*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 22 czerwca 2011

Wszystko się zmieniło, mimo, że nic się nie zmieniło…

To nie jest tak, że mi się życie posypało, a świat się zawalił… W gruncie rzeczy, najbardziej ucierpiała moja psychika i emocje, a wokół mnie źle się wcale nie dzieje i wiedziałam o tym od samego początku. Inna sprawa, że wcale nie jest mi łatwo powrócić do tej równowagi emocjonalnej i nadal cały czas rozmyślam. Pozytywy są takie, że odzyskałam apetyt. Niestety do normalnego snu jeszcze nie powróciłam… Zasypiam z jedną myślą, choć odpycham ją od siebie jak się da… W nocy i tak wszystko do mnie powraca, czego nie mogę zrozumieć, bo to był epizod, który nie powinien odgrywać aż takiej roli w moim życiu!
Nie wiem, po co mi to było, wprawdzie dowiedziałam się o sobie czegoś bardzo ważnego, ale i tak nie sądzę, żeby ta wiedza była warta tego wszystkiego, co czułam. Mogłabym chyba się bez niej obejść…
Niby nic się nie stało, a jednak stało się bardzo dużo, a pewne cztery nocne godziny i spotkanie z jedną osobą tak bardzo zmieniły wszystko wokół mnie, nie zmieniając w zasadzie nic…
Wiem, że trudno Wam cokolwiek z tego zrozumieć. Ale nie potrafię napisać o tym wprost – może kiedyś, a dookoła nie da się napisać tak, żeby wszyscy zrozumieli…

A tymczasem, co się u mnie działo? Ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi przede wszystkim pod znakiem ciężkiej pracy i imprezowania… Po wieczorze panieńskim byłam na weselu, potem jeszcze wybrałam się na imprezę, która się przedłużyła do rana. Później jeszcze służbowa kolacja do trzeciej i z dużą ilością wina – branża zobowiązuje… (chociaż wytrwałam w mocnym postanowieniu, że tym razem nie dam się upić i będę piła tylko po jednym kieliszku z każdego rodzaju wina, rano nie zaryzykowałam i nie wsiadłam za kierownicę, co znacznie utrudniło mi dotarcie do pracy). Pracy jest mnóstwo – zgodnie z tym, co powtarzano mi jeszcze na rozmowie kwalifikacyjnej, w czerwcu mamy prawdziwy młyn, skończyły się błogie nudy, teraz z wywieszonym jęzorem biegam od biura do magazynu. Podoba mi się, i owszem, ale bywam wykończona. A mimo tego, ze piątek będę miała wolny (znaczy się znowu na zasadzie, że jestem pod telefonem i kompem służbowym), ten i przyszły tydzień zapowiadają się jeszcze bardziej (czy to w ogóle możliwe?) intensywnie i pewnie będę musiała zostawać w pracy dłużej. Zamykamy rok, wprowadzamy nowy system, wszystko ma się zakończyć ostatniego dnia czerwca – kolejną służbową kolacją z jeszcze większym sztabem prezesów, dyrektorów i angielskich informatyków. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że naprawdę od lipca będzie spokojniej…
Cała ta sprawa poniekąd dotyczy Franka, ale tylko pośrednio. W naszych relacjach nic się nie zmieniło, choć wiem, że niektóre z Was to właśnie podejrzewały. Na pewno mój nastrój miał jakiś wpływ na to, jak jest między nami, ale jednak niewielki. Chociaż może jest jedna rzecz, która się zmieniła – a w zasadzie zmienił się mój pogląd dotyczący nie tyle nas i naszych uczuć, co naszego związku, ale o tym może już innym razem. A ogólnie żyjemy sobie jak zwykle – pracujemy, czasami się mijamy,czasami spędzamy wspólnie bardzo udany weekend. Rozmawiamy, żartujemy,sprzeczamy się – funkcjonujemy więc normalnie.
Tylko ja nie jestem jeszcze normalna i nie wiem, kiedy będę. To jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, że cały czas siedzi we mnie jedno małe zdarzenie…

A w ogóle to jestem bardzo niedobra – zabrałam Frankowi koleżankę… :))
Tyle u nas.
Aha! Zapomniałabym, obroniłam się na piątkę :) Jedno z pytań na obronie było zaskakujące i dość trudne, ale ponieważ wodolejstwa nauczyłam się już jakiś czas temu, skupiłam się na mówieniu o tym, co wiem i udawałam, że nie dosłyszałam drugiej części pytania. Komisja co prawda nie dała się na to nabrać, ale mimo wszystko chyba uznała, ze jednak wiem o czym mówię, bo dostałam za egzamin piątkę, co wraz z piątką za pracę i średnią 4,25 za studia dało mi ocenę bardzo dobrą na dyplomie.