mi się zaległości. Całe szczęście, że mam męża, który tej energii w różnych porach dnia ma trochę więcej ode mnie i się nie raz zajmie tym, co trzeba :)
Nie zmienia to jednak faktu, że chcę już wiosnę! Dzisiaj już się czułam, jakby zawitała. Rano odsłoniłam okna już o 7:30! Niebo było pogodne, na termometrze kilka stopni powyżej zera. Przyjemnie, ładnie, rześko. Tak mogłaby wyglądać zima!